Recenzja filmu

Avalon (2001)
Mamoru Oshii
Małgorzata Foremniak
Władysław Kowalski

Open Your Eyes

Raz na jakiś czas wchodzą na nasze ekrany filmy, o których boję się zacząć pisać. Boję się bowiem po ich obejrzeniu mam w głowie tyle myśli, którymi chciałbym się z Wami podzielić, że aż obawiam
Raz na jakiś czas wchodzą na nasze ekrany filmy, o których boję się zacząć pisać. Boję się bowiem po ich obejrzeniu mam w głowie tyle myśli, którymi chciałbym się z Wami podzielić, że aż obawiam się, iż tekst wyjdzie za długi i nikt nie będzie chciał go czytać. :( Myśle jednak, że "Avalon" zasługuje na to aby potraktować go wyjątkowo, zatem uprzedzam już na wstępie, że jego recenzja będzie obszerna, ale mam nadzieję, iż zostanie ona potraktowana jako jeden z głosów w dyskusji, jaka rozpęta się po wejściu filmu do kin. Chciałbym również ostrzec, iż w recenzji znajdują się niewielkie 'spoilery', których zgłębiając się w analizę obrazu, najzwyczajniej w świecie nie mogłem uniknąć. "Avalon", co już zapewne wszyscy wiedzą został zrealizowany w Polsce, z polskimi aktorami i polską ekipą, a wyreżyserowany przez japońskiego artystę i według japońskiego scenariusza. Akcja obrazu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Młodzi ludzie walcząc z życiowym rozczarowaniem wchodzą w iluzoryczny, wirtualny świat nielegalnej gry wojennej "Avalon". Gra nie jest bezpieczna. Oferuje ona swoim uczestnikom niesamowite doznania, ale niekiedy gracz kończy ją w stanie śmierci mózgowej i wegetuje potem pod stałą opieką medyczną. Wśród nich jest Murphy, niegdyś jeden z najlepszych graczy, dawny kochanek głównej bohaterki "Avalon" Ash (Foremniak). Ash nie wierzy, że Murphy zginął i podejrzewa, iż celowo porzucił ten świat aby żyć w innej, wirtualnej rzeczywistości. Aby przekonać się, czy to prawda bohaterka musi zmierzyć się z Ghost, tajemniczą istotą, która pojawia się jedynie w najwyższej klasie gry. "Avalon" to czwarty aktorski film w karierze Mamoru Oshii, twórcy, który do tej pory kojarzył się większości widzów głównie z produkcjami anime - "Ghost in the Shell", "Angel's Egg". "Avalon" wbrew pozorom nie różni się od nich jednak zbyt wiele. Realizując go Oshii kierował się bowiem zasadami, jakimi rządzi się anime, przeniósł estetykę, stylistykę japońskiej animacji w świat filmu aktorskiego. Po nakręceniu zdjęć taśmę wywołano tak, że utrwalono tylko srebrne części kliszy, dzięki czemu obraz został odbarwiony i film w większości utrzymany jest w kolorach sepii. Później efekt ten poprawiano jeszcze na komputerach. Scenografie wzbogacono o mnóstwo animowanych cyfrowo elementów, wprowadzono refleksy świetlne, poprawiano nawet takie drobiazgi, jak mruganie powiek aktorów. Wszystko to miało na celu nie tylko stworzenie unikalnego, fascynującego filmowego świata, ale również zbliżenie jak najbardziej obrazu aktorskiego do animowanego. Wiele scen w "Avalon" wygląda jakby żywcem wyjętych z anime: leżąca w pokoju Ash w wirtualnym kasku na głowie, wieża przeciwlotnicza, bombowiec nad miastem - to zaledwie kilka przykładów, które zauważalne są nawet dla widzów z japońską animacją nie mający na co dzień do czynienia, jej miłośnicy natomiast takich smaczków wyłapią więcej. Jednak nie tylko wizualizacja jest wzięta z anime. Również sposób realizacji ujęć zaczerpnięty jest z japońskiej animacji. Powtórzenia, wydłużanie niektórych scen to elementy charakterystyczne dla tego typu produkcji. Oglądając "Avalon" można odczuć, że fabuła nie była w nim dla Oshii najważniejsza. Reżyser otwarcie przyznaje, że w filmie liczą się dlań najbardziej obraz i dźwięk, a scenariusz traktuje jedynie jako pretekst do ich przedstawienia. Dlatego też wiele scen w "Avalonie" ma za zadanie nie rozwijać fabułę, ale budować nastrój, tworzyć unikalny klimat, którego, to mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, nie znajdziecie w żadnej innej produkcji. Skrzywdziłbym jednak Kazunori Ito, gdybym napisał, że "Avalon" to film bez scenariusza. Obraz Oshii ma bowiem starannie skonstruowaną fabułę, która jednak nie jest nam podana jedynie w dialogach, tych bowiem jest jak na trwający ponad 100 minut film stosunkowo niewiele, ale również w obrazach. "Avalon" należy więc oglądać niezwykle uważnie, zwracając uwagę nawet na drobiazgi, bowiem wiele z nich to wskazówki pozwalające nam odczytać sens filmu. Jeżeli obejrzymy "Avalon" śledząc fabułę jedynie dzięki dialogom to tak naprawdę możemy poczuć się nim zawiedzeni bowiem historia wyda się nam mętna i nudnawa. Jeżeli jednak wytężymy naszą uwagę to wtedy dostrzeżemy w filmie drugie dno, precyzyjnie skomplikowaną intrygę, której rozszyfrowanie samo w sobie jest niezłą zabawą. Przede wszystkim pod znakiem zapytania stanie rzeczywistość, którą Ash uważa za swój świat. Czy rzeczywiście on nim jest, czy też może jest to kolejne wirtualne środowisko, kolejna gra? Wiele wskazuje na to, że tak. Idąc ulicą Ash kopie puszkę, a dźwięk tego dociera do nas z kilkusekundowym opóźnieniem, później dziewczyna słyszy swojego psa, ale go nie widzi - to typowe objawy lagów, opóźnień wynikających z przeciążenia sieci bądź serwerów. Kiedy to zrozumiemy wtedy zdamy sobie sprawę, że jej świat to jeszcze jedna wirtualna rzeczywistość, którą Ash wybrała na swój dom. Zrozumiemy też dlaczego reżyser kilkakrotnie zdecydował się powtórzyć scenę z tramwajem, czemu odbarwił taśmę filmową - chciał pokazać sztuczność tego świata, jego nierealność. Bohaterka wraca do domu zawsze tym samym tramwajem, z tymi samymi ludźmi, którzy na dodatek zawsze stoją w tych samych pozach, sprawiają wrażenie sztucznego tła, wypełniacza. Pod koniec, kiedy Ash dociera do najwyższej klasy kolory zmieniają się, ożywiają, stają się naturalne, ale Bishop mówi bohaterce, że na zrobienie tego programu wydano dużo więcej pieniędzy niż na "Avalon" zatem musi być on od niego znacznie lepszy, ciekawszy. I tak jest w rzeczywistości - klasa SA to bowiem nasz świat. W tym momencie film Oshii zbliża się do pamiętnego "Matrixa", gdzie nieświadoma ludzkość 'zamieszkiwała' stworzony przez komputera sztuczny świat. W "Avalonie" natomiast jesteśmy bohaterami niezależnymi (NPC), posiadającymi dużą swobodę ruchu postaciami wzbogacającymi grę, które stworzone zostały po to, aby dostarczyć rozrywkę 'prawdziwym' ludziom. W tym miejscu przerwę owe rozważania bowiem nie chciałbym Wam zdradzać zakończenia filmu, do czego od jakiegoś czasu ów tekst zmierzał i zajmę się innymi elementami "Avalon". Na najwyższe uznanie zasługuje muzyka ilustrująca film. Jej autorem jest Kenji Kawai, który po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z najlepszych japońskich twórców muzyki filmowej. Pracując przy "Avalon" Kawai zdecydował się na, jak to określa, 'europejskie brzmienie' i stworzył kompozycje, które stylistycznie przypominają nieco utwory Zbigniewa Preisnera, ale sę od nich, moim zdaniem, dużo lepsze. Niestety wszystko wskazuje na to, że album z muzyką z "Avalon" nie zostanie wydany w naszym kraju. :( Do tej pory "Avalon" chwaliłem teraz niestety muszę go również skrytykować. Przede wszystkim obraz jest fatalnie zagrany. Polscy aktorzy sprawiają wrażenia jakby wcale nie przygotowali się do roli, na plan filmu weszli 'z biegu', a na dodatek chcieli wykonać swoją pracę jak najszybciej i mieć już "Avalon" z 'bańki'. Grający Murphy'ego Jerzy Gudejko w ostatniej scenie ze swoim udziałem zachowuje się tak nienaturalnie, że jego gra wywołuje jedynie śmiech. Niewiele lepiej wypada 'wiecznie głodny' Bartłomiej Świderski jako Stunner. Również Małgorzata Foremniak wielokrotnie swoją grą wzbudza na sali śmiech i to w momentach, kiedy reżyser zapewne by sobie tego nie życzył. Najlepiej z całej obsady wypadł moim zdaniem Władysław Kowalski jako Mistrz Gry, ale jest to przecież jeden z najwybitniejszych polskich aktorów, niezapomniany odtwórca Mistrza w "Mistrzu i Małgorzacie" w reżyserii Wojtyszki, zatem jego udana kreacja dla nikogo zaskoczeniem nie była. Nie najlepsze są również wypowiadane przez aktorów kwestie. Scenariusz został napisany po japońsku, a później przetłumaczony na polski i wszystko wskazuje na to, że zrobiono to bardzo niepoprawnie. "Dialogi niedobre, bardzo niedobre dialogi są" - parafrazując inżyniera Mamonia można powiedzieć po obejrzeniu "Avalon". W innych krajach to nie przeszkadza bowiem tam film i tak pokazywany jest z napisami, ale u nas niestety fakt ten bardzo razi i również wpływa ujemnie na ocenę filmu. Swoją drogą zastanawiam się, czy tłumaczowi udało się chociaż w miarę wiernie oddać oryginalną treść filmu, bo jeżeli nie to może się okazać, że Polacy i Japończycy oglądali w rzeczywistości dwa różne obrazy. Podczas swojego pobytu w Polsce Mamoru Oshii kilkakrotnie powtarzał, że boi się odbioru swojego filmu w Polsce. Po obejrzeniu "Avalon" rozumiem jego obawy. Oshii nakręcił film w Polsce bowiem chciał w nim przedstawić świat całkowicie obcy dla japońskiego widza, zupełnie mu nieznany. My jednak tak tego filmu nie odbieramy i bawią nas sceny, w których polska rzeczywistość staje się zbyt widoczna w wykreowanym przez Oshii świecie. "Avalon" to z całą pewnością film nie dla wszystkich. Po jego pokazie na naszych stronach rozgorzała zawzięta dyskusja pomiędzy osobami, którym obraz się podobał, a tymi, którzy go wręcz znienawidzili. Dowodzi to tego, że najnowszy projekt Mamoru Oshii, nie jest produkcją obok której można przejść obojętnie, a to jest chyba największy sukces reżysera.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Avalon", drugi film Oshiiego na liście moich ulubionych, w porównaniu do "Ducha w pancerzu" może wypaść... czytaj więcej
Tak się dziwnie złożyło, że japoński reżyser podróżując po Europie odnalazł właśnie w Polsce najlepsze... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones