PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78165
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

zakończenie 7

ocenił(a) serial na 10

miłego pisania.

zweifn

Zweifn, ja sie nie mogę na Ciebie gniewać:) Co do epilogu cudowny,śliczny, ja uwielbiam Twoje opka:* Co do całej twórczości cud, miód malina:) pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne Twoje twory:) Tylko nie każ mi tak długo czekać:)Pozdrawiam:)

Może uda sie dziś naskrobać dalszą cześć mojego a'la kryminału:)


Isis zapowiada sie ciekawie:)
czekam na cdk:)

Inesita84

Ines opowiadanie zapowieda sie ciekawie a nawet bardzo... :P Czekam rowniez na te niedokonczone opoki... :)
Zwiefn mnie tam sie podobal epilog i czekjam na wiecej.. ;)
Isis super!!! rowniez zapowiada sie bardzo ciekawie :) czekam na cD!!!

Podoba mi sie Wasza tworczosc dziewczyny.... Macie "dar" ;) :)

Inesita84

Ines opowiadanie zapowiada sie ciekawie a nawet bardzo...:) Czekam rowniez na te niedokonczone... ;)
Zweifn mnie tam sie podobal epilog... :) Byl poprostu rewelka ;)Czekam na wiecej :)
Isis super... zapowiada sie rowniez ciekawie... ;) :PP poprostu swietnie i czekam na cd!!!

Ogolnie to podoba mi sie Wasza tworczosc dziewczyny...- macie "dar"
Pozdrawiam Was serdecznie :)

mara625

Dzięki wszystkim... Postaram sie dzisiaj dodać dalszą część...

ocenił(a) serial na 10
isis_14

Ines ciekawe od kogo Booth dostał telefon, który go zasmucił. Czekam na kolejną część:)

Zwein bardzo fajny epilog:)

Isis ciekawie się zapowiada Twoje opko. Czekam na cd.

_nn_

Zanim mój cedek, takie małe OP:)

Kocham Cię, czyli moja wersja zakończenia odcinka 2 z serii 5:DDD


Bones, tak, jak obiecała partnerowi pomóc przy hydraulice, tak wywiązała się z danego słowa. Wieczorem zjawiła się u Bootha i razem zabrali się do naprawy, co było bardzo zabawnym doświadczeniem dla obojga...

- Teraz następny krok. Musisz dołączyć kolanko.
- Okej.
- Przy użyciu tego.
- Okej.
- Włóż tę włochatą kuleczkę do środka...
- Łapiesz?
- To cuchnie.
- Uhm, wykopujesz martwych ludzi, a twierdzisz, że to śmierdzi?
- Można podejść do tego logicznie. Wiesz?
- To zupełnie jak odbudowa|systemu krążenia.
- Woda to krew. Rury to żyły.
- Dobra, dobra.Teraz po prostu przyciśnij to tutaj|i przytrzymaj przez chwilę, OK?
- Łapię. W porządku, wiem. Tylko...upewniam się, że to bezpieczne.
- Uczeń – nauczyciel.
- Uczeń - nauczyciel.
- Wiesz, Bones, cieszę się...że, no wiesz,|że nie mamy przed sobą tajemnic.
- Wiem. Też się cieszę.
- Wiesz, jeśli o czymś myślimy, to dzielimy się tymi przemyśleniami. Nawet biorąc pod uwagę|wszystkie te finansowe i intelektualne różnice, ciągle czuję, że mamy ze sobą wiele wspólnego.
- No, bo wiesz, to tak naprawdę się nie liczy. Czasem, gdy patrzę na to|z twojego punktu widzenia, zaczynam w to wierzyć.
- No, więc... rura wydaje się|w porządku, nie?
- Tak. Wydaje się dobre umocowana.
- Tak? Poczekaj chwilę.
- Odkręcę wodę...O, tutaj.

Zbliżył się do niej, oboje przeszedł dreszcz podniecenia. Jeszce nigdy ich ciała nie były tak blisko...

- To stare mieszkanie. Zamknijmy to... już. Możesz ją już puścić, Bones.
- Jesteś pewien?
- Jasne.
- Popatrz na nią. Wszystko w porządku.
- Nie kapie?
- Nie kapie.
- Jesteś... jesteś świetnym uczniem.
- Tylko tak dobrym, jak mój nauczyciel.

Po chwili woda trysnęła strumieniami...

- Zakręć to. Zakręć to!
- Popsułeś mój zegarek!|
- Co masz na myśli? To Rolex!
- Właśnie, Rolex - szepnęła
- Pokaż zobaczę, co się stało – poprosił
- Nie, pewnie i tak już po nim – rzekła
- Daj, Bones nie bądź taka – rzekł

Przybliżył się do niej, znów ich ciała dzieliła niebezpieczna odległość...
Nic mu nie będzie – rzekł posyłając jej czarujący uśmiech, spoglądając jej w oczy, po chwili kierując wzrok na usta.
Spojrzała na niego lekko się uśmiechając. To była chwila, moment... Sam nie wiedział, kiedy to się stało. Odległość między nimi diametralnie się zmniejszała. Twarze dzieliły zaledwie centymetry, po chwili byli coraz bliżej i bliżej...
Nadal spoglądając sobie prosto w oczy, ich usta złączyły się w sekundzie w pocałunku...
Był on zwykłym muśnięciem warg, ale wywarł na obojgu ogromne wrażenie...
Po chwili pierwsza ocknęła się Bones...

- Muszę już iść – rzuciła chłodno
- Bones ja, ja – zaczął się jąkać
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nie chciałem Cie urazić – szeptał

Po chwili podniosła się. Nie wiedziała, co ma myśleć o tym, co zrobić w takiej chwili...
Jedyne, co przyszło jej do głowy, to ucieczka z miejsca zdarzenia. Chwile potem już jej nie było.
On nadal siedział na podłodze, zaskoczony, tym, co się przed chwila stało... Po chwili się otrząsnął, ale było już za późno. Bones zniknęła...
Dla obojga, ten pocałunek, to było coś miłego, jednak... Oboje nie mogli zasnąć, ciągle myśląc, co się stało, zastanawiając się, co się teraz między nimi zmieni, i czy te zmiany będą na ich korzyść, czy raczej na niekorzyść...
Następnego dnia spotkali się dopiero w pracy. Żadne ani słowem nie odezwało się do drugiej osoby, nie wspominali o wczorajszym wieczorze, tak, jakby nic się nie stało. W gabinecie pani antropolog atmosfera robiła się bardzo gorąca. Siedzieli oboje w ciszy, czekając na telefon od Cullena, z nową sprawą, którą musiał jeszcze potwierdzić. Cisze przerwało nagłe pojawienie się Angeli...

- Cześć Wam, co macie takie dziwne miny – rzuciła
- A tak jakoś – szepnął Booth
- Wydaje Ci się Ang – dodała Bones
- To, jak tam wczorajsza naprawa, udała się – spytała
- Tak – rzucił Booth
- Nie – powiedziała Brenn
- To tak, czy nie? - zapytała zdziwiona artystka

Rozmowę przerwał telefon agenta. Dostali potwierdzenie i udali się na miejsce zbrodni. Sprawa okazała się naprawdę dość trudna. Wieczorem w gabinecie pani antropolog...

- Bones nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać – spytał
- O czym – rzuciła
- O tym, co się stało wczoraj u mnie w mieszkaniu – wyjaśnił
- A, o tym, chyba nie mamy o czym – dodała
- Czy ten pocałunek nic dla Ciebie nie znaczył? - spytał lekko zdenerwowany
- Nie Booth, to była tylko chwila – szepnęła
- Tylko chwila – krzyknął
- Dla Ciebie to tylko chwila, dla nie coś więcej, miałem racje Ty nie umiesz kochać ludzi, - - Ty kochasz tylko te swoje kości – rzucił, opuszczając jej gabinet
- Booth, Booth – krzyczała

On jednak już jej nie słyszał. Był już daleko. Teraz on uciekł, tak, jak zrobiła ona wcześniej. Teraz byli kwita. Oboje byli bardzo źli na siebie, że to wszystko tak się potoczyło, a miało mieć inny koniec. Wrócili do domu smutni, próbując zasnąć, jednak sen nie nadchodził. Przed oczyma mieli ciągle powracająca sytuację, ten pocałunek, wracał i wracał...
Dni mijały, a oni nadal ze sobą nie rozmawiali. Bones próbowała go przeprosić zza swoje zachowanie, jednak nie miała do tego okazji. Ich rozmowy skupiały się tylko na pracy.
Po około tygodniu udało im się wreszcie rozwiązać sprawę. Wieczorem w gabinecie pani antropolog...

- Prześlesz mi mailem ten raport, muszę go jutro dać Cullenowi – rzekł chłodno
- Dobrze, a może wybierzemy się do Royal, jak zawsze – zapytała
- Nie tym razem, jestem już umówiony – wyjaśnił
- Ok, rozumiem – szepnęła
- Do jutra, cześć – rzekł opuszczając jej gabinet

Bardzo zabolało ją postępowanie agenta. Wiedziała, że może go zraniła, ale tego się nie spodziewała. Ten pocałunek bardzo ja zaskoczył, prawi tak, jak zachowanie agenta.
Zawsze po zakończeniu sprawy udawali się do Royal, by tam wspólnie omówić wyniki śledztwa, podzielić się spostrzeżeniami. To był ich zwyczaj, który powoli odchodził do historii. Zrobiło jej się bardzo gorąco. Potrzebowała tlenu, dlatego postanowiła wyjść na zewnątrz, przewietrzyć się trochę. Spacerowała uliczkami Waszyngtonu i nogi mimowolnie zaprowadziły ja pod ich ulubiona knajpkę Royal Dinner. Podeszła bliżej, spoglądając na ich wspólny stolik który był tylko ich, zawsze zarezerwowany dla nich. Nikt nie mógł przy nim siedzieć, tylko oni... Jednak tym razem, był on zajęty. Siedziała przy nim piękna blondynka, a naprzeciwko niej, jej partner. Oboje śmiali się, miło spędzając czas. To, co zobaczyła, bardzo ją zasmuciło. Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Odwróciła się na piecie i pobiegła do siebie.
Wpadła do mieszkania zalana łzami. Nie mogła znaleźć sobie miejsca, non stop płacząc, wylewając łzy... Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Przed oczami miała tylko jeden obrazek jej partner w towarzystwie jakiejś blondynki...
W głowie galopowały jej myśli:

Ale co do cholery myślisz Temperance? Booth to nie jest twój chłopak może iść z każdym, z kim chce, a Ty nie masz prawa być obrażona i zła na niego.
Ale dlaczego nie mogę przestać o tym myśleć? Może dlatego, że jestem naprawdę .. no no no!!! no no no!

Myślała, że wariuje. Chciała, by ktoś przy niej był, by jąa przytulił, teraz bardzo tego potrzebowała... Pomyślała o niej... Po chwili Angela zjawiła się w jej mieszkaniu...
Siedziały obie na kanapie. Angela próbowała uspokoić przyjaciółkę, która zaczęła aż trząść się z płaczu. Po chwili Bones opowiedziała jej, co się wydarzyło. Angela od razu wyczuła, co jest...

- Sweety, Ty jesteś zazdrosna – rzekła
- Nie jestem zazdrosna Angela – próbowała wyjaśnić
- Tak, jesteś – stawała przy swoim artystka
- Nie, wydaje Ci się – tłumaczyła łkając
- Tak, jesteś kochanie
- Nie – krzyczała Bones
- Tak – twierdziła Ang
- Nie, ja już sama nie wiem, co myśleć – szepnęła
- Powiem Ci coś w sekrecie, chcesz? - spytała artystka
- Tak – przytaknęła Bones
- Gdy jesteśmy zazdrośni, przekonujemy się, że kochamy, tak jak przekonujemy się, że żyjemy, kiedy nas coś boli - rzekła
- Sweety, zastanów się, czego chcesz, zanim będzie za późno – oznajmiła Ang
- Ange już jest za późno, ona już kogoś ma – rzekła z płaczem
- Tego jeszcze nie wiesz kochanie, walcz o swoje - poprosiła
- ale Ang
- Żadne ale, wierz mi, porozmawiaj z nim, biegnij do niego – wtrąciła
- Ale kiedy, teraz? – spytała
- Tak, nawet teraz, mieszka niedaleko, idź
- Nie pewnie jest z ta swoja blondyneczka – rzuciła
- Podrzucę Cie, chodź – rzekła chwytając ją za rękę.

Po chwili była już pod drzwiami jego mieszkania. Zapukała niepewnie. Drzwi otworzyła jej sama blondynka. Poczuła kolejne ukłucie w sercu. Miała zamiar stamtąd uciec, ale...

- Sarah, kogo tam niesie o tej porze - spytał Booth
- Kim pani jest – zapytała
- Ja, ja – zaczęła się jąkać

Booth usłyszał jej słowa. Podszedł do drzwi, spoglądając na nią. Była zapłakana, nigdy jej w takim stanie nie widział.

- Co tutaj robisz o tej porze, Bones, co się stało – zapytał
- Nic, ja tylko – rzuciła
- Wejdź, nie będziemy rozmawiać w drzwiach – zaproponował
- Nie chce przeszkadzać – rzekła
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz – rzekł chwytając za jej zimną dłoń

Po chwili siedzieli na sofie. Bones była bardzo zestresowana zaistniałą sytuacją. Czuła się nieswojo, sądziła, że przeszkodziła im w czymś romantycznego.

- Chyba Wam w czymś przeszkodziłam, powinnam już iść, porozmawiamy innym razem – rzekła
- Nie przeszkadzasz, jestem Sarah Booth, kuzynka Seeleya – rzekła przedstawiając się
- Temperance Brennan, miło mi – powiedziała zaskoczona Bones
- To, ja Was zostawię, musicie sobie chyba wiele wyjaśnić – rzekła
- Mark ma po mnie zaraz przyjechać, o to chyba on – rzekła, słysząc dzwonek do drzwi.

Po chwili pożegnali się i już ich nie było. Zostali sami. Zapanowała cisza, która przerwał Booth.

- Temperance – szepnął
- Ja nie wiem, co mam powiedzieć, ja nie chciałem Ci zranić, nigdy, to chyba ostatnia rzecz, która bym chciał tobie zrobić – rzekł
- Booth, ja
- Nie przerywaj mi proszę, pozwól mi powiedzieć, co mam do powiedzenia, a następnie porozmawiać – poprosił
- Przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałem, mówiąc, że nikogo nie kochasz, tylko kości, wcale tak nie myślałem – oznajmił
- Wiem, bo to nie prawda, ja nie umiałam kochać Booth, ale teraz, wiem, co to znaczy, i chce Ci to udowodnić – rzekła
- Tak, a jak ? - zapytał
- Zaczniemy od słów, potem przejdziemy do czynów – rzuciła
- Tamten pocałunek totalnie zawrócił mi w głowie, poczułam motyle w brzuch o których tak ciągle powtarzała mi Angela.
- Widząc Cie z Sarah, poczułam ukłucie w sercu, a to zazdrość, którą się czuję, jak się kocha i ja jestem tego przykładem

Chwyciła go za dłoń, drugą ręką lekko gładząc go po policzku, co wywoływało u niego nie lada dreszcze.

- To, co do Ciebie czuje to nie tylko przyjaźń Booth, ja po prostu Cię Kocham – rzekła, a jej policzki zaczęły plunąć
- Możesz to powtórzyć – rzekł, nadal nie wierząc w to, co usłyszał
- To, co...
- Nie to, to, co powiedziałaś na końcu, przerwał
- Kocham Cię – powtórzyła, tym razem z większą czułością w głosie, niż za pierwszym razem.
- Ja też Cie kocham, jak wariat Bones
- Chcesz mi to udowodnić? – spytała zalotnie
- Tak, teraz i tu – rzekł całując ją namiętnie.

Po chwili przenieśli się do sypialni, po drodze gubiąc kolejne części garderoby. Kochali się w ciszy, ciesząc się swoja obecnością i bliskością. To było coś, na co czekali od dawna. I to wreszcie się stało. Oboje doświadczyli cudu, o którym kiedyś rozmawiali. Teraz dwie osoby złączyły się w jedność w magicznym tańcu dwóch spragnionych siebie dusz...


mam nadzieje, ze sie spodoba:)


Inesita84

Super... Bardzo mi się podobało :)
Oby tak dalej

isis_14

C.D.

CZĘŚĆ II


Po wspólnie spędzonym, miłym wieczorze w Royal Dinner, partnerzy udali sie do swoich mieszkań. Z niewiadomych powodób było im trudno rozstawać się, jednak musieli to zrobić...
Temperance buła dziwnie przygnębiona, Seely ciągle rozmyślał o pracy, rozwiązaniej sprawie i o niej... Jedynej w swoim rodzaju, wrażliwej pani doktor...
Od kilku tygodni przestrzeń między nimi gęstniał od tych nie wyjaśnionych uczuć... Brennan wydawało się, że je rozumie, jednak nie dopuszczała ich do siebie tłumacząc sobie, że to nie może się tak skończyć, że ich przyjaźń nie może przerodzić się w coś więcej... Booth zdawał się nie zauważać, że ich przyjaźń staje się coraz silniejsza, coraz bardziej zaborcza... Darzył swoją partnerkę zaufaniem i lojalnością, jednak bał się togo czrgoś nieubłaganego, co z coraz większą prędkościa podążłało ku nim...
Noc nie przebiegała tak jak powinna. Cały czas oboje się wiecili, kilkakrotnie budzili i długo siedzieli rozmyślając... Kiedy nadszedł ranek zarówno doktor, jak i Agent Specjalny byli niewyspani i rozdrażnieni. Dlatego też praca w instytucie nie przebiegała prawidłowo... Temperance mocno zaniepokojona swoimi nocnymi snami postanowiła pogadać o nich z Angelą.
Siedział włśnie w swoim gabinecie i przeglądala raporty, kiedy jej przyjaciólka nawiedziła ją w jej samotni...
- Cześć skarbie. Chciałaś ze mną rozmawiać?
- O tak Angela. Dzięki, że przyszłaś.
- Przecież wiesz, że ciebie zawsze odwiedze.
- Wiem i za to cię uwielbiam... Otóż mam mały problem. Wczoraj w nocy nie mogłam spać, dużo myślałam o moim życiu i doszłam do wniosku, że jest ono bezwartościowe i puste. Wiesz jak niski poziom zrozumienia społecznego reprezentuję, ale ja naprawde nie wime czego mi jeszcze potrzeba. Mam pieniądze, mieszkanie, dobra prace, uznanie na świecie, jednak czuje się nie spełniona.
- Dobrze znam tę dolegliwość Sweety... Tobie poprostu brakuje miłości...
- Miłość to absurdalne uczucie jakim dażą sie niektórzy przedstawiciele naszego gatunku...
- Wiem, że trochę inaczej na to patrzysz, ale naprawdę człowiek bez miłości to jak Paryż bez Wersalu.
- Przykro mi ale wiesz, że nie rozumiem o czym mówisz.
- Miłość to coś bez czego nie możemy istnieć, czasami jest bolesna ale jeśli jej nie zasmakujemy, oczywiście mówię o prawdziwej miłości, to czujemy sie niespełnieni... Nie chodzi mi tu o miłóść w sensie cielesnym, choć i ta jest ważna ale o uczucie wypełniajace twoja duszę do tego stopni, że nie liczy sie nic poza ta jedną osobą...
- To bardzo pięknie powiedziane... Jednak ja nada jestem zdania, że bez miłości można przetrwać.
- Nie rozumiem twojego punktu widzenia... Przecież ty już kogoś kochasz.... Tylko nie przyjmujesz tego do wiadomości...
- Niby kogo kocham?? Angela to absurdalne i naprawdę nie wim o kogo ci chodzi... Tak więc zostawmy to w spokoju, a ja mam jeszcze jedno pytanie. Co prawda nie wierze w astrologie ale wczoraj całą noc sniło mi się, że przebywam w pokoju z białymi i brązowymi ścianami... To było bardzo dziwne bo nie siedziałam tam sama. Był tam zemna jakiś mężczyzna, nie widiałam jego twarzy ale czułam ciepło jego umięśnionych ramion, jego ciepły oddech naszyi... Wiesz co to może oznaczać??
- Nie wiem dokładnie ale wiem, że czeka cię wielkie szcęście chociaż napewno nie spodziewasz się takieg obrotu sprawy... I tak przy okazji, przemyśl to co ci powiedziałam...
- Dzięki, bardzo mi pomogłaś....
I tak Angela opóściła gabinet Brennan zostawiając ją z jej własnym natłokiem przemyślień i niedomówień...


Kolejna noc była równie nie udana co poprzednia... Słowa Angeli były tak nie jasne, że przyprawiały Temperance o ból głowy... Długo nie mogła zasnąć, nie chciała wierzyć w znaczenie snów, dlatego też nie przejmowała się słowami przyjaciółki o wielkim szczęściu... Kiedy wreszcie zasnęła, poraz kolejny nawiedził ją ten dziwny sen...
Rano natychmiast zadzwoniła do Angeli, aby jej doradziła co ma z tym robić...
- Angela ja już nie daję rady... To mnie dobija... Co mam robić??
- Myśle, że powinnaś porozmawiać z pewnym mężczyzną...
- Nie pójdę do Sweetsa... To głupie, napewno mnie nie zrozumie...
- A czy ja mówię o Sweetsie??
- A niby o kim innym?
- Mam na myśli Bootha.
- Co ty sugerujesz??
- Naprwdę nie zauważyłaś tego co was łączy??
- Angela nas łączy tylko przyjaźń... Nic więcej...
- Jak chcesz, przdstawiam ci pój stosunek do tego co się dzieje... Wiesz zobaczymy się w instytucie. Muszę zdjąć wodę z palnika bo przypal czajnik...
- Narazie...
Bones rozłączyła się z mea szybkością, ponieważ nie dowierzała temu co właśnie usłyszała od swojej przyjaciólki... Czyżby naprawdę między nią a Boothem cos się zmieniło??

C.D.N.

isis_14

Polskie napisy do odcinka 5x06

http://www.opensubtitles.org/pl/subtitles/3587588/bones-pl

ocenił(a) serial na 10
daisy18

Ines jak zwykle bardzo fajnie. Napisz kolne opowiadanie:)
Isis ciekawe zrobi Temp. Czekam na nexta.

isis_14

Czekam na cdk:)

Inesita84

A teraz mój:D

Nie mogła za dużo zrozumieć ze słów rzucanych przez partnera, ale po jego minie mogła się zorientować, że coś jest nie tak. W głowie zaczęły kotłować się jej rożne myśli. Wolała jednak poczekać, aż partner skończy rozmawiać i wszytko jej wyjaśni. Moment ten właśnie nastąpił.

- Booth, coś się stało – zapytała zaciekawiona
- Coś z Parkerem – dodała po chwili
- Nie, czemu, z nim wszystko w porządku, pewnie teraz bawi się z dzieciakami na placu zabaw w przedszkolu – wyjaśnił
- Bo po Twojej minie, to...
- Mamy sprawę, i dlatego mam taki wyraz twarzy, a nie inny, już myślałem, że będziemy mogli zjeść lunch w miłej atmosferze, a teraz musimy się zbierać - wyjaśnił
- Co to za sprawa? – zapytała
- Opowiem Ci po drodze, chodź – rzekł podnosząc się od stołu

Niewiele myśląc zrobiła to samo i udała się za partnerem do jego samochodu. Droga upływała im w ciszy, która przerwała Bones.

- To, jak powiesz mi gdzie jedziemy, czy mam czekać, aż się tam zjawimy – spytała
- W jeziorze znaleziono zwłoki. Informację o nich przekazało policji telefonicznie dwóch wędkarzy, którzy natknęli się na nie podczas połowu ryb z samego rana.
- To nie miły początek dnia – rzekła
- No tak, dla nich z pewnością nie – szepnął
- Booth co się dzieje, masz taka niewyraźna minę – rzekła
- Nie, czemu, wydaje Ci się – oznajmił
- Znamy się nie od dziś, więc nie musisz kłamać, że jest ok, bo widzę, że tak, nie jest - rzekła
- Wiesz, powiem Ci, że mam złe przeczucia, a wiesz, że maja intuicja nigdy mnie nie zawodzi – stwierdził
- Złe przeczucia? - zdziwiła się
- Tak, ale porozmawiamy o tym potem, ok, teraz jesteśmy już na miejscu – oznajmił

Po chwili podeszli do ciała, które leżało na brzegu. Odór, który się unosił, był po prostu nie do zniesienia. Agentowi od razu zrobiło się niedobrze, zważywszy, że kilkanaście minut wcześniej, jadł pyszny lunch.
Bones klęknęła nad ofiarom, bacznie się jej przyglądając.

- Co wiemy o ofierze – zapytał agent
- Mężczyzna, około 35 – 40 lat, rasa biała
- Przyczyna śmierci? Utopienie? - zapytał
- Nie mogę się więcej o niej dowiedzieć, gdyż na ciele znajduje się jeszcze ciało, to robota dla Cam - rzekła
- Z tyłu głowy ma okropne stłuczenie, ale nie jestem pewna, czy ono było przyczyną zgonu. Tego dowiemy się w Instytucie – rzekła podnosząc się
- Proszę zabrać ciało i wysłać do Instytutu Jeffersona – wydał rozkaz

Wokół zjawił się spory tłum gapiów, który znacznie utrudniał pracę. Na miejscu zjawił się także burmistrz, którego poproszono bliżej, by spojrzał na nieboszczyka, może go znał, i uda się im ustalić, kim był denat. Topielca trudno było jednak zidentyfikować, gdyż twarz brudna była od mułu i w częściowym rozkładzie. Po chwili na miejscu zjawił się Zack z Jackiem, którzy udali się by pobrać próbki, rośliny, owady, próbki gleby, wszystko, co pomoże im w pracy.

- Kto znalazł ciało – zapytał agent
- My – usłyszał
- Proszę pozwolić do mnie – rzekł pokazując im odznakę
- Agent specjalny Seeley Booth – rzekł
- Dr Temeprance Brennan, Instytut Jeffersona, wydział antropologi – przedstawiła się
- Proszę opowiedzieć, co panowie zobaczyli – poprosił Booth
- Chcieliśmy przyjść dzisiaj na ryby. Chcieliśmy zobaczyć jaka jest sytuacja nad rzeką – opowiadał
- Zauważyłem przywiązany do barierki sznurek. Kiedy pociągnąłem wypłynęło ciało kobiety – dodał drugi.
- Tylko tyle? – spytał
- Tak, nic więcej nie widzieliśmy – rzekli chórem
- Dobrze, oto moja wizytówka, gdyby panowie sobie jeszcze coś przypomnieli, proszę dzwonić, będziemy w kontakcie – rzekł agent
- Dobrze – przytaknęli

Po chwili do partnerów podszedł burmistrz. Pierwszy raz w jego kadencji, a pracuje już tu kilka lat, ma do czynienia z taką ofiarą.

- Proszę mnie informować na bieżąco - poprosił
- Ustaleniem tożsamości denata i wyjaśnieniem okoliczności tragedii zajmie się Dr Brennan, jak tylko się czegoś dowiemy, damy panu znać – rzekł
- Dziękuje - rzekł
- A teraz musimy się już zbierać, do widzenia – rzekł agent
- Do widzenia – odpowiedział burmistrz

Po chwili udają się do Instytutu, gdzie kilka minut po ich pojawieniu się przywieziono zwłoki.

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Ciekawe czy złe przeczucia Bootha się sprawdzą. Zauważyłam błąd, napisałaś że ofiara to Mężczyzna,a potem to ciało kobiety.
Czekam na nexta.

_nn_

upsi:( pomydliłam sie:( przepraszam:)

Inesita84

...a tam kazdemu sie moze zdarzyc... xD
oj ciekawe czy zle przeczucia Bootha sie sprawdza...
czekam na cd!! :)

mara625

Isis ciekawie sie robi... i to bardzo... ;)
jak zwykle czekam na cd ;)

mara625

Kolejna cześć, która właśnie skończyłam ;D

- Bones, ja jadę do FBI, sporządzić raport, zadzwoń, jak się czegoś dowiecie – poprosił
- Dobrze, zadzwonię – rzekła

Po chwili wszyscy przystąpili do pracy. Zack zabrał się za oczyszczanie kości, by Bones mogła się im lepiej przyjrzeć. Zabójca z jakiegoś powodu zmasakrował mu twarz, tak że niewiele z niej zostało. Nos był zmiażdżony, usta ginęły pod opuchlizną, co znacznie będzie utrudniać identyfikacje. Jack badał wszelkie larwy znalezione na ciele, jak na prawdziwego entomologa przystało. Bones w tym czasie czekała na kości, by móc się nimi zająć. Po godzinie miała je na stole. Czaszkę przekazała Angeli do rekonstrukcji, choć była bardzo zniekształcona. a sama zajęła się oglądaniem każdej kości z osobna w poszukiwaniu przyczyny zgonu ofiary.
Po chwili do pani antropolog podeszła dr Soroyan.

- Ciało leżało w rzece najwyżej parę godzin; sińce i rany są wyraźnie widoczne. Zdjęłam także odciski palcy, może znajdziemy go w bazie – rzekła po chwili Cam
- To dobry pomysł, Angela rekonstruuje czaszkę, może uda nam się odkryć kim jest ofiara i czemu sprawca był tak brutalny – rzekła Brennan
- Cios tępym narzędziem w głowę, klatkę piersiową - dodała Bones
- To było przyczyna zgonu? – spytała Cam
- Nie jestem pewna, gdyż sińce na szyi oraz popękane naczynia krwionośne twarzy wskazywały, że mężczyzna został uduszony – wyjaśniła
- Dobrze, czekam na dalsze wieści – rzekła Cam opuszczając platformę.

Po chwili Bones zadzwoniła do partnera, by podzielić się z nim, tym, co odkryła. W ciągu pól godziny pojawił się w Instytucie.

- I co znalazłaś coś ciekawego Bones – spytała wchodząc na platformę przeciągając przepustką przez czytnik
- To dość trudna sprawa. Został pchnięty jakimś narzędziem, Zack próbuje zidentyfikować czym, ale wydaje mi się, że rany te powstały już po śmierci. Wcześniej został uduszony – stwierdziła
- Jesteś pewna? – zapytał
- Raczej tak – rzekła
- Bones jesteś pewna, czy nie?, raczej nie wchodzi w rachubę – rzekł
- W co?, nie wiem, co to znaczy? - spytała robiąc smutną minkę
- Bones jesteś pewna, że został uduszony - zapytał wprost
- Jestem pewna, takiej odpowiedzi oczekiwałeś – spytała
- Tak, to już coś, znamy przyczynę śmierci – oznajmił

Rozmowę przerwało nagłe pojawienie się asystenta pani antropolog, który miał coś do zakomunikowania.

- Dr Brennan, chyba znalazłem narzędzie zbrodni – rzekł stając naprzeciw przełożonej
- Chyba – fuknął Booth
- Co się dzisiaj z wami dzieje – spytał zdziwiony zachowaniem obojga
- Zack, mów co ustaliłeś, nie przejmuj się Boothem – rzekła posyłając mordercze spojrzenie partnerowi.
- Więc ustaliłem, że uderzenie zostało zadane z dużą siłą, rana jest dość niewielka, a jej rozmiar pasuje idealnie do cienkiej rury – wyjaśnił
- Dobra robota Zack – rzekł spoglądając na niego

Po chwili do partnerów dołączyła Angela.

- Sweety, twarz była naprawdę strasznie zdeformowana, niestety mój portret nie pasuje do nikogo z bazy, już to sprawdziłam – rzekła pokazując im rysunek.

Był on dość niewyraźny, bardzo zniekształcona twarz, ale o to postarał się już sam sprawca. Włożył więcej trudu w zniekształcenie ofiary, niż w samo zabójstwo.
Booth spoglądał na portret, poszukując w nim jakiś szczegółów umożliwiających zidentyfikowanie ofiary. Myślał, że może to być porachunek gangów, więc wytężał wzrok, jednak bezskutecznie.
Po chwili na platformę wbiegła Cam z informacjami na temat denata.

- Wiem, kim jest i to Ci się Booth nie spodoba – rzekła spoglądając na niego
- Mów Cam, o kogo chodzi, nie lobię zagadek – fuknął
- Znalazłam, go w aktach, to Azim Sharif, kryptonim Jahir, mówi Ci to coś – rzekła pytając agenta
- Mówisz Jahir, tak to on, wiedziałem, że ta twarz mi kogoś przypomina, dzięki Cam – rzekł schodząc z platformy
- Booth, gdzie idziesz – spytała zdezorientowana Bones
- Muszę do kogoś zadzwonić, potem się odezwę – rzucił i już go nie było
- Kim on jest – spytała Angela
- To już musi wyjaśnić Wam Booth – oznajmiła, opuszczając obie panie.
- Sprawdzimy na Internecie – rzekła Angela

Po chwili obie udały się do gabinetu pani antropolog, w poszukiwaniu informacji o tajemniczym Jahirze.

Inesita84

ciekawa jestem kim jest ten Jahir :Djak zawsze super czesc... :)
z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Ekstra część:) Ciekawe kim jest Jahir. Czekam na ciąg dalszy:)

_nn_

kolejna cześć.

Po drodze zabrały ze sobą po filiżance czarnego, jak smoła napoju, który zawsze stawia na nogi. Po chwili znajdowały zie już na miejscu, zamykając za sobą drzwi, jednak nie na klucz, gdyż mogło wyglądać to podejrzanie. Usiadły przy biurku pani antropolog, klikając Internet, w wyszukiwarkę Google, by znaleźć tam jakiekolwiek informacje, o osobie, która wytrącił za równowagi agenta, o której nikt nie chciał powiedzieć ani słowa.
Jedyne, co wiedziały, że nazwisko to jest pochodzenia arabskiego, bynajmniej tak myślały. Największy problem miały z wpisaniem tego w wyszukiwarkę...

- Sweety, jak mam to wpisać – spytała Ang
- Nie wiem – oznajmiła Bones
- Myślałam, że znasz języki obce – rzekła spoglądając na Brenn artystka
- Tak starożytna grekę i łacinę – syknęła
- Damy rade – powiedziała pełna optymizmu Ang
- Musimy się dowiedzieć kim on jest – rzekła Bones
- Takich trzech, jak nas dwie, to nie ma ani jednej – szepnęła Angela
- Nie wiem, co to znaczy – rzekła z miną niezrozumienia
- Nieważne Sweety, nieważne, później się tym zajmiemy – oznajmiła artystka

Po chwili wpisywała literka po literce usłyszane imię. Jakie było zdziwienie obu pań, jak nie mogły znaleźć nic na temat denata. Sądziły, że może źle wpisują nazwisko. Bo to dość dziwne, że nie ma go w sieci. Rozmyślania przyjaciółek przerwało pojawienie się Camille w gabinecie pani antropolog. Angela z Bones były tak zabsorbowane szukaniem, że nie zauważyły, że przełożona od dłuższego czasu im się przygląda. Sytuacja była naprawdę zabawna. Choć komputer to była rzecz, na której Bones z Ange znały się najlepiej w Instytucie, to nie mogły sobie poradzić ze stronami, które pojawiały się w języku arabskim, na monitorze laptopa pani antropolog. Cam próbowała się powstrzymać się od śmiechu, jednak nie wytrzymała...

- Co robicie? – zapytała
- Cam – krzyknęły chórem
- My, my szukamy jakiś informacji, przydatnych w sprawie – rzekła Bones
- Nie, szukamy nowej sukienki dla mnie – wyjaśniła Ang
- Ale już wracamy do pracy oczywiście – dodała po chwili artystka
- To, co tam szukacie, tego nie znajdziecie w sieci – rzekła Cam opanowując śmiech
- Czemu? – spytała Bones
- W internecie wszystko się znajdzie, trzeba tylko dobrze poszukać – wyjaśniła Ang
- Tak, ale informacji na temat Jahira nie znajdziecie – wtrąciła
- To nie jest osoba, o której wiedzą wszyscy, parę osób go znało bliżej – oznajmiła Camille
- Na czele z Boothem i z Tobą – rzekła Ang
- Możesz powiedzieć nam kim on był i skąd zna go Booth - spytała ciekawa Bones
- To jest dość długa historia z przeszłości Bootha, ale ja nie mogę Wam w tym pomóc, jak coś to tylko Booth, ale nie wiem, czy będzie chciał o tym rozmawiać – rzekła
- Tu masz akta z autopsji, które możesz dołożyć do raportu, na który czeka już Cullen, więc do pracy – poprosiła Cam opuszczając gabinet Brennan

Obie były bardzo zaintrygowane postacią z przeszłości agenta. Zastanawiały się, kim on był i co łączyło go z Boothem. Jednak odpowiedzi na te pytania nie znały.
Teraz musiały obie powrócić do pracy. Po chwili każda powróciła do czynności, którymi zajmowały się wcześniej.

Inesita84

wyobrazilam se ta scenke jak Bones z Angela szukaja informacji w sieci... i bardzo smiesznie to wygladalo... xD
ciekawa czesc... czekam na kolejna xD :)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Coraz bardziej mnie ciekawi i intryguje kim jest Jahir, skąd Booth i Cam go znają. Czekam na ciąg dalszy:)

_nn_

Tymczasem Bootha dosłownie roznosiło. Jakieś 5 minut temu przybył do siedziby FBI, gdzie miał schowane akta dotyczące Jahira i jego rodziny. Był bardzo zdenerwowany. Chodził z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ta sytuacja powoli zaczynała go przytłaczać. Był sam i nie mógł się w niej odnaleźć. Nie miał z kim o tym porozmawiać, był sam.
W głowie myśli prześcigały się. Pierwszy raz w życiu znał ofiarę. To był dla niego ogromy szok, jak i wielka strata.
Po chwili, gdy emocje opadły, a on powoli dochodził do siebie, przypomniał sobie, ze miał do kogoś zadzwonić. Wyjął z kieszeni swoją Motorole i z pamięci wystukał znany mu, choć od dawna nie używany numer. Minęło już kilka lat, jak ostatni raz widział swojego młodszego brata. Nigdy nie byli blisko, jednak nie oznaczało, że między nimi nie było jakiejś bratniej miłości. Różnili się między sobą wszystkim. Całkiem inne podejście do życia, do wszystkiego. Często dochodziło do zgrzytów, nie miłej wymiany zdań, po której zawsze następowało godzenie się i tymczasowe zawieszenie broni. Booth chyba za bardzo starał się mu dogadzać. Wiedział, że na ojca alkoholika nie ma co liczyć, chciał, by brat w nim znalazł wsparcie i autorytet. Miał taką nadzieję, jednak była ona zgubna.
Jared jak tylko mógł wykorzystywał brata, który za jego występki zbierał baty. Ale czynił to z godnością, twierdząc, że taka jest rola starszego brata, chętnie na nią przystając.
Wiedział, że rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych, tym bardziej, że dzwoni w takiej, a nie innej sprawie. Nacisnął zieloną słuchawkę i po chwili oczekiwał na połączenie...Trwało to zaledwie kilka sekund, a on miał wrażenie, jak mijałyby lata. Po chwili ocknął się słysząc głos po drugiej stronie...

- Jared Booth, słucham – rzekł
- Jared, tu Seleey – rzucił
- A co to braciszek się stęsknił za mną?
- Zawsze witasz mnie w ten sposób – rzekł zasmucony
- Przepraszam, ale dziś mam wisielczy humor, po prostu zły dzień – wyjaśniła
- Co tam u Ciebie, jak Parker, muszę go w końcu poznać – rzekł
- Z Parkerem wszystko w porządku, tak on też chce poznać wujka – oznajmił
- Więc musiało się coś stać, bo nie dzwonisz od tak – powiedział młody
- Masz racje, nie dzwonie od tak sobie, w tym jednym się zgadzamy – stwierdził Booth
- To powiesz co się stało, czy nadal będziesz taki tajemniczy – zapytał
- Chodzi o Jahira – szepnął
- O Jahira – zdziwił się Jared
- Tak właśnie o niego, w jego sprawie dzwonię – wyjaśnił
- Co tam u niego, dawno go nie widziałem, zniknął tak nagle – spuentował młody Booth
- Jared, ja nie wiem, jak mam to powiedzieć, to nie chce mi przejść przez gardło – rzekł
- Booth, człowieku mów, co się stało! - krzyknął
- On... Jared On nie żyje – rzekł po chwili agent
- Co, jak to nie żyje, to jakiś słaby żart braciszku – szepnął siadając na fotelu z wrażenia
- To prawda, rano znaleźliśmy jego ciało w jeziorze. Bones i jej zezulce pomogli w jego identyfikacji - wyjaśnił
- Booth, jaka Bones jacy zezulce, jesteś pijany, czy co? - spytał zdenerwowany
- Spytaj Cam, jak mi nie wierzysz – dodał po chwili
- Wierze Ci, to nie jest powód do żartów, kiedy pogrzeb – spytał
- Jutro o 15, jesteś w DC – zapytał agent
- Nie, ale jutro z samego rana będę, Muszę tam być. - rzekł
- A więc do jutra – rzekł Seeley
- Do jutra, cześć – rzekł rozłączając się
- Cześć – szepnął, usłyszał w słuchawce tylko dźwięk przerwanego połączenia

To był dla obojga ogromny cios. Znali go kilkanaście lat. Choć on zmienił miejsce zamieszkania i kontakt się urwał, to oni nadal byli przyjaciółmi. Zawsze utrzymywali kontakt bądź telefoniczny, bądź mailowy, ale zawsze to coś.
Byli przyjaciółmi, pomimo tej tragedii, która wydarzyła się 8 lat temu.
Booth cały czas się o nią obwiniał, choć każdy twierdził, że to był wypadek, dziwne zrządzenie losu. Ta śmierć była brutalna, ale dokonał jej ktoś z najbliższych, kto w imię religii. Postradał zmysły i dokonał tego makabrycznego czynu.

Inesita84

oj robi sie coraz ciekawiej... ;)
czekam na kolejna czesc... :)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Bardzo ciekawie. Czekam na następną część:)

_nn_

Proszę:)

Na same wspomnienia do oczu napływały mu łzy. Nie mógł się na niczym skupić. Nie było sensu, by nadal siedział w biurze, tym bardziej, ze nie mają żadnej nowej sprawy. Po chwili namysłu udał się do Cullena, by ten dał mu dzień wolny, nadmieniając z jakich powodów, o to prosi. Dyrektor zgodził się widząc, ze agent naprawdę źle wygląda. Te kilka godzin odpoczynku i sen dobrze mu zrobią. Booth podziękował dyrektorowi i udał się do swojego mieszkania, by tam odpocząć, i choć na chwile zapomnieć o tym, co się wydarzyło.

Tymczasem w Instytucie

Bones siedziała na raportem, który zleciła jej Cam. Pierwszy raz w życiu nie wiedziała nic o ofierze. To było dość trudne, szczególnie, że denata znał jej partner, i musiał być to ktoś bliski sądząc po jego reakcji. Bardzo ją to ciekawiło, jej myśli krążyły wobec tego tematu, nie mogła się na niczym skupić. Jednak była w pracy i musiała zrobić, to, co do niej należało, a raport był tego przykładem. Wpisywała po kolei dane w poszczególne kolumny. Zajęło jej to ponad dwie godziny. Podpięła do niego akta z wynikami, które dała jej Cam i raport był już gotowy.
Mogła go teraz przekazać Boothowi, a ten Cullenowi, który nie bardzo przepadał za panią antropolog i jej dziwnymi metodami działania. Jedyne, co musiał jej przyznać to fakt, że posiadała ogromną wiedzę, przydatną w rozwiązywaniu zagadek. Była niezastąpiona. Agent był ich łącznikiem.
Postanowiła zadzwonić zadzwonić do FBI z nadzieją, ze tam go zastanie. Telefon odebrał sam Cullen, informując ją, że jej partner wziął do końca dnia urlop i odpoczywa u siebie. Nadmienił, że czeka jutro z samego rana czeka na raport.
Był on wprawdzie już gotowy i mogła go sama zawieść nawet w tej chwili, jednak teraz liczył się on. Chciała dowiedzieć się czegoś o Jahirze, kim był i dlaczego tak bardzo smucił się jej partner. Postanowiła do niego pojechać i się tego dowiedzieć. Po chwili zabrała płaszcz z oparcia swojego fotela, opuściła niezauważona mury Instytutu i udałą się do mieszkania partnera. Po drodze wstąpiła jeszcze na chwile do sklepu, bo głupio tak wpadać bez niczego w odwiedziny o tej porze. Było już dość późno. Zabrała ze sobą ich ulubione danie z kuchni tajskiej i pojechała do przyjaciela, który choć tego nie wiedziała bardzo jej potrzebował. Około 20 zjawiła się pod jego apartamentowcem.

Booth był pogrążony w smutku. Siedział na kanapie z butelką zimnego piwa w ręce, wpatrując się przed siebie. Wspominał...

Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. Zaklął siarczyście pod nosem, czekając z nadzieją, że nieproszony gość szybko sobie pójdzie. Nie miłą ochoty na żadne pogawędki. Jednak ów gość był nieugięty. Bones postanowiła zadzwonić dzwonkiem, sądząc, że partner mógł nie usłyszeć pukania.
Jednak i to pozostało bez odzewu. Nie miała innego wyjścia. Po chwili...

- Booth, jesteś tam – krzyknęła

To spowodowało lekko uśmiech na twarzy agenta. Tak, to było odpowiednia osoba, której potrzebował w tym momencie, której mógł się wyżalić i wreszcie wyrzucić z siebie, to, co go przytłaczało. Podszedł do drzwi, otwierając je. Jego oczom ukazała się Bones, z dwoma paczuszkami w ręce.

- Cześć – rzekła
- Cześć – przywitał się
- Pomyślałam, że pewnie zgłodniałeś – szepnęła
- Sądząc po zapachu, tajskie – rzekł zaciągając nosem
- Tak, nasze ulubione – oznajmiła
- Wejdź- rzekł zapraszając ją do środka

Podała mu pakunki, zawieszając w międzyczasie swój płaszcz. Po chwili skierowali się do salonu agenta, gdzie usiedli na kanapie. Booth zostawił na chwile partnerkę udając się do kuchni po dwie butelki zimnego piwa, po czym zajęli się degustacją potrawy, która znikała w szybkim tępie.

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Ciekawe czy Booth zwierzy się Bones ze swoich zmartwień. Czekam na cd.

_nn_

kolejna część:)


Jedli w milczeniu. Często zdarzało się im tak siedzieć zupełnie w ciszy, nie mówić nic. Liczył się moment, chwila, obecność tej drugiej osoby, jej towarzystwo. Słowa były im nie potrzebne, a nawet zbyteczne, rozumieli się bez nich. Te 4 lata współpracy nauczyły ich tego, cisza także ma znamienny wpływ.
Jednak Bones była bardzo niespokojna. Widziała, że coś go smuci, był jakiś zamyślony, nieobecny, myślami daleko stąd. Bardzo cierpiała widząc go w takim stanie, takiego zamyślonego partnera, bardzo niepodobnego do tego, którego poznała i z którym współpracowała, takiego wesołego, cieszącego się życiem i czerpiącego z niego wszystko to, co najlepsze. Dała by dużo, a może nawet wszystko, by znów taki się stał.
Wiedziała, ze stosunki międzyludzkie to nie jest jej mocna strona, coś z czego słynie, jednak chciała choć na chwile zobaczyć uśmiech na jego twarzy, ten, który jest pełen ciepła, który zawsze wprowadzał ją w małe zakłopotanie i wywoływał radość w jej sercu. Nie wiedziała tylko, jak ma go wywołać.

- Booth – rzekła cicho
- Bones- szepnął
- Co mogę zrobić, byś poczuł się lepiej, powiedz, a zrobię to – rzekła spoglądając w jego zaszklone od łez oczy
- Nie wiem, czy jest ktoś kto to potrafi Bones – szepnął nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego
- Wiem, że nie jestem dobra w tych sprawach, to zawsze ja pytam Ciebie, lub Angele o zdanie, bo nigdy nie wiem, co ma powiedzieć w takich chwilach – powiedziała
- Już to zrobiłaś Bones, dziękuje – rzekł cicho, głaszcząc ją po dłoni, a w kąciku usta zagościł lekki
- Zrobiłam – zdziwiła się jego odpowiedzią
- Czasem nie są potrzebne do tego słowa Bones, wiesz, rozumiesz o co mi chodzi? – spytał zatracając się w jej błękitnych oczach
- Jest coś o czym nie wiesz – dodał
- Czy jest to coś, o czym chcesz mi powiedzieć? – zapytała
- Pewnie zastanawiasz się kim był Jahir, tak – spytał

Pokiwała twierdząco głową nieśmiele kładąc mu dłoń na jego w geście, który znaczył dla obojga bardzo dużo.

- Jesteś gotowa usłyszeć opowieść o mnie i pewnym zdarzeniu, które pozwoli zrozumieć Ci, czemu zachowuje się tak, a nie inaczej – zapytał
- Tak, jestem gotowa, jeśli i Ty jesteś na to gotów. Jestem Twoją przyjaciółką, od tego masz mnie, możesz się wyżalić, ja Cie zawsze wysłucham – oznajmiła
- Racja Bones, racja – rzekł posyłając jej szczery uśmiech

Słowa partnera wywołały lekkie zaczerwienieni a policzkach pani antropolog. Tylko jemu udawało się doprowadzić ja do takiego stanu.

- Kiedy byłem młody do naszej dzielnicy przeprowadzili się emigranci z Arabii Saudyjskiej, dwóch braci, ojciec i matka, która po kilku miesiącach zmarła na raka. To była dość dziwna rodzina, kultywująca swą religię, która nie podobała się mieszkańcom. Chłopaki nie mieli przyjaciół, byli szykanowani. Miałem trudne dzieciństwo, konflikty w domu, brak zaufania, wysokie wymagania stawiane mi przez ojca, którym nie byłem w stanie sprostać. Pewnego dnia spotkałem się na ulicy z braćmi Hamal, którzy zainteresowali mnie swoją odmienności. Nie byłem nigdy rasistą, religia innych, czy poglądy mnie nie interesują, nadal uważam, że nie szata zdobi człowieka...
- Nie zrozumiem, co to znaczy – wtrąciła
- Znaczy to, że to co człowieka zdobi to to, co jest w środku, jego uczucia i, że w życiu kieruję się sercem – wyjaśnił
- A teraz rozumiem, kontynuuj, proszę – rzekła
- Rozmawialiśmy chwile i w ciągu zaledwie kilkunastu minut rozmowy znaleźliśmy wspólny język, interesowaliśmy się tymi samymi rzeczami, mieliśmy takie same poglądy na różne sprawy.
- Zaprzyjaźniliście się tak? – spytała
- Tak, pomimo że to nie podobało się ojcu Husana i Jahira – rzekł
- Nie podobało się, czemu? – spytała
- Pewnego dnia kiedy wyszliśmy w trójkę na piwo, zdarzyło się coś, czego nie zapomnę do końca życia. To było straszne – rzekł, a z oczu spłynęła mu łza
- Booth, może to nie był dobry pomysł – szepnęła
- Nie Temperance, chce byś to wiedziała, poznała do końca tą historie – oznajmił
- Dobrze, słucham, mów dalej - poprosiła
- Tamtego dnia wydarzyła się tragedia. Wszystko działo się na naszych oczach. Ojciec nie aprobował naszej przyjaźni. Śledziła nas i postanowił wymierzyć synom kare za spotykanie się z Amerykaninem...
- Karę, jaką kare Booth? – szepnęła
- Zaczaił się na synów w swym aucie. Husan poszedł na drugą stronę ulicy, by tam przynieść nam piwo. Był korek, my z Jahirem nie zdążyliśmy przejść. Następnie on chciał powrócić do nas i wtedy ojciec nacisnął na gaz i ruszył z piskiem opon przed siebie. Husan nie zdołał odskoczyć...
- I co było dalej? – pytała zaciekawiona Bones
- Podbiegliśmy do niego po chwili przyjechała karetka i zabrała go do szpitala
- A co się stało z ojcem? – zapytała
Uciekł z miejsca zdarzenia. Policja złapała go po 3 miesiącach, w celi popełnił samobójstwo – wyjaśnił
- Co to za ojciec, by w imię boga zabijać własne dziecko - szepnęła, a po policzku spłynęła jej słona łza
- Islam nie nakazuję zabijać, tylko osoby, które nie rozumieją Koranu, tworzą własna jego wersje, w której zakładają, ze za przeciwstawianie się Allahowi, grozi śmierć – wyjaśnił
- To samo jest z Katolikami? – zapytała
- Nie Bones, mam nadzieje, że kiedyś się o tym przekonasz – szepnął
- Może warto wierzyć w cuda, tak – spytała
- Tak Bones, warto – rzekł
- A co się stało z Husanem – spytała
- Operacja się udała, jednak zapadł w śpiączkę, z której się już nie obudził, zmarł w szpitalu. Byłem wtedy z Jahirem. To było straszne Bones – rzekł chowając twarz w dłoniach
- To moja wina – szepnął
- Booth, to nie była Twoja wina, czy Jahir Cie o to obwiniał? – spytała
- Nie, bynajmniej mi tego nie powiedział prosto w oczy – rzekł
- Minęło kilka lat zanim w to uwierzyłem, że to nie była moja wina, zanim to zrozumiałem i zaakceptowałem, przez te lata obwiniałem się za jego śmierć. Przeklinałem w duchu, że gdyby tamtego dnia nie podszedł do nich, on nadal by żył – dodał
- To naprawdę nie była Twoja wina – pocieszała partnera
- Co się z nim potem działo, utrzymywaliście jakiś kontakt? - spytała
- Otrząsnął się po tej tragedii, wyjechał z miasta, skończył studia. Niedawno powrócił do Waszyngtonu i zasiadł w Białym Domu, gdzie został doradcą w stosunkach z Arabami, i stanął na czele Arabo- Amerykańskiej Ligi Przyjaźni. W piątek mieliśmy się spotkać, jak za dawnych lat – rzekł
- Booth, tak mi przykro – szepnęła
- Ale już się nie spotkamy, resztę historii już nasz - dodał
- Życie jest do dupy – szepnęła
- Bones, Ty znasz takie słowa – spytał lekko rozbawiony
- Ktoś mi je kiedyś powiedział – szepnęła odwzajemniając uśmiech

Siedzieli chwile w milczeniu, spoglądając sobie w oczy. Zrobiło się dośc późno, co zauważyła Bones.

- Muszę się zbierać, już późno, rano nie wstaniemy – rzekła
- Bones dziękuje – szepnął
- Nie ma za co – powiedziała podnosząc się
- Uwierz mi jest, jestem Twoim dłużnikiem – szepnął
- Ok, zapamiętam – rzekła całując go na pożegnanie w policzek
- Cześć Bones, do jutra – szepnął
- Cześć, do jutra – rzekła opuszczając jego mieszkanie

Pierwszy raz w życiu zwierzył jej się z czegoś, co bardzo go bolało. To było coś, co obojgu nie pozwoliło szybko zasnąć...

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Nareszcie dowiedziałam się historii znajomości Jahira z Boothem. Czekam na kolejną część:)

_nn_

wiedzialam ze Booth wszystko opowie Bones... ;)
ciekawe jak dalej sie to wszystko potoczy... xD
czekam na cd :)

mara625

Taki mały opek, w międzyczasie:)

Kiedyś napisałam kartkę z pamiętnika pani antropolog, teraz czas na agenta. Mam nadzieję, ze sie spodoba:)

KARTKA Z PAMIĘTNIKA

czyli wspomnienia agenta federalnego...



Siedzę na bujanej huśtawce w ogrodzie. Przyglądam się bawiącym nieopodal dzieciom. Wyglądają tak słodko i niewinnie. Chłopczyk o blond, kręconych włoskach, wyglądem przypominający aniołka, trzyma za rękę małą dziewczynkę, swoja młodszą dwuletnia siostrę, pokazując je stokrotki, ukochane kwiaty jej matki.
Są szczęśliwi, bawią się, nie maja żadnych problemów, beztrosko skaczą po trawie , co chwila potykając się i upadając. Jednak zaraz się podnoszą bez żadnego grymasu na twarzy by powrócić do zabawy, która obojgu przynosi wiele radości.
Buzie im się śmieją, słychać głośne okrzyki bawiących się dzieci, które czerpią z życia całymi garściami, bawią się i są zadowolone, są po prostu szczęśliwe, korzystają z uroków dzieciństwa, z faktu, że są dziećmi i mogą się beztrosko bawić.
To moje dzieci, które kocham nad życie i nie zamieniłbym na żadne inne, za żadne pieniądze, za nic. Dla mnie są bezcenne. Kocham ich i wiem, że one kochają mnie, co udowadniają mi każdego dnia w każdym geście, w każdym wypowiedzianym przez nich słowie. Są moją dumą.
Co jeszcze widzę?
Obok siedzi kobieta moich marzeń, jak ze snu. Piękna nie tylko na zewnątrz, ale i w środku, gdzie widzę czystość i niewinność.
Kim jest ów kobieta?
Moją ukochaną żoną i matką mojej córeczki Joy, choć wiem, że pod sercem jest jeszcze ktoś, mała istotka, która dopełni naszą ogromną i szczerą miłość. Tak to miłość, to dzięki niej odkryłem, czym ona jest. Teraz wiem, że związek między kobietą, a mężczyzną nie opiera się na zauroczeniu, pożądaniu, jakie było między mną i Rebecca, z która mam wspaniałego syna, który zaskakuje mnie każdego dnia, jak i z Cam, z którą łączył mnie gorący romans w przeszłości, a dziś prawdziwa przyjaźń.
Temperance pojawiła się na mojej drodze, w odpowiednim momencie, kiedy moje życie straciło sens. To dzięki niej odżyłem na nowo, a życie nabrało znów kolorów, przestało być szare.
Ona pokazała mi, a raczej wskazała mi drogę, którą kroczę do dziś, z tym wyjątkiem, że ona kroczy nią ze mną, już nie jestem sam. Za to jestem jej wdzięczny i będę do końca życia.
Co robi w tej chwili?
Pisze kolejną książkę, która zapewne znów stanie się bestselerowym hitem, jak każda, która wychodzi spod jej pióra, a będzie ich już z 50. To druga jej pasja, po kościach oczywiście, która sprawia jej wiele radości. Ja cieszę się z nią, jej małymi i większymi sukcesami. Kiedy moja Tempi jest szczęśliwa, to i ja jestem. Nadal pracuje w Instytucie, jednak teraz ma kilku zastępców, znakomitych asystentów, którzy do niedawna byli tylko jej stażystami, co chwila zmieniającymi się, jednak ich ogromna determinacja, wiedza i chęć jej pogłębiania, sprawiła, że ufundowała trzem najlepszym jej zdaniem, stypendium naukowe. Wśród szczęśliwców znaleźli się Wendell Bray, Clarck Edison i zwariowana Daisy Wick, niedługo Sweets.
Wracając jednak do moje skromnej osoby.
Nimi byłem do niedawna:
Byłym snajperem, który pozbawił wielu życia, wiele istot zginęło z mojej reki, to część mojej niechlubnej przeszłości, agentem specjalnym FBI, który więcej złapał sprawców, niż zabił ludzi, co jest odkupieniem win.
Kim jestem teraz?
Odpowiedź jest prosta, spełnionymi szczęśliwym człowiekiem.
To ja Seeley Booth, facet przed 40, który odnalazł szczęście u boku pięknej i bardzo mądrej kobiety, która siedzi obok i czule się do mnie uśmiecha, za ten jej uśmiech jestem gotów zginąć, byle jej z twarzy nigdy nie schodził. Kobiety, dla której chce się rano wstać, i chce się dla niej żyć.
Jestem ojcem dwójki wspaniałych dzieci, które uwielbiam, są moim szczęściem, darem od losu, którego zawsze pragnąłem. To moja rodzina, którą uwielbiam, szanuje i zawsze będę kochał. Na dobre i na złe.
Z nimi chcę dalej kroczyć przez życie pomimo przeciwności losu, które każdego w życiu spotykają.
Jednak warto wierzyć w cuda. One się zdarzają. Ja mam je tuż obok. Widzę je każdego dnia. To moi najbliżsi, ich uśmiechnięte twarze sprawiają, że żyję. Jestem szczęśliwy...

Inesita84

Witam Wszystkich zawsze wiernie czytam wszystkie opowiadania o naszej ulubionej parze, chociaż rzadko komentuje… Mam bardzo bujną wyobraźnię, ale gorzej z napisaniem… Postanowiłam jednak spróbować swoich sił i dać coś w zamian… Właśnie jestem na zwolnieniu, więc jeśli Wam się spodoba będę pisać dalej... Pomysł miałam już dawno tylko brak czasu i… odwagi. W końcu trzeba coś zrobić z wolnym czasem;)

Ukryte pragnienia

Część 1
Siedziała na kanapie w swoim salonie i po raz kolejny straciła kontakt z rzeczywistością. Zawsze tak było, gdy pisała swoją powieść. Za oknem było słychać odgłosy burzy, która po ostatnim tygodniu upałów była z utęsknieniem wyczekiwana przez mieszkańców D.C. Kolejne błyskawice rozdzierały niebo raz za razem. Jednak do Tempi nie docierało nic. Pewnie nie zauważyłaby nawet końca świata. Pochłonięta losami swojej głównej bohaterki a zarazem jej odzwierciedlenia nie słyszała, że ktoś od dłuższej chwili puka do drzwi.
Stał pod drzwiami mieszkania swojej partnerki, a zarazem przyjaciółki.. no nie do końca przyjaciółki… doskonale zdawał sobie sprawę, że ta kobieta nie jest tylko przyjaciółką… jest… Co tu dużo pisać… Zakochał się w niej i sam nie wiedział nawet kiedy to się stało. Ważne, że się stało. Po kilkunastu minutach czekania zrezygnował i sięgnął do kieszeni po klucze. Już dawno powinien jej je oddać, jednak ona się nie upominała, a on w pewnych chwilach dziękował, że je nadal ma. Już nie raz się przydały ratując biednego faceta przed zamartwianiem się… Tak jak w tej chwili… Otworzył drzwi i cicho wszedł do środka. Światło dobiegające z salonu powiedziało mu, gdzie znajduje się jego partnerka. Ruszył w tamtą stronę i ujrzał Tempi. Siedziała na kanapie z laptopem na kolanach, pochłonięta pisaniem i nawet nie wyczuła czyjejś obecności. Postanowił przywrócić ją do rzeczywistości…
- Bones!! Ja się do Ciebie dobijam, stoję pod drzwiami i czekam!! A Ty nawet nie raczysz zejść z tej swojej wygodnej kanapy i należycie powitać gościa... Albo chociaż otworzyć drzwi!! Nie zauważyłabyś nawet, gdyby ktoś Cię okradł!! – krzyczał Booth. Na prawdę zaniepokoił się, gdy po raz kolejny zastał partnerkę w takim stanie. Kto się nią będzie opiekował jak wyjadę? Pomyślał ze smutkiem…
- Booth nie krzycz na mnie!! Właśnie kończyłam pisać przedostatni rozdział mojej nowej książki!! Końcówka jest zawsze najbardziej wciągająca. A co Ty tu w ogóle robisz? Jak tu wszedłeś?- patrzyła na niego ze złością w oczach.
- Mam nadal Twoje klucze do mieszkania.
- Już dawno miałeś mi je oddać!
- Wiem wiem… Ale sama musisz przyznać, że nie raz mi się przydały…- odpowiedział Booth z satysfakcją patrząc jak zmienia się wyraz twarzy Tempi.
Wstała z kanapy ciskając piorunami z oczu, jednak sama musiała przyznać, że miał rację i tym razem… Jak zawsze zresztą… Wciąż była zła, że wtargnął do jej mieszkania i jeszcze na nią krzyczy, ale gdy zobaczyła jego zatroskaną minę nie mogła dłużej się na niego gniewać.
- Ok… przepraszam, że tak wtargnąłem do Twojego mieszkania i krzyczę na Ciebie, ale naprawdę chodzi mi tylko o twoje dobro… Martwiłem się o Ciebie…
- Booth jestem już dorosła, umiem o siebie zadbać.
- Wiem, przepraszam.
- W porządku, nie gniewam się, tylko następnym razem tak nie krzycz ok?- powiedziała z nieśmiałym uśmiechem- To co Cię sprowadza o tej porze?
- Czy muszę mieć powód, żeby wpaść do przyjaciółki?- jaka ona jest piękna… Jak ja jej to powiem…? Może stracić kolejną bliską osobę, a ja jej obiecałem, że jej nie zostawię… Nie mogę jej nawet wyjawić moich uczuć… Tak bardzo bym chciał, żeby wiedziała… Ale nie mogę jej tego zrobić… I tak ją skrzywdzę.
Bones dopiero teraz zauważyła, że Booth jest jakiś inny. Zbyt łatwo się poddał pomyślała… Normalnie wygłosiłby mi kazanie na temat mojego zachowania. Coś jest nie tak. Cos musiałoby się stać. Nie miał nawet ze sobą tajskiego.
- Booth, coś się stało? Jesteś jakiś inny. Nie zaprzeczaj, bo widzę, że coś jest nie tak.
- Masz może piwo? Usiądziemy i porozmawiamy ok.? Wszystko Ci wyjaśnię…
- Piwa nie mam… ale mam butelkę wina… Może być?
- Jasne.
- Zaraz przyniosę kieliszki, a Ty otwórz wino ok.? Jest w barku.
Tempi udała się do kuchni, a Booth zajął się winem. Coś musiało się stać. Widzę to po jego spojrzeniu. Odkąd tu przyszedł ani razu niezażartował ani nawet się nie uśmiechnął- myślała zmartwiona.
Wróciła do salonu, usiadła obok Bootha na kanapie. Napełnili kieliszki winem i siedzieli tak chwile w ciszy, delektując się swoim towarzystwem. Ta przedłużajacą się cisze przerwał Booth…
- Bones muszę Ci coś powiedzieć. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i mi wybaczysz…
Patrzyła na niego nic nie rozumiejąc. Już chciała mu przerwać, gdy Booth dodał…
- Proszę Cię nie przerywaj mi. I tak jest mi ciężko powiedzieć ci to…
- Booth wiesz, że możesz mi ufać- powiedziała patrząc na niego z troską.
- Wiem Bones. Ale tym razem nie chodzi o zaufanie… Bones ja…ja..- oparł łokcie na kolanach i spuścił głowe. Booth jestes już dużym facetem, dasz rade!! Musisz!!- Temperance… Obiecałem Ci kiedyś, że Cię nigdy nie opuszcze, że nigdy Cię nie zostawie, że zawsze będę przy Tobie… Muszę złamać tę obietnice…- dopiero teraz, gdy to powiedział odważył się spojrzeć jej w oczy. To co w nich ujrzał sprawiło, że jego serce przeszył ogromny ból. Patrzył jej prosto w oczy, a łzy cisnęły mu się spod powiek.
Tempi patrzyła na niego i próbowała zrozumieć co przed chwilą do niej powiedział. To nie może być prawda myślała. Booth nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie on. Gdy zobaczyła łzy na jego twarzy, zrozumiała, że on mówi poważnie.
- Booth, o czym Ty mówisz? Dlaczego? Masz mnie już dość? Wiem, że ciężko jest się ze mna dogadać i nie znam się na popkulturze i nic nie wiem o świecie ale…
- Bones, to nie tak.- przerwał jej Booth. Widział, że ogarnia ja panika i rozpacz, a łzy płynęły po jej twarzy, a jej oczy wręcz prosiły, aby odwołał wszystko co powiedział. Nie mógł tego znieś. Nie mogł się pogodzić z tym, że musi sprawić ból kobiecie, która kochał nad życie, dla ktorej był gotów na wszystko, nawet oddałby za nią życie. Przytulił ja mocno do siebie. Czekał aż się troche uspokoi, bo jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Teraz już płakała…- Bones… Bones… posłuchaj mnie proszę…
- Dlaczego?- przerwała mu- dlaczego Booth?
- Temperance… Wiesz, że dalej jestem w czynnej służbie… Dostałem rozkaz… musze wyjechać na misję… To tajna misja, nie wiem gdzie jadę i nie wiem czy wrócę…- patrzył jej w oczy i szukał zrozumienia… tak bardzo chciał, żeby zrozumiała…- wiem tylko tyle, że to bardzo niebezpieczna misja, zebrali samych najlepszych żołnierzy… Dali nam jasno do zrozumienia, że mamy marne szanse na powrót…
- Booth… Nie wiem co powiedzieć…
- Ciii… Powiedz, że rozumiesz… tylko tego pragnę… mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz… Przepraszam.
- Za co?
- Złamałem obietnicę…
- Nie jesteś niczemu winien Booth… Rozumiem Booth…
- Bones… nawet nie wiesz jak mi ulżyło…- wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Oboje płakali. On dlatego, że ją zostawia samą. Ona dlatego, ze znowu będzie sama.
- Booth obiecaj mi cos…
- W tej chwili nie mogę Ci wiele obiecać Bones.
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby przeżyć… żeby wrócić… Nie, że wrócisz, chociaż tego pragnę najbardziej ale że się nie poddasz, choćby nie wiem co, choćby było tak źle, że wydawałoby się że już gorzej być nie może…. Proszę…
- Obiecuje- oddalił ją na chwilę od siebie i i spojrzał głęboko w oczy, z miłością i oddaniem- Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wrócić.
- Dziękuję. Booth powinieneś o czymś wiedzieć… Ja nie do końca wiem, co to jest miłośc ale…
- Nie Temperance- przerwał jej. Czyżby ona czuła to samo co ja? Ucieszył się na tą myśl… jednak nie może pozwolić, żeby to powiedziała…- wiem, że wiesz, co to znaczy kochać, w głębi serca zawsze to wiedziałaś… Ale to zły moment… wierz mi- ile bym dał, żeby to od niej usłyszeć ale to nie jest miejsce ani czas… Kiedyś powie to komuś, kto spędzi z nią całe życie…
Tempi znowu wtulila się w jego silne ramiona w których zawsze znajdowała ukojenie w trudnych chwilach i było jej bardzo źle na samą myśl, że go przy niej nie będzie, że może go już nigdy nie zobaczyć. Przytuliła się jeszcze mocniej, a Booth jakby czytał jej w myślach tulił ją jak dziecko, pocałował ja w głowę i powiedział..- wszystko będzie dobrze, zobaczysz, dasz sobie rade… przecież jesteś już dorosła i potrafisz sama o siebie zadbać…- słysząc swoje własne słowa Tempi uśmiechnęła się na myśl o wszystkich kłótniach w jakich tak się broniła. W końcu zasnęli oboje wtuleni w siebie na kanapie. Wyglądali przecudnie, spali slodko nieświadomi tego jaką przyszłość szykuje dla nich los… A los jak wiemy potrafi płatać figle…

To moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość…. Czekam na komentarze… Z góry przepraszam za literówki, starałam się je wyłapać ale zawsze mogło coś zostać…

joy86

Wreszcie kolejna świeża krew:P i dobrze:) Zaczyna sie ciekawie, ma nadzieje, że na cdk nie trzeba będzie czekać w nieskończoność??
Isis gdzie cedek??
Żaneta, a Twoje nowe opko??
Czekam na coś nowego, bo sama też bym coś poczytała!!!

Inesita84

Część 2

Wrzucam kolejną część… następna się tworzy, więc będzie najpóźniej jutro. Jak już wcześniej pisałam jestem od dzisiaj na zwolnieniu lekarskim i trochę się nudzę, więc części będą się ukazywać codziennie, ponieważ muszę zakończyć to opowiadanie do końca zwolnienia, bo potem nie będzie już czasu

Słońce nieśmiało wkradało się do pokoju w którym dwoje ludzi, tak zupełnie różnych, pewnego bardzo późnego wieczoru, w czasie strasznej burzy, całkiem nieświadomie oddało sobie nawzajem serca i dusze. Każde z nich w ciszy własnego serca przysięgło sobie wieczną miłość , oddanie i nadzieję na… No właśnie na co? Na co można mieć nadzieję, gdy opuszcza się najbliższą osobę, gdy jedzie się na pewną śmierć, i zostaje tylko świadomość, że nic nie można zrobić… Na co można mieć nadzieję, gdy znowu zostaje się samemu, gdy następna bliska osoba nas opuszcza, a my boimy się, że tym razem już na pewno nikogo do siebie nie dopuścimy, bo po co? Po to, żeby potem znów cierpieć? Otóż tych dwoje ludzi miało nadzieję na to, że jednak nie wszystko jest białe albo czarne. Że może znajdą jakiś punkt zaczepienia, który pomoże im przetrwać bez tej drugiej osoby. Osoby, która jest dla nas oparciem w trudnych chwilach, na którą zawsze możemy liczyć, dla której chcemy żyć i dla której jesteśmy gotowi wiele poświęcić…

2 dni później

Nastał kolejny tydzień. Poniedziałek. Wiele osób nie lubi poniedziałku, głównie z tego powodu, że trzeba iść do pracy. Jednak była jedna osoba, która kochała swoja pracę i żaden poniedziałek nie był dla niej straszny. Praca pomagała jej przetrwać najgorsze chwile w życiu. Była dla niej ucieczką. Ucieczką od rzeczywistości. Od świata którego nie rozumie i ludzi, którym nie ufa. To prawda. Światowej sławy antropolog i pisarka dr Temperance Brennan bała się ludzi. Bała się kontaktu z nimi. Znalazła się jednak osoba, która zdobyła jej zaufanie i pokazała świat. Dzięki niej otworzyła się. Jednak ta osoba odeszła. Jak wszyscy, których kochałam- pomyślała Tempi. Wiedziała, że to nie jego wina, że to nie była jego decyzja, że nie może żyć nadzieją, że on wróci i będą żyć długo i szczęśliwie.

Weszła do instytutu, zawsze traktowała go jak dom. Wiedziała, że czeka ją ciężki dzień. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie będzie przy niej jego. Na samą myśl o tym łzy zbierały się pod powiekami domagając się wyjścia. Jednak nie mogła sobie pozwolić na słabość. Dzisiaj musi stawić czoła wszystkim przyjaciołom. Nikt poza nią i Cullenem nic nie wiedzial. Dziś miał zostać przydzielony jej nowy partner. Nowy partner pomyślała, nikt nie będzie tak dobry jak Ty Booth.

Gdy była już prawie w swoim gabinecie wpadła na Angele..
- Hej skarbie… Jakiś przystojniak czeka na Ciebie w Twoim gabinecie… Ale ciacho…- jak zawsze rozmarzyła się Ange- Booth będzie zazdrosny…- dodała i znacząco uśmiechnęła się do Brennan. Tempi poczuła ukłucie żalu w sercu, a łzy znowu zaczęły napływać do oczu… Angela oczywiście od razu to dostrzegła..- Tempi co Ci jest? Coś się stało? Znowu pokłóciłaś się z Boothem?! Nie martw się… pogodzicie się… Jak zawsze…- te słowa jednak przybrały odwrtotny skutek. Tempi odwróciła się i biegiem ruszyła do łazienki. Angela pobiegła za przyjaciółką- Tempi zaczekaj!! Nie chciałam Cie urazić! Tempi!!
Wpadła do łazienki, a to co zobaczyła, aż ją przeraziło… Tempi siedziała w kącie i płakała jak dziecko. Ange kucnęła na wprost niej i ją objęła- Skarbie co się stało? Nie martw się pogodzicie się…- próbowała pocieszyć przyjaciółkę, rzadko kiedy widywała ja w takim stanie…- Sweety będzie dobrze…
- Nie Ange, tym razem nie będzie dobrze- usłyszała cichy szloch. Tempi doszła do wniosku, że już dłużej sama nie da rady- Bootha już nie ma Ange…
- Słonko o czym Ty mówisz? Jak to go nie ma?
- Już go nie zobaczę- dalej szlochała Tempi
- Skarbie nie rozumiem… Gdzie jest Booth? I co to za facet w twoim gabinecie?
- To pewnie mój nowy partner…
- Partner?! Tempi to przestaje być śmieszne… Gdzie jest Booth?- Angela zaczynała się naprawdę niepokoić. Co się stało do cholery?!- Tempi odpowiedz!!
- Wyjechał. Wczoraj po południu.
- Ale wróci prawda?- dalej pytała artystka
- Nie wiem Ange. Booth wyjechał na misję, tajną misję. Nie wiadomo gdzie ani w jakim celu. To bardzo niebezpieczna misja- szlochała dalej Brennan- nie dają im większych szans na powrót. On może już nigdy nie wrócić Ange- tym razem to Tempi przytuliła się do Angeli, a całym jej ciałem wstrząsał płacz. Dopiero teraz Ange zrozumiała ból przyjaciółki. I wiedziała, że to będzie ciężki okres nie tylko dla Brennan ale również dla nich wszystkich.

Dzień minął Tempi nadzwyczaj dobrze, zważając na zaistniałą sytuację. Około południa prawie wszyscy wiedzieli już o tym, że agent Booth wyjechał. Dzięki pomocy Angeli i jej wsparciu Tempi jakoś przetrwała ten dzień. Całą siłą woli skupiła się na pracy. Gdyby nie to, pewnie schowałaby się w najmniejszym i najciemniejszym kącie w instytucie i użalała się nad sobą. Teraz kiedy wreszcie znów uwierzyła w miłość i w to, że może mogłaby być szczęśliwa… straciła go… Już nigdy więcej nikogo nie pokocham- obiecała sobie…

Nowy partner okazał się całkiem w porządku. Co prawda nie był to Booth ale przecież nikt go nie zastąpi… Przyjaciele okazali się niezastąpieni. Pilnowali, żeby nikt nie zawracał jej głowy bezsesownymi komentarzami i okazywaniem współczucia. W dzień pracowała, wieczorem wracała do pustego mieszkania… siadała na kanapie z kieliszkiem wina z laptopem na kolanach i oglądała ich wspólne zdjęcia. I tak było codziennie… Przyjaciele bardzo się o nią martwili, jednak nie byli w stanie nic zrobić. Angela w końcu zdecydowała, że tak dłużej być nie może. Gdy Tempi nie dawała znaku życia przez całą sobotę i niedzielę postanowiła ja odwiedzić. Stanęła pod drzwiami jej mieszkania i zapukała. Po chwili drzwi się otworzyły a w nich stała jej przyjaciółka. Nie wyglądała dobrze… gorzej!! Wyglądała strasznie… oczy zapuchnięte od płaczu, włosy w nieładzie, wyglądała jakby miała się zaraz przewrócić…
- Sweety- zaczęła Angela- nie odbierasz telefonów… martwiłam się o Ciebie. Mogę wejść?- zapytała
Tempi nic nie odpowiedziała tylko otworzyła szerzej drzwi i przepuściła przyjaciółkę. Przeszły do salonu. Artystka nie spuszczała oczu z Brennan. Naprawdę źle z nią- pomyślała.
- Napijesz się czegoś Ange?- wreszcie odezwała się Bones.
- Tak chętnie. Kawy.

Tempi ruszyła w stronę kuchni. Artystka zaś rozgościła się na kanapie. Na wprost niej, na małym stoliku do kawy stał laptop. Ciekawe co robiła- pomyślała. Ruszyła myszką i po chwili jej oczom ukazał się ekran, a to co na nim zobaczyła sprawiło, że łzy napłynęły do jej oczu… Na ekranie były zdjęcia jej przyjaciółki i Bootha podczas ostatniego balu przebierańców w instytucie. Przeleciała kilka następnych zdjęć. Ostatnie zdjęcie przedstawiało jej ulubioną parę… Tańczyli razem w objęciach wpatrzeni w siebie… Patrząc na to zdjęcie nikt nie mógłby zaprzeczyć, że pomiędzy tą dwójką coś się dzieje… W tym momencie weszła Tempi z kubkami z parującą kawą. Spojrzała na laptopa i znów popłynęły łzy.
Angela wstała i objęła przyjaciółkę- musisz być silna skarbie, on by tego chciał. Chciałby, żebyś żyła normalnie. Musisz to zrobić dla niego.
- Masz rację Ange. Spróbuję.- wyszeptała Tempi dalej tuląc się do przyjaciółki.


Angela została jeszcze parę godzin u Brennan dotrzymując jej towarzystwa. Wróciła do domu przed północą, gdy upewniła się, że z jej przyjaciółką jest już lepiej.
Tempi zaś, za namową artystki wzięła długą odprężającą kąpiel i poszła spać. Tym razem jednak wzięła proszki nasenne. Ange ma rację- pomyślała- muszę się jakoś pozbierać… Booth by tego chciał…

Poranek przyszedł dość szybko. Słońce wpadające przez okno obudziło panią doktor. Zupełnie jakby wiedziało kiedy zaświecić- pomyślała Tempi. Wstała, ubrała się, zrobiła makijaż, żeby chociaż trochę ukryć cienie pod oczami i opuchliznę. Chociaż jak sama stwierdziła, dzisiaj wyglądała już o wiele lepiej. Ange miała rację z tymi proszkami- po raz kolejny przyznała przyjaciółce rację.

Już miała wyjść do pracy i zamknąć drzwi do mieszkania, gdy zobaczyła pod drzwiami białą kopertę. Podniosła ją. Była zaadresowana od niej- ciekawe od kogo pomyślała. Nie było żadnego nadawcy. Wróciła się do mieszkania i otworzyła kopertę. W środku był list…

Kochana Temperance

Na pewno dziwisz się, że do Ciebie napisałem… Nie, nie napisałem tego listu teraz lecz przed samym wyjazdem… Wiem, że jest Ci ciężko, że myślisz, że znowu zostałaś sama… Ale to nie prawda. Rozejrzyj się dookoła… Wokół Ciebie jest pełno osób, które się o Ciebie troszczą. Masz brata i ojca… nie zapominaj o nich… mimo, że nie ma ich teraz przy Tobie… Masz całą bande zezulców, którzy traktują Cię jak członka rodziny… Nie jesteś sama Bones. Masz jeszcze mnie… może nie ma mnie teraz przy Tobie ale wiedz, że sercem i myślą zawsze będę przy Tobie… Zawsze będę „Twoim rycerzem w lśniącej zbroi FBI” jak mawia Angela… Musisz żyć dalej Bones. Robić to co do tej pory… to w czym jesteś najlepsza… Nie zamykaj się w sobie proszę… Warto dopuścic do siebie ludzi… na pewno już poznałaś swojego nowego partnera. To dobry człowiek… mój przyjaciel… Tak, sam go dla Ciebie wybrałem… możesz mu zaufać… Żyj dalej Bones… Świat jest piękny, kiedyś to dostrzeżesz.

Twój na zawsze, Booth

Łzy płynęły strumieniami, kiedy czytała list. Raz po razie… już prawie znała go na pamięć… Jak dobrze mnie znasz Booth… nawet, gdy Cie tu nie ma wiesz co się ze mną dzieje… Będę żyć Booth. Obiecuję… Dla Ciebie…

Po złożeniu tej obietnicy otarła łzy, poprawiła makijaż i wyszła z mieszkania. Poszła spełnić swoją obietnicę….

c.d.n.

Inesita84

Sorrki... Jakoś nie ma weny, dużo do nauki ale postaram się poprawić... Dziewczyny jestescie świetne... Pozdr.... ;*

isis_14

Nowości, nowości :P Miło mi powitać kolejną forumowiczkę :)

Co do opowiadanek wszystkie bez wyjątku są wspaniałe. Czekam na cd.
Mimo wszystko, nie była bym sobą, gdybym nie zbeształa kilku osób za lenistwo. Do roboty! :P

Wasza, męcząca się z onepartem, Zweifn :)

ocenił(a) serial na 10
zweifn

Ines fajna kartka z pamiętnika.

Joy ciekawe opowiadanie.

_nn_

mój pierwszy one part. Mam nadzieję, że się spodoba. Z dedykacją dla wszystkich czytających. Szczególnie dla Ines :)




Pożegnanie


You only see what your eyes want to see
How can life be what you want it to be
You're frozen when your heart's not open
You're so consumed with how much you get
You waste your time with hate and regret
You're broken when your heart's not open*

Noc jest tą porą kiedy nie musisz myśleć. Możesz spokojnie oddawać się relaksowi, odpoczywać. Myśli galopują wtedy w nieznane strony, łącząc się w pewną opowieść nadchodzącą w zaledwie kilka chwil po zamknięciu oczu. Co się jednak dzieje, kiedy sen staje się więzieniem? Powracają wtedy zjawy przeszłości. Swym cichym szeptem sprawiają ci ból, każą cierpieć za to co kiedyś uczyniłeś. Nie można się od nich uwolnić. Jednak nasza podświadomość potrafi coś jeszcze - pomaga. Wtedy wzywa do siebie pewne osoby i daje ci szansę na ukojenie, wypowiedzenie ostatnich słów. Po prostu, pozwala ci się pożegnać.

Smugi jasnego, księżycowego światła niemal całkowicie oświetliły twoją sypialnię. Ciche tykanie zegara wdzierało się w twoje myśli. Każda kolejna sekunda była niczym wybuch małej bomby. Znowu to samo. Tamto zdarzenie prześladowało się niczym cień. Przychodziło i odchodziło za każdym razem pozostawiając niewymazywany ślad w psychice. Nie mogłaś się z nim pogodzić.
Cisza… jakiś dziwny trzask… szum… brzdęk tłuczonego szkła dochodzący jakby z oddali… strzał…
Pojedyncza łza wypłynęła spod twoich zaciśniętych powiek. Niespokojnie poruszyłaś ręką. Głośny krzyk rozdarł twoją pierś.

-Spokojnie Bones. Nie płacz

Jego głos był tak kojący. Otworzyłaś ociężałe powieki. Stał tam, podparty o drzwi. Koszula idealnie przylegała do umięśnionego ciała. W blasku księżyca zdawała się być jakaś dziwna, taka nienaturalna. Patrzyłaś na nią podejrzliwie. Tym razem nie było na niej rozległej czerwonej plamy, tylko biel. Jego i tak ciemne włosy, zdawały się być niemal czarne. Poczułaś jak niepokój cię opuszcza. Poczucie bezpieczeństwa ogarnęło twoje ciało

- Znów tu jesteś? - Radosny uśmiech wykwitł na jego przystojnej twarzy.

-Mogę odejść jeśli tego chcesz

-Nie… Zostań. Zostań przy mnie

-Wiesz, że nie mogę

Powoli podszedł do ciebie. Usiadł na brzegu łóżka. Wiatr za oknami poruszył liśćmi. Ich szelest wywołał niemiłe uczucie. Uczucie pustki. Ściany tego domu były tak obce. Byłaś w nich tylko ty. Sama. Bez nikogo. Bez szansy na szczęście. Cicho westchnęłaś. Jego gładka dłoń delikatnie podniosła twój podbródek. Spojrzał ci w oczy. Wiedziałaś co w nich zobaczył. Ból, osamotnienie i żal.

-Nie powinnaś się smucić. Masz ku temu powód

-Tak… mam

-Kochanie życie toczy się dalej, musisz iść do przodu. Nie wolno ci się cofać. Pamiętasz co ci powiedziałem zanim umarłem?

- „ Nie zapomnij mnie”

- Właśnie Bones. Nie zapomnij, ale nie zadręczaj się. Powoli idź do przodu.

-Ale jak mam nie zapomnieć, Booth. Wspomnienia są ulotne. Zacierają się, blakną

-Wystarczy, że opowiesz naszej córce kim był jej ojciec i dlaczego musiał odejść

-By ona mogła przeżyć

-Byście wy mogły przeżyć. Bez ciebie nie ma i jej

-Skąd wiesz, że to będzie dziewczynka?

-Powiedzmy, że mam pewne wtyki

-To przenośnia tak?

Jego uśmiech był odpowiedzią. Zapadła pomiędzy wami chwila milczenia. Wypełniło ją stukanie gałęzi o szybę. W księżycowym blasku nie widziałaś srebrnej poświaty, jaką roztaczał. W tamtej chwili jego oczy błyszczały, tak jak zawsze, kiedy cie widział. Będzie ci tego brakować…

- Czy tam, gdzie teraz jesteś… Booth, jesteś szczęśliwy?

-Kiedyś będę

-Ale zanim ja odejdę… to mogą być lata…

-Jestem cierpliwy. Zawsze byłem

Pogładził cię po włosach. Jego dotyk sprawiał ci tak wiele przyjemności. Dlaczego został ci odebrany. Czy to była twoja wina? Dlaczego wtedy nie posłuchałaś? Dlaczego?!

-Kiedy się obudzę ciebie już tu nie będzie, prawda?

- Bones to nie jest ostatni raz kiedy się widzimy. Zaufaj mi

-Zaufałam ci kiedy mówiłeś, że mnie nie opuścisz…

- I nie opuszczę. Ja zawsze dotrzymuję danego słowa. Musisz teraz uważnie mnie posłuchać. To, że mnie tu nie ma nie znaczy, że przestanę się o ciebie, was troszczyć. Ciesz się życiem. Jeszcze sporo ci go pozostało.

-Chcesz wybrać imię dla dziecka?

-Joy. Bo będzie ona naszym małym szczęściem

-A co jeśli to będzie chłopiec

-Mówiłem ci, że…

-Jak go nazwać?

- Ty wybierz

-Seeley. Chcę, żeby był taki jak jego ojciec
Westchnęłaś smutno. Tylko tyle ci pozostało-imię

-Miałaś się rozchmurzyć

-Booth, zostaniesz ze mną?

-Ukołyszę cię do snu, potem odejdę. Tak musi być

-To pożegnanie?

-Byłem w twoich snach wiele razy. Nie byłaś gotowa bym odszedł. Teraz jesteś.

Przytulił cię mocno do siebie. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała. Oddychał tak miarowo. Powoli zaczęłaś zasypiać. Wiedziałaś, że ten koszmar już nie wróci. Wiedziałaś, że choć będzie ciężko staniesz na równe nogi. Przecież masz dla kogo żyć. Za cztery miesiące urodzi się wasza córeczka- Joy. Tak. Z pewnością będzie bardzo szczęśliwa…
Słyszałaś kiedy Booth odszedł. Czułaś jak całuje cię w czoło. Chciałaś go zatrzymać, ale powstrzymałaś się. Przekonały cię do tego jego ostatnie słowa. Złożył ci obietnicę, a on zawsze ich dotrzymuje

- Kiedyś znowu się odnajdziemy, Bones. Nie zapominaj, że was kocham, ciebie i małą. Do zobaczenia

-W niebie Seeley? Czy to tam się odnajdziemy?

-Tak kochanie. Właśnie tam

Zasnęłaś. Tym razem widziałaś jego roześmianą twarz oraz twarze wszystkich przyjaciół i tych którzy cię kochają. To podniosło cię na duchu.


*Widzisz tylko to, co chcą ujrzeć twoje oczy
Jak życie miało by być takie jak chcesz?
Zamarzasz, kiedy twoje serce jest zamknięte
Zniszczyło cię to, ile dostajesz
Marnujesz swój czas na nienawiść i żal
Jesteś rozbity, gdy twoje serce jest zamknięte

zweifn

Zweifn dziękuje za dedykacje z całego mojego serduszka:*
Opko bardzo smutne, tak, jak ja dzisiaj, chyba dopadła i mnie jesienna depresja:( Nie zmienia to faktu, że choć smutne, to bardzo piękne i wzruszające, łezka zakręciła mi się w oku, naprawdę, to było bardzo słodkie, i powiem Ci, że nawet mój smutek powoli odchodzi i pojawia sie uśmiech, choć przez łzy:) i to dzięki Twemu OP, bo po burzy zawsze wychodzi słońce, tak???
Powiem Ci, że trafiłaś z nim w 10:) Bardzo mi się podobał Booth mówiący o uczuciach, bezcenne:) i czekam na kolejne, gdyż uwielbiam Twoje fiki, każdy jest cudowny, ślicznie dziękuje:*
Jak pisze Nionia czasem trzeba napisać lub przeczytać smutne opko, by się lepiej poczuć i ma racje:*
Jeszcze raz śliczne, czekam na więcej i dziękuje:*
Pozdrawiam:)

Inesita84

To może ode mnie Op???

Ze szczególną dedykacja dla Izalys, wiem, że uwielbiasz tą piosenkę:* i dla Zweifn, dzięki Op której zagościł lekki uśmiech na mej smutnej twarzy:*

List do mamy...

Mamo, smutno tu i obco, drzewa inne rosną i ciszy nikt nie zna tu.
Mamo, nie myśl, że się skarżę, żal mi tylko marzeń, dziecięcych dni, moich dni.
Widzę znów nasz dom ciebie mamo w nim wspominam stary klon, ciemny i wysoki jak dym.
Mamo wołam twoje imię znowu jesteś przy mnie, jak za dawnych lat.
Mamo w sercu cię kołyszę list do ciebie piszę ciemny jak ta noc.
To nieprawda mamo jutro wyślę list i będzie mamo tak jak miało być, a ty mamo śpij jeszcze noc dobrze śpij, o mamo!!!!

Violetta Villas

Kochana mamo!!!

Siedzę w swoim salonie, w nowym domu, który niedawno kupiliśmy, na ulubionym fotelu, w ciapciami, z papilotami na głowie, popijam naszą ulubioną herbatę z dzikiej róży i rozmyślam...
Wspominam te piękne dni spędzone z Tobą, jako mała dziewczynka ciesząca się życiem, tym, co nas otacza, czerpiąca całymi garściami tylko to, co tylko się da.
Wracam pamięcią do tamtych dni, które sprawiały mi tyle przyjemności patrząc na Twą roześmianą twarz, widziałam szczęście. Czułam Twą miłość, którą pragnęła z każdym dniem coraz bardziej i bardziej...
Wpatrzona byłam w Ciebie, jak w obrazek. Taką prawdziwą, nie jak w jakiegoś idola, bądź wyimaginowaną postać ze szklanego ekranu. Widzę bawiąca się małą dziewczynkę w parku z kimś, kto jest dla niej całym światem, kto zranił ją, jak nikt w życiu...
Pamiętam to wszystko, jak przez mgłę, bo minęło tyle lat. Jednak, gdyż tylko zamknę oczy widzę Twoją twarz. Ciągle mam ją przed oczami, opowiadającą bajkę na dobranoc, szeptającą miłe słowa, które po dziś dzień, dźwięczą mi w uszach... Wiele razy, przez sen wolałam Twoje imię. Zaglądałam przez okno na ulice, by choć na chwilę, Twój cień ujrzeć. Boże! Jak ja czekałam na każdy Twój powrót. Jednak z każdym dniem on stawał się mniej prawdopodobny.
Sama nie wiem, co mnie skłoniło do napisania tego listu. Dziwię się samej sobie, że ja po tylu latach odważyłam się napisać o uczuciach, o czymś, co od wielu lat skrywam w sobie, co już dawno chciałam powiedzieć.
Nie jest to łatwe, ponieważ do niedawna nie wiedziałam, co to miłość. Uczucie to wymazałam z serca, jak i z mojego słownika. Postawiłam wokół siebie mur, którego nikt nie był w stanie zburzyć. Potrzebowałam miłości, jak człowiek potrzebuje tlenu do życia, ale chyba na nią nie zasłużyłam. Tak sobie wmawiałam i żyłam z tą myślą przez lata. Nienawidziłam Cie, winiąc za wszystko, co mnie spotyka i doświadcza.
Jednak los figla płata i na mej drodze postawił kogoś, kto powoli go burzył, małymi kroczkami, wzbudzając we mnie tą iskierkę miłości, która zagasła w mym zimnym, jak lód sercu. To dzięki niemu zrozumiałam...
Chciałam już dawno napisać coś, ale nie miałam siły. Nie wiedziałam, co, bałam się, że słowa, które padną z moich ust, Cie zranią, bo same bolały mnie, choć były tylko w mej głowie, w mych myślach. Chciałam Ci dopiec, za to, co zrobiłaś, jednak nie mogłam rzec nic złego, żadnego obraźliwego słowa w Twym kierunku, choć takie miałam plany.
To, co się wydarzyło kilkanaście lat temu bardzo mnie zabolało. To już ponad 16 lat, jak nie ma Cię przy mnie. Pierwszy raz wracam pamięcią do tamtych dni... Tyle, że nie patrze już z nienawiścią, jak czyniłam to wiele razy...
Odeszłaś, choć porzuciłaś byłoby bardziej na miejscu, jak miałam 15 lat. Choć nie byłam już małą dziewczynką tulącą misia do piersi, to potrzebowałam Twego ciepła, matczynych słów pocieszenia, zrozumienia, wybaczenia.
Tego nie znalazłam. Jedyne, co mi pozostało to ból w sercu, którego nie życzę największemu wrogowi. Od tamtego dnia co dzień śnił mi się ten sam sen, choć był dla mnie prawdziwym koszmarem. Ostatni dzień spędzony razem... Wspólna zabawa z Tobą, tatą i moim bratem.
Trzema osobami, które kochałam, i liczyły się dla mnie, jak nikt na świecie, za których mogłam wskoczyć w ogień, zabić, a nawet sama zginąć, które zraniły mnie, choć się tego nie spodziewałam. Lata mijają, czas leczy rany, tak mówią, i może maja racje.
Odkryłam całą prawdę o Twej śmierci, odnalazłam ojca i brata, których sądziłam, że też straciłam, jak Ciebie, bezpowrotnie. Znalazłam przyjaciół, których nie oddam za żadne skarby, którzy są dla mnie, jak rodzina, przyjaciółkę, która jest dla mnie, jak siostra, której nigdy nie miałam. Przy mym boku jest ktoś, na kogo czekałam, jak księżniczka z bajki na swego księcia.
Teraz mam swoją rodzinę, kochanego męża, któremu zawdzięczam wiele, którego kocham uczuciem czystym, jak łza, mam wspaniała i mądrą córeczkę, której sam Seeley wybrał imię Joy, znaczy radość, tak, jaką byłam dla Was, mam nadzieję. Powiem Ci w sekrecie, że znowu jestem w ciąży i jesteś pierwszą osobą, której to mówię...
Teraz dociera do mnie, że to, co zrobiłaś to nie była zwykła ucieczka od problemów życia codziennego. Zrobiłaś to dla mnie, by mnie ratować. Za to jestem Ci ogromnie wdzięczna. Wiem, kochałaś mnie czasami nawet bardziej niż na to zasługiwałam. Teraz sama jestem matką i wiem, że dla swoich dzieci zrobiłabym wszystko. Teraz rozumiem Twoje postępowanie. Wiem, że sama postąpiłam bym identycznie. Myślałam, że to los sprawił, że poznałam Bootha, teraz wiem, że to była Twoja ręka sprawiła, i za to jestem Ci wdzięczna i będę do końca życia.Dla mnie będziesz zawsze najważniejsza kobietą w życiu. W moim sercu będziesz zawsze żyła, w pamięci zostaniesz na całe wieki...Choć odeszłaś tak cicho i skromnie, jak żyłaś, będę Cię nosić w mym sercu, do końca mych ziemskich dni...
Bukiet chryzantem dla ciebie mam, klękam na grobie, zapalam znicz, nucę cicha melodie nam znaną, w Dniu Matki dla ciebie MAMO.
Wiem, że patrzysz na mnie z nieba, choć do tej pory było to dla mnie dość irracjonalne. Sądziłam, że tam w górze nikogo nie ma, że to tylko sklepienie niebieskie, po którym za dnia płyną obłoki, a nocą świecą swym żarem gwiazdy.
Jednak mój kochany Booth uświadomił mi, wraz z jego synem, że to nie bajka dla dzieci opowiadana po śmierci bliskich... To prawda, i ja w nią uwierzyłam.
Oddalam się teraz trzymając na ręku mą córkę, której kiedyś o Tobie opowiem... Będzie wiedzieć, że miała cudowną babcię, która jest aniołem i patrzy na nas z nieba, kibicując nam i modląc się o nas. Teraz to wiem. Przepraszam, że w Ciebie zwątpiłam...

Kocham Cie

Twoja mała Joy

Inesita84

List do mamy :) Czytałam go już na innym forum :) Cieszę się, że go tu wrzuciłaś. Bardzo mi się podobał. Mam nadzieję, że serialowa Temperance, też kiedyś na tyle się otworzy :) Czekam na więcej opowiadań, bo uwielbiam twoją twórczość :) !!

Dziękuję za tak wspaniałą opinię. Nie spodziewałam się. Sądziłam, że ff przejdzie bez większego szumu :) Wiecie dlaczego lubię tu pisać? Bo zawsze mogę na was liczyć. Wszystkich. A szczególnie ciebie Ines. Mam nadzieję, że zły humor sobie pójdzie :)

zweifn

Ciesze sie, że Ci sie podobał:* ps pod jakim nickiem sie ukrywasz?? pisałaś cos tam??? Bo jakoś nie kojarzę zweifn:(
Proszę Cię daleko mi do Ciebie i innych piszących, ale cieszę sie, że sie podobają moje opka, zabieram sie za list do taty Bootha, ale pojawi sie, jak moja jesienna depresja przejdzie:)
ps odezwij sie na pw na tamtym forum, oki pozdrawiam cieplutko:)
Ja też mam nadzieję, że pójdzie bo wszyscy widzą jak smutam i im jest bardzo przykro, ps czekam na wiadomość:) pzdr
Pisz kolejne fiki i OP, ja chętnie je przeczytam:)bo są super i bd powtarzać zawsze:)

Inesita84

Hej... Strasznie się opóściłam, ale szkoła jest wykańczająca dla każdej weny twórczej... Nareszcie mamy wolne, więc pisze...


CZĘŚĆ III

Nazajutrz Temperance postanowiła pójść za radą przyjaciółki i porozmawiać z Boothem... Jednak nie wiedziała o czym dokładnie mają rozmawiać... NIe była pewna swoich uczuć co do niego, jednak wiedziała, że coś się między nimi zmieniło... To uczucie rozpierało ich od kilku tygodni.
Śniadanie zjadła w pospiechu, wiedziała, że znowu będzie przed czasem ale musiała to wszystko przemyśleć... Po pierwsze i najważniejsze ona i Booth pracowali razem, możliwy zwązek mógłby przeszkadzać we właściwym wykonywaniu ich obowiązków... Po drugie Seely ciągle spotykał się z jakimiś kobietami, nie koniecznie inteligentniejszymi niż ona, jednak zawsze odczówała, że nigdy nie mógłby być z nią szczęśliwy... Po trzecie i ostarnie nie wiedziała co on do niej czuje...
Kiedy dojechała do instytutu nie wiedziała, gdzie ma się podziać. Laboratorium było nadal opustoszałe, o siedzeniu w miejscu nie było mowy, była zbyt roztrzęsiona... Postanowiła zająć się analizą szczątków przywiezionych zeszłej nocy. Praca ta bardzo ją pochłonęła, dlatego newet nie zauważyła, kiedy do laboratorium wszedł Booth...
-Witaj Bones, wiedziałem, że będziesz już na stanowisku. No to powiedz mi co tu mamy...
-Czy ty do cholery nie umiesz się zapowiadać-krzyknęła i energicznym ruchem zrobiła zwrot przez lewe ramie, nie spodziewała sie, że agent stoi tak blisko niej, i że wykonując taki manewr wpadnie wprost w nadstawione ramiona Bootha. Ich twarze nagle znalazły się niebezpiecznie blisko siebie... Oczy wpatrzone w siebie, usta które dzieliły od siebie milimetry... Trwali tak przez dłuższą chwilę, w zupełnej ciszy... Liczyli się tylko oni... Żadne z nich nie spodziewało się takiej reakcji ze strony partnera. Oboje jak na zawołanie złożyli na swoich ustach delikatny pocałunek, potem następny, i następny. Z każdym stawali sie coraz śmielsi... Aż wreszcie Booth naparł ciałem na swoja partnerka, tym samym kładąc ją na stole(na którym leżały szczątki). W przypływie namiętności zgarnął większość z nich na podłogę. Nie zwracali uwagi na konsekjwencje tego czynu... Błądzili rekami po swoich ciałach, Booth zniżył poziom swoich ust do szyi, dekoltu i brzegów piersi partnerki... Temperance niesiona przez skrzydła podniecenia odchylał głowę aby udostępnić drogę ustom jej partnera... Nagle usłyszeli jakiś hałas poniżej podestu. Oderwali się od siebie jak oparzeni, nie mogąc uwierzyć, że zostali przyłapani w takiej chwili... Przez własnego psychoanalityka...


Mam nadzieję, że spodoba się mój twór....

isis_14

Podoba sie:), czekam na cdk:)

ocenił(a) serial na 10
zakrencona_

Isis super część biedny Sweets:)(witamy na forum)
Zweifn poprostu paka chusteczek cudownie:)
Ines jak zawsze bosko. dzięki za dedykację:)

izalys

Część 3

Minęły 2 miesiące. Dla niektórych to długo, dla innych to mało. To zależy od tego czym się zajmujemy i jak bardzo jesteśmy zajęci. Dr Temperance Brennan była bardo zapracowaną kobietą ale kochała swoją pracę. Niektórzy uważali, że lepiej rozumie kości niż ludzi. Zapewne mieli rację.
Dla Tempi te 2 miesiące dłużyły się niesamowicie. Mimo tego, że ciągle była zapracowana, jak zawsze zresztą, czuła jakąś pustkę… Od momentu, kiedy przeczytała list od partnera było dobrze… nawet bardzo dobrze. Gdy tamtego ranka przyszła do pracy, nikt nie wiedział co się stało z kobietą, którą była przez ostatni tydzień. Zaczęła pracować jak dawniej. Wszyscy przyjaciele byli w szoku, gdy weszła do instytutu z uśmiechem na ustach i z każdym się przywitała. Najbardziej zaskoczona była Angela… w końcu to ona widziała ją ostatnia i wiedziała w jakim była stanie jeszcze dzień wcześniej. Jednak postanowiła o nic nie pytać… nie ważne co się stało, ważne że jej przyjaciółka ma się lepiej… i to dużo lepiej.
Współpraca z nowym partnerem układała się nadzwyczaj dobrze. Chris, bo tak miał na imię nowy partner Brennan okazał się dobrym wyborem dla pani antropolog. Angela dziwiła się, że Tempi tak szybko się z nim dogadała i można nawet powiedzieć, że się zaprzyjaźnili… Ale najważniejsze w tym wszystkim było to, że dr Temperance Brennan wróciła…

Pewnego dnia Angela szukała na biurku Tempi jakichś sprawozdań z badań potrzebnych przy sprawie, a że Brennan nie było postanowiła je sobie wziąć. I wtedy właśnie dowiedziała się, co było przyczyną tak nagłej zmiany w zachowaniu przyjaciółki. Znalazła list i go przeczytała. Łzy płynęły po jej twarzy, kiedy skończyła… Booth nawet nie wiesz jak jej tym listem pomogłeś- pomyślała i w duchu mu podziękowała.

Życie wydawało toczyć się spokojnie swoim torem. Nowe sprawy, nowi ludzie, nowe przeżycia… Tempi brała życie jakim jest. Pracowała, w miarę regularnie jadała. Pisała nową powieść… Jednak tym razem pisanie przychodziło jej z trudem. Jej główna bohaterka miała przy sobie swojego przystojnego agenta FBI… A Tempi już nie… Był co prawda Chris ale on nigdy nie będzie dla niej tym, kim był Booth. Tej pustki w jej sercu nic ani nikt nie zastąpi. Pogodziła się już z myślą, że być może już nigdy nie zobaczy swojego partnera, że nigdy już się nie zakocha, nikomu już nie odda siebie, swojego serca i swoich największych sekretów. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież Booth nie umarł, że istnieje szansa, że kiedyś wróci… Jednak Tempi nie chciała żyć nadzieją. Chociaż pewnie Booth by powiedział, że zawsze trzeba mieć nadzieję. Przed całym światem udawała, że na nic nie czeka ale w głębi serca, gdzieś na dnie, bardzo wątłym płomieniem tliła się iskierka…. Iskierka nadziei…

Tempi siedziała w swoim gabinecie i pisała raport z ostatniej sprawy. Nagle zadzwonił telefon
- Dr Brennan- powiedziała
- Dzień dobry dr Brennan. Z tej strony Caroline- usłyszała
- Witam Cię Caroline. Z czym do mnie dzwonisz?- zapytała
- Mamy problem. Przyjedź jak najszybciej.
- Dobrze zaraz będę. Powiesz mi co to za sprawa?
- Dowiesz się jak przyjedziesz. Chcę Cię tu mieć w jednym kawałku, a zważając na to jak prowadzisz, będzie lepiej jak się dowiesz na miejscu.
- Co się stało?! Zaraz będę- jak powiedziała tak zrobiła.
Wyłączyła laptopa, zabrała swoje rzeczy i wybiegła z instytutu. Nawet się nie spodziewała, jaką niespodziankę szykuje dla niej los… Bo to będzie prezent… bardzo nietypowy prezent. Ale o tym przekona się dopiero po jakimś czasie… Najpierw dowie się jakie skryte pragnienia kryją się w jej sercu….

c.d.n.

joy86

Część 4

Brennan bardzo szybko dojechała na miejsce. Oczywiście po drodze złamała chyba wszystkie przepisy drogowe, a przynajmniej je naruszyła. Więc nic dziwnego nie było w zachowaniu Caroline
- Ty już tutaj?!- zdziwiła się Caroline- miałam rację, że nic Ci nie powiedziałam.
- Przecież jestem w jednym kawałku- wyparowała Tempi
- Widzę… to dobrze
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?- zapytała Bones
- To Ci się nie spodoba. Mamy problem… duży problem…
- Czyli..?- dopytywała się Tempi
- Chodzi o Parkera- odpowiedziała pani prokurator
- Co się stało Parkerowi?! Mów!
- Spokojnie.. może usiądziesz- zaproponowała Caroline. Mam nadzieje, że jest już na tyle silna, że sobie z tym poradzi…- myślała. Odczekała chwilę, aż Brennan usiadła i kontynuowała- Tylko mi nie przerywaj… Chodzi o to, że matka Parkera jest w areszcie… za handel narkotykami i zaniedbanie dziecka…
- Co?! Rebeka jest w areszcie!! Jak to się stało? Gdzie jest w takim razie Parker?- w głosie Tempi słychać było złość i strach…- Caroline gdzie jest Parker? Kto się nim zajmuje? Odpowiedz mi!!
- Spokojnie… wszystko po kolei… Parker jest w tej chwili w domu dziecka. Wczoraj Rebeka została aresztowana i teraz jest w areszcie. Sąsiedzi zgłosili na policji, że w domu dzieje się coś złego. Policja znalazła naćpaną Rebekę w mieszkaniu, jednak nie znaleźli chłopca… Jak się potem okazało zaprowadziła go do swojego chłopaka narkomana i zostawiła na 3 dni. Parker siedział tam zamknięty w garderobie i płakał… Od dwóch dni nic nie jadł, bo facet o nim zapomniał.
Tempi z szeroko otwartymi oczami słuchała Caroline. Robiła się na zmianę blada i czerwona… A w oczach było widać przerażenie- Powiedz, że to nie prawda… powiedz, że on przez to nie przeszedł…- teraz już leciały jej łzy…
- Niestety to prawda.
- Który to dom dziecka?- Tempi zerwała się z krzesła i już była przy drzwiach- jadę tam!!
- Pojadę z tobą- Caroline wiedziała, że nic teraz nie wskóra i jej nie zatrzyma… Może się przynajmniej postarać, żeby bezpiecznie tam dojechała…

Caroline również nie należała do najlepszych kierowców, ale i tak jeżdziła lepiej od Brennan. Przez całą drogę żadna z nich się nie odezwała. Tempi w ciszy wypominała sobie, że częściej nie odwiedzała Parkera. Była u niego tylko kilka razy. Niczego nie zauważyła. Pomimo trudności jakie Rebeca sprawiała Boothowi, nie pozwalając mu na częste spotkania z synem, uważała ją za dobrą matkę. Jednak pozory mylą… Parker… czemu on musiał przez to wszystko przejść… Przypomniała sobie jak sama była mała i rodzice zastępczy zamknęli ją w samochodzie w bagażniku… ale ona była wtedy starsza niż Parker. Była sama ale poradziła sobie. Parker nie jest sam… ma mnie… Nie pozwolę go skrzywdzić! To tylko mały chłopiec. To ukochany synek Bootha.

W końcu dojechały na miejsce. Tempi, jak tylko ujrzała budynek, zamarła. Powróciły wszystkie niemiłe wspomnienia z dzieciństwa… Odepchnęła je siłą. Musi być silna. Teraz nie czas na użalanie się nad sobą. Teraz najważniejszy jest Parker….
Wysiadły z samochodu i weszły do budynku. Skierowały się prosto do dyrektorki ośrodka. Caroline zapukała do drzwi, weszły.
- Dzień dobry- przywitała się dyrektorka- w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Jestem prokurator Caroline Julian, a to dr Temperance Brennan z instytutu Jeffersona- przedstawiła ich Caroline.
- Miło mi. Co panie do mnie sprowadza?
- Jesteśmy tu w sprawie Parkera Booth. Kojarzy go pani?- zapytała Caroline
- Tak, to ten chłopczyk, którego wczoraj przywiozła policja. Straszna sprawa…
- Wiemy… chodzi o to…
- Chcemy się z nim zobaczyć i go stąd zabrać- przerwała Bones, która do tej pory się nie odzywała.
- Czy panie są z rodziny?
- Można tak powiedzieć- szybko odpowiedziała Caroline
- W takim razie proszę za mną- dyrektorka skierowała się do drzwi, a za nią obie panie. Zaprowadziła je do małego pokoju, gdzie w kącie siedział skulony i zapłakany mały chłopiec z blond loczkami na głowie…
- Parker…- odezwała się Tempi i podeszła do chłopca. Gdy usłyszał znajomy głos podniósł główkę i szlochając wyszeptał- Bones… wiedziałem, że po mnie przyjdziesz…
Tempi nawet nie zdążyła zareagować, a mały już był w jej ramionach, tulił się do niej i płakał- Jestem… ciii… już jestem Parker… już nie jesteś sam- mocno tuliła chłopca do siebie- chcę go zabrać- powiedziała
- A kim pani dla niego jest?- zapytała dyrektorka
- To syn mojego partnera z pracy. Niestety teraz go nie ma. Jest agentem FBI i żołnierzem. Wyjechał na misje.
- Czyli nie jest pani dla niego rodziną…?
- Nie. Ale nikt inny po niego nie przyjdzie…- powiedziała ze smutkiem Tempi
- Przykro mi ale nie może go pani zabrać.
- W takim razie zostanę tu razem z nim- odparła Tempi i zajęła się chłopcem- wszystko będzie dobrze Park… jestem z Tobą- dalej go tuliła do siebie aż się uspokoił. Pamiętała jak bardzo pragnęła, żeby wtedy ktoś ją przytulił…

W tym czasie Caroline poprosiła dyrektorkę, żeby wyszły i porozmawiały. Wiedziała, że musi coś zrobić, inaczej Brennan stąd nie wyjdzie i nie da jej spokoju. Przeprosiła dyrektorkę i zadzwoniła. Po chwili miała już to, czego chciała. Wróciła do pokoju i weszła
- Zbierajcie się, jedziemy stąd- oznajmiła
- Ale jak…- zaczęła Tempi. Była pod wrażeniem, że Caroline tak szybko załatwiła sprawę
- Nie jak, tylko jedziemy! Potem mi podziękujesz- powiedziawszy to wyszła.
Tempi nie pozostało nic innego jak zrobić to, co kazała. Wzięła małego na ręce i opuściła budynek. Usiadła razem z Parkerem na tylnym siedzeniu, dalej go tuląc. Ruszyły. Przez połowę drogi nikt się nie odzywał. Ciszę przerwała Caroline.
- Pociągnęłam za kilka sznurków i na razie mały może z Tobą zostać. Ty i Booth cieszycie się dużym szacunkiem wśród wielu wysoko postawionych osób. To dzięki waszej sławie i osiągnięciom udało mi się zdobyć tymczasową zgodę na to, żebyś zajęła się małym… Ale od razu mówię, że w każdej chwili to może ulec zmianie…
- Dziękuję- tylko tyle zdołała powiedzieć Tempi.

c.d.n.

joy86

olalala, czekam na cdk:) fajny pomysł:)
pisz pisz:)

ocenił(a) serial na 10
joy86

DO joy86
Wejdź na tego linka i poczytaj
http://www.filmweb.pl/topic/1126098/Tw%C3%B3rczo%C5%9B%C4%87+w%C5%82asna.html

ocenił(a) serial na 10
zakrencona_

Spotkał się ktoś z napisami do odc 7 Jak zawsze ładnie prosze o info :)