Recenzja filmu

Złota klatka (2013)
Diego Quemada-Diez
Brandon López
Rodolfo Domínguez

Raport ze ślepej uliczki

"Złota klatka" pozostaje wierna tradycji latynoamerykańskiego minimalizmu. Przez niemal dwie godziny pada na ekranie tyle słów, ile Woody Allen wyrzuciłby z siebie w minutę. Quemada-Diez wierzy w
Stary dowcip zza zachodniej granicy głosił, że "największą atrakcją Bonn jest pociąg do Berlina". Trudno oprzeć się wrażeniu, że analogiczne myślenie panuje w kinie Ameryki Łacińskiej. Twórcy z tamtego regionu coraz częściej każą bohaterom marzyć o opuszczeniu ojczyzny i poszukiwaniu szczęścia w USA. Wątek, który zaistniał w świetnie przyjętym na Berlinale "Ixcanul", został jeszcze mocniej wyeksponowany we wchodzącej właśnie na nasze ekrany "Złotej klatce"



Choć trójka gwatemalskich nastolatków z debiutu Diega Quemady-Dieza obiera za swój cel Los Angeles, reżyser nie ukrywa krytycznego dystansu wobec hollywoodzkich klisz. "Złota klatka" pozostaje za to wierna tradycji latynoamerykańskiego minimalizmu. Przez niemal dwie godziny pada na ekranie tyle słów, ile Woody Allen wyrzuciłby z siebie w minutę. Quemada-Diez wierzy w siłę obrazu i chętnie zatrzymuje wzrok na pięknych krajobrazach stanowiących scenerię podróży bohaterów. Dbałość o warstwę wizualną nie może zresztą dziwić w przypadku twórcy, który przed swym reżyserskim debiutem pracował jako operator kamery w filmach Loacha, Inarritu i Spike'a Lee. Na całe szczęście kontemplacyjna atmosfera "Złotej klatki" ani przez moment nie zastyga w nieznośną manierę. Niezależnie od nieśpiesznego tempa opowieści fabuła obfituje w wydarzenia, które automatycznie przyciągają naszą uwagę.

Mozolna odyseja Juana, Chauka i Sary na pozór zawiera w sobie wszystko to, co powinno charakteryzować wiarygodną opowieść o dojrzewaniu. Początkowo eskapada bohaterów zyskuje posmak młodzieńczej przygody obejmującej drobne kradzieże, ucieczki przed glinami i konfrontacje z przygranicznymi bandytami. W przerwach pomiędzy zaliczaniem kolejnych egzaminów w szkole życia młodzi Gwatemalczycy muszą także przewartościować relacje między sobą, a nawet podać w wątpliwość własną tożsamość. Tak dzieje się głównie w przypadku Sary, która – w obawie przed handlarzami żywym towarem – ścina włosy i przypadkowym znajomym przedstawia się jako Osvaldo.



Im bliżej finału, tym bardziej ze "Złotej klatki" ulatnia się atmosfera beztroski, a losy nastolatków przybierają coraz bardziej dramatyczny obrót. W miarę nawarstwiających się kłopotów bohaterowie zaczynają rozumieć, że wiara w amerykański sen zapędziła ich w niebezpieczną pułapkę. W tej sytuacji symbolicznie wypada scena z początku filmu, gdy Juan, Chauk i Sara robią sobie zdjęcia na tle kiczowatej makiety Statui Wolności. Wtedy jeszcze nie wiedzą, że ukazana w "Złotej klatce" rzeczywistość będzie coraz bardziej oddalać się od mitu, a w końcu zamieni się w jego przygnębiającą karykaturę. Quemada-Diez przygląda się temu procesowi z gorzką ironią. Bez cienia triumfalizmu sugeruje, że przygoda rodem z filmu drogi zakończy się dla bohaterów w ślepej uliczce.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones