Recenzja filmu

Mroczne koronki (1960)
David Miller
Richard Ney
John Williams

Kobieta na skraju załamania nerwowego

David Miller już wcześniejszym swoim filmem udowodnił, że znakomicie czuje się w thrillerach i potrafi dobrze stopniować napięcie, nie tracąc przy tym wiarygodności psychologicznej postaci. O ile
David Miller już wcześniejszym swoim filmem udowodnił, że znakomicie czuje się w thrillerach i potrafi dobrze stopniować napięcie, nie tracąc przy tym wiarygodności psychologicznej postaci. O ile "Sudden Fear" (1952) - bo o tym filmie mowa - przynależy bardziej do kina noir, o tyle "Midnight Lace" jest już podręcznikowym przykładem dobrego thrillera. Oba filmy łączy też motyw "kobiety pod presją", dzięki czemu Joan Crawford w "Sudden Fear", zaś Doris Day w "Midnight Lace" stworzyły jedne z najlepszych kreacji w swoich karierach. Day gra młodą, bogatą Amerykankę Kit Preston, która za mężem przyjeżdża do Anglii i zamieszkuje w przytulnym, luksusowym apartamencie, gdzieś w Londynie. Mąż Tony (Rex Harrison) pochłonięty jest całkowicie swoją pracą, a w domu jest tylko gościem. Ustabilizowane, wygodne życie Kit legnie w gruzach, gdy pewnego dnia wracając późnym wieczorem z przyjęcia, słyszy wśród gęstej mgły tajemniczy głos, zwiastujący jej rychłą śmierć. Potem zaczynają się telefony z pogróżkami, wizyty zagadkowego starszego mężczyzny... Nikt nie daje zbytnio wiary opowieściom kobiety. Scotland Yard uważa, że są to rewelacje znudzonej życiem bogatej damy, podobnie sceptyczni są też jej mąż i ciotka. Gdy któregoś dnia, popchnięta Kit omal nie ginie pod kołami nadjeżdżającego autobusu, jest już tylko o krok od załamania nerwowego... Owszem, fabuła filmu nie jest specjalnie odkrywcza. Można bez większego problemu wymienić kilka wcześniejszych filmów, podobnych fabularnie do tego właśnie. By nie naprowadzać nikogo na rozwiązanie filmowej tajemnicy, przykładów takich filmów podawać nie będę. Natomiast wtórność pomysłu rekompensowana jest w znacznej mierze portretem głównej bohaterki oraz niepokojącym klimatem filmu. Prawda, dużo tu z filmów Alfreda Hitchcocka - są klaustrofobiczne windy, są schody, są telefony i wiele, wiele suspensu. Wszystko to sprawia, że obok samej intrygi, bardziej istotna wydaje się obserwacja destrukcyjnego wpływu fatalistycznych proroctw na psychikę kobiety oraz jak obsesyjny lęk rujnuje jej ustabilizowane życie. Trochę szkoda, że David Miller nie pozostawił widzów w niepewności do samego końca, czy kobieta rzeczywiście jest nękana przez tajemniczego mężczyznę, czy może ulega histerycznym halucynacjom. Od samego początku wiemy bowiem, w przeciwieństwie do wątpiącego męża i ciotki, że Kit w istocie jest prześladowana przez maniaka. Rola w takim filmie stanowiła znakomity materiał aktorski. Paradoksalnie, rolę otrzymała Doris Day. Paradoksalnie, ponieważ publiczność w takiej roli Day jeszcze nie widziała, a sama aktorka - ucieleśnienie "american sweetheart" - znana była głównie z lżejszego repertuaru. Sukces wcześniejszego o rok filmu "Telefon towarzyski" (1959), pozwolił aktorce na większą niezależność przy wyborze scenariuszy i podjęcia ryzyka zmiany aktorskiego emploi. Day była już znudzona karierą aktorki komediowej (jeden z krytyków filmowych określił ów przesłodzony, idealny wizerunek aktorki jako "równie apetyczny, co talerz owsianki"), postanowiła więc spróbować kreacji stricte dramatycznej. Co więcej, w nowym filmie nie zamierzała zaśpiewać nawet pojedynczej nuty, co było swoistym novum. Day podjęła wyzwanie i wyszła z niego obronną ręką, zdobywając m.in. nominację do Złotego Globu. Prawdą jest, że amerykańska publiczność wolała ją w lżejszym repertuarze i aktorka szybko wróciła do śpiewanych, komediowych ról, podobnych do tych, które przyniosły jej zasłużoną sławę. Film pozostaje jednak do dziś świadectwem jej niezaprzeczalnego dramatycznego talentu. Warto też wspomnieć o drugoplanowej roli wielkiej aktorki lat 30. - Myrny Loy w roli ciotki Bei. Rex Harrison sprawdza się doskonale jako przeciwieństwo dobrodusznej i sympatycznej Amerykanki, ucieleśniając cechy "typowego Anglika". Ten film jest także znakomicie sfotografowany i nie tylko o pocztówkowe zdjęcia Londynu chodzi, ale przede wszystkim, jak zdjęcia i światłocienie budują napięcie i potęgują rosnące zagrożenie, łącznie ze znakomitą otwierającą film sceną gęstej, angielskiej mgły. Bez dobrych zdjęć ten film by się nie udał. Przyjemny film na sobotni wieczór.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones