Recenzja serialu

Alcatraz (2012)
Danny Cannon
Jack Bender
Sarah Jones
Jorge Garcia

Sezon pierwszy tylko poprawny

"LOST" zostawił po sobie rzeszę fanów, którzy po 23 maja 2010 roku snują się po świecie, dając po sobie znać, że tęsknią za tamtym serialem. Ja należę do tych osób, które z czasem uświadomiły
"LOST" zostawił po sobie rzeszę fanów, którzy po 23 maja 2010 roku snują się po świecie, dając po sobie znać, że tęsknią za tamtym serialem. Ja należę do tych osób, które z czasem uświadomiły sobie, jak potężnym zjawiskiem była opowieść o rozbitkach sprowadzonych z konkretnego powodu na Wyspę, gdzie grubi ludzie zakładają pole golfowe. Dlaczego? Oferował klimat i tajemnicę, prowadził niesamowitą narracją bogatą w zwroty akcji, posiadał żywych i licznych bohaterów, a także własne niezwykłe uniwersum – wszystko na najwyższym poziomie. Krótko mówiąc, są seriale, które warto obejrzeć, i jest "LOST", którego obejrzeć trzeba.

Finał "Zagubionych" wyemitowano 23 maja 2010 roku. Od tamtego czasu z każdym dniem rosła moja potrzeba poznania kolejnej równie niesamowitej historii. I w końcu nadszedł "Alcatraz". Właściwie wystarczy rzut oka na jego twórców i obsadę – producent: J. J. Abrams (przede wszystkim pomysłodawca "Zagubionych", ale też reżyser, scenarzysta i producent), jeden z reżyserów: Jack Bender (uznawany za najlepszego reżysera w obsadzie "LOST", to on był odpowiedzialny m.in. za trzyodcinkowy "Exodus", finał sezonu pierwszego), kompozytor muzyki: Michael Giacchino (naprawdę muszę przedstawiać człowieka, którzy stworzył "There's No Place Like Home"?), rola drugoplanowa: Jorge Garcia (grający do 2010 roku rolę Hugo Reyesa, którego wszyscy na koniec pokochali).

Jeśli to za mało, fabuła "Alcatraz" rozwiewa wątpliwości – to może być prawdziwy spadkobierca "Zagubionych". W 1963 roku więzienie w San Francisco zamknięto, a skazanych przeniesiono poza wyspę – jednak prawda jest taka, że więźniowie dopiero dzisiaj, w 2012 roku, opuszczają tamto miejsce... Jeden z nich okazuje się winnym zabójstwa pewnego człowieka, który 50 lat temu był strażnikiem w Alcatraz. Jak to się stało? W 1963 roku wszyscy na Skale zniknęli. Co się z nimi działo to tej pory? Nie wiadomo, ale właśnie teraz wracają. Zgadza się: lokatorzy najgorszego więzienia w historii – gwałciciele, podpalacze, snajperzy, seryjni zabójcy – pojawiają się na ulicy dzisiejszego świata. Trzeba ich złapać.

Tak, jest tajemnica, czuć wręcz klimat i możliwości, jakie daje ten pomysł! I wyszedł średni serial, krótko mówiąc.

Z historią jest wszystko w porządku, po 13 odcinkach składających się na pierwszy sezon, wydaje się być przemyślana. Więc nie powinno być obawy ze strony widzów, że scenarzyści nie wiedzą, gdzie ich ta opowieść zaprowadzi. To niewątpliwy plus, jednak jeśli chodzi o narrację, wykorzystanie potencjału, postaci... To z pewnością nie jest porządny produkt.

Całą atrakcyjność tajemnicy zabija schemat odcinków. W każdym są dwie linie fabularne - jedna to teraźniejszość, kiedy to FBI szuka zbiega. Druga to przeszłość, w której poznajemy tego zbiega – jego osobowość, co złego zrobił, a czasami nawet czemu to zrobił. Taka konstrukcja odcinka sprawia, że fabuła serialu jako całości rusza do przodu bardzo wolno - większość z tych 40 minut które trwa każdy odcinek idzie na śledztwo. Przez to nie ma tu ciągłości fabularnej, większość odcinków równie dobrze mogła się ukazać w innej kolejności, a więc: to nie jest do końca serial nastawiony na fabułę. I już tutaj to przestaje być "spadkobierca LOST", którym bardzo chciałem, by się okazał...

O ile widać, że historia jest przemyślana, to widać również, że scenarzyści nie bardzo wiedzą, jak ją opowiedzieć. Nie umieją mocno nią zainteresować, uzależnić od niej by wyczekiwać w napięciu następnego odcinka. Umieją całkiem konkretnie zająć te 40 minut z kawałkiem tak, by czas minął szybko i z przyjemnością, ale na koniec nie pojawia się pragnienie dowiedzenia się, co będzie potem, jak dany wątek się zakończy i gdzie to wszystko zmierza. Nie zasiadałem do odcinka z uczuciem "Jejciu, ciekawe czego się dowiem z tego odcinka!". Jakie tajemnice kryje więzienie na wyspie? Bardzo mało mnie to obchodziło w trakcie seansu.

Mogło to być spowodowane przez gonienie w piętkę i odwlekanie odkrycia jakiegoś sekretu na siłę do kolejnego odcinka. W trakcie seansu wiele razy po prostu unikano zadania pytań, na które twórcy nie chcą odpowiadać. Jeszcze nie teraz - czemu? Bo trzeba czymś zapełnić te 13 odcinków i zostawić sobie coś na kolejny sezon. Dla przykładu, będą w tym serialu pewne drzwi. Nie będą co prawda prowadzić do Pokoju 23, ale i tak będą budzić spore zainteresowanie. By je otworzyć, bohaterowie będą potrzebowali dwóch kluczy. Po kilku odcinkach klucze zdobędą, włożą do zamków, przekręcą... I wtedy pojawi się trzeci zamek. Więc trzeba znaleźć jeszcze jeden klucz, ale to już w następnym odcinku. Słabe, prawda?

Brak zainteresowania został spowodowany również przez brak kontaktu emocjonalnego widzów z bohaterami, którzy rozwiązują zagadkę bo... najwyraźniej nie mają nic innego do roboty. Same postaci są również bardzo powierzchownie zarysowane – Rebbeca Madsen chce złapać tych '63, bo jeden z nich zabił jej partnera. Była między nimi jakaś więź może? Nie, po prostu był partnerem. Chyba nawet nie poznaliśmy jego imienia. Właściwie to przez całe 13 odcinków tylko dwie postaci zostaną rozwinięte, tj. Hauser oraz Lucy. Brak tu większych relacji między bohaterami, właściwie nie ma też kogoś, kogo mógłbym nazwać głównym bohaterem. Każdy odcinek ma inną postać centralną, jest nią zbieg na którego akurat "polują", ale cały sezon? Już nie bardzo. Od biedy za takich można uznać Hausera lub Rebbecę, jednak to naprawdę niewystarczające.

Serial ma jeszcze więcej wad, choćby bardzo słabe ekspozycje, ale najbardziej irytowało mnie podpisywanie każdej ze scen. Niektóre odcinki pod tym względem prezentują się lepiej, jednak w większości każdorazowy przeskok między teraźniejszością i przeszłością jest podkreślany poprzez napis na dole ekranu, wyjaśniający, w jakim roku akurat jesteśmy. Przed premierą serialu czytałem wywiady z twórcami, m.in. z Benderem, który chciał, by każdą z tych linii czasowych kręcić w inny sposób, żeby widz czuł wyraźną różnicę między czasami, w których rozgrywa się akcja. A więc nie chodzi tylko o inne filtry obrazu, ale przede wszystkim o pracę kamery. Przeszłość kręcono w bardziej klasyczny sposób, podczas gdy sceny z 2012 roku kręcono np. przy użyciu steadicamu, wyciągników, jednym słowem: w nowoczesny sposób. I to widać podczas oglądania, czuć tę różnicę na pierwszy rzut oka – tyle wystarczy by wiedzieć, kiedy rozgrywa się dana scena (nie mówiąc już o tym, że w teraźniejszości ludzie chodzą z komórkami lub iphonami w ręku itd.). I to wszystko zmarnowano poprzez wciskanie na siłę podpisów do każdej sceny. Naprawdę tego nie rozumiem.

Ostatecznie jednak wystawiłem pierwszemu sezonowi przyzwoitą ocenę po ujrzeniu finału, który naprawdę był mocny. Bardzo podobał mi się też odcinek poświęcony Guyowi Hastingsowi (1x05), jest w nim kilka bardzo emocjonujących scen, ma też świetny scenariusz jako całość. Losy drugiego sezonu nie są póki co pewne, jeśli powstanie - z pewnością go obejrzę. Ale raczej z ciekawości, czy twórcy zmienią formułę, czy też nadal będzie schematycznie. Nie zrozumcie mnie źle, oglądałem go z przyjemnością, ale... wiem, że można było zrobić coś lepszego. Jak napisałem na wstępie: są seriale, które warto obejrzeć. Jest "LOST", którego obejrzeć trzeba. "Alcatraz" obejrzeć... można. Niekoniecznie, w zamian za zainwestowany czas nie otrzyma się zbyt wiele. Ale jeśli wam to nie przeszkadza – oglądajcie śmiało. Miłego seansu.
1 10
Moja ocena serialu:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones