Recenzja filmu

Cwaniaki z Hollywood (2020)
George Gallo
Robert De Niro
Tommy Lee Jones

Nieudany powrót

Nie mam nic przeciw sentymentalnej kinofilii na ekranie. W "Cwaniakach" wydaje się ona jednak cokolwiek wykalkulowana, a deklarowana przez film miłość do kina – powierzchowna.
Nieudany powrót
Jak wiemy z "Producentów" Mela Brooksa, czasem najłatwiej zarobić na sztuce, produkując klapę. Do podobnego, choć znacznie bardziej makabrycznego wniosku dochodzi główny bohater "Cwaniaków z Hollywood", starszy producent filmowy Max Barber. Mężczyzna potrzebuje pieniędzy i to natychmiast. Na swój poprzedni projekt zadłużył się u afroamerykańskiego gangstera. Film – zbojkotowany przez grupy katolickie horror o morderczych zakonnicach – zrobił klapę. Studio Maksa, Miracle Films, dawno nie wyprodukowało niczego, co można uznać za sukces. "Studio" to zresztą za dużo powiedziane – całe przedsięwzięcie to Max, jego bratanek i stosy niezrealizowanych scenariuszy.

Bohater wpada jednak na genialny pomysł, zainspirowany nieszczęśliwym wypadkiem na planie swojego konkurenta. A może by tak, zamiast próbować zarobić na sprzedaży biletów kinowych, zrobić filmowy przekręt: uruchomić produkcję, ubezpieczyć gwiazdę na miliony dolarów, a następnie spowodować jej nieszczęśliwy wypadek na planie.



Max bierze więc pierwszy z brzegu scenariusz – film o kowboju, który odkrywa, że ma indiańskich przodków. W głównej roli obsadza Duka Montanę – zmagającego się z depresją i alkoholizmem gwiazdora westernów, który okres świetności ma już dawno za sobą. Reżyserię powierza pozbawionej doświadczenia kobiecie, licząc, że nie zapanuje ona nad planem. Co jednak najważniejsze, bohater ubezpiecza Duke’a i dokłada wszelkich starań, by kaskaderskie numery, które gwiazdor ciągle sam wykonuje, skończyły się dla niego tragicznie. Stary aktor nie chce jednak umrzeć. Unika kolejnych pułapek, a ze scenariusza, który uważał za pomyłkę, realizowanego przez ekipę dobraną tak, by położyć produkcję, czyni coś, co może okazać się wielkim kinem.

Wielkim kinem z pewnością nie są, niestety, "Cwaniaki z Hollywood". Na planie zgromadzono prawdziwe gwiazdy – Roberta De Niro, Morgana Freemana, Tommy’ego Lee Jonesa. Potrafią oni pociągnąć pojedyncze sceny – czasem faktycznie nieźle napisane i całkiem śmieszne – ale niestety nie film jako całość. Najważniejsza, środkowa część produkcji – kolejne próby spowodowania śmiertelnego wypadku na planie - zaczyna w końcu przypominać nieśmieszny, przeciągnięty żart. Czekamy aż w końcu wszystko dojdzie do puenty, której od dawna się domyślamy. Czarny, cyniczny humor nigdy nie zostaje uwolniony w stopniu, jakiego wymagałaby historia. Nad filmem od początku unosi się sentymentalna nutka, która ostatecznie zwycięża. Ostatecznie tytułowe cwaniaki okazują się kinomanami o złotych sercach, którzy dają się porwać magii kina i marzeniom, jakie niesie.



Nie mam nic przeciw sentymentalnej kinofilii na ekranie. W "Cwaniakach" wydaje się ona jednak cokolwiek wykalkulowana, a deklarowana przez film miłość do kina – powierzchowna. Mimo wszystkich odniesień do klasycznych westernów i postaci gangstera rzucającego filmowymi porównaniami, nie czuję, bym obcował z dziełem kogoś, kto instynktownie czuje historię kina. "Cwaniaki" rozgrywają się na początku lat 70., Max i jego bratanek kręcą western - gatunek wchodzący wtedy w rewizjonistyczną fazę, całe Hollywood gwałtownie zmienia się wtedy pod wpływem kontrkultury, inspiracji kinem europejskim oraz inwazji młodych twórców – na ekranie tego jednak nie widać.

"Cwaniaki" są remakiem filmu Harry’ego Hurwitza z 1982 roku. Nie widziałem oryginału, ale nowa wersja nie broni się dobrze. Ten powrót – w przeciwieństwie do powrotu Duke’a Montany w produkowanym przez Maksa westernie – nie będzie sukcesem. Nie wiem, dlaczego ponownie sięgnięto po utwór sprzed prawie czterech dekad. Czyżby producenci uznali, że skoro widzowie niedawno pokochali film Tarantino o zmęczonym życiu aktorze grającym kowbojów, który obawia się o swoją karierę u progu symbolicznego dla popkultury roku '68, to trzeba dać im raz jeszcze coś w podobnym klimacie?   
1 10
Moja ocena:
4
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones