Recenzja filmu

Tancerka (2016)
Stéphanie Di Giusto
Soko
Gaspard Ulliel

Tańcząca z serpentynami

Jeśli spotkaliście się kiedyś z tańcem, czy swego rodzaju choreografią polegającą na kręceniu zawijasów w długich, przypominających wręcz prześcieradła strojach, to właśnie o tym jest główna
Jeśli spotkaliście się kiedyś z tańcem, czy swego rodzaju choreografią polegającą na kręceniu zawijasów w długich, przypominających wręcz prześcieradła strojach, to właśnie o tym jest główna fabuła. A konkretniej o innowatorce tego kuriozalnego, aczkolwiek ciekawego performance'u, czyli Loie Fuller. Przyznam, że przed seansem nie miałem kompletnie pojęcia o czym jest film i w jakich czasach ma miejsce akcja. Jedyne co zdołałem na szybko sprawdzić, to właśnie frazę taniec serpentynowy, który wydawał mi się na pierwszy rzut oka czymś kompletnie nowoczesnym (podobnie jak widzom oglądającym spektakl głównej bohaterki). Dlatego też zdziwiłem się, kiedy pierwsze sceny wyglądały, jakby były kręcone na zapleczu "Zjawy". Ostatecznie szybko zapominamy, że znajdujemy się na przełomie XIX i XX wieku. Poza kilkoma kadrami ukazującymi Brooklyn tamtych czasów, czy francuskie uliczki, generalnie jest tu dość kameralnie. Gdyby nie stroje i ogólna charakteryzacja, można się kompletnie oderwać od linii czasowej. Działa to jednak na korzyść obrazu, zbędny przepych tylko by odciągał uwagę widza od historii. Subtelne podjęcie ram czasowych jest tutaj jak najbardziej trafnym rozwiązaniem.

Z racji tego, że jest to debiut francuskiej reżyserki Stephanie Di Giusto, która wcześniej zajmowała się między innymi fotografią, widać tutaj techniczne niedociągnięcia. Głównie w oczy rzucają się zbliżenia, które sprawiają wrażenie jakby działały kompletnie eksperymentalnie. Raz wzmacniają scenę, dodając jej intymności, czasem jednak niepotrzebnie kradną przestrzeń i zwyczajnie nie pasują. Świetnie za to ukazane są występny taneczne głównej bohaterki. Początkowo oglądamy spektakl z daleka, utożsamiając się z siedzącymi na sali widzami. Później jednak kamera stopniowo zaczyna się zbliżać, kadr się zmniejsza, odcinamy się od widowni i zostajemy całkowicie pochłonięci ujęciami z różnych kątów ukazujących kwieciste ruchy Fuller. Jedynym zastrzeżeniem byłby fakt, że mogłoby być tych scen po prostu więcej. 

Na uwagę zasługuje też kreacja Gasparda Ulliela, jego postać jest niewątpliwie najciekawsza ze wszystkich przewijających się na ekranie. Intryguje to, że nie wiemy o nim tak naprawdę za wiele, wyłapując szczątkowe informacje staramy się w głowie zbudować jakiś portret psychologiczny i odgadnąć jego motywy. Motywy, które w przypadku głównej bohaterki i całej reszty, są dosyć oczywiste. Mamy tutaj typową determinację, nadzieję, zderzenie talentu z ciężką pracą, pożądanie i wiele innych. Wszystko to utrzymane w ramach narracji biograficznej, sprawdza się zaskakująco dobrze. Jedyne, czego tutaj tak naprawdę brakuje, to głębi. Całość wydaje się być ulotna niczym choreografie Fuller. Intrygując i przyciągając audiowizualnie, ostatecznie, całość ukazana jest dość powierzchownie. Płytkość nie przeszkadza jednak w odbiorze, to wciąż strukturalnie przemyślana produkcja. Jest w Di Giusto jakiś potencjał, jeśli doszlifuje swoje reżyserskie rzemiosło, całkiem prawdopodobne, że jeszcze nas zaskoczy.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tak zwany "serpentynowy taniec" Loie Fuller po raz pierwszy zagościł na kinowym ekranie już w 1896 roku,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones