Recenzja filmu

Kevin sam w domu (1990)
Chris Columbus
Macaulay Culkin
Joe Pesci

Podróż co czasów, które już nigdy nie wrócą

"Kevin…" w Święta jest swoistym wehikułem czasu, na którego obraz wracają myśli o beztroskiej młodości i Bożym Narodzeniu spędzanym w towarzystwie tych, których już dziś pośród nas nie ma.
Chicago, lata 90. Nakażdym kroku czuć podniecenie, które wywołują zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Mieszkająca naprzedmieściach typowa amerykańska rodzinka wybiera się wpodróż doEuropy. Wdzień wyjazdu, zewzględu naawarię prądu wszyscy budzą się później niż planowali. Naskutek chaosu, którytowarzyszy przygotowaniom dodrogi nalotnisko, familia zapomina o8-letnim Kevinie. Euforię chłopca, którą powoduje brak kontroli rodziców, szybko niweczy dwóch rabusiów, którzywwigilijną noc zaplanowali włam doposesji państwa McCallisterów…


Znacie tę historię napamięć, prawda? "Kevin sam wdomu"należy dotych nielicznych filmowych produkcji, które wymykają się wszelakim ocenom, są odporne naerozje którą powoduje hejt, tak bardzo powszechny wzłotej erze mass media. Bo… ten film nie posiada wad. Wzalewie kinowegobullshitu, którydociera donas każdego roku "Kevin..."jest filmem rozrywkowym par excellence. Chris Columbus stworzył dzieło perfekcyjnie wyważone, pełne uroczego poczucia humoru, jednak nie robiące zwidza idioty, co dziś jest niestety bardzo powszechną praktyką wśród twórców kina "komediowego" pracujących wFabryce Snów. Legendy Hollywood (Pesci) doskonale kooperują zartystami naszerszą skale wręcz anonimowymi, aotoczenie, wktórym rozgrywa się fabuła, sprawia, żechcielibyśmy usiąść dowigilijnej kolacji wdomu państwa McCallisterów.


"Kevin..." jest najbardziej kasową komedią wszech czasów – zarobił bagatela 500 milionów dolarów. Co ciekawe, nigdzie nie jest tak popularny wokresie świąt jak wnaszym kraju. WStanach Zjednoczonych kultem otacza się "To wspaniałe życie" i "W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju". WEuropie olbrzymią popularność zdobył "Love actually". Co zatem sprawia, żeto właśnie nadWisłą "Kevin…" stał się tak popularny? Sądzę, żewpływ nato ma idylliczny obraz Bożego Narodzenia przedstawiony wKevinie. Dla Polaków, nadktórymi podkoniec lat 90 wciąż ciążyło widmo PRL-u, świat przestawiony wobrazie Columbusa jawił się jako przepyszny iobfitujący wdobrobyt sen, coś oczym każdy marzył powyrwaniu się zjarzma komunizmu.


"Bez Kevina nie ma świąt". Ichoć pewnie dla wielu zWas zabrzmi togroteskowo, tonie ma wtym ani cienia przesady. "Kevin..."jest bowiem rytuałem, którychtak bardzo potrzebujemy, aby budować silne społeczeństwa igorące więzi rodzinne. Dziś wświecie zIkei, któryna każdym kroku oferuje nam tandetę ibrak przywiązania doczegokolwiek, "Kevin…" jawi się jako samotna wyspa pełna rozrzewnienia iwspomnień zdzieciństwa. Dla osób urodzonych wlatach 90., doktórych ija się zaliczam, święta naszej szczeniackiej młodości nierozerwalnie związane są ztym filmem. Dziś dla osób, które wiodą już dorosłe życie, "Kevin…" wŚwięta jest swoistym wehikułem czasu, naktórego obraz wracają myśli obeztroskiej młodości iBożym Narodzeniu spędzanym wtowarzystwie tych, którychjuż dziś pośród nas nie ma. Tomachina, wywołująca łzy wzruszenia namyśl oczasach, które już nigdy nie wrócą…
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Od razu na wstępie zaznaczę, iż "Kevin sam w domu" to według mnie najlepszy i zarazem najzabawniejszy... czytaj więcej
"Kevin sam w domu" to chyba najbardziej kultowy film familijny, jaki w życiu widziałem. Jest to pierwszy... czytaj więcej
Powstały w 1990 roku "Kevin sam w domu" to z pewnością największy sukces reżysera Chrisa Columbusa. Film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones