Recenzja wyd. DVD filmu

Tristia: Błękitna wyspa (2004)
Hitoyuki Matsui
Yuto Kazama
Hidetoshi Nakamura

Tristia: To wszystko już było

Istnieją rzeczy, do których musi się przyłożyć osoba naprawdę wybitna, żeby się do czegokolwiek nadawały: historie o superbohaterach, sztuka nowoczesna, polityka i filmy powstałe na podstawie
Istnieją rzeczy, do których musi się przyłożyć osoba naprawdę wybitna, żeby się do czegokolwiek nadawały: historie o superbohaterach, sztuka nowoczesna, polityka i filmy powstałe na podstawie gier komputerowych. Zadanie nie jest proste - jak przekształcić nawalankę (która zwykle nie odznacza się jakąś oszałamiającą fabułą i głęboką psychologią postaci) czy RPG na wciągający serial? Ja nie wiem, i twórcy "Tristii" najwyraźniej też nie.

Nanoca Flanca to radosne dziewczę, będące nastoletnim geniuszem technicznym. Nie tylko żarówkę potrafi wymienić, ale i zbudować gigantycznego robota, który będzie to robił za nią. Niestety, ze względu na jej roztargnienie, wypróbowywanie nowych wynalazków kończy się zazwyczaj głośnym "BUM!". Tym niemniej, jej umiejętności są na tyle wysokie, że jej dziadek postanawia wysłać ją w charakterze wolontariuszki na wyspę Tristia, zniszczoną przez atak smoków.  W momencie, gdy poznajemy bohaterkę, wielkimi krokami zbliża się pierwszy turniej golemów - nielicha impreza, na której nie może zabraknąć naszej bohaterki. Szkoda tylko, że w swej całej genialności nie sprawdziła wcześniej, co to właściwie za konkurs...

Ponieważ twórcom pomysły na ciekawe rozwinięcie fabuły, gagi i odpowiednie dopracowanie postaci skończyły się już w połowie parzenia drugiej kawy, postanowili resztę tego anime wypełnić walkami mechów i ukazywaniem co bardziej roznegliżowanych bohaterek, po czym rozeszli się do domów święcie przekonani, że przecież przeciętnemu widzowi płci męskiej więcej nie trzeba.

Walki (liczba mnoga, bo są aż trzy) są po prostu nudne. Jak to się dzieje, że taka Hiromu Arakawa przez dwadzieścia sześć tomów nieustannej bijatyki potrafi wciągnąć i zaskoczyć czytelnika, a tu nie można przez te kilka minut zaciekawić widza, mimo że się rusza i to w kolorze? Ot, dwa kolejne, niczym nie wyróżniające się mechy z chińskiej fabryki tłuką się na małej arenie zgodnie ze schematem "Jej, co za walka, ten Zły jest nawet silniejszy! - Och, co ja widzę, ten Zły rozłożył Dobrego na części składowe! - Ach, Dobry się podniósł i rozwalił go jednym ciosem!".

Fanserwis z definicji nie jest niczym dobrym, bo zajmuje tylko niepotrzebnie czas antenowy. Oprócz tego, że nasze bohaterki mają w designu odsłonięte zgrabne nóżki i powiewające co rusz ubrania, to możemy się pomęczyć z obowiązkową sceną w łaźni i jedną z postaci w bojowym bikini (...) o powierzchni podartej chustki do nosa, rozmiar dziecięcy. Ech, żeby jeszcze jakieś nieprzeciętnie ładne czy podniecające to było, ale panie, gdzieeee tam, sztampowa golizna...
 
Świat przedstawiony właściwie nie jest nam przedstawiony. Tristia niczym nie różni się od portowego miasteczka w naszej rzeczywistości, wspomnianych przeze mnie wcześniej smoków czy jakiś innych fantastycznych stworów (nie licząc gadającego psa głównej bohaterki z mackami) nie uświadczymy, wszystko jest cudownie przeciętne. Mimo, że technologia w tym świecie jest zapewne wysoko zaawansowana (sądząc po zdolnościach dwóch bohaterek, tajnym zapleczu Tych Złych i planach wyprodukowania golemów gospodarczych), miasteczko, powtarzam, niczym się nie wyróżnia, w handlu wciąż działają drewniane statki, a szef wielkiej korporacji jako nośnika niezwykle ważnych danych używa... taśmy szpulowej (szkoda, że nie kamiennej tablicy). Poza naszymi bohaterkami i pewnymi trzema jejmościami świat nie ma nikogo, ludzie to zaledwie statyści, którymi nikt się nie przejmuje nawet wtedy, gdy w trybuny zostaje odpalone kilka torped.

Bohaterowie też są nudni, schemat nad schematami i wszystko schemat. Nanoca to genialne, a przy tym oderwane nieco od rzeczywistości, nie przejmujące się niczym dziecko - jej wyrozumiałość dla wszystkiego i wszystkich jest wręcz wkurzająca. Jest też jej przyjaciółka, a raczej fanka, dla której istnieje tylko Nanoca, a spełnieniem jej życzenia urodzinowego byłoby wyszorowanie swojej idolce pleców w łaźni. Poza tym mamy gadającego psa pełniącego rolę pana "Uważaj, Bądź Ostrożna", i nieco smutną, małomówną panienkę ze stoickim podejściem do życia, która rzekomo jest potężną bronią, ale tego się nie dowiemy, bo przez te dwa odcinki nie robi nic godnego uwagi. Nie zapominajmy jeszcze o histeryczce sprawującej wysoki urząd, którego ważność jest odwrotnie proporcjonalna do jej rozwoju emocjonalnego. Na ostatek zostaje nam Bezwzględny Biznesmen i rywalka głównej bohaterki, bardzo zdolna i ambitna, ale jednak zawsze w tyle.
 
No sami powiedzcie... Nie dość, że schemat, to jeszcze zrobiony na odwal. Twórcy nawrzucali postacie z gry (chyba dla efektu tłumu), przy czym nie pofatygowali się, by każdej z nich poświęcić odrobiny uwagi. Naprawdę, nic by się nie stało, gdyby zniknęła taka Rafarew, oddając swój (i tak w żaden sensowny sposób niewykorzystany) czas komuś innemu.

Odnoszę dziwne wrażenie, że stworzenie tego anime było zadaniem dla uczestników spotkań Jestem Wybitnie Niezdecydowany. Twórcy najwyraźniej chcieli jak najbardziej poszerzyć krąg odbiorców, tymczasem stworzyli dzieło, które ciężko polecić komukolwiek. Fabuła dla starszych jest zbyt infantylna, młodsi odpadają ze względu na chętnie negliżujące się panienki. Starzy wyjadacze anime dawno już takie dziełka widzieli i starają się je omijać, niezaznajomieni z japońską animacją utwierdzą się w przekonaniu, że to "głupiutkie nawalanki z dużą dawką nagości". Fani gry po prostu nie dadzą się nabrać.

Jeżeli idzie o stronę techniczną, nie jest źle. Animacja jest przeciętna, ale kreska sympatyczna i kolorowa. Muzyka nie jest powalająca, nie wpada w ucho, ale z drugiej strony nie irytuje i nie przeszkadza w oglądaniu. Polskie tłumaczenie jest bardzo dobre, to trzeba przyznać.

Skupmy się na wydaniu DVD jako takim. Reklamy. Reklamy, których nie da się przewinąć! Zaiste, tylko jakiś niecny geniusz zła mógł wymyślić coś tak podłego. Zanim pokaże się menu, możemy poświęcić czas na zrobienie herbaty, podczas gdy telewizor będzie nas raczył kilkoma reklamówkami. Za każdym razem, gdy chcemy rozpocząć oglądanie, musimy poczekać, aż Żmijewski skończy spacerować i pić wodę, której, zaklinam się, nigdy nie kupię.

Poza wyborem scen i ustawieniem napisów, wydawcy uraczyli nas dodatkami. No nic, spróbujmy... Mamy więc wyjaśnienie, z jakiej racji taka "Tristia" w ogóle powstała i krótkie wprowadzenie dotyczące świata anime.  Dalej jest zakładka z opisami poszczególnych bohaterów (która jest przynajmniej zabawnie napisana) i... to właściwie tyle, jeżeli chodzi o samo dzieło, bo reszta to zwiastuny i reklamy. Jeżeli ktoś liczył na arty czy komentarze twórców, niech da sobie spokój - poza opisami postaci (i to ze względu na humor) nie ma w dodatkach nic ciekawego.

Nie potrafię sobie wyobrazić powodu, dla którego Anime Gate zdecydowało się zainwestować w to anime - nie jest to dzieło nawet dobre, a w Polsce nie ma fanów gry, na podstawie której dzieło to powstało. Mam nadzieję, że moje tak długie stukanie w klawiaturę nie pójdzie na marne i nie dacie sobie wyszarpać pieniędzy na to wątpliwej jakości dzieło. Jest przecież tyle znacznie lepszych tytułów...
1 10
Moja ocena serialu:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po mocnym uderzeniu jakim były premiery <a href="http://appleseed.filmweb.pl/"... czytaj więcej
Marcin Kamiński

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones