Recenzja filmu

Ostatnie dni miasta (2016)
Tamer El Said
Khalid Abdalla
Laila Samy

Requiem dla Matki Świata

Jak to jest zrobione! El Said dba o najdrobniejsze detale, scenografka dobiera kolor ścian pod karnację bohaterów (potwierdzona informacja), zaś operator Bassem Fayad wykorzystuje gradację żółci
Chociaż tytuł filmu Tamera El Saida sugeruje, że "koniec" miasta może być czymś wymiernym i doświadczalnym, to raczej przewrotna parafraza centralnej refleksji: miasto - w tym przypadku Kair - jest wszystkim, co po nas zostanie; kiedy opadnie kurz po bitwie, będzie stanowić archiwum pamięci, grobowiec marzeń i zarazem pomnik wystawiony minionym pokoleniom.  

Akcja rozgrywa się przededniu rewolucji z 2011 roku, jej początek to zarazem ostatnie sceny filmu. Kontekst schyłku i zmierzchu epoki ma tutaj wymiar polityczny, jednak metafora zostaje przeniesiona na osobiste doświadczenia reżysera - brytyjski aktor egipskiego pochodzenia Khalid Abdalla wciela się w filmowca Khalida, którego losy zaczynają rymować się niespodziewanie z losami miasta. Jego matka trafia do szpitala, ojciec umiera, kobieta, którą kocha, planuje emigrację, a widmo eksmisji zmusza go do poszukiwania nowego lokum i użerania się z chciwym agentem nieruchomości. Jakby tego było mało, w bólach rodzi się film bohatera, pean na cześć ośmiomilionowej metropolii, zwanej nie bez przyczyny Matką Świata. Podczas gdy kruchy porządek społeczny ulega z dnia na dzień całkowitej erozji, życie bohatera również się rozpada. Cała nadzieja w sztuce?

Próba rozciągnięcia paraleli między reżyserem a jego bohaterem nadaje filmowi intymny wymiar. El Said kręcił "Ostatnie dni miasta" przez dziesięć lat. I widać - w każdym kadrze, sklejce montażowej i długim ujęciu zatłoczonej ulicy - że była to dla niego sprawa życia i śmierci. Świadczy o tym choćby proces artystyczny, który staje się udziałem Khalida - kręcenie filmu to raczej przerzucanie węgla niż szał twórczej pasji. Na efekt uboczny w postaci przesiąkającej utwór nostalgii warto przymknąć oko - konkluzja dotyczy raczej tego, co można i co warto w tak niespokojnych czasach ocalić. Temu służy zresztą wątek przyjaciół Khalida z branży filmowej i zarazem mieszkańców Bejrutu, Bagdadu oraz Berlina. Koniec końców, duszą każdego miasta okazują się zaklęte w budynkach, kawiarniach i na straganach wspomnienia.  

I jak to jest zrobione! El Said dba o najdrobniejsze detale, scenografka dobiera kolor ścian pod karnację bohaterów (potwierdzona informacja), zaś operator Bassem Fayad wykorzystuje gradację żółci i brązów, otulając Kair miękkim, ciepłym światłem. W jego obiektywie miasto jest gwarnym labiryntem, a jednocześnie azylem i przestrzenią sentymentalną. Świadomość, że już wkrótce stanie się autorytarnym piekłem - jeszcze gorszym niż za prezydentury Hosniego Mubaraka - nadaje filmowi fatalistyczny wydźwięk. A jednak fakt, że El Said nie uległ w trakcie montażu pokusie zmiany perspektywy i pozostał wierny swojej pierwotnej wizji, okazuje się najmocniejszą stroną jego filmu. Kino jako laminat wspomnień? Wymienię w ciemno za każdą publicystykę.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones