Recenzja filmu

Metropia (2009)
Tarik Saleh
Vincent Gallo
Juliette Lewis

Neurotyczny superman

Spiski, czarne charaktery, wierna ukochana i mroczna femme fatale stanowią w filmie Szweda elementy zgrabnej układanki. W istocie "Metropia" okazuje się opowiastką niewinną i zarazem uroczą.
Jeśli z lękiem nasłuchujesz wieści o finansowej zapaści Grecji, a przyszłość Europy widzisz w ciemnych barwach, to jest to film dla ciebie. "Metropia" Tarika Saleha zaprasza na wycieczkę po Starym Kontynencie, przenosi nas do 2024 roku, by pokazać, że nasze "jutro" może nie być tak ciekawe, jak byśmy sobie życzyli. Przy okazji szwedzki reżyser bawiąc się filmowymi konwencjami, opowiada zgrzebną historię o spiskach, wielkich korporacjach i seksownych terrorystkach.

Roger (głos Vincent Gallo) to życiowy szarak. Pracuje na infolinii, co dzień odbiera setki telefonów. Sfrustrowany chuderlak mieszka ze swoją dziewczyną Anną (Sofia Helin) w niewielkim mieszkanku w starym, odrapanym bloku. Męczy go codzienna monotonia i poczucie bezsensu. Nastroju nie poprawia mu także fakt, że jego dziewczyna przyjaźni się z fińskim rastafarianinem, którego intencje są cokolwiek niejasne. Banalny żywot Rogera zmienia się, gdy na swej drodze spotyka piękną blondynkę, Ninę (Juliette Lewis). Wraz z nią bohater "Metropii" rozpocznie terrorystyczną walkę z korporacyjnym imperium, kontrolującym umysły Europejczyków.

Apokalipsa w kinie i literaturze zawsze jest monochromatyczna. Czy to "Księga ocalenia", "Ludzkie dzieci", czy powieściowa "Droga" Cormaca McCarthy’ego – wszystkie one ukazywały świat po zagładzie w tonacjach jednokolorowych. Ale nawet na ich tle świat Saleha jest mroczniejszy. Rzeczywistość osnuta kurzem, brudem i pyłem uwodzi plastycznością, a z szaroczarnych elementów Saleh buduje nastrojowe kadry. W jego animacji wszystko dopracowane jest do ostatniego szczegółu. Wszystko z wyjątkiem mimiki bohaterów. Ta ostatnia jest mało istotna, gdyż bohaterowie "Metropii" żyją w całkowitym odrętwieniu, zdehumanizowani stają się marionetkami w rękach korporacji.

Nie dajmy się jednak zmylić Salehowi, który z rozmysłem wprowadza do swego filmu antykorporacyjny dyskurs, by go zdezawuować. Gdyby czytać jego film jako ideologiczny manifest, trzeba by uznać reżysera za twórcę naiwnego. Jego film upraszcza, widzi świat w czarno-białych barwach, gdzie niewinni i z gruntu dobrzy ludzie stają się trybikami w bezwzględnej machinie interesów, finansów i polityki. Ale oglądając "Metropię", trudno oprzeć się wrażeniu, że korporacyjny sztafaż pełni tu jedynie funkcję pomocniczą. Saleh nie jest autorem rozmiłowanym w ideologicznym banale i traktuje postapokaliptyczny świat jedynie jako efektowne tło dla spiskowego thrillera.

Spiski, czarne charaktery, wierna ukochana i mroczna femme fatale stanowią w filmie Szweda elementy zgrabnej układanki. W istocie "Metropia" okazuje się opowiastką niewinną i zarazem uroczą. Choć paranoiczny thriller Saleha gęsto inkrustowany jest cytatami z Orwella, Fritza Langa, Kafki i "Łowcy androidów" Scotta, nie warto doszukiwać się w nim ukrytych znaczeń. Reżyser potrafi bowiem bawić się filmowymi schematami, a z nich składa bardzo plastyczną opowieść o neurotycznym superbohaterze, który wykolegował Wielkiego Brata, jego seksownych kobietach i potężnych, demonicznych mężczyznach.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones