Kukułcze jajo

Wszystkich czytelników, skonsternowanych tym, że opisywany  film proporcje porno/horror ma dość mocno zaburzone na korzyść tego pierwszego pragnę uspokoić i pokusić się o krótkie
Wszystkich czytelników, skonsternowanych tym, że opisywany  film proporcje porno/horror ma dość mocno zaburzone na korzyść tego pierwszego pragnę uspokoić i pokusić się o krótkie usprawiedliwienie. W obawie przed zapomnieniem, na jakie "Necromania..." jest skazana od samego momentu powstania i przy całej sympatii czuję do jej reżysera, czuję się jakoś zobowiązany, żeby przygarnąć do gniazda Filmwebu to kukułcze jajo światowej kinematografii.

Zaczęło się od informacji w mediach o tym, że w magazynie jednej z wytwórni filmowych odnaleziono cudem ocalałą taśmę z zaginionym Eda Wooda. Pomimo tego, że świat okazał swój zachwyt z tego powodu w sposób nad wyraz powściągliwy, postanowiłem się owym znaleziskiem zainteresować. Informacje na jego temat były nad wyraz oszczędne. Słychać było, że Wood wyreżyserował owo dzieło pod pseudonimem i że w niewyjaśnionych okolicznościach zniszczono pozostałe kopie filmu.

Mnie zafrapowała jedna rzecz – jak zły musi być film, który najgorszy reżyser świata wstydzi się podpisać swoim własnym nazwiskiem?
Film jest adaptacją powiastki porno, napisanej przez Wooda i opublikowanej pod tytułem "The Only House". Jego bohaterami są Danny i Shirley, para kochanków, która szukając ratunku dla swojego nieudanego życia seksualnego dociera do tajemniczej rezydencji, prowadzonej przez nie mniej tajemniczą Madame Heles. Nie dodam nic więcej, bowiem byłoby przesadą poświęcać na streszczenie fabuły tego filmu więcej miejsca, niż jedno zdanie. Poza tym – od momentu zawiązania akcji, fabuła "Necromanii..." skacze od jednej sekwencji porno do drugiej, zostawiając za sobą ledwie okruchy tego, co przeciętni widzowie zwykli uważać za sztukę filmową.
Po blisko godzinie spędzonej z tym niecodziennym znaleziskiem, nabrałem przekonania, że tytuł ten znalazł by sobie idealne miejsce, gdyby wzmianka o nim pojawiła się w słowniku, przy definicji słowa "NIEDORZECZNY".

Dialogi w tym filmie... Cóż – jeżeli istnieje piekło dla scenarzystów, to mówi się w nim kwestiami z tego filmu. A tak swoją drogą – to jeżeli istnieje piekło dla miłośników kina, to idę o zakład, że leci w nim przez 24 godziny "Necromania...". Warto w tym miejscu przestrzec miłośników twórczości reżysera i dodać, że kultowych kwestii, z których słyną poprzednie filmy reżysera jest tu jak na lekarstwo. Trafiają się tu co prawda spostrzeżenia takie jak "Necromancers have all kinds of potions and things... to help you!", ale i one giną wśród scen bezładnej kopulacji i strzępów beznadziejnej fabuły.

To, co miało być muzyką wypełnia radosne "plumkanie", które może co prawda z czasem wywołać chichot (nerwowy), ale nie budzi absolutnie żadnych konotacji związanych z erotyką czy grozą.

Parę słów o obsadzie. Informacje, które da się zgromadzić na temat aktorów są szczątkowe, czemu nie można się dziwić, zwłaszcza po informacji z początku filmu, świadczącej o tym, że wszyscy twórcy i wykonawcy pracujący przy tym filmie wyrazili chęć pozostania anonimowymi. Do roli Madame Heles reżyser pierwotnie próbował zatrudnić niejaką Mailę Nurmi (lepiej znaną jako Vampira), lecz ta odmówiła reżyserowi, tłumacząc, że udział w tym filmie dobiłby jej i tak dogorywającą karierę. W rolę Shirley wciela się gwiazdka filmów dla dorosłych Rene Bond. Jej filmowego kochanka gra życiowy partner Rene, Ric Lutze. O Marii Arnold (Madame Heles) wystarczy napisać tyle, że doświadczeniem filmowym ani nie odbiegała, ani nie przewyższała wspomnianej wyżej dwójki. Co do samego aktorstwa, to nie wykracza ono poza standardy wyznaczone przez pozostałe elementy tego filmu. Aktorzy sprawiają wrażenie tak ciemiężonych i upokorzonych własną sytuacją, że pogrążają się bez reszty. Doprawdy kuriozalny to widok, kiedy aktorzy filmu porno nie potrafią w sposób przekonywujący zdjąć majtek.
Film został wydany w dwóch wersjach nazwanych odpowiednio HOT (wersja soft) i HOT! HOT! HOT! (wersja hard).

Elementów typowych dla horroru jest w tym obrazie jak na lekarstwo. Zazwyczaj są to po prostu rekwizyty, takie jak trumna czy czaszka. Nie muszę dodawać, że i one nie budzą szczególnej grozy, zwłaszcza, że prędzej czy później i tak zostają wykorzystane w seksualnym kontekście. Fanów wcześniejszych obrazów reżysera może zainteresować fakt, że wykorzystana w "Necromanii..." trumna, należała do "Niesamowitego Criswella" i wykorzystana została także w "Noc upiorów" oraz "Plan dziewięć z kosmosu".

"Necromania..." stanowi osobliwy dowód na to, do jakiego momentu doszła kariera twórcy "Glen czy Glenda". Omawiany przeze mnie obraz jest kwintesencją tego okresu w twórczości reżysera, o którym noty biograficzne wspominają nad wyraz powściągliwie, a który Tim Burton całkowicie przemilczał w biograficznym filmie poświęconym reżyserowi.

I to jest właściwie jedyny wątek, który każe pamiętać o filmie "Necromania...".  Stanowi on bowiem smutny dowód na to, do jakiego stanu doprowadził się trawiony przez alkoholizm i depresję Wood. Widzom liczącym na standardową kpinę z nieporadności reżysera śmiech może ugrzęznąć w gardle, bowiem, prawdę powiedziawszy, nie ma tu zbyt wielu okazji do radości. Pokuszę się o stwierdzenie, że to jeden z najżałośniejszych filmów, jakie miałem okazję zobaczyć na własne oczy. Paradoksalnie – wydaje mi się, że właśnie z tego powodu należy o nim pamiętać, a godzinę męczarni spędzonych przed ekranem uznać za rodzaj hołdu oddanego mistrzowi złego kina. Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na okazanie szacunku kuriozalnej twórczości Eda Wooda, niż przebrnięcie przez koszmarną materię tego obrazu.

Wszystkich pozostałych widzów, którym obce jest współczucie dla smutnego losu dziwaków pokroju Wooda przestrzegam i informuję, że największym plusem jaki przeciętny odbiorca może znaleźć w tym filmie, jest to, że mając na pilocie funkcję przewijania na podglądzie, można się z nim uporać w niecały kwadrans, nie tracąc zbyt wiele z jego wyjątkowości.

Podsumowując – poza fanami twórczości Eda Wooda, którym nie trzeba pewnie owego obrazu rekomendować, polecam ten film jedynie poszukiwaczom najgorszych filmów świata, miłośnikom vintage porno i ludziom, którzy nienawidzą kina.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones