Recenzja filmu

Wydarzyło się w Teksasie (2013)
David Lowery
Rooney Mara
Ben Foster

Ballada zza szyby

Można czytać "Ain’t Them Bodies Saints" jako rewers historii Bonnie i Clyde’a. Jako słynny film Arthura Penna podany à rebours.
Zaczyna się niemal jak film Terrence’a Malicka. Złota godzina, płynąca kamera, ciągnące się po horyzont łany traw. Rooney Mara odchodzi, wzburzona. Casey Affleck biegnie za nią, coś mówi, przytula. Nie słyszymy słów, nie wiemy, o co chodzi. Pozostaje nastrój: niepokój jakiegoś wewnętrznego dramatu połączony z wzniosłością intymnej chwili między dwojgiem kochanków. Reżyser David Lowery opowiada nam niemal balladową historię, ale zarazem zachowuje dystans. Opowieść o wielkim uczuciu i dramatycznym splocie ludzkich losów rozgrywa się bez dramaturgicznych ochów i achów. Jakby podglądana przez nostalgiczną kamerę zza zakurzonej szyby.



W gruncie rzeczy można czytać "Ain’t Them Bodies Saints" jako rewers historii Bonnie i Clyde’a. Jako słynny film Arthura Penna podany à rebours. Ruth Guthrie (Mara) i Bob Muldon (Affleck) w gruncie rzeczy niewiele się różnią od legendarnych kryminalistów: młodzi, zakochani, wyjęci spod prawa. To, co dla Penna było jednak punktem dojścia – ostateczna konfrontacja bohaterów z wymiarem sprawiedliwości – tutaj jest zaledwie początkiem. Ruth i Bob nie giną w erupcji krwawego filmowego baletu; dają się schwytać. On trafia do więzienia, ona zostaje sama, rodzi ich wspólną córkę i zajmuje się wychowaniem dziewczynki, która nigdy nie widziała ojca. Bohaterowie stają przed dylematem, którego uniknęli żyjący w wiecznym teraz, jakby jutra nie było, Parker i Barrow: co dalej?



Lowery ma w rękach tropy rodem z melodramatu. On i Ona: zakochani, rozdzieleni. Ten Trzeci: orbitujący wokół Ruth Patrick (Ben Foster), na dodatek policjant. Patriarcha: surowy, ale czuły, opiekujący się dziewczyną Skerritt (Keith Carradine). Ten Zły: oprych (Charles Baker) szukający okazji do wyrównania rachunków z Bobem, który zalazł mu za skórę swoimi gangsterskimi wyczynami. Do tego dochodzi atmosfera Południa Stanów lat 60.; małego miasteczka gdzieś na krańcu świata, gdzie porządek Dzikiego Zachodu nie poszedł jeszcze do końca w zapomnienie. Mitologia stróżów prawa i bandytów ciągle organizuje lokalne relacje społeczne, a knajpa i sklepik-ze-wszystkim wyznaczają układ współrzędny tutejszej geografii.



To jednak ani czysty melodramat, ani czysty western. Jeśli już, to obu gatunkom należałby się przedrostek "anty-". Lowery inscenizuje tę historię w sposób niemal apatyczny, skupiając się na pustce i "nie-dzianiu się". Zgodnie z regułami konwencji krzyżuje on motywacje, zaostrzając konflikt tragiczny i stawiając każdego bohatera przed nierozwiązywalnym dylematem. Czy Bob powinien wracać do Ruth, niszcząc życie, jakie zdołała sobie zbudować? Jak ma zachować się Skerritt, świadom ich miłości, ale też idących za nią konsekwencji? Co pozostaje w tej sytuacji Patrickowi, który czyni awanse Ruth, nieświadom faktu, że lata temu to właśnie ona go postrzeliła? Lowery nie ma tu jednoznacznych faworytów i buduje napięcie raczej w sferze moralnych dwuznaczności niż dramaturgicznych eksplozji. Momentami ten rozkrok między melodramatycznym sednem a poetyckim opakowaniem nie zdaje co prawda egzaminu. Niektóre narracyjne elipsy wyglądają raczej na fabularne dziury, a łatane są kolejnymi, pięknie snującymi się kadrami. Całość jednak broni się dzięki skupionym, grającym jakby w transie Marze i Afflecku.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Są filmy, które jedynie wydają się istnieć, jak odbicie w spokojnej tafli. Wystarczy tylko delikatne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones