Recenzja filmu

Moonraker (1979)
Lewis Gilbert
Roger Moore
Lois Chiles

Bond w kosmosie

W 1977 roku publiczność przypomniała sobie o sławnym agencie przy okazji "Szpiega, który mnie kochał", który w odróżnieniu od obrazu z 1974 roku odniósł spory sukces i zebrał znakomite recenzje.
W 1977 roku publiczność przypomniała sobie o sławnym agencie przy okazji "Szpiega, który mnie kochał", który w odróżnieniu od obrazu z 1974 roku odniósł spory sukces i zebrał znakomite recenzje. Należało więc iść za ciosem i nakręcić kolejny film. Początkowo zamierzano zrobić "Tylko dla twoich oczu", jednak po drodze coś się stało.

A no to, że do kin weszły "Gwiezdne Wojny" George'a Lucasa, które zrobiły prawdziwy szum wśród kin, a film stał się prawdziwym fenomenem na skalę światową. Albert R. Broccoli przypomniał sobie o trzeciej książce Fleminga, zatytułowanej "Moonraker", która traktowała o kradzieży tytułowego wahadłowca, jednak Bond nie wybierał się w niej w kosmos. I postanowiono nakręcić ekranizację tej powieści, gdyż gatunek science fiction był wtedy na topie. Ponownie zaangażowano do tego Lewisa Gilberta (ojca sukcesu poprzedniego obrazu), a także po raz czwarty Rogera Moore'a. Jednak czy "Moonraker" dorównał trzem poprzednim częściom? Dla mnie niestety nie.

W tajemniczych okolicznościach znika prom kosmiczny Moonraker. James Bond (Roger Moore) otrzymuje zadanie zbadania sprawy. Wkrótce natrafia na ślad organizacji, na której czele stoi szalony miliarder Hugo Drax (Michael Lonsdale). By zdobyć informacje, udaje się do Kalifornii, gdzie unika śmierci z rąk ludzi bogacza. Zdobywa jednak interesujące dokumenty. Chcąc uzyskać kolejne dane, jedzie do laboratorium w Wenecji, skąd wykrada nieznaną toksyczną substancję. W Rio de Janeiro agent spotyka swojego wroga, Buźkę (Richard Kiel) i agentkę Holly Goodhead (Lois Chiles), którą poznał wcześniej u Draksa. Grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.

Jak już mówiłem film ten nie dorównuje dla mnie dotychczasowym filmom z Moorem i chcę podać parę powodów, dlaczego tak jest.

Po pierwsze, jak na mój gust, "Moonraker" posiada za dużą dawkę humoru (co będzie się tyczyło również powstałej dwa lata później "Ośmiorniczki"). Wiadomo, że Moore we wszystkich swoich filmach wkładał wątki humorystyczne, ale tym razem scenariusz zawiera ich aż w nadmiarze i wychodzi z tego trochę autoparodia. Co prawda, kiedyś mi to tak bardzo mnie przeszkadzało, teraz raczej irytuje.

Po drugie, film jest strasznie nieprawdopodobny. Wiem, że filmy z Bondem to trochę bajka oderwana od rzeczywistości, ale tu na niektóre sprawy trudno przymknąć oko. Dziwi przede wszystkim nieśmiertelność Buźki (np. przeżycie skoku z samolotu z uszkodzonym spadochronem), choć poprzedni obraz również miał ten problem.

Po trzecie, przekombinowana końcówka i za dużo efektów specjalnych. Owszem, jak na ówczesne czasy są one wysokiej jakości, jednak ich nadmierna ilość zaczyna po jakimś czasie irytować. Jeśli chodzi o końcówkę, to chodzi mi oczywiście o pobyt w kosmosie, a w szczególności o kosmiczną bitwę laserową, która była moim zdaniem mało potrzebna.

Wdy wadami, ale film posiada swoje niezaprzeczalne zalety. Przede wszystkim Roger Moore, który ponownie pokazał, że czuje się w swojej roli, jak ryba w wodzie. Lonsdale nie jest może jednym z najlepszych przeciwników, ale jego postać jest ciekawie zagrana. Lois Chiles również dobrze gra swoją rolę. Perełką jest zaś brawurowo zagrana postać Buźki. Richard Kiel po raz drugi zagrał znakomicie wysokiego zabójcę, choć tym razem łagodniejszego (co pokazuje końcówka filmu). Jest to również ostatni film Bernarda Lee, najsłynniejszego odtwórcy M, który niestety zmarł przed kręceniem następnego obrazu.

Reżyser stworzył jedno wielkie widowisko, co niestety odbiło się trochę na stronie fabularnej. Szczerze mówiąc, bardziej podoba mi się pierwsza połowa filmu, gdzie mamy znakomite akcje, jak pościg w Wenecji czy walka Bonda z Changiem, jednym z ludzi Draxa. Potem akcja już się trochę rozłazi, a pod koniec dosłownie lecimy w kosmos.

Nie zapominajmy jednak, że film broni się od strony technicznej. Efekty specjalne są bardzo dobre, także zdjęcia, scenografia i montaż są wykonane starannie. Muzyka prezentuje wysoki poziom, lecz oprócz oryginalnej ścieżki dźwiękowej przygotowanej przez Barry'ego w filmie słychać również motywy z "Siedmiu wspaniałych" i "Bliskich spotkań trzeciego stopnia".

Nie ukrywam, że "Moonraker" jest dla mnie jedną z najsłabszych części, co nie zmienia faktu, że ogląda się go po prostu przyjemnie. Na większe zachwyty nie zasługuje, ale można się przy nim naprawdę nieźle rozerwać. I na pewien czas wyłączyć myślenie, gdyż jest to jeden z najbardziej rozrywkowych i mniej wymagających Bondów.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones