Recenzja filmu

Głos Sokurowa (2015)
Leena Kilpeläinen

Mądrości przy kawie

To, co miało być impresyjne, jest jedynie chaotyczne. Widz nie dostaje ani czytelnie uporządkowanych faktów z życiorysu, ani rekonstrukcji filozofii artystycznej; a jeśli przed seansem nie
Dokumenty o filmowcach to w zasadzie powinien być samograj. Film taki jest atrakcyjny atrakcyjnością swojego tematu – ciekawy rozmówca, bogaty materiał ilustracyjny, kilka prostych schematów konstrukcyjnych – wszystko to czeka już na starcie. Poza tym, nie ma napinki, bo to przede wszystkim materiał dla fanów, a fani zawsze znajdą sobie w takiej produkcji coś ciekawego i ewentualne niedoróbki przełkną bez popitki. Z drugiej strony, istnieje pokusa, by pracę portrecisty przyrównywać do dzieł portretowanego. Wielki artysta zasługuje oczywiście na wielkiego biografa, ale myśląc w ten sposób, film o Bergmanie mógłby reżyserować tylko Antonioni. No i wielka osobowość często po prostu nie pozwala się reżyserować. Co ma więc zrobić biedny dokumentalista, który nie ma ochoty na wyścigi ze swoim bohaterem? Może, tak jak Leena Kilpeläinen, skromnie oddać mu głos i starać się rozpłynąć w powietrzu. Niestety, w "Głosie Sokurowa" dzieje się to ze szkodą dla filmu i dla jego bohatera.


Aleksander Sokurow to ciekawy przypadek na mapie współczesnej kinematografii – do powszechnej świadomości przedostał się w zasadzie dopiero pod koniec lat 90., za to od razu w aurze rosyjskiego klasyka. Jego wcześniejsze filmy miały sporo problemów z cenzurą, ale kiedy trzeba było miały też wsparcie samego Andrieja Tarkowskiego, który wspierał młodszego kolegę swoim autorytetem. Żeby było ciekawiej, ta cenzurowana twórczość nie była jakoś szczególnie partyzancka i antysystemowa – zdecydowanie bardziej pasują do niej przymiotniki takie jak "oniryczna" czy "elegijna" (co drugi film Sokurowa ma słowo "elegia" w tytule). Dość nagłe wypłynięcie artysty na szerokie wody było związane w równym stopniu z upadkiem starego politycznego porządku w Rosji, co z trafieniem pod opiekę skuteczniejszych i bogatszych promotorów. Najpopularniejsze filmy artysty, jak nowatorska "Rosyjska arka", czy najnowsza "Frankofonia", to międzynarodowe koprodukcje. Nie pisałbym o tym wszystkim w recenzji, gdyby informacje takie dało się wyciągnąć z filmu Kilpeläinen. Ten jest jednak w prozaiczne fakty bardzo ubogi. Zamiast opowiadać o swoim bohaterze, twórcy wpatrują się w niego jak w obrazek i pozwalają mu snuć refleksje zawstydzająco ogólnej natury. Wygląda to tak, jakby Sokurow wypowiadał się tu na każdy temat, który akurat przyjdzie mu do głowy – od wojny w Czeczeni, poprzez Putinowską Rosję, do ochrony zabytków – a że wielkiego artysty się nie temperuje, chaos tych wypowiedzi płynie niczym dzika rzeka.


To w każdym sensie skromny film, nie wypada więc na niego długo narzekać. Wywiady z siedzącym przed kamerą reżyserem przeplatane są fragmentami jego filmów. I tyle. To takie godzinne spotkanie przy kawie, podczas którego Sokurow mówi, a dokumentaliści siedzą i spijają. Nie wątpię, że spijać będą i ci, którzy szczególnie cenią twórczość Rosjanina. Jedynym śladem większych pretensji są lekko wydumane tytuły rozdziałów, na jakie całość została podzielona. Rozdziały nie zastąpią jednak prawdziwej formy, której film jest pozbawiony. To, co miało być impresyjne, jest jedynie chaotyczne. Widz nie dostaje ani czytelnie uporządkowanych faktów z życiorysu, ani rekonstrukcji filozofii artystycznej; a jeśli przed seansem nie wiedział na czym polega zjawisko "Sokurow" we współczesnym kinie, to z tego filmu się tego nie dowie. Twórcy spychają reżysera na pozycję mędrca, do której ten wcale nie pretenduje i od której w swojej nastrojowej twórczości dość skutecznie dotychczas uciekał. I nawet wtedy słuchają go nieuważnie. W urywanych wypowiedziach dopatrzyć się można bowiem nieścisłości, za którymi dobrze byłoby podążyć. Wcale nie po to, by zdyskredytować bohatera, ale po to, żeby uruchomić w nim jakieś procesy i reakcję, sprowokować go do opuszczenia fotela mentora. Ale fani nie drążą. Zasłuchani, łowią perły, które sprawdzą się w roli złotych sentencji. Kawa stygnie, stygnie temperatura rozmowy, godzina mija. Wstajemy, wychodzimy, każdy w swoją stronę.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones