to bedzie jednopoartowka w kilku czesciach:)
ze wzgledu na problemy na forum, tak ajk Izalys zaloze nowe forum:)
pto one:)
Ojj... Oni i te ich podchody jak to ujęła Nionia :))
Niech ten lekarzyna juz sobie idzie... Bo musiał wszystko zepsuć ;p
mala racja lekarze sa bee
niech ich zamnknie razem na jakis czas,
to bedzie zabawnie:)
razem 24 godziny na dobe
juz to sobie wyobrazam
urocze, slodkie, cudowne sa te ich podchody
zgadzam sie, ze ten lekarzyna wszystko psuje!
chyba, ze ....
czekam na cedeka:)
wykrakalam sobie ta chorobe, grypa,angina itp, itd buu
tyle lekow, co kupilam na oczy nie widzialam w takiej ilosci:(
musze wyzdrowiec do pon bo inaczej szpital, buu
masakra!!!
lekarzyna bedzie miec jakis wplyw na ich relacje:)
tak sobie to wymyslilam w poczekalni u lekarza:)
zabieram sie do pisania:)
Boże, Kochana zdrowiej zdrowiej... Bo ja nie chce byś trafiła do szpitala... :( Noo normalnie zaraz sie popłacze... ;(
mala ja tez nie chce, buuu
dla mnie szpital to ostaecznosc, buuu
co ja zrobie bez neta:(
laptopp mi wlasnie siadl <zla>
Jej wypowiedz przerwal dzwonek do drzwi...
- To chyba ta niespodzianka
- co? - spytal zdezorientowany
- dzwonek do drzwi, slyszales?
- nie slyszalem
- sluchalem co do mnie mowisz - rzekl
Po chwili jednak i ona uslyszal...
- Otworzysz - poposila
- JAsne - odpowiedzial niechetnie
Wolalby teraz zajac sie nia,
jak na prawdziwego faceta przystalo,
ale sam zadzwonil po lekarza...
- Do rozmowy wrocimy potem - rzekl
- obiecujesz??
- tak, czeka nas powazna rozmowa
- dobrze, otworz te drzwi
- miejmy juz tego lekarza za soba
Tak jak porosila, tak zrobil...
Podszedl do drzwi,
otwierajac je lekarzowi.
W drzwiach ujrzal starszego pana z siwymi wlosami,
przeczesanymi do tylu.
Nie budzil on jakiegos autorytetu lekarskiego,
a podobno byl najlepszy w swoim fachu.
- Dzien dobry, dr Schmidt
- Dzien dobry, prosze
- To gdzie nasza chora?
- w szypialni
- prosze za mna
Razem udali sie do pani antropolog...
- Dzien dobry - przywital sie lekarz
- Dzien dobry - rzekla spogladajac na Bootha
- jak sie pani czuje - spytal siadajac na krzesle przy lozku
- dobrze, tylko boli mnie glowa, i gardlo
- Bol gardla, szczegolnie ten przedlużajacy sie,
- to moze byc objaw anginy...
- skarzyla sie na zimno - wtracil sie Booth
- zimno?
- to moze byc poczatek grypy
- ostatnio mialem kilkanascie takich przypadkow
- pacjenci chodza za lekko ubrani...
Ich spojrzenia sie spotkaly....
Booth chcial potwierdzic slowa lekarza,
ale widzac mine partnerki....
gdyby wzrok mogl zabijac...
on lezalby juz martwy...
darowal sobie cieta riposte...
- za lekko mowi panie doktorze - spyatl Booth
- tak teraz taka moda
- rozumie pan
- mlodosc musi sie wyszalec
- ale na starosc to wyjdzie...
- warcajac do naszej pacjentki...
- prosze otworzyc buzie
- powiedziec aaa - poprosil trzymajac w reku drewniwony patyczek
- Aaaaaaa
- gardlo lekko zaczerwienione
- krtan lekko zaropiala
- Prosze rozebrac sie do pasa
Bones pojrzala na lekarza wzrokiem bazyliszka.
Wiedziala, ze to lekarz i takie sa procedury,
ale w pokoju znajdowal sie jeszcze on,
jej partner, - co robic? - myslala.
Booth widzac jej zaklopotanie, opuscil ich,
tlumaczac ise waznym telefonem...
- Prosze Oddychac gleboko!
- dobrze, moze sie pani ubrac
- zmierzymy teraz goraczke
- aj sie czuje dobrze
- nie mam zadnej goraczki
- moj partner nie potrzebnie pana wezwal
- jak wspomnnial pan jest tylu pacjentow
- a pan zajmuje sie zdrowa osoba
- zdrowa powiada pani?
W tym momencie do pokoju powrocil Booth...
- tak - rzekla
- jest pani w bledzie
- przykro mi, ale...
- Ale - powiedzieli jednoczesni
- jaka diagnoza - spytal Booth
- ma pani grype,zapalenie pluc
- jesli nie bedzie pani odpoczywac,
- wygrzewac sie, to przeniesie sie to na oskrzela
- a wie pani, ze z tym nie ma zartow
- slucham?
- tak, nie leczone moze prowadzic nawet do smierci pacjenta
- do smierci? - zaniepokiol sie Booth
- tak do smierci
- teraz panuje jakis grozny wirus
- chwila nieuwagi
- szpital!
- szpital? - krzykneli
Bones az podskoczyla na lozku na dzwiek tego slowa...
- Tak to jedyne rozwiazanie
- ale ja nie chce do szpitala
- nie ma wyjscia, chyba, ze...
jak tam trafie, to bede miec czas,
by cos napisac sensownego,
a nie jakies brednie:(
choc wole to czynic w domowych pieleszach:)
nastepne cedeki jutro,
bo dzis to nie dam rady nic wiecej napisac:(
bo ledwo na oczy widze:(
pozdrawiam:)
"Uwięzisz" ich u Tempe w domu?? A może u Bootha?? Kurcze no nie wiem...
A co do szpitali to tak jak dla Ciebie, dla mnie tez jest to ostatecznością... Nienawidzeee szpitalii!! Tak jak chyba każdy... Wracaj do zdrowia!!
Ps. wiem ze sie powtarzam ale co tam ;)
ja na sama mysl o szpitalu mam mdlosci!
mam nadzieje, ze wyzdrowiejesz:)
i wizyta w szpitalu nie bedzie potrzebna:)
powrotu do zdrowia zycze:)
pozdrawiam:)
Bones i szpital? czekam jak Booth bedzie lezal z Bones i ja przytulał oczywiscie aby sie zagrzała! czekam na cdk!
Ekstra. Pisz szybko kolejną część:)
Ines życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia.
Ja w tym roku już 2 razy byłam chora i miałam L4.
- nie ma wyjscia, chyba, ze...
- ze?
- jest jakies inne rozwiazanie??
- tak, ale...
- zadne ale,
- zgadzamy sie - rzel bez zastanowienia Booth
- jest taka mozliwosc, ze moze byc opani w domu
- ale musi sie ktos pania zaopiekowac
- podawac syropy, lekarstwa
- w panie stanie, samej
- to nie jest mozliwe
- ale ona nie jest sama...
- ja sie nia moge zaopiekowac
- Booth, nie mozesz
- nie?, cvzemu
- a co z Twoja praca?
- o to sie nie martw
- dam sobie rade
- nie zostawie Cie w potrzebie
- decyzja jak widze...
- nalezy do pani - rzekl lekarz
- prosze sie zastanowic
- ja musze zejsc na dol po recepty w razie,
- gdyby sie paniu zdecydowala jednak zostac w domu
Wstal i udal sie do wyjsciowych drzwi,
zostawiajac ich samych...
- Booth nie mozesz sie tak poswiecac
- nie ufasz mi? - spytal smutny
- nie to nie jest kwestja zayfania
- martwie sie, ze przeze mni
- opuscisz prace
- sam Cullen powiedzial, ze to nie problem
- widzisz nawet on sie zgodzil
- no nie wiem
- a le ja wiem, ze ty zrobilabys dla mnie to samo, prawda?
- tak, zdecydowanie
- po to sa przyjaciele Bones
- tak przyjaciele - potwierdzila
- a i wiesz?
- co takiego
- chyba nie dokonczylismy rozmowy
- rozmowy?
- tak, wiec nie narzekaj, ale...
W tym momencie powrocil lekarz...
- i jak zdecydowala sie pani?
- tak - odpowiedzial za nia partner
- tak, zostane w domu
- dobrze, wie pani dom to nie szpital
- tak, wiem
- tu sa recepty
- prosze je jak najszybciej wykupic
- Prosze zazywac te tabletki
- trzy razy w ciagu dnia:rano, w poludnie i wieczorem.
- i pic ten syrop, on pani pomoze
- dobrze - zgodzila sie z lekarzem
- mam do pana jeszcze prosbe
- ale to na osobnosci
Bones spojrzala na obu...
Nie wiedziala, co to za prosba,
byla bardzo ciekawa...
- dziekuje doktorze - zdolala powiedziec
- nie am za co
- prosze sluchac partnera
- i wracac szybko do zdrowia
- dowidzenia
- dowidzenia
- odprowadze pana - zaproponowal
Bren oczywiscie jestem dorosla! a booth taki opiekunczy jak zawsze! czekam na cedeka!
Byla naprawde zmeczona.
Trudne sledztwo, ciagnace sie juz okolo tygodnia.
Caly dzien na nogach, badajac poszlaki.
Widac bylo, ze ktos probuje ich wyprowdzic w pole.
Po pracy wracala do domu.
Szybka kapiel i upragniony sen.
Tak caly tydzien...
Piatkowe popoludnie...
Wrocili wlasnie do Instytutu.
Byli bardzo zmeczeni.
Caly dzien na nogach, zez zadnych zwrotow w sledztwie.
Oboje upadli ze zmeczenia na kanape w jej gabinecie.
Nie mieli na nic sily.
Oboje mileli ochote na kawe,
ale zadne nie mialo sily,
by ja zrobic,
a co dopiero przyniesc.
Jak zwykle...
Musieli cos wymyslec,
by ta druga osoba, zrobila,
to, oco ta pierwsza prosi...
Tak bylo i tym razem...
- Bones - powiedzial
- tak
- wiesz o czym teraz marze?
- nie, nie wiem
- o czym?
- pieknej kelnerce... - rozmazyl sie
- kelnerce - rzekla otwierajac szerzej oczy
- tak - potwierdzial
- ubranej w kusy stroj,
- przylegajacy do jej zgrabnego ciala
- gotowej na kazde moje skinienie
- ale sie rozmarzyles - szepnela
- a wiesz co jest w tym najpiekniejsze
- nie i nie chce wiedziec
- to, ze moje marzenie sie spelni
- tak? - spytala
- wiesz, marzenia sie spelniaja, tak?
- na jakiej planecie? - rzucila
- Na Ziemi - rzekl spogladajac jednym okiem na nia
- pomarzyc dobra rzecz
- zalozymy sie?
- o co?
- nie w sumie to bedzie taka dziecinna zabawa
- Booth smiejesz sie ze Sweetsa, ze dzieciak
- a Ty
- poczekaj nie wiesz o co chodzi
- dobrze czekam
- pamietasz z dziecinstwa taka zabawe
- chyba Nożyczki-kamień-papier
- co?
- nie ja nie miala czasu na zabawy
- poza tym nie mialam dlugiego dziecinstwa, pamietasz
- no tak zly przyklad, ale
- zabawimy sie, dobrze
- juz sie przeciez zgodzilam
- co to za zabawa?
Podniosl sie lekko prostujac cialo.
Usiadl w wygodnej pozycji.
O to samo porosil partnerke.
- Zabawa ta jest dziecinnie prosta
- Liczymy do trzech,
- nastepnie kazdy wyciaga dlon wskazujaca dany przedmiot
- jaki - spytala zdezorientowana
- taki, jak sie nazywa zabawa - powiedzial
- dobrze, zaczynamy, bo czekam na kawe
- a kto powiedzial, ze wygrasz?
- wiem i tyle
- dobrze, zaczynamy
Raz, dwa, trzy...
Booth zadowolony pokazal kamien.
Bones pokazala nozyczki...
- Wygralem
- jak to??
- Bones
- Kamien moze zniszczyc nocyczki,
- wiec wygrywa z nozyczkami
- proste wygralem
- nie to byla rozgrzewka
- jaka rozgrzewka
- to nie mezc, by sie rozgrzewac
- dobrze, proba nazwij to jak chcesz
- teraz juz naprawde
- niech Ci bedzie
Raz, dwa, trzy...
Booth pewien, ze Bones wskaze kamien, pokazal papier.
Natomiast Bones konsekwentnie nozyczki.
- wygralam
- nie mozliwe
- myslalem, ze wybierzesz kamien
- dla urozmaicenia
- jestem konsekwentna
- to gdzie ta kawa?
- juz, juz ide
- sklamalam, ze nie znam tej zabawy - szepnela, myslac, ze opuscil gabinet
- slucham - uslyszala
- cos nie tak z ekspresem - probowala zmienic temat
- nie wiem, bo to Ty sie o tym przekonasz
- wygralam ja, wiec ruszaj zgrabny tylek po espresso
- dziekuje za komplement
- duzo cwicze, by utrzymac cialo w formie - usmiechnal sie
- znalas zabawe, wiec wygralem ja
- juz i tak wstales
- poza tym masz blizej - probowala bezskutecznie
- nie zabawa to zabawa
- wygralem i oczekuje nagrody
- juz dobrze, ale
- zadne ale
- jeszcze jakies zyczenie?
- jakas specjalna kawa?- spytala, zalujac, ze je zadala
- dobrze, ze pytasz
- tak?
- poprosze o Cafe Latte Macchiato
- co za akcent
- jestem Wlochem
- to jak?
- robi sie robi
Po chwili...
Siedzieli oboje delektujac sie kawa...
man nadzieje, ze przez te kilka dni mojej nieobecnosci
nie zapomnicie o mnie pozdrawiam cieplutko buzka:)
Ines świetne opowiadanie.
Nie martw nie zapomnimy o Tobie i będzie czekać na twój powrót:)
wrocilam i zabieram sie do pisania:)
nie bedzie tego wiele bo nie milam czasu na nic,
ale juz mam pomysl:)
od czegos trzeba zaczac:)
pozdrawiam cieplutko:)
Bones siedziala w swoim gabinecie.
Wreszcie znalazla troche wolnego czasu,
by napisac kolejny rozdzial swojej ksiazki.
Byla to juz czwarta jej czesc.
Przywiazala sie juz do opisywanych bohaterow, ich przygod,
powoli zaczynala nawet sie z nimi utozsaamiac.
Wchodzila glebiej w ich relacje.
Piszac dalsze czesci, probowala wniesc troche siebie.
Wniesz cos z realistycznego swiata.
Swiata, gdzie ona o jej partner, z zarazem przyjaciel,
rozwiazywali kryminalne zagadki.
Tak jak i w zyciu, bohaterowie tzrymali sie na dystans,
szczegolnie jesli chodzi o strefe uczuc, strefe intymna.
Rozgraniczali zycie prywatne od pracy.
Tak jak i w relacji z partneram,
tak w powiesci ustalila im linie,
ktorej nie mogli przekroczyc.
Piszac ich dalsze losy zauwazala
ich podobienstwo do siebie i swojego partnera,
a zarazem najlepszego przyjaciela Booth'a.
Piszac dalsze czesci, wyobrazala sobie ja i agenta.
Juz dawno uswiadomila sobie, ze oboje juz od jakiegos czasu,
przekroczyli ta wyznaczona na poczatku ich wspolpracy linie.
Te ukradkowe spojrzenia, przypadkowe dotkniecie dloni...
Obawiala sie takiego obrotu sprawy.
Bala sie, ze po rak kolejny ja ktos skrzywdzic,
a tego, by nie przezyla...
Juz ie raz ktos ja porzucil,
zawiedli ja Ci, ktorym ufala najbardziej na swiecie...
Tych ktorych kochala, zawsze ja opuszczali...
.....
Gdy pewnego wieczoru po rozwiazanej sprawie,
udali sie na przyjacielska kolacje,
po kilku lampkach wina zrobilo sie naprawde gaoraco...
a zarazem przyjemnie...
Tanczyli zmyslowo w rytm wolnej muzyki,
wtuleni w siebie, cialo obok ciala...
Oboje czuli swoje oddechy na na szyi...
Bylo naprawde goraco...
Ich wzrok sie spotkal...
Nagle ich twarze dzielily centymetry...
Patrzyli sobie gleboko w oczy...
Z sekundy na sekunde ich wzrok byl blizej, coraz blizej.
Odleglosc zmniejszala sie diametralnie.
Byli juz naprawde blisko,
doslownie ich twarze dzieliliy zaledwie milimetry...
Oddech im przyspieszyl.
Serce zaczelo walic, jak oszalale...
Ich ciala drzaly z pozdania...
Byli juz nparawde blosko pocalunku...
Niestety, zadne z nich,nie odwarzylo sie,
a co gorsza nie wykonalao pierwszego kroku...
kroku, ktorego bardzo chcieli wykonac,
ale obawiali sie, jak ten krok wplynie na ich relacje...
Obawiali sie, ze chwila slabosci zniszczy,
to, co jest miedzy nimi...
Po chwili oddalili sie od siebie...
gdy muzyka wygrywala ostatnie swe takty..
Ich ciala nadal tkwily w pozadaniu...
Gdy ucichla muzyka...
powrocili do stolika,
gdzie spedzili reszte wieczoru...
Okolo czwartej nad ranem, kiedy lokal juz zamykano...
musieli powrocic do domu...
Zamowlili taksowke...
Przyjechala punktualnie,wiec,
nie mieli czasu na chwile rozmowy,
rozmowy, ktorej tak bardzo potrzebowali...
Kiedy podjechala taksowka nie mogli sie zdecydowac,
do kogo najpierw maja pojechac...
Booth jako gentelman rzekl, ze odwiezie najpierw Bones,
gdy ta dotrze do mieszkania, on powroci do siebie...
Tak jak powiedzial tak zrobili...
Po chwili dojechali...
Jakie bylo ich zaskoczenie, gdy budynek byz niszczony...
Podczas jej nieobecnosci, wybuch w nim pozar...
Nie byl on grzony, gdyz zniszczyl tylko piwnice...
Niestety musieli ewakuowac reszte mieszkancow...
Nie miala innego wyjscia,
jak udac sie z partnerem do jego mieszkania...
Poscielil sobie na twardej kanapie, a swoje wygodne,
wielkie matrymonialne lozko zaofarowal partnerce...
Nie chciala sie na to zgodzic...
Wiercila mu dziure w brzuchu,
twierdzac, ze ona jako gosc powinna spac na kanapie...
- To tylko pare godzin
- nic mi nie bedzie - rzekla
- Chyba zartujesz, ze sie na to zgodze
- To moje mieszkanie i pzowol, ze ja bede decydowac
- kto, gdzie spi, dobrze - powiedzial
- Nie moge sie na to zgodzic
- Trudno, jak nie to zaniose Cie na sile do sypialni
- Dobrze, nie musisz mi grozic - rzekla z usmiechem na twarzy
- Wiedzialem jak dziala na Ciebie moj czarujacy usmiech - stwerdzil
- Czarujacy, hm nie zauwazylam - rzekla prowokujaco
Podszedl do niej obejmujac ja w pasie i biorac na rece...
Zaniosl ja , tak, jak jej obiecal do sypialni...
Polozyl delkatnie na lozku...
Ona nie mogla juz sie opanowac...
Nadal trzymala go mozno za szyje...
Oplotla go mocnej swymi ramionami...
- Ta noc jest magiczna
- i chce, by taka pozostala - szepnela mu do ucha
- Tempi - rzekl jej imie z czuloscia
Nie wytrzymala, wykonala pierszy ruch...
Pocalowala go delikatnie...
Oddal pocalunek...
Jeden, drugi...
nastepny....
Coraz bardziej namietny...
Jego dlonie zaczely bladzic po jej smuklym ciele...
Powoli ogarnialal ich ekstaza...
Ich ciala splotly sie w namietnym tancu...
Byli szczesliwi...
To, o czym marzyli, czego pragneli od dawna
powoli sie spelnialo...
Wszelkie leki odeszly w niepamiec...
Dwie istoty wreszcie sie odnalazly...
odnalzaly, by stworzyc, cos, czego nikt im juz nie zabierze...
Stworzyc rodzine, ktorej wczesniej oboje nigdy nie mieli...
Rodzine, ktorej do szczescia brakowalo tylko malej istotki,
ktora polaczy ich na zawsze...
Po kilku miesiacach na swiat przyszla i ona...
W pierwsza rocznice ich pocalunku na swiat przyszla Kathy Booth....