Czy cała historia zakończy się ich małżeństwem? Czy to w ogóle możliwe i jakie byłyby tego skutki?
Ja wolę, żeby Sansa wyszła za Jona jak się dowie, że jest jego kuzynką, a Daenerys niech poślubi Dickona Tarlyego albo jakiegoś Freya. Jon i Dany razem jest zbyt cukierkowe i przewidywalne.
Nie ma na to szans. Ożeniłbyś się z własną siostrą gdybyś się dowiedział po latach, że nie jesteście spokrewnieni? Przez całe życie żyli ze sobą jak brat z siostrą i gdyby teraz dowiedzieliby się jaka jest prawda, to nic by to nie zmieniło, prawda nie zmieni ich uczuć.
Sansa ma już dość mężów, ważne że miałaby wreszcie bezpieczeństwo. Miłości bratersko-siostrzanej nigdy pomiędzy nimi nie było, dopiero teraz i to też nie do końca było odczuwalne.
To w świecie GOT nie ma znaczenia. W drzewie genealogicznym Starków najwięcej razy dochodziło do małżeństw Starków pomiędzy sobą , włączając w to bliskich kuzynów a także małżeństwa pomiędzy wujkami i ich bratanicami.
Zgadzam się z ILN, że poczucie bezpieczeństwa w tej chwili, może jej zagwarantować tylko małżeństwo z Jonem. Nigdy też nie traktowali się jak rodzeństwo.
Oboje mają potencjał by powtórzyć związek Neda i Cat.
Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby ich shipować, ale teraz jestem na 80% przekonana, że w 7 sezonie coś się szykuje.
Sądzę, że nie. Mam podejrzenia, że Jon i Daenerys będą mieli swoje love story, a jak się zakończy to już inna sprawa. Spotkanie Jona i Daenerys to także prawdopodobne spotkanie Tyriona i Sansy. To jedyny mężczyzna, który ją nie skrzywdził, może dla nich jest jeszcze szansa.
Myślę, że pomiędzy Sansą a Jonem do niczego nie dojdzie. Ona go traktuje jak przyjaciela, a lekka zmiana pokrewieństwa nic nie zmieni.
Serio to chciałabym, żeby Jon umarł (nie wiem sama, jak mogłam napisać coś tak strasznego;), oczywiście ratując świat. W końcu został ożywiony w jakimś celu, żyje "pożyczonym" życiem i ma wypełnić misje, poza tym jest taki... zmęczony, znużony. Wcale nie wygląda na kogoś, kto ma ochotę na te wszystkie walki i bitwy, których ciągłe prowadzenie przepowiedział mu Alliser Thorne. Daenerys mniej mnie obchodzi, pewnie w koncu siądzie na tym Żelaznym Tronie, ale mysle, że bez oczekiwanej satysfakcji (czy bedzie miała jeszcze czym rządzić?). Potem pewnie pokonają z Jonem Innych. Może potem, gdy spełni marzenie z dzieciństwa i załatwi problem końca swiata odleci na swoim smoku gdzieś daleko, szukać nowych krain. Tak bym to widziała - Jon na zasłużony wieczny odpoczynek, Dany odkrywać Amerykę, a ludziki znowu do roboty - budować domy, siać zboże i rodzić dzieci.
Ale pewnie tak nie będzie, boję się, ze szykuje nam się wielka tru law:(
Widać, że Jon wolałby pozostać martwy i mocno utkwiły w nim ostatnie słowa Allisera (które nawet raz zacytował). A Daenerys możliwe, że nie zasiądzie na tronie. Może słowa Daaria były puszczeniem oka do widza "jesteś zdobywcą, siedzenie na tronie i rządzenie nie jest dla ciebie" (czy jakoś tak).
Ja tak ogólnie wolę, żeby umarła Sansa, razem z Baelishem, bo są już zbędni, skoro to Jon jest królem. Teraz albo Sansa nie będzie nic robić, albo opuści Winterfell i zajmie się np. Dorzeczem, co będzie nielogiczne, bo zdała sobie sprawę, że opuszczenie Winterfell było najgorszą decyzją Starków. Albo zaczną mieszać przeciwko Jonowi, bo twórcy w dodatkowym materiale do odcinka stwierdzili, że Sansa jest zazdrosna.
Dlatego ewentualnie ich małżeństwo mogłoby rozwiązać problem, i byłoby to bardzo nieprzewidywalne. To był wielki minus 6 sezonu, że praktycznie nic nie zaskoczyło. Ale teraz jest taki fanserwis, że nie zdziwię się, jak jednak dojdzie do małżeństwa pomiędzy Dany i Jonem i będzie wielki happy end.
Błagam, nie kolejne kazirodztwo i po co do tego mieszać Jona, mało w życiu przeszedł? Poza tym ledwo znoszę to, ze Cersei jest siostrą Jaimiego. Prawdziwe bratersko-siostrzane uczucia (nie w rozumieniu lannisterskim;) biorą się ze wspólnego wychowania w odpowiednim nastawieniu. Dirt dobrze tu napisała, nie ma mowy, by choćby myśleć w ten sposób o kimś, o kim przez całe życie myślało się jak o bracie. Według mnie to jest chore.
Sansa będzie potrzebna do tego, żeby zneutralizować Littlefingera. Taką mam nadzieję, nie chciałabym, żeby tu był jakiś rozłam między nimi, tzn. Jonem i nią. I tak mnie już wkurzają z tymi swoimi pomysłami z zazdrością. No i może spróbuje przeciągnąc na swoja stronę Robina i przejąć kontrolę jaka ma nad nim Littlefinger.
Ślub pomiędzy kuzynami jest w Westeros akceptowany, Tywin poślubił swoją kuzynkę, i żeby nie było, że tylko Lannisterowie tacy źli, to również ojciec Neda ożenił się z kuzynką. STARK :P
Poza tym ja nie mówię o jakiejś gorącej miłości pomiędzy Sansą i Jonem. Obydwoje swoje przeszli, Jon już miał swoją miłość, a Sansa ma dość, poza tym to dla dobra rodu.
Mnie już zniechęcili tym ukrywaniem prawdy i brakiem zaufania do jedynej osoby, której Sansa mogła zaufać. Dlatego dziwią mnie te zachwyty nad duetem Sansa-Jon w ankietach :P
Dla mnie jedno z większych rozczarowań. A dla Baelisha nie widzę przyszłości, został z niczym.
"No i może spróbuje przeciągnąc na swoja stronę Robina i przejąć kontrolę jaka ma nad nim Littlefinger."
Szkoda, że nie mogli tak od razu tylko musiał być ten wątek Sansy u Boltonów.
Ale co innego jest ożenienie sie z kuzynką, o której od urodzenia wiedziało się, że jest kuzynka i można na nią patrzeć pod odpowiednim kątem, jak na kobietę, a co innego ożenienie się z kimś, kogo całe życie traktowałeś jak siostrę - czyli z bardzo mocnym zakazem seksualnych skojarzeń. To nosisz w głowie i tego nie przełamią rewelacje Brana (jak się już tam do nich doczołga).
Sansa u Boltonów - ten sprytny plan był tak bardzo sprytny, ze ma ten spryt bardzo głęboko ukryty. Miedzy innymi dlatego porzuciłam 5. sezon. Bardzo lubię duet Jona i Sansy jako rodzeństwa - pod warunkiem, że to co do tej pory widzieliśmy to była pełna cierni droga Sansy do pełnego zaufania. Ciekawie jest obserwować, jak budują swoje relacje, każde zgodnie z własnym charakterem. W sumie to oni nie za bardzo się znają, wcześniej ona była dzieckiem, w dodatku pod silnym wpływem matki niechętnej Jonowi i z zupełnie innym zakresem zainteresowań (nie tak, jak Arya). Tak naprawdę dopiero teraz mają szansę bycia prawdziwym rodzeństwem. Ale DeDeki mi to na pewno spieprzą:(
Paluszek przegrał, wiadomo, już jest trupem. On jeszcze być może myśli, że uda mu się coś ugrać ze starymi rodami, bo nie wie o inwazji.
Dlatego nie mam na myśli gorącej miłości. Jon wie, że jest bękartem i oficjalnie nie ma nazwiska, a Sansa, jeżeli ponownie wyszłaby za mąż to jej dzieci miałyby jego nazwisko. Dlatego to byłoby wyłącznie w celu przedłużenia rodu Starków. Chyba, że Jon jako król może sam siebie usynowić? :P
Ja pamiętam, jakie tutaj były dyskusje, że plan Baelisha jest tak genialny, że go nie ogarniamy, ale on ostatecznie wyjdzie wygrany. Aż mi się go szkoda zrobiło, jak siedział w cieniu i jedynie co mu zostało to mącenie Sansie. Mam tylko nadzieję, że ona już straciła do niego zaufanie, i będzie po stronie Jona.
Ale nie rozstrząsamy kazirodztwa w kontekście romantycznej miłości, poza tym żeby mieć razem dzieci, to trzeba najpierw wspólnie seks uprawiać,;). Brat z siostrą? Nie do przejścia, dla żadnych wyższych celów politycznych. Aby to zadziałało (jak w starożytnym Egipcie albo u Targaryenów), trzeba od poczatku wychowywać dzieci w przekonaniu, że taka ścieżka jest możliwa. Normalnie wychowuje się rodzeństwo w bardzo silnym tabu seksualnym.
Jeśli chodzi o Littlefingera, to w jego wątku obecnie ciekawe jest to, w jaki sposób pójdzie na dno:)
Nie ma co roztrząsać, czyje nazwisko miałyby dzieci Sansy i Jona, bo nie ma na czym się oprzeć. W naszej hisorii nie było takiej sytuacji, co mówią prawa Westeros, nie wiadomo. Zazwyczaj bękarty były przyjmowane do rodów przez ojców lub innych wyższych rangą, jak takiego nie było, to obejmowały władzę siłą i kontynuowały ród, a w historii miały dopisek do nazwiska - bastard - i tyle. Mówimy o tych, którym się udało, rzecz jasna.
To nie jest rodzeństwo.
Poczytaj sobie jak Starkowie żenili się pomiędzy sobą. Kuzynki, kuzyni to było na porządku dziennym, że nie wspomnę wujków z bratanicami.
http://graotron.wikia.com/wiki/R%C3%B3d_Stark
Zostali wychowani jako rodzeństwo, o tym cały czas piszę. Dirt podał dobry przykład: "Ożeniłbyś się z własną siostrą gdybyś się dowiedział po latach, że nie jesteście spokrewnieni?"
W ogólnym sensie się z tym zgadzam ale z drugiej strony trudno przenieśc relacje z takiego Westeros 1:1 do naszych czasów. Sansa raczej nie uznawała Jona za brata, zreszta w ogóle go nie uznawała:P a Jon tez chyba też nie pałał uczuciami do siostrzyczki. Co innego Arya - Jon, ta relacja jest bardzo siostrzano-braterska i na to juz bym patrzeć nie mogla. W każdym razie wole taki parring niż Jon-Deanerys...
Nie no, akurat takie relacje jak najbardziej można przenieść w skali 1:1, i to wcale nie chodzi mi o współczesne czasy, ale o nasze czasy historyczne odpowiadające realiom Westeros.
Jon i Sansa traktują siebie jak rodzeństwo, myślą o sobie jak o rodzeństwie i to jest wyraźnie pokazane - przy tym nie chodzi mi o skalę tego uczucia. Jednych braci woli się od drugich, z jedną siostrą jest się bardziej związanym, niż z drugą, ale o każdej myśli się jak o siostrze lub bracie, a nie jak o potencjalnej partnerce do robienia dzieci, nieważne, czy z miłości, czy z obowiązku.
Każdy z tych związków jest dla mnie odpychający, każdy z innych powodów.
No cóż, jestem po prostu wybredna;). Zresztą, skąd nacisk na konieczność takiego bajkowego zakończenia "żyli długo i szczęśliwie"?. Nie znoszę łączenia wszystkich ze wszystkimi wbrew przedstawionym charakterom i prawdopodobieństwu. To nie Moda na sukces (mam nadzieję).
Ja po prostu na serial patrze oczami Dedeków. To co zrobili z wątkiem Robba i Talisy albo okropne podchody z MissWormem dało mi obraz co to za typki. Nie moge sobie wyobrazic zakonczenia innego niż "żyli długo i szczęsliwie". Kiedyś w ogóle nie mogłam sobie wyobrazic zakonczenia tej historii, tak samo jak nie moglam sobie wyobrazic zmartchwywstania Jona, który jak się okazało obudził się i wstał. Wiec serialowe zakończenie pewnie też bedzie do bólu banalne i nie zadowalające.
Ja w ogole zawsze miałam nadzieje, że Jon będzie walczył z Danutą. W końcu śniła mu sie ta lodowa zbroja. Ale jak patrze w jakim kierunku zmierza ta historia to nie ma na to szans:)
A to tak, zgadzam się w pełni. Dedeki jeszcze nam pokażą, co potrafią i jak straszne wyobrażenia ciałem się staną;))). Gra o tron - najbardziej przerażający finał wszechczasów;)
No, ale i tak oglądamy.
No nie powiem, obawiam się sezonu 7. Chyba pora się wychilloutować kompletnie i odpuścić. Juz za dużo mam tych teorii w głowie, łeb mi pęka.
Czekam tylko na Wichry Zimy i pokładam nadzieję w Martinie, jako, że nie będzie cukierków i fajerwerków.
I z tym oglądaniem masz rację. Zaczęłam narzekać na tym sezonie. pewnie będę się wkurzać na kolejnym, ale i tak będę zarywać noce, żeby o 3 nad ranem obejrzeć GOT.
Nieważne co się stanie, nieważne jak bardzo nie będą Tobie odpowiadać fabuła, i tak będziesz oglądać:P
Nie do końca - nie oglądałam 2. połowy 5. sezonu, bo nie mogłam się zaangażować w nadmierną ilość bzdur. Choć ogólny rozwój wypadków śledziłam, ale to nie to samo, co oglądanie.
6 sezon dał 7 ogromny kredyt zaufania, ale co będzie, to nie wiem. Nie wymagam też nie wiadomo czego od GoT, dosyć wysoko zawieszam niewiarę, więc może da radę;)))
Jestem w stanie obejrzeć happy end z Jonem i Daenerys, choć z lekkimi mdłościami, mam jednak nadzieję, że aż tak oczywiście nie będzie. Jakoś jeszcze mieści się to w serialowej logice Gry o tron made in Dedeki.
Natomiast Sansa i Jon razem - to jest dla mnie chora bzdura, która z niczego w serialu nie wynika. Tu bym sobie zdecydowanie odpuściła.
Tak 6 sezon dał 7 kredyt zaufania, i też racja nie można mieć nie wiadomo jakich oczekiwań, żeby rozczarowanie (jeśli byłoby) nie był aż takie wielkie.
Jon z Dany no jakoś przeszłoby jeszcze, choć oby nie było zbyt cukierkowo;P
A co do Sansy i Jona jak można wpaść na pomysł żeby on z nią? Mimo że nie są rodzeństwem to całe życie byli przekonani że byli. Gdybym był na miejscu Jona, nigdy w życiu, dla mnie nadal byłaby siostrą.
No własnie, ja się dziwię, że ludzie tego nie czują, może nie mają rodzeństwa? Przecież to jak seks rodziców;)
Pewnie to są same jedynaki co takie bzdury wymyślają:P
"Przecież to jak seks rodziców;)"
Hmm chyba czegoś tu nie kapuję?:P
No tak budzi trochę te same odczucia, tylko to nie to samo co w przypadku rodzeństwo. Między rodzeństwem to jest chore, a między rodzicami najzwyklejsza rzecz na świecie. Choć jak dowiedziałem się będą małym że moi rodzice to robią, byłem tym obrzydzony:D
No to o tym mówię:), chodzi mi o nasz odbiór jako widzów - Jon z Sansą w kontekście seksualnym budzi te same uczucia, co myśl o seksie rodziców (niby można, niby normalne, niby da się zracjonalizować, ale jakoś człowiek nie ma ochoty nad tym myśleć;).
Wypraszam sobie, nie jestem jedynakiem. Nie jestem nawet jedynką. Znam życie i tyle :-P
I znam też świat GOT, Martina i jego chore pomysły, więc gdyby nie to, że GOT kompletnie mnie znieczulił, jeśli chodzi o różne "odchyły od normy" pewnie bym nawet o tym nie pomyślała. Ale cóż, GOT to GOT.
Więc naprawdę, szkoda roztrząsać chłopaki i dziewczyny. GOT szokował, co nieco już widzieliśmy, więc czas na STARKCEST. Bo nie dość jesteśmy zszokowani.
"A co do Sansy i Jona jak można wpaść na pomysł żeby on z nią? Mimo że nie są rodzeństwem to całe życie byli przekonani że byli. "
Że się tak dołączę do ciekawej dyskusji: jakiś czas temu wypłynął do internetu opis zarysu fabuły sagi 'Gry o Tron' jaki Martin przygotował dla wydawców chyba w 93 roku. W materiałach tych jest mowa o
SPOILER SPOILER
SPOILER
Aryi zakochującej się w Jonie Snow
Co prawda jest tam też wiele wątków które nie sprawdziły sie w sadze i zostały rozwiązane inaczej, ale pokazuje to że nie byłby to dla Martina aż tak dziwny pomysł.
Co do tego że wychowywali się jako brat i siostra - oni nie byli ze sobą blisko, i byli wtedy dziećmi, byli wciąz właściwie dziećmi kiedy się rozdzielili. Teraz są kompletnie innymi osobami, bardziej dorosłymi, z bagażem doświadczeń. Mogą się poznać na nowo, jako kuzynostwo, dorośli.
Generalnie, wszystko tylko nie Jon+Danutka
Mam nadzieję że Danka zaproponuje Jonowi małżeństwo, a Jon odpowie jej czymś w stylu, nie dzięki, zostaję w Winterfell, zobacz jak się skończyła dla Neda przygoda z Królewską Przystanią
Martin wymyslił też wygląd Daario oraz dziwny klimat z paroletnimi zimami. I Dotraków bez łuków.
"Generalnie, wszystko tylko nie Jon+Danutka"
Też mnie taki finał nie uszczęśliwia, ale wyobrażam sobie, że mogłabym go przełknąć (obejrzeć), jakoś tak wszystko ku temu zmierza (nad czym zresztą ubolewam), w przeciwieństwie do małżeństwa ludzi uważających się przez wiekszość życia za brata i siostrę .
Dothrakowie używają łuków - to jedna z 3 tradycyjnych broni podczas ich ceremonii. Wygląd Daaria miał być dziwny i egzotyczny, i wg mnie podkreślać że facet jest na tyle charyzmatyczny i silny (i stąd też fascynacja Dany), że nie wygląda w takiej stylówie jak totalny pajac. Poza tym, w zachodniej Europie w większych miastach co 5 minut widzi się kogoś z kolorowymi włosami i nikogo to nie wzrusza. Co do długoletnich zim - między innymi o to chodzi w fantastyce, żeby zaprezentowany fantastyczny świat był inny, fascynujący i oferował inne możliwości fabularne niż nasz świat rzeczywisty.
Co do małżeństwa między Sansą a Jonem - chyba za emocjonalnie do tego podchodzisz. To jest literatura, używająca takiej a nie innej stylistyki. a w tej stylistyce mieliśmy już kazirodztwo, związki między kuzynostwem, śluby z udziałem 14-latków, i śluby ze względów politycznych. Poza tym, tak też było w naszym średniowieczu (śluby nastolatków, śluby między kuzynostwem, śluby ze względó politycznych), więc nie jest to element fantastyczny
Jasne, że podchodzę emocjonalnie, w końcu dla emocji oglądam ten serial;), a czy "za"... taki już mój urok (albo wada, zależy od interpretacji;)
Co do Jona i Sansy - muszę powiedzieć, że już kompletnie znudził mnie ten temat, wypowiedziałam się już kilkanaście razy, a powtórzyłam kilka, w sumie niby mogę jeszcze raz, czemu nie.
"w tej stylistyce kazirodztwo, związki między kuzynostwem, śluby z udziałem 14-latków, i śluby ze względów politycznych. Poza tym, tak też było w naszym średniowieczu (śluby nastolatków, śluby między kuzynostwem, śluby ze względó politycznych), więc nie jest to element fantastyczny" - a czy ja temu przeczę?
Nie o tym cały czas piszę, nie to jest dla mnie problemem. Przypadek hipotetycznego małżeństwa Jona i Sansy nie pasuje mi nie dlatego, że są kuzynostwem albo że byłoby to małżeństwo polityczne, tylko dlatego, że oni są dla siebie bratem i siostrą - tak są prowadzenie, pokazani i tak się nawzajem traktują. I nie, nie było czegoś takiego w naszej historii, o czym też już pisałam.
Były małżeństwa między bardzo bliskimi krewnymi (i wcale nie było to takie hop-siup), ale nie między ludźmi uważającymi się i uważanymi przez innych za rodzeństwo przez zdecydowaną większość życia.
Co do Martina - długie zimy są bzdurą, były już takie rozmowy na forum, można sobie poszukać, jeżeli sie chce (mnie się nie chce;). Mówię o książce, która ma większe pretensje do spójności i prawdopodobieństwa, niż serial, więc i wymagania wzrastają. W serialu mi to nie przeszkadza;), już tyle nielogicznych rzeczy tam nawsadzali, że paroletnia zima w średniowieczu może być.
Wiem, dlaczego Martin tak opisał Daaria, miał być egzotyczny, kolorowy i inny, niż otaczający Daenerys mężczyźni - "Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?", że tak przywołam Autorytet;).
Co do łuków, to nie będę się upierać, bo nie pamiętam, czy chodziło o książkę, czy o serial - gdzieś tych łuków nie mieli, co jak na lud koczowniczy jest dziwne.
". I nie, nie było czegoś takiego w naszej historii, o czym też już pisałam.
Były małżeństwa między bardzo bliskimi krewnymi (i wcale nie było to takie hop-siup), ale nie między ludźmi uważającymi się i uważanymi przez innych za rodzeństwo przez zdecydowaną większość życia. "
Nigdzie nie napisałam że w naszej historii średniowiecznej były śluby między rodzeństwem. Wyraźnie wymieniłam które motywy występują i w sadze i w średniowieczu. Śluby miedzy bratem a siostrą były chyba w Egipcie i przedkolumbijskiej Ameryce w rodzinach królewskich.
"Wiem, dlaczego Martin tak opisał Daaria, miał być egzotyczny, kolorowy i inny, niż otaczający Daenerys mężczyźni - "Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?""
A czy ja karzę się komuś Daariem zachwycać? :D Nie znam chyba nikogo kto lubiłby tę postać, ale jakis tam sens ona ma. Zresztą tak samo z każdym innym wątkiem - można go lubić czy nie, tak samo jak bohaterów - każdy będzie miał zwolenników i przeciwników. ALe kwesita tego czy coś się komuś podoba czy nie, a czy obiektywnie ma sens, to już dwie rózne kwestie
"Nigdzie nie napisałam że w naszej historii średniowiecznej były śluby między rodzeństwem. Wyraźnie wymieniłam które motywy występują i w sadze i w średniowieczu." - użyłaś tego argumentu na poparcie tezy, ze ślub Jona i Sansy jest, hmmm... normalny, dopuszczalny.
Proszę, nie broń wyglądu Daaria, przecież tutaj Martin dał ciała po całości. I jeszcze ten złoty ząb. (Mam nadzieję, że nie muszę dopisywać "moim zdaniem"?;)
bo w średniowieczu ślub między kuzynostwem ze względu na korzyści polityczne był normalny i dopuszczalny. małżeństwa między nastolatkami były normalne i dopuszczalne. W momencie kiedy Jon oficjalnie okaże się kuzynem Sansy, nie widzę powodu dla którego ich ślub miałby w Westeros kogoś dziwić. Dla nich może to być dziwne, albo mogą tego nie chcieć, w zależności jak to George poprowadzi (bo na jakies niuanse psychologiczne w serialu już nie liczę). O ile w ogóle do czegoś takiego ma dojść.
"Proszę, nie broń wyglądu Daaria, przecież tutaj Martin dał ciała po całości. I jeszcze ten złoty ząb. (Mam nadzieję, że nie muszę dopisywać "moim zdaniem"?;)"
Wygląd Daaria mam głęboko w rzyci, ani mnie ziębi ani grzeje, ale zawsze mnie dziwi że z mnogości tematów dostępnych w sadze, ludzie jarają sie takimi nieistotnymi szczegółami jak kolor włosów i zęba Daaria. To egzotyczna lokacja, taka tam była moda i tyle, nad czym się tu rozwodzić. Inne powody, dla których Daario mógł mieć tak niesłychanie ekscytujący niektórych kolor włosów, podałam powyżej.
Gdy czytalam PLiO (a było to dość dawno) jarałam się wieloma szczegółami, m.in. wyglądem Daario. Oczekiwałam kogoś, kto choć trochę zastąpi Daenerys (i czytelniczkom) Drogo, czyli bohatera pasującego do scenerii, ale jednocześnie atrakcyjnego współcześnie (tak są przedstawiani inni atrakcyjni z założenia bohaterowie Martina). Lekko się zawiodłam, a raczej zawiodła mnie moja własna wyobraźnia;)
Nie sadzę, żeby w serialu doszło do takiego związku Jona z Sansą. Myślę, że ich małżeństwo dziwiłoby także w Westeros (oczywiśie, autor może napisać wszystko, co zechce, ale powiedzmy, że bierzemy pod uwagę logikę fabuły). Naargumentowałam się dosyć, naprawdę nie chce mi się powtarzać.
Co innego mnie teraz zaciekawiło - interesujące, czy jeśli spikną Daenerys z Jonem, wspomną choć słówkiem o tym, że jest ona jego ciotką? A może pominą to milczeniem, licząc, że nikt tego nie zauważy?
Pamiętam jak na początku na myśl Jon+Sansa robiło mi się słabo/wesoło. Ale jakby tak pomyśleć to faktycznie rozstali się jako dzieci, a Sansa w ogóle nie traktowała Jona jak brata czy jak członka rodziny. Znając Sanse to pewnie odezwała się do niego jakies 3 razy w ciągu całego życia, bo to przzecież okropne dziewuszysko było. Zresztą ewentualny ślub mógłby być czysto polityczny. W koncu co teraz ma ta biedna Sansa zrobić?
Porzućmy temat ślubu Sansy i Jona, taki rozwój wypadków wydaje mi się wyjatkowo mało prawdopodobny, o wiele ciekawsze są rozmyślania nad dalszymi losami Sansy. Gdyby nie było Innych i Littlefingera, to pewnie w końcu wyszłaby za mąż za jakiegoś lorda, a tak to z grubsza wiadomo, że jej wątek będzie się łączył z wątkiem Paluszka, a co nam przygotują w tym temacie Dedeki, to nie wiadomo. W sumie nie za bardzo wiem, co też Littlefinger może teraz zrobić, nie ma za bardzo pola manewru. Do stolicy nie wróci, bo tak Szalona Królowa zaraz by mu pokazała, co to znaczy pomagać wrogom królestwa, do Daenerys nie może się udać, bo tam spotka Varysa, starego wroga, który jest dobrze umocowany przy khaleesi, nie pójdzie po Żelazny Tron z armią Doliny i Północy, bo mu na to nie pozwoli Jon (i Sansa, miejmy nadzieję). No nic, tylko siąść na rzyci i płakać;). Prawdopodobnie będzie się starał utrzymać to, co ma, czyli Dolinę i próbować przejąć Północ poprzez skłócenie Sansy z Jonem - po to, by pomaszerować na południe. Ciekawe, co z tego się spełni.
W którym punkcie długie zimy są bzdurą ?
Wiemy, że zimy i lata w Westeros trwają średnio rok, czasem więcej, czasem mniej. Zdarzają się przypadki takie jak lato przed fabułą powieści, które trwało 9 lat, ale nie oznacza to, że książka jest bzdurą. Wiemy od George'a, że Planetos to planeta i wiemy, że ma niestabilną orbitę. Niestabilna orbita, jest wystarczającym powodem nieregularnych pór roku i Martin nie musi nawet bronić się tym, że jego planeta jest magiczna.
Co do samej Długiej Nocy, która miała 40, 50 lat ? To było to spowodowane pewną klęską, którą GRRM ukrył na kartach powieści w różnych fragmentach. Wszystko jak najbardziej się zgadza.
Dopowiedział pewnie po tym, jak przestałam się już interesować PLiO, zresztą nie ma to znaczenia. Nie chodzi o to, że takie długie zimy występują, tylko o to, że ludzie to przeżywają w warunkach cywilizacji średniowiecznej. Wystarczy pomyśleć o klęskach głodu w Europie i o tym, czym jeszcze w XIX w. na wsi polskiej był przednówek.
Wszystkie te dyskusje już się odbyły i są pewnie gdzieś na początkowych stronach tego forum.
Nie napisałam, że książka jest bzdurą, tylko co poniektóre pomysły. I tak niewiele jak na tak rozbudowane uniwersum.
Podobała mi się PLiO i swego czasu mocno mnie wciągnęła, a gdy w końcu wyjdzie nowy tom, na pewno go przeczytam (i pewnie przy okazji poprzednie odświeżę, bo już mało pamiętam). Tak tylko to piszę, żebyś przypadkiem na mnie nie krzyczała;)
Takie długie zimy... Zazwyczaj trwają z rok. I nie są na południu szczególnie odczuwalne, a tam gdzie są (na Północy) jest niska gęstość zaludnienia, strach przed zimą (choćby słynna dewiza Starków) i praktycznie wszyscy wieśniacy uciekają wtedy pod Winterfell do Wintertown, bo tam są gorące źródła pod miasteczkiem, a Starkowie ich żywią. Dla mnie się zgadza. Długie zimy są zapamiętane jako katastrofy, a pamięć o Długiej Nocy, która pewnie zdziesiątkowała ludzkość zachowała się przez 8000 lat.
Nie napisałam też, że napisałaś, że książka jest bzdurą, a jedynie, że takie zimy raczej nimi nie są. Jeśli zabrzmiało to jak atak, przepraszam. Nie miało nim być ;)
"ale nie oznacza to, że książka jest bzdurą." - do tej sugestii się odniosłam:).
Nie odebrałam Twojej wypowiedzi jako atak, to raczej takie nawiązanie do skojarzenia twojej osoby na forum;) (CapsLock itd.;).
Wiesz co, jak pisałam, dawno czytałam PLiO, ale daję sobie rękę uciąć, że długie zimy (paroletnie) były tam przedstawiane jako prawdziwe zimy. Chyba że Martin znowu coś dopowiedział off screen, ale to takie sztukowanie nieścisłości post factum.
Chyba jednak odwalę mrówcza pracę i postaram się znaleźć tamte dyskusje.
Nawet nie zauważyłam, w sumie wybacz te słowa.
Trolluję, ale czasem zachowuję się poważnie :P
Hm... Tyrion przeżył 9 zim, a ma 23 lata i jest to chyba w pierwszym tomie, więc zasadniczo po wątpliwościach. Tylko ostatnie lato miało 9 lat, więc było bardzo długie. Reszta pór roku trwa raczej od pół roku do roku. Ale mogę się mylić.
Ha, znalazlam! :)
Dyskusja sprzed 3 lat, pojawia się tam wątek długich zim.
Kto ciekawy, niech poczyta, jest tego chyba z 8 stron;)
http://www.filmweb.pl/serial/Gra+o+tron-2011-476848/discussion/Wra%C5%BCenia+po+ 4+odcinku,2187814
Przeczytałam trochę i widzę błędne założenia, że zimy potrafią trwać kilkanaście lat. A to się nie zdarza i najdłuższe, bardzo rzadkie mają po 7 lat, co i tak jest ekstremalnie długim okresem.
Jak powiedziałam Tyrion przeżył 9 zim. Ma 23 lata, ostatnie 9 lat to lato. Średnio wychodzi więc, że zima trwa dokładnie 281 dni ;) Jestem przekonana, że przy zapasach z Reach, zza Morza i tych, które się zbierało da się to przetrwać ;)
Gdy Martin wyda "Wichry zimy", a ja przeczytam po raz drugi PLiO, wtedy wrócę do tej dyskusji lepiej merytorycznie przygotowana;). Powiem tylko, że powinniśmy opierać się tylko na tym, co jest w książkach (żadnych uściśleń i dopowiedzeń spoza tekstu). Skądś to "błędne" założenie się wzięło - moim zdaniem dopiero później zaczęto kombinować, jak to zracjonalizować, w książkach jest po prostu napisane - zima trwała parę lat i tyle, bez jakichś wytłumaczeń, jak ta zima wyglądała. Normalnym jest, że czytelnik odnosi takie słowa do tego, co zna pod pojęciem "zima" i zaczyna się zastanawiać;).
Zima trwająca nawet 281 dni, czyli mniej więcej 9 miesięcy w warunkach średniowiecza zakończyłaby się śmiercią głodową większości poddanych, a nawet lordów. Jasne, że ludzie mogą przeżyć w takich warunkach, ale wtedy żyją jak Eskimosi i takie też tworzą struktury.
Zastanawiam się, do którego państwa europejskiego przyrównać Północ - pewnie do Szkocji. Martin kiedyś powiedział, że gdy się pisze fantasy, powinno się opisywać historię, tylko ma być ona "wzmocniona", wszystko ma być "bardziej". Dodał więc Szkotom, Anglikom i Francuzom trochę przestrzeni i trochę dłuższe i bardziej intensywne pory roku, ale moim zdaniem nie przemyślał wtedy tego do końca. I tak wrzucił kulturę ukształtowaną na niewielkim terenie we w miarę sprzyjajacym klimacie na przestrzenie Syberii;).