Recenzja wyd. DVD filmu

Za linią wroga II: Oś zła (2006)
James Dodson
Paweł Galia
Peter Coyote
Kenneth Choi

Złamane zasady

Każdy wie, że nie zabija się umyślnie kury znoszącej złote jaja. Wiedzą o tym filmowcy w USA i w samym Hollywood. By napełnić swoje grube portfele, producenci wykorzystują tytuły, które kilka lat
Każdy wie, że nie zabija się umyślnie kury znoszącej złote jaja. Wiedzą o tym filmowcy w USA i w samym Hollywood. By napełnić swoje grube portfele, producenci wykorzystują tytuły, które kilka lat wcześniej przyniosły im spore zyski. Przy małym nakładzie funduszy i marnej obsadzie chcą wyciągnąć od nas - widzów - ostatni grosz. Niekiedy jednak kura zostaje zabita przez swojego hodowcę. Tak właśnie stało się w przypadku "Behind Enemy Lines: Axis of Evil". Tworząc proste kino akcji, twórcy zapomnieli o pewnych niepisanych zasadach dotyczących tego gatunku. "Za Linią wroga II: Oś zła" to wyreżyserowana przez Jamesa Dodsona kontynuacja sensacyjno-wojennej produkcji z 2001 roku. W oryginale Johna Moorea film opowiadał o amerykańskim pilocie, który zestrzelony podczas misji rozpoznawczej, rozbija się gdzieś na terenie Bośni w samym środku wojny. Akcja skupiała się głównie na ucieczce dzielnego pilota przed wrogimi wojskami oraz na próbach, jakich podejmował się jego przyłożony, by uratować podwładnego. W głównych rolach wystąpili Owen Wilson i Gene Hackman.    Pierwsza część jakoś szczególnie mnie nie zachwyciła, głównie za sprawą Wilsona, który zagrał bezpłciowo. Moją uwagę za to przykuły bardzo dobre ujęcia kamery i efekty specjalne. Rozpoczynając wiec półtoragodzinną przygodę z częścią drugą, która od razu przeznaczona była na rynek DVD-VIDEO, nie miałem szczególnych oczekiwań. Sequel ma tyle wspólnego z pierwszą częścią, co nic. Poza tytułem i schematami zapożyczonymi z oryginału nic więcej tu nie znajdziemy. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że będzie to ograniczona budżetowo produkcja z obsadą drugo-, trzecio-, a nawet czwartoligowych aktorów. Jednak to, co oglądałem, a wręcz to, co mnie torturowało przez te półtorej godziny, to już szczyt bezmyślności scenarzystów, nieudolności reżysera i operatora. "Oś Zła" to określenie jakie nadała w 2002 roku administracja amerykańska na państwa (Irak, Iran, Syria i Korea Północna), które wbrew Radzie Bezpieczeństwa ONZ poszerzają swój arsenał bojowy o broń masowego rażenia oraz wspierają terroryzm. Określenie to zastąpiło koncepcję "państw zbójeckich". Tu natomiast tytułową "Oś zła" tworzą: zdjęcia, aktorstwo i fabuła. Trzy stopnie do bagna, w którym znajduje się ten film. Film rozpoczyna cytat amerykańskiego generała Omara Nelsona Bradleya, po czym możemy w skrócie prześledzić historie konfliktu w Korei od 1950 roku, podział państwa na pro zachodnią część południową i wierną socjalizmowi część północną. W tym czasie przewijają się też napisy początkowe. Zdecydowanie jest to najlepszy fragment całej produkcji. Mniej więcej od trzeciej minuty, aż do samego końca filmu jest już coraz gorzej. Amerykańskie satelity szpiegowskie odkrywają na terenie Korei Północnej bazę wojskową, w której to przygotowywany jest do wystrzału rakietowy pocisk balistyczny dalekiego zasięgu. W Białym Domu szybko zostaje wszczęty alarm i w dość krótkim czasie zbiera się sztab kryzysowy. Tło fabularne jak na typowe proste kino akcji, do jakiego z pewnością należy "Za linią wroga II", nie jest aż tak banalne, jak sposób, w jaki zostaje przedstawiona widzowi fabuła. Amerykański prezydent (Peter Coyote) ukazany jest jako człowiek bez własnego zdania, kierowany przez swoich doradców co chwile zmienia zdanie. Można to wytłumaczyć szczególnie niebezpieczną sytuacją, w jakiej się znalazł, ale bez przesady. Mamy tu bezradnego człowieka, który brakiem racjonalnego myślenia jest dużo groźniejszy od samych komunistów w Korei Północnej. Po kilku takich mirażach w końcu decyduje się wysłać specjalny odział marines z zadaniem zniszczenia wyrzutni rakiet i zapobiec groźbie ataku nuklearnego. Niestety pan James Dodson, który odpowiada również za scenariusz, serwuje nam kolejną zmianę zdania pana prezydenta, oczywiście za sprawą jednego z doradców. W ostatecznym rozrachunku doprowadza do przerwania misji, kiedy czterech dzielnych komandosów, już zeskoczyło na terytorium wroga. Nasi dzielni żołnierze ładują więc gdzieś w górach komunistycznego państwa, wyposażeni w nowoczesny sprzęt do łączności satelitarnej z dowództwem oraz podstawowy element każdego marines czyli w "kałacha". Najprawdopodobniej z racji niskiego budżetu, twórcy szybko uśmiercają pięćdziesiąt procent drużyny. Oczywiście jak przystało na film o dzielnych amerykańskich żołnierzach, giną oni niezwykle heroiczną śmiercią, oddając życie za pozostałe pięćdziesiąt procent drużyny. Kolejnym rażącym błędem tej produkcji jest sposób pracy kamery. Od samego początku widać, że film jest produkcją klasy B, ale to, co możemy ujrzeć po pierwszych scenach akcji, klasyfikuje się pod koniec alfabetu. Kamera biega tam i z powrotem, trzęsąc się i migocząc. Prawdopodobnie miało to przybliżyć widzowi atmosferę na polu walki i sprawić, by poczuł się, jakby tam był. Niestety po dłuższym czasie widz może nabawić się co najwyżej epilepsji. Dodatkowo pierwsza połowa przerywana jest różnymi wspomnieniami jednego z bohaterów. Na całe szczęście w drugiej połowie twórcy nie męczą nas już retrospekcjami. Aktorsko film prezentuje się tak samo źle, jak od strony fabuły i zdjęć. Reżyser najprawdopodobniej zamiast aktorów wolał zatrudnić przystojnych modeli z czasopism dla nastolatek. Dwaj marines, którzy przeżyli pierwszą scenę akcji: porucznik Rober James (Nicholas Gonzalez) i Neil "Spaz" Calahan (Matt Bushell), to nieustraszeni żołnierze, którzy za wszelką cenę chcą wykonać powierzoną im misje ratowania świata. Niestety, albo i nie, przez większość filmu oglądamy głównie tego pierwszego pana. Drugi miał zapewne grać drugoplanową rolę, na całe szczęście. Postać przewija się przez cały film praktycznie niezauważona, do tego jego kwestie są ograniczone do minimum. Podsumowując, "Za Linią Wroga II" należy do tych produkcji, które ogląda się w towarzystwie kilku kumpli, obowiązkowo znieczulając się przy tym wysokoprocentowymi trunkami. Jest to proste kino akcji, ale nawet w tym gatunku należy przestrzegać pewnych zasad. Tu te zasady zostały złamane.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?