Recenzja filmu

Kartoteka 64 (2018)
Christoffer Boe
Nikolaj Lie Kaas
Fares Fares

Przeszłość, która nadejdzie

Quentin Tarantino posłużyłby się krwawą konwencją emancypacyjnego kina zemsty, David Fincher sięgnąłby po diagnozy rodem z przesłuchańTeda Bundy'ego, a Zygmunt Bauman z Hanną Arendt zapytaliby o
Twórcy kolejnych ekranizacji powieściowego cyklu Jussiego Adlera-Olsena, wiedzą, że lepsze jest wrogiem dobrego. Za najnowszą odsłonę przygód detektywów z Departamentu Q odpowiedzialność bierze Christoffer Boe (pamiętna "Rekonstrukcja") - autor z prawdziwego zdarzenia, który jednak wie, kiedy wcisnąć hamulec i schować się za schematami wypracowanymi przed poprzedników. Nie da się ukryć: takiego właśnie rzemieślnika potrzebuje seryjny procedural. Zamiast ścigać winnych przy akompaniamencie świszczących kul, razem z bohaterami niespiesznie schylamy się po nitkę prowadzącą do kryminalnego kłębka. Choć tykający ma tutaj znaczenie, to nie gatunkowa sensacja, a skrupulatnie rozgryzana intryga zajmuje w kopenhaskim Departamencie Q centralne miejsce.




W latach 1929-67 wysterylizowano w Danii 11 tysięcy kobiet. Podobnie jak w USA, Szwecji czy Japonii pierwszej połowy XX wieku (o nazistowskich Niemczech nie wspominając), zgody nikt od operowanych nie uzyskał. Wśród poszkodowanych były także ciężarne. Na eugeniczny celownik brano biedotę, jednostki z marginesu, córki alkoholików, kobiety naruszające normy obyczajowe, a także z podejrzeniami problemów psychicznych. Diagnozy były cokolwiek powierzchowne - najczęściej podyktowane uprzedzeniami rasowymi i światopoglądowymi. W filmie to właśnie ów historyczny epizod na styku (pseudo)nauki i polityki, czyli selekcja narodzin prowadzona przez bojowników "czystej duńskiej rasy", wzbudza zainteresowanie zgorzkniałego Carla Mørcka i jego syryjskiego asystenta Assada. Dramat jednej skrzywdzonej kobiety służy za podstawę śledztwa. Jak wiemy z dotychczasowych przygód detektywów – czasem trudno uwolnić się od przeszłości. Szczególnie, jeśli duchy okazują się mieć ciała.



Quentin Tarantino posłużyłby się krwawą konwencją emancypacyjnego kina zemsty, David Fincher sięgnąłby po diagnozy rodem z przesłuchańTeda Bundy'ego, a Zygmunt Bauman z Hanną Arendt zapytaliby o społeczne mechanizmy eugenicznej zagłady. Zamiary autorów "Kartoteki 64" są nieco skromniejsze, ale nie ma w tym nic złego. Zgodnie z wymogami współczesnej powieści kryminalnej, twórcy mocniej chwytają kontekst kulturowy niż robiły to poczciwe "Holmesy" czy "Poiroty". Bohaterowie muszą nie tylko zmierzyć się z wyrafinowanymi zbrodniarzami, ale także rozplątać skomplikowaną siatkę społeczną, pod którą kryją się mroczne pragnienia Duńczyków. W opublikowanym w 2010 roku powieściowym pierwowzorze Adler-Olsen bierze wszakże na warsztat narastające lęki rodaków przed napływem imigrantów. W oczach wielu muzułmanie ze Wschodu zaczęli wówczas zagrażać dobrobytowi "najszczęśliwszego kraju świata". Stanowiący kręgosłup intrygi pomysł rodem z political fiction polega na urządzeniu nielegalnego państwa w państwie, w którym fanatycy wykorzystują wierzących w opiekuńczy socjal przyjezdnych. Po obejrzeniu medycznych eksperymentów z piekła rodem najbliższą wizytę w przychodni poprzedzicie uważną lekturą licencji waszego lekarza. Tak na wszelki wypadek.


Christoffer Boe nie zamierza cieniować Złych; ich bezduszność nie potrzebuje wytłumaczenia. Zamiast tego twórca skupia się na dwójce pierwszoplanowych aktorów i dynamice relacji ich bohaterów. Choć to rozwiązanie na pierwszy rzut oka może wydawać się ryzykowne (Carlowi i Assadowi daleko do geniuszu i oporu magnetyzującej Lisbeth Salander), to w zestawieniu z cynicznym złem, które wyciąga do bohaterów swoje macki, stara, dobra przyjaźń nabiera szczególnej wartości. Wypracowywana w kłótniach i cierpieniach, na ringu charakterologicznych różnic, męska sztama okazuje się lejtmotywem i punktem zwieńczającym tę duńską tetralogię. Gdy już rozpoznacie bądź co bądź sztampową konstrukcję fabuł Duńczyka, zgodnie stwierdzicie, że to właśnie niuanse w relacji niepogodzonego ze stratą partnerów Carla Mørcka o wiecznie naburmuszonej twarzy Nikolaja Lie Kaasa oraz "do rany przyłóż" Assada (Fares Fares) grają tu pierwsze skrzypce. Pal licho, z kim akurat walczą detektywi. Patologiczny mściciel, członkowie elitarnego klubu przemocowych mizoginów, religijni fanatycy czy doktor Frankenstein o nazistowskich zapędach - zawsze i tak najważniejsza okazuje się walka Carla z demonami własnej przeszłości. Może z pomocą Assada kiedyś mu się uda.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones