Recenzja filmu

Son of a Gun (2014)
Julius Avery
Ewan McGregor
Brenton Thwaites

Być jak Michael Mann

Avery wie, jak zainscenizować z biglem strzelaninę i pościg samochodowy, ma także ucho do smutnych piosenek, które ładnie podkreślają nastrój intymnych scen. To wystarczy, by „Son of a Gun”
Historia z cyklu: „Znacie? Znamy! To obejrzyjcie jeszcze raz”. Brendan (Ewan McGregor) i JR (Brenton Thwaites) poznają się na spacerniaku. Pierwszy jest wygą w złodziejskim fachu, skazanym na wieloletnią odsiadkę po nieudanym napadzie. Drugi spędzi za kratkami sześć miesięcy, o ile wcześniej nie wpakuje się w tarapaty z powodu dybiących na jego cnotę więziennych gwałcicieli. Stary lis składa młodemu wilczkowi propozycję nie do odrzucenia: odeśle brutalnych zalotników do krainy wiecznych łowów, a w zamian JR  po wyjściu na wolność pomoże mu w ucieczce z karceru. To oczywiście wstęp do przestępczej edukacji chłopca. Egzaminem dojrzałości będzie wielki skok.



Inspiracje debiutującego reżysera Juliusa Avery'ego widać tu jak na dłoni. "Son of a Gun" zaczyna się jak remake francuskiego "Proroka", by z czasem zapuścić się na terytorium dobrze znane fanom klasycznych kryminałów Michaela Manna. Zamieszkują je zmęczeni sobą i otaczającym światem twardziele, sączący koniak podstępni paserzy oraz kobiety z przeszłością, które mają w zwyczaju wpędzać do grobu zakochanych w nich mężczyzn. Dla australijskiego filmowca celuloidowym wzorcem z Sèvres pozostaje "Złodziej" (1981). Pożyczył z niego zarówno kluczową fabularną przewrotkę jak i pomysł na kiczowatą pocztówkę będącą symbolem życiowych aspiracji JR.

O ile jednak reżyser "Gorączki" potrafił zawsze tchnąć życie w rutynową intrygę i wyciętych z kartonu bohaterów, otulając całość gęstą mgiełką melancholii, Avery pozostaje ledwie poprawnym kopistą. Dziwi to tym bardziej, że w poprzedzających "Son of a Gun" krótkometrażówkach, w których przyglądał się mizernej egzystencji nastolatków z Antypodów (nagrodzony w Cannes "Kanister", "Uwięziona"), widać było autorską empatię i psychologiczną przenikliwość. Tutaj nawet kluczowa dla filmu relacja między Brendanem i JR wydaje się rozpisana i zagrana na pół gwizdka. Brakuje w niej konfliktu, emocjonalnego mięsa i podskórnego napięcia. McGregor i Thwaites stroszą piórka, posyłają sobie chmurne spojrzenia, ale do Jamesa Caana albo Dennisa Fariny daleko im jak z Pruszkowa do Abu Dhabi.    

Avery wie, jak zainscenizować z biglem strzelaniny i pościg samochodowy, ma także ucho do smutnych piosenek, które idealnie podkreślają nastrój intymnych scen. To wystarczy, by "Son of a Gun" oglądało się bez bólu zębów. Jeśli zaś pamiętacie lata 90. i "Kino nocne" serwowane w sobotnie wieczory przez telewizję publiczną, seans australijskiego sensacyjniaka może zakończyć się nawet uronieniem nostalgicznej łezki. Dobre i to.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Chwilowy przypływ agresji, nagły wzrost adrenaliny, sytuacja kryzysowa... Jedna zła decyzja podjęta w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones