Recenzja filmu

Krzyk 4 (2011)
Wes Craven
David Arquette
Neve Campbell

Slasherowy samograj

Przez parę ładnych lat Wes Craven zarzekał się, że trzy części "Krzyku" to liczba wystarczająca i powrotu Ghosface'a nie będzie. Jak wielu jednak podobnych jemu gagatków, którym obce jest
Przez parę ładnych lat Wes Craven zarzekał się, że trzy części "Krzyku" to liczba wystarczająca i powrotu Ghosface'a nie będzie. Jak wielu jednak podobnych jemu gagatków, którym obce jest powiedzenie "nigdy nie mów nigdy", mistrz horroru w końcu zmiękł. Niewątpliwy wpływ na tę decyzję miało ciągłe zainteresowanie fanów, jak też zapał producentów i spodziewane zyski. Zważywszy, że ostatnie próby reżyserskie w wydaniu pana Cravena trudno określić inaczej niż jako sromotne porażki, nie ma się co dziwić, że złapał nadarzającą się okazję i jeszcze raz zaserwował widzom wycieczkę do miasteczka Woodsboro.

W czwartej części na ekranie powracają starzy dobrzy znajomi: uparcie molestowana przez zabójców w trupiej masce Sidney Prescott (Neve Campbell), nieporadny stróż prawa "Dewey" Riley (David Arquette) i jego ukochana, obdarzona rzadko spotykanym temperamentem reporterka Gale Weathers (Courteney Cox). W życiu bohaterów co nieco przez lata się pozmieniało, ale demony z przeszłości bynajmniej nie poszły w zapomnienie. Sidney w dalszym ciągu boleje nad swą odwieczną rolą ofiary, Gale wciąż w pogoni za gorącym tematem, który zapewni jej sławę i uznanie, "Dewey" nieodmiennie pocieszny i fajtłapowaty. Jeszcze raz owa trójka stanie w szranki z zakapturzonym psychopatą, którego największą pasją są młodzieżowe horrory...

Formuła serii pozostała tu niezmieniona: wciąż chodzi przede wszystkim o beztroską żonglerkę cytatami i wykpiwanie gatunkowych klisz. Scenarzysta Kevin Williamson stara się jak może, aby wypadało to możliwie wiarygodnie i świeżo. Idzie mu to raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem, bo nie ma się co okłamywać - kotlet jest odgrzewany. Na szczęście jest też całkiem smaczny. Twórcy wyszli z zadania obronną ręką, bo choć nie ma tu nic, czego nie znalibyśmy już z wcześniejszych odsłon, to seans upływa w całkiem przyjemnym nastroju. Pastiszowy sztafaż broni historię przed popadnięciem w całkowitą rutynę. Przyznam nawet, że kilka momentów może autentycznie rozbawić miłośników kina grozy. Istnieją tu również takie, które irytują brakiem inwencji, ale ogólny rachunek jest raczej na plus. W końcu slasherowa konwencja to prawdziwy samograj i wystarczy doprawdy niewiele, aby ten sam schemat odpowiednio przeprawić i sprzedać jeszcze raz.

Trylogia, rzekomo zamknięta całość, swym zwyczajem przestała być trylogią. Dobrze to czy źle - trudno jednoznacznie stwierdzić. "Czwórka" poziomem nie dorasta najbardziej udanym pierwszej i trzeciej części, jest za to nieco lepsza niż chybiona "dwójka". Wielkich zaskoczeń po tym powrocie na miejsce zbrodni nie należy oczekiwać, jednak entuzjaści cyklu zawiedzeni raczej być nie powinni. Ja sam podszedłem do sprawy na luzie i z wyrozumiałością. W efekcie - sympatycznie było.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Informacja o powstaniu czwartej części kultowej serii Wesa Cravena była sporym zaskoczeniem. Ostatnie... czytaj więcej
Do cichego i spokojnego Woodsboro, owianego mrocznymi sekretami przeszłości, po kilku latach... czytaj więcej
Zawsze lubiłem "Krzyki" Wesa Cravena. Reżyser stworzył serię slasherów, która była pastiszem idealnym -... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones