Recenzja filmu

I Love You Phillip Morris (2009)
John Requa
Glenn Ficarra
Jim Carrey
Ewan McGregor

Więzień miłości

"I Love You Phillip Morris" rozczaruje wszystkich tych, którzy szukali taniej sensacji. Film okazuje się typową komedią, nie za ostrą, ale też i  nie za łagodną – w sam raz dla szerszego grona
"I Love You Phillip Morris" przybywa do Polski otoczony delikatną atmosferą skandalu. Film do dziś nie doczekał się amerykańskiej dystrybucji kinowej, choć kilkakrotnie się do niej przymierzano. Powodem ma być rzekomo gejowski wątek główny filmu. Czy tak jest naprawdę, tego się zapewne nigdy nie dowiemy. Wiemy za to, że w Polsce problemów z tym nie ma i film do kin wchodzi.

Prawdziwa historia kryjąca się za fabułą filmu jest kompletnie niewiarygodna. Gdyby ktoś spróbował nakręcić o tym poważny film, zostałby wyśmiany. Oto praworządny obywatel, bogobojny ojciec i mąż przechodzi na ciemną stronę mocy – zostaje gejem i oszustem. Kiedy ląduje w więzieniu, zakochuje się w innym osadzonym. Aby być z nim, będzie wyczyniał tak szalone rzeczy, że gdyby zwyczajnym ludziom przyznawano Oscary, on z całą pewnością dostałby ich kilka. Nie mogąc opowiedzieć tego na poważnie, postanowiono zamienić wszystko w komedię.

Wbrew temu, czego można było oczekiwać, "I Love You Phillip Morris" nie jest jakąś zbereźną czy niesmaczną komedią (oczywiście pod warunkiem, że zbiera Wam się na wymioty na samą myśl o dwóch całujących się facetach). Wręcz przeciwnie, Glenn Ficarra i John Requa stworzyli bardzo klasyczną komedię, zrealizowaną podług wszelkich prawideł gatunku. To trochę rozczarowuje. Od twórców "Złego Mikołaja" oczekuje się bowiem braku pokory i wytyczania własnych ścieżek  humoru. "I Love You Phillip Morris" to jednak nic więcej jak kolejna komedia z Jimem Carreyem w roli głównej. Jeśli lubicie jego wygłupy, miny i dziwaczne numery, wtedy z pokazu wyjdziecie w pełni usatysfakcjonowani. Carrey znów szaleje, może nie aż tak jak w "Masce", ale niewiele mu brakuje. Mało który aktor może założyć na siebie tak kuse wdzianka i być jednocześnie śmiesznym i poważnym. Ostatnim, któremu się ta sztuka udała, był Johnny Depp w "Before Night Falls".

Znacznie mniej przypadł mi do gustu Ewan McGregor. Och, w roli dość kobiecego w zachowaniu Phillipa poszedł na całość, pozbywając się wszelkich hamulców. Osobiście wolę inną jego gejowską postać – Billy'ego ze "Scen z życia intymnego". Za to wielkim plusem było obsadzenie w roli żony Carreya Leslie Mann. Jej rólka nie była zbyt duża i łatwo można ją sobie było odpuścić. Na szczęście Mann tego nie zrobiła i zapada w pamięć jako postać bardzo wyrazista.

Koniec końców, "I Love You Phillip Morris" rozczaruje wszystkich tych, którzy szukali taniej sensacji. Film okazuje się typową komedią, nie za ostrą, ale też i  nie za łagodną – w sam raz dla szerszego grona odbiorców.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Miłość to przedziwna rzecz. Sprawia, że zachowujemy się jak wariaci i nic innego oprócz niej się dla nas... czytaj więcej
Miłość. Niejedno ma imię. Ciężko ją zdefiniować. Nie zna granic. Wieczna jest. Namiętna. Nie zwraca uwagi... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones