Recenzja filmu

Ostatni bastion (2001)
Rod Lurie
Robert Redford
James Gandolfini

Osadzony w twierdzy

<a href="lkportret.xml?aa=86" class="text">Robert Redford</a>, jeden z najwybitniejszych aktorów Hollywood liczy już sobie ponad 60 i stosunkowo rzadko staje przed kamerami. Z tego względu
Robert Redford, jeden z najwybitniejszych aktorów Hollywood liczy już sobie ponad 60 i stosunkowo rzadko staje przed kamerami. Z tego względu godzien jest uwagi wchodzący właśnie na nasze ekrany najnowszy obraz Roda Lurie ("Ukryta prawda"), w którym jedną z głównych ról gra właśnie Redford. Partneruje mu niezwykle popularny, dzięki kreacji w serialu "Rodzina Soprano" James Gandolfini, który moim zdaniem wkrótce stanie się gwiazdą nie tylko małego, ale i dużego ekranu. "Ostatni bastion", bo o tym obrazie będę pisał, jest bowiem solidnie zrobionym dramatem więziennym, którego najmocniejszym atutem są właśnie kreacje aktorskie. Akcja filmu rozgrywa się w wojskowym więzieniu, w którym za niewykonanie rozkazu zostaje osadzony generał Irwin, bohater kilku wojen odznaczony najwyższymi z możliwych medali. Więzieniem dowodzi pułkownik Winter, typowy przykład wojskowego, który nigdy nie był na polu walki, a swoją karierę zawdzięcza jedynie sumiennej pracy za biurkiem. Winter w bardzo rygorystyczny sposób prowadzi oddany mu pod opiekę zakład. Wszelkie przejawy nieposłuszeństwa są brutalnie karane, a najbardziej niepokorni aresztanci przypadkowo giną. Taka sytuacja oczywiście nie może trwać wiecznie. Nowoprzybyły generał Irwing szybko zyskuje sobie szacunek więźniów i zaczyna otwarcie krytykować metody prowadzenia więzienia przez Wintera. Atmosfera w areszcie zaognia się, a skazani żołnierze zaczynają przygotowywać się do buntu. "Ostatni bastion" nie jest filmem specjalnie oryginalnym. Obrazów o podobnej tematyce światowa kinematografia zna całe mnóstwo i tak naprawdę trudno w tym przypadku o coś odkrywczego. Twórcom filmu trzeba jednak przyznać, iż ten oklepany motyw udało im się pokazać w sposób ciekawy i trzymający w napięciu. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim pomysł przyrównania więzienia do średniowiecznej twierdzy i to dosłownie. Do walki ze strażnikami więźniowie wykorzystują bowiem specjalnie zbudowaną machinę oblężniczą, olbrzymie proce, a przed gumowymi pociskami chronią się używając prowizorycznych tarcz. Jest to tak naprawdę jedyny świeży wątek w "Ostatnim bastionie". Cała reszta filmu jest przewidywalna aż do bólu. Co gorsza obraz przesiąknięty jest pompatycznym amerykańskim patriotyzmem, a kończy flagą łopoczącą na wietrze, ale do tego twórcy z Hollywood zdążyli nas w ciągu ostatnich lat przyzwyczaić, zatem czepiać się ich za mocno nie można. Uczciwie trzeba przyznać, że "Ostatni bastion" byłby filmem bardzo przeciętnym, gdyby nie genialne kreacje aktorskie Redforda i Gandolfiniego. O ile udana rola Redforda nie była dla mnie specjalnym zaskoczeniem, aktor ten bowiem nie bez powodu uważany jest za jednego z najwybitniejszych artystów Hollywood, o tyle kreacja Gandolfiniego po prostu "powaliła mnie na kolana". Artyście, który z wyglądu przypomina niegroźnego pana z brzuszkiem, udało się stworzyć postać wyrazistą, przekonywującą i niebezpieczną, o której wiedzieliśmy, że jest zdolna do wszystkiego. Warto zauważyć, że w "Ostatnim bastionie" oprócz wymienionych aktorów pojawia się mnóstwo innych utalentowanych artystów jak np. Mark Ruffalo, Delroy Lindo, czy bardzo obiecujący Clifton Collins, którzy również doskonale wywiązują się z powierzonych im ról. Najnowszy film Roda Lurie to sprawnie zrealizowany dramat z elementami kina sensacyjnego, który ogląda się całkiem nieźle i bez znudzenia. W obrazie może denerwować nadmiar nieznośnego patriotyzmu, ale nie zapominajmy, iż jest to produkcja amerykańska, a naszych przyjaciół zza oceanu widać bawią tego rodzaju rzeczy, skoro umieszczają je w większości realizowanych przez siebie filmów. "Ostatni bastion" warto zobaczyć ze względu na doskonałe kreacje aktorskie, bowiem te stoją na poziomie, jakiego w hollywoodzkich superprodukcjach nie widziałem od dawna. Nie zdziwiłbym się, gdy Gandolfini otrzymał za rolę pułkownika Wintera nominację do Oscara, a co więcej mam nadzieję, że tak się właśnie stanie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones