Recenzja serialu

John Adams (2008)
Tom Hooper
Paul Giamatti
Laura Linney

Czas Patriotów

Co łączy Jerzego Waszyngtona, Tomasza Jeffersona, Aleksandra Hamiltona i Benjamina Franklina? Otóż kilka rzeczy - wszyscy ci panowie mają swój spory udział w powstaniu państwa o wiele znaczącej
Co łączy Jerzego Waszyngtona, Tomasza Jeffersona, Aleksandra Hamiltona i Benjamina Franklina? Otóż kilka rzeczy - wszyscy ci panowie mają swój spory udział w powstaniu państwa o wiele znaczącej nazwie Stany Zjednoczone. Niektórzy udzielali się przy deklaracji niepodległości tego kraju, inni przy konstytucji, a jeszcze inni walczyli o niepodległość swojej ojczyzny. Wszyscy także zostali uwiecznieni na banknotach swojej narodowej waluty - dolarze. I w końcu - wszyscy są bohaterami nowego serialu HBO pt. "John Adams". Tylko kimże jest owy tytułowy John Adams?! Imię i nazwisko co najmniej pospolite... Na zielonych papierkach też raczej jego podobizny nie znajdziemy... Można by dojść do wniosku, że nikim ważnym ten jegomość nigdy nie był. Nic bardziej mylnego. John Adams - z wykształcenia prawnik, z powołania polityk oraz dyplomata, z zamiłowania... rolnik (tudzież farmer), a z urzędu... prezydent USA. Dlaczego bossowie z HBO zdecydowali się uczynić tą stosunkowo mało znaną (dla przeciętnego zjadacza chleba, któremu historia staje się bliską, tylko wtedy gdy sprawdza zawartość portfela i podobizny panów na znajdujących się tam banknotach) postać historyczną głównym bohaterem swojej nowej produkcji? Pierwszym poważnym argumentem, była pewnie chęć przybliżenia działalności tego zasłużonego dla USA polityka.Drugim- jeszcze poważniejszym- miejsca, wydarzenia i postacie konieczne do wytłumaczenia widzom "jak to nasze państwo powstało" idealnie pokrywają się z polem działania Johna Adamsa. Każdy z siedmiu - trwających nieco ponad godzinę każdy - odcinków opowiada o pewnym fragmencie z życia i kariery tytułowego bohatera. Wszystko zaczyna się w Bostonie, od słynnej masakry, a następnie "bostońskiej herbatki". W kolejnych częściach mamy kongresy kontynentalne, deklarację niepodległości, misje dyplomatyczne Adamsa do Europy, prezydenturę Waszyngtona i w końcu objęcie i sprawowanie tegoż urzędu przez tytułowego bohatera serialu. Jak to zwykle bywa w produkcja HBO, wszystko zarówno od strony technicznej, jak i fabularnej jest po prostu wzorowo wykonane. Zdjęcia realizowane są tak, aby widz mógł jak najlepiej odczuć panujący klimat w danym miejscu, niezależnie, czy akcja dzieje się w bostońskim porcie czy w paryskim Wersalu. Czasami zdjęcia wyglądają, jakby operator inspirował się dziedzictwem  manifestu Dogmy 95 - albo prezentuje nam przesadne zbliżenia twarzy bohaterów, na których możemy zauważyć każdą zmarszczkę, czy też nawet popsute zęby, albo ujęcia są kręcone z położonej w najmniej typowym dla jakiegoś wnętrza kamery - stajemy się wtedy cichym obserwatorem i uczestnikiem przełomowych dla historii świata momentów. Każdy odcinek jest troszkę inny od pozostałych, przy zachowaniu przez wszystkie konwencji dramatu historycznego. I tak np.: w pierwszym mamy dramat sądowy, w drugim film polityczny pełny pasjonujących dyskusji, kłótni, deklaracji oraz popisów retoryki i oratorstwa (co się w pozostałych zresztą często powtarza), a ostatnia część to już prawie filozoficzne rozważania o starości, odchodzeniu i pozostawionym po sobie dziedzictwie dla potomności. Szczególne brawa należą się twórcom za umiejętność uchwycenia panujących nastrojów społecznych w Bostonie (pierwszy odcinek) w początkach siódmej dekady osiemnastego wieku. Przedstawienie widzowi argumentów wszystkich stron uczestniczących w toczącym się tam konflikcie, nie tylko za pomocą mówionych deklaracji, ale także sugestywnych scen (brutalny lincz angielskiego urzędnika) wypada rewelacyjnie. Myślę, że pierwsze dwa odcinki (w drugim mamy kongresy kontynentalne) mogły by służyć jako pomoc dydaktyczna w szkołach, na lekcjach historii. W kolejnych częściach również popisali się realizatorzy, wzorowo odzwierciedlając klimat Wersalu na chwilkę przed rewolucją. Nieustanne zabawy, orgietki i upadek wszelkich norm i obyczajów - nawet niektórzy amerykańcy mężowie stanu dają się temu uwieść (oczywiście z wyjątkiem purytańskiego Adamsa). Zgoła inaczej przedstawiono Londyn - miejsce kolejnej dyplomatycznej misji bohatera serialu. Tam jest zimno i konkretnie, nie ma miejsce na okazywanie jakichkolwiek emocji. Nikt też nad człowiekiem w Anglii litować się nie zamierza, brukowce w bezczelny sposób opiszą i wypunktują każdą słabość. Jeżeli jednak techniczne (kostiumy, dekoracje, scenografia, charakteryzacja) kwestie są jakości najwyższej, a walory edukacyjne po prostu wzorowe to obawiam się, że może mi zabraknąć komplementów, którymi należy ocenić dobór obsady oraz zaangażowanie i umiejętności aktorów. Paul Giamatti, od czasów "Bezdroży", w czymkolwiek by zagrał, jest po prostu rewelacyjny, a jeżeli dodać do tego partnerującą mu Laurę Linney w roli pani Adams, to mamy obraz doskonały konserwatywnego małżeństwa z początków amerykańskiej państwowości. Wątek ich miłości i wzajemnych relacji na dobrą sprawę można by wyciąć z całości filmu i wyszłoby z niego całkiem zgrabne love story. Sam Giamatti wydaje się stworzony do roli ruchliwego i upartego polityka, który ciężką pracą i gigantycznym zaangażowaniem dąży do osiągnięcia swoich celów. Chwała scenarzystom, że nie idealizują za wszelką cenę tytułowej postaci. Adamsowi zdarzają się porażki (wyprawa do Europy) czy momenty zawodowej słabości  (podpisanie ustaw ograniczających wolności obywatelskie). Giamatti wszystkie rozterki przeżywane przez granego przez siebie polityka odgrywa doskonale, ale w pamięci szczególnie utkwiła mi jedna scena,  mianowicie audiencja u króla Jerzego III, w której głównemu bohaterowi doskonale asystował Tom Hollander grający angielskiego monarchę. Nieporadność w oddawaniu honorów przez Adamsa królowi czy niezręczność i zakłopotanie rysujące się zarówno na twarzy, jak i w słowach i gestach wykonywanym przez Giamattiego powinien zobaczyć każdy adept aktorskiego fachu. Dodając do tego lodowate spojrzenie Hollandera, jego dumę i pyszność, a także kontekst całej sytuacji- to przecież właśnie Amerykanie pokonali w wojnie wyzwoleńczej wojska króla Jerzego- otrzymujemy obraz, który na bardzo długo zapada w pamięci. Z pozostałych aktorów na szczególne słowa uznania zasługuje dwójka odgrywająca rolę ojców założycieli amerykańskiego państwa - Tom Wilkinson jako Benjamin Franklin oraz Stephen Dillane jako Tomasz Jefferson, a także grający pierwszego prezydenta USA, Jerzego Waszyngtona - David Morse. Dillane jako Jefferson robi wrażenie szczególnie w początkowych odcinkach - zamyślony, snujący się gdzieś w tle kongresów kontynentalnych i politycznej walki, aby w końcu stać się samemu autorem najważniejszego dokumentu - Deklaracji Niepodległości. Jego relacje z Adamsem, gdy z najlepszych przyjaciół stają się politycznymi wrogami, nadają tempa i dramaturgii w drugiej części serii, aby w ostatnim odcinku nastąpiło pojednanie i pasjonująca wymiana korespondencji pomiędzy nimi, które kończy "wspólna" śmierć obydwu mężów stanu. Co do Wilkinsona to w pamięci zapada jedna scena - jego wspólna kąpiel z pewną francuską damą jest po prostu bezcenna... Miło zobaczyć pana, którego podobiznę możemy oglądać na stu dolarowym banknocie w takiej niezręcznej sytuacji. David Morse natomiast zastosował chyba chwyt zapoczątkowany przez Marlona Brando w Ojcu Chrzestnym - w usta włożył sobie pewnie kilka chusteczek, żeby mowa była prawidłowo zniekształcona, czego kwintesencją jest przysięga prezydencka wygłaszana prawie szeptem. Serial pt. "John Adam" jest kolejną po "Kompani Braci" czy "Rzymie" bardzo udaną produkcją, doskonale przedstawiającą realia społeczne (choć akurat pod tym względem "Rzym" wypada odrobinę lepiej), jak i najważniejsze, kluczowe dla losów świata wydarzenia historyczne w sposób bardzo atrakcyjny i przystępny. Doskonałe aktorstwo i kunszt realizatorów zapewniają rozrywkę na bardzo dobrym poziomie dla wszystkich potencjalnych odbiorców.     A po ostatnim odcinku pozostaje westchnąć tylko cicho i pomyśleć, kim byłby John Adams w dzisiejszej światowej polityce... Ja myślę, że zostałby jednak farmerem.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones