Recenzja filmu

Ich noce (1934)
Frank Capra
Clark Gable
Claudette Colbert

Kto się czubi, ten się lubi

Nie lubię współczesnych komedii romantycznych - są lukrowane, przesłodzone i zamiast pozytywnych emocji wywołują torsje. Ci pseudo-aktorzy, aktoreczki wzięci prosto z seriali dla naiwnych
Nie lubię współczesnych komedii romantycznych - są lukrowane, przesłodzone i zamiast pozytywnych emocji wywołują torsje. Ci pseudo-aktorzy, aktoreczki wzięci prosto z seriali dla naiwnych nastolatek, dwoją się i troją, aby wzbudzić we mnie romantyzm… i ponoszą za każdym razem sromotną klęskę. Przez ostatnie 10-lecie udało się twórcom komedii romantycznych udało się zrazić mnie do tego gatunku. Atakując mnie dość skromną jakościowo obsadą, infantylnymi dialogami i kiepską fabułą, starali się mi udowodnić, że książę na białym rumaku na pewno się zjawi. Czy to pod postacią silącego się na aktorstwo Ashtona Kutchera czy innych samozwańczych aktorów-amatorów. 

 Na szczęście kino nie powstało 10 lat temu,  historia gatunku komedii romantycznych sięga po sam początek światowej kinematografii, kiedy w kinie rządzili tacy twórcy jak Billy Wilder, William Wyler, George Cukor czy Frank Capra. Perełki w filmografii tych twórców, takie jak "Pół żartem, pół serio", "Sabrina", "Rzymskie wakacje", "Filadelfijska opowieść" czy "Ich Noce" – to klasyka. Zwłaszcza ten ostatni, Franka Capry, który miałam przyjemność ostatnio oglądać, wzbudził we mnie te uczucia, których nie udało się przez tyle lat Katherine Heigl i reszcie.

Fabuła prosta, jak na komedie romantyczną przystało. Ona bogata, rozpieszczona, zbuntowana dziedziczka fortuny maklera giełdowego, Ellie Andrews (pełna wdzięku i czaru Claudette Colbert), która wbrew ojcu poślubia lotnika-biedaka. On, cyniczny, lubiący wypić, dziennikarz, Peter Warne (uroczy i męski Clark Gable). Oboje zmierzają ku Nowemu Jorku – ona w ramiona ukochanego, on aby błagać eks-szefa o przywrócenie go do pracy.   Gdy ich drogi się skrzyżują, nastąpi seria przezabawnych wydarzeń, która na zawsze odmieni los tej dwójki. Opowieść oczywiście kończy się happy endem w iście klasycznym hollywoodzkim stylu.  Mamy tu tor przeszkód, nieoczekiwany zwrot akcji, wstrzymanie tchu, by na koniec odetchnąć i puścić łzy radości i uniesienia, że byliśmy świadkiem tej cudownej historii.

"Ich noce" to tzw. "Oscarowy poker". Film Capry w 1935 roku zdobył 5 statuetek 
w najważniejszych kategoriach filmowych. Nie mogło być inaczej. Sam scenariusz, napisany przez Roberta Riskina, zasługuje na najwyższe pochwały. Pełen polotu, porywających dialogów, znacznie wyprzedził swoje czasy. Tyle humoru, ciętego języka, cynizmu i pełnych sarkazmu wypowiedzi głównych bohaterów, trudno jest doszukać się w kinie współczesnym, czy w ostatnim 20-leciu.

Frank Capra  jako reżyser osiągnął mistrzostwo. Genialnie poprowadził swoich aktorów przez ponad 100-minutową podróż po celuloidowej taśmie. Claudette Colbert jako Ellie to kwintesencja młodości, delikatności. Aktorka, która umiała pokazać na ekranie nie tylko piękne ciało i słodka twarz, ale również silną osobowość i charyzmę.  Jej bohaterka to nie tylko kapryśna panna z bogatego domu – to przede wszystkim inteligentna kobieta, która wzbudza w Nas sympatie i podziw.
Na temat Clarka Cable mogłabym napisać elaborat. Zakochana jestem w nim od czasów "Przeminęło z wiatrem". Ten jego szelmowski pełen uroku, chłopięcy uśmiech, wąsik jak u Rudolfa Valentino, przenikliwe spojrzenie i seksowny kosmyk włosów opadający na czoło spod sztywnej od brylantyny fryzury. Najbardziej męski wśród aktorów lat 30. i 40., szarmancki brutal o gołębim sercu. W "Ich Noce" pokazał pełen wachlarz swoich możliwości aktorskich, a jego porównanie "murów jerychońskich" do uszanowania prywatności, jest wymieniane obok "Nobody is perfect" z "Pół żartem, pół serio" do najzabawniejszych wypowiedzi w historii kina. Ich duet tworzy na ekranie iście ognistą mieszankę pełną uroku, wdzięku i gorącego temperamentu. Płomienne uczucie jakie ich łączy na ekranie jest naturalne, pozbawione patosu i nadęcia, co widać w ich wspólnych scenach i słychać w ich rozmowach. Całość tego czarującego obrazka dopełniają czarno-białe kadry, trochę zamglone i rozmazane, tworzące romantyczny klimat starych dobrych czasów, kiedy Hollywood przeżywało swój "Golden Age". 

 "Ich Noce" to obowiązkowa pozycja w każdej filmotece fana komedii romantycznych. Klasyka, która nigdy się nie nudzi. Frank Capra stworzył dzieło, aby takim niedowiarkom jak ja udowodnić, że trochę romantyzmu jeszcze w nich jest, tylko trzeba takich obrazów, aby je z tego głębokiego dna, na które owe uczucie spadło, wydobyć. 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Frank Caprato jeden z klasyków amerykańskiego kina i czasów jego świetności, tzw. "złotej ery"... czytaj więcej
O filmie Franka Capry "Ich noce" (1934) krążą już legendy. Trudno ten obraz przeoczyć, gdy mówimy też o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones