Jedna z najpopularniejszych amerykańskich komedii lat 80. z udziałem jednego z najwybitniejszych komików "ever" – i to absolutnego króla w swej dziedzinie. To porównanie zresztą nie jest
Jedna z najpopularniejszych amerykańskich komedii lat 80. z udziałem jednego z najwybitniejszych komików "ever" – i to absolutnego króla w swej dziedzinie. To porównanie zresztą nie jest przypadkowe, gdyż w niniejszej recenzji królewskich akcentów zdecydowanie nie zabraknie. John Landis - jeśli to nazwisko Wam niewiele mówi, to najlepiej niech natychmiast nadrobi zaległości. Znakomity reżyser równie znakomitych klasycznych komedii lat 80., złotego okresu w dziejach omawianego gatunku. W tym czasie Landis tworzy takie kultowe hity jak chociażby „Blues Brothers” czy „Nieoczekiwaną zmianę miejsc”, a dokładnie w 1988 r. reżyseruje kolejną perełkę w swoim dorobku, której to właśnie poświęcony jest niniejszy opis.
„Książę w Nowym Jorku” to przezabawna komedia romantyczna, której głównym bohaterem jest Akeem (Eddie Murphy), 21-letni książę Królestwa Zamundy. Mając poślubić kobietę, której nawet nie miał okazji widzieć, postanawia sam dokonać wyboru żony. W tym celu, wraz ze swym służącym Semmim (Arsenio Hall), wyrusza potajemnie do nowojorskiej dzielnicy Queens z nadzieją, że zamieszkują ją same królowe. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie odmienna.
Na pierwszy rzut oka – prosta, wręcz banalna i lekko naiwna historyjka z wątkiem miłosnym w tle – niby nic szczególnego, jednak to właśnie w tej prostocie tkwi prawdziwy urok tego filmu. Ogromna w tym zasługa niezwykle sprawnej realizacji i komediowego wyczucia J. Landisa oraz idealnie dobranej obsadzie z genialnym Eddiem Murphym na czele. Gwiazdor „48 godzin”, i „Gliniarza z Beverly Hills” stworzył tu kolejną niezapomnianą rolę, jedynie potwierdzając swój niezaprzeczalny talent komediowy. Nie odstaje również pozostała część obsady, a w szczególności wyróżniają się: przezabawny Arsenio Hall jako Semmi oraz jak zwykle charyzmatyczny ale przy tym niesamowicie sympatyczny James Earl Jones jako ojciec głównego bohatera.
Landis serwuje nam przeuroczą i niesamowicie przyjemną dawkę pozytywnej energii, bogatą w cały szereg fantastycznych dialogów oraz komicznych wariacji na temat wielu absurdów amerykańskiej codzienności, a to wszystko podane w formie smacznego żartu. Jednakże pomijając wszelkie zabawne aspekty zawarte w tym obrazie, możemy dostrzec również niemało elementów wyraźnie poważnym, a ponadto pouczającym przesłaniu. Przykładem mogą być sceny rozgrywane w Queens, ukazujące rzeczywisty obraz nędzy w niektórych dzielnicach USA. Komedia akcentuje również w lekki ale wyraźny sposób problem władzy i pieniędzy, a także ludzki stosunek do owych wartości.
Niewiele mamy komedii, które można by określić mianem idealnej, a więc w moim odczuciu filmu, który pomimo upływu lat nadal potrafi bawić do łez, do której możemy wracać wiele razy i nigdy nam się nie znudzi. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że „Książę w Nowym Jorku” to jeden z tych nielicznych obrazów, któremu to określenie można z całą pewnością przypisać.