Recenzja filmu

Tron: Ares (2025)
Joachim Rønning
Waldemar Modestowicz
Jared Leto
Greta Lee

Neonowa Symfonia Światła i Emocji

Po latach oczekiwań, licznych plotkach i przesuwanych premierach, "Tron: Ares" w końcu trafia na ekrany - i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że było warto czekać. Jako wieloletni fan
Po latach oczekiwań, licznych plotkach i przesuwanych premierach, "Tron: Ares" w końcu trafia na ekrany - i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że było warto czekać. Jako wieloletni fan zarówno kultowego "TRON (1982)Trona" z 1982 roku, jak i zjawiskowego wizualnie "Tron: Dziedzictwo", podchodziłem do trzeciej części z mieszanką ekscytacji i obaw. Czy "Disney" udźwignie ciężar własnej legendy? Czy uda się połączyć retro-futurystyczny klimat z nowoczesną wrażliwością widza? Odpowiedź brzmi: tak - choć nie obyło się bez zaskoczeń.

Tytułowy Ares - program bojowy stworzony z myślą o interakcji ze światem ludzi - to zdecydowanie najciekawsza postać całej serii. Zamiast typowego "zimnego robota", dostajemy istotę rozdarte między jasno zdefiniowaną funkcją a rodzącą się świadomością. Film w genialny sposób balansuje między efektowną cyberakcją a filozoficzną refleksją nad tym, gdzie kończy się kod, a zaczyna dusza.


Nie ma co ukrywać - do kina na "Tron: Ares (2025)Trona" idzie się przede wszystkim po wrażenia audiowizualne. I tutaj Ares absolutnie deklasuje konkurencję. Zamiast kopiować neony z poprzednich części, film rozbudowuje estetykę o industrialne czerwienie, mroczniejsze palety i monumentalne architektury cyfrowych cytadel. Każda scena wygląda jakby była stworzona z myślą o tapecie na pulpit.

Muzyka? Jeśli Daft Punk byli pulsującym sercem Dziedzictwa, to tutaj soundtrack zamienia się w pełnoprawny neonowy hymn. Elektronika miesza się z orkiestrą, a każdy motyw dźwiękowy potęguje dramatyzm historii.


Tak, tempo w środkowej części momentami zwalnia aż za bardzo - widać, że twórcy próbowali głębiej wejść w wątek relacji między światem ludzi a programów, ale nie wszystkie dialogi są tak błyskotliwe, jak mogłyby być. Mimo to finał wynagradza wszystko - jest i spektakularnie, i emocjonalnie.


"Tron: Ares" to odważna, dojrzalsza odsłona serii, która nie próbuje być tylko nostalgią dla fanów poprzednich części. Film stawia pytania o granice człowieczeństwa w świecie, gdzie linia między sztuczną inteligencją a życiem staje się coraz cieńsza. Jeśli kochasz science-fiction, które nie tylko świeci, ale też myśli, nie będziesz zawiedziony.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Tron: Ares
Powiało nostalgią. Choć niekoniecznie taką, której mogli spodziewać się widzowie. "Tron: Ares"... czytaj więcej