Recenzja filmu

Wyjątki z Dekalogu (2013)
Søren Kragh-Jacobsen
Sofie Gråbøl
Signe Egholm Olsen

Jak trwoga, to do kota

Film Kragha-Jacobsena jest dobry aktorsko, niesie ze sobą jednak wulgarny koncept człowieka jako łamigłówki, którą da się w stu procentach rozszyfrować. Katatoniczny Drengen okazuje się więc
Żadne tam wyjątki z Dekalogu. Polskie tłumaczenie dość drastycznie przekłamuje oryginalny tytuł, który odwołuje się do wspomnianej w filmie "godziny rysia". Pytanie, czy chodzi tu o odstępstwa od dziesięciu przykazań czy może po prostu o fragmenty tychże, pozostaje zatem bez odpowiedzi. Ale jeśli przyjmiemy pierwszą z tych interpretacji, wówczas polska wersja w miarę trafnie sygnalizuje konflikt, na którym zasadza się fabuła filmu: religia kontra empiria. Oto pytanie stawiane przez reżysera: czy ludzkie doświadczenie da się zamknąć w dogmatach - nie tylko wiary, ale i nauki? 




Szkiełka i oka dostarcza nam psycholożka Lisbeth (Signe Egholm Olsen), która w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym przeprowadza eksperyment: wybrani pacjenci dostają pod opiekę zwierzątko. Kobieta włącza zamontowane w celach podopiecznych kamery, zasiada przed monitorem i zaczyna analizować. Projekt jednak wymyka się spod kontroli, kiedy jeden z obserwowanych próbuje popełnić samobójstwo, rzekomo pod namową przemawiającego w imieniu boga… kota. Lisbeth dochodzi do wniosku, że jej narzędzia tu nie wystarczą i zwraca się o pomoc do pastor Helen (Sofie Gråbøl). Kiedy trwoga, to do boga? 

Helen to jednak nietypowa przedstawicielka kościoła. Fakt, że jest kobietą, dziwi co prawda raczej w naszym kręgu kulturowym ("Wyjątki z Dekalogu" to produkcja duńsko-szwedzka). Duchowna zapalczywie rugająca wiernych to jednak novum nawet w protestanckiej Skandynawii. Ale niepokorna pastor sama poczuje się nieswojo, kiedy przekroczy progi szpitala psychiatrycznego. Choć reżyser Søren Kragh-Jacobsen zawzięcie filmuje go niczym kościół, budynek przypomina raczej więzienie. W istocie, nie brakuje tu niebezpiecznych pacjentów z kryminalną przeszłością. Wśród nich jest rozmawiający z kotem nastoletni Drengen (Frederik Christian Johansen), który z zimną krwią, bez wyraźnego motywu, zabił parę staruszków. To jego tajemnicę usiłują rozwikłać dwie kobiety.




O dziwo, choć to psycholodzy kompromitują się tu w starciu z przypadkiem chłopca, rozwiązanie, jakie przynosi Helen, więcej zawdzięcza właśnie psychoanalizie niż Biblii. Film Kragha-Jacobsena jest dobry aktorsko, niesie ze sobą jednak wulgarny koncept człowieka jako łamigłówki, którą da się w stu procentach rozszyfrować. Katatoniczny Drengen okazuje się więc zaledwie splotem freudyzmów, zafiksowaną na kilku słowach-kluczach szkatułką z ukrytą w środku odpowiedzią. Wystarczy, że Helen wydobędzie z chłopca sens jego zagadkowej fascynacji ostrygami, żabami i "niebiańską harfą", a nachalne retrospekcje dosadnie zilustrują nam jej odkrycia – i będzie po sprawie. 

Abstrahując od łopatologii tego założenia, nie przekłada się ono też na wdzięczny seans. Z założenia empatyczna intencja filmu, że każdy ma historię wartą wysłuchania, zostaje zanegowane, kiedy poznawanie tej historii okazuje się mechanicznym, rutynowym podążaniem po nitce do kłębka. Ale skoro – tak przynajmniej wynika z finału – "Wyjątki z Dekalogu" miały być również opowieścią o kryzysie wiary, może właśnie o to tu chodziło? Nawet jeśli jest jakaś Tajemnica, to potwornie banalna – po co więc ją zgłębiać?
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones