Jaka jest wasza ulubiona postać?Bo moja Ruby(Katie Cassidy sezon 3)
A dla mnie pozostają główni bohaterowie :) Dean i Sam. Każdy z nich ma swój urok.
oj to prawda :D potwierdzam :D za to ja za nim nie przepadam :D o czym Inka też doskonale wie :D
ja uwielbiam Deana normalnie jak go widzę to się mi śmiać chce :D:D::D
Sam jest też zajebisty najlepszy odcinek z nim to ten jak miał pecha (chyba 03x03) ale Dean w każdym odcinku coś wykombinuje :D:D:D no i ta muzyka normalnie bóstwo :D:D
Dean. ale oprócz tego Sam, bo wiadomo i Castiel. ta trójca. i wybrać między nimi nie potrafię, a nawet nie chcę xD
Zgadzam się z tobą w 100% Dean i Ruby(z 3 sesonu) sa najlepsi i jeszcze lubie Castiela
zdecydowanie tak :) Ta Ruby z 4 sezonu to jakaś pomyłka. tak bardzo psuje mi odbiór że mam chęć przewinąć jej wszystkie kwestie.
Ja póki co obejrzałam 1 sezon ( 2 się ściaga) ale kocham DEANA :D Nie wiem jak tam później z głównymi bohaterami, ale Dean jest boski. Oczywiście Sam też jest fajny, ale Dean jest taki słodko, głupkowaty. Od razu go polubiłam :D ( no i ten jego głupi usmieszek jak palnie coś głupiego :D )
Tak samo jak kilka osób powyżej - Dean & Cass. To oni rozwalają mnie swoimi tekstami i zachowaniem.
Nie zapominając o niezastąpionym Bobby’m, który też jest świetny na swój szczególny sposób <3
Dean jest najlepszy. Cas miał fajne teksty w 4 i 5 sezonie, za to 6 to już nie to samo.
Zdecydowanie Dean, Castiel i Crowley. Chociaż Cas w 6 sezonie trochę się "wypalił". Najlepszy był w sezonach 4-5. Chociaż miał też swoje momenty w 6 serii np. oglądanie porno w 6x10 :D A Crowley to jak dla mnie jeden z najlepszych czarnych charakterów ze wszystkich seriali jakie widziałem. Z jednej strony niezły skurczybyk, a z drugiej strony lubię jego postać. No a Dean to wiadomo. Uwielbiam go za całokształt.
I tu popieram przedmówcę. Czekałam, aż ktoś Crowleya wymieni ;p You're first!
Dean, oczywiście - ta postać jako jedyna podobała mi się od samego początku i do tej pory zdania nie zmieniłam. Sam zbyt często mnie drażni, żebym mogła powiedzieć, że go lubię, ale Dean... Dean jest niesamowity 8)
Prawie na równi z Deanem Castiel i Crowley. To moi ulubieńcy. Z tej dwójki każdy prezentuje inny typ osobowości i przez to nie jestem w stanie określić, którego bardziej lubię.
Jednakże jeśli chodzi o Crowleya, to chylę czoła przed panem Sheppardem - postać stworzona iście po mistrzowsku. Prawdziwy majstersztyk. Wszystko w nim jest... Nawet ciężko mi to określić, bo niby typowy z niego czarny charakter, ale sposób odtworzenia czyni go innym, niż wszyscy dotychczas. Niesamowity.
Poza tym lubię jeszcze Johna Winchestera i Gabriela, przy czym tego drugiego nie tylko ze względu na fantastycznie przedstawioną postać, ale także z powodu mojego prywatnego upodobania dla Archanioła Gabriela ;)
Tyle.
nie wyróżnie się zbytnio niczym: Dean, Cas, Crowley, Bobby, Ruby (ta pierwsza ;p). i Gabriel.
Crowley'a normalnie ubóstwiam, zawsze szczerze zęby jak go widze na ekranie ;d
Najlepszy jest Dean ;) ale Sam też jest spoko.. to moi ulubione postacie w tym serialu ;)
Dean a potem Jo ;) widzę, ze wielbicie Castiela ale ja oglądając od początku jeszcze do nieo nie doszłam :D
Moje top 5:
1. Gabriel - kocham tę postać pod każdym względem, pokazali o od każdej możliwej strony: był zabawny, złośliwy, pomocny, rozżalony, zdenerwowany, pełen wachlarz emocji w najlepszym wydaniu.
2. Crowley - ubóstwiam jego akcent, metody działania, ironię w jego wydaniu i jego pieska piekielnego ;)
3. Cas - nie przepadałam za nim w czwartym sezonie, ale w piątym rozkręcili jego wątek i nieco go uczłowieczyli i go pokochałam całym serduchem, jego bezpośredniość jest mistrzostwem świata, a w duecie z Deanem są po prostu nieziemscy.
4. Balthazar - bardzo miło się na niego patrzyło i go słuchało, wprowadzenie jego postaci odbyło się w pięknym stylu, a odcinek z Titanikiem rozwalił mnie na łopatki, szkoda, że było tak mało tej postaci.
5. Dean - drażnił mnie w szóstym sezonie, ale ogólnie bardzo go lubię, jest o niebo zabawniejszy i ciekawszy od Sama, cieszę się za każdym razem, gdy słyszę jego sztandarowe "son of a b*tch" albo "freaking angels" ;)
Prócz tego bardzo lubię jeszcze Papę Winchestera, duet Ellen&Jo, Bobby'ego, panią Żniwiarz, której imienia nie pamiętam i Rufusa, Meg w wersji numer dwa też była znośna, aczkolwiek to, że wracała ciągle jak bumerang było uciążliwe.
Cóż, dla Sama miejsca zabrakło, bo niespecjalnie za nim przepadam, przez pierwsze pięć sezonów jest mdły i mało ciekawy, ale 'zjadliwy', że tak powiem, za to szósty sezon jest porażką.
Gdy "za sterami" usiadła wielka fanka Sama, pani Gamble, młodszy Winchester zaczął mnie irytować bardziej niż Raphael, Uriel, Lisa, Ben, blond Meg, Bela, Gordon i obie Ruby razem wzięci.
Cóż, mam nadzieję, że siódmy sezon będzie na wyższym poziomie.
Jak to jest możliwe, że do grona moich najbardziej znienawidzonych postaci zapomniałam wrzucić Zachariasza? Toż on mnie drażnił prawie tak bardzo, jak Sam z pierwszej połowy szóstego sezonu! Mój błąd ;) Za Anną też nie przepadałam.
uh, za Anną i Zachariaszem też nie przepadałam. irytowały mnie te postacie jak żadne inne.
a nawiązując do sezonu szóstego, który właśnie nadrabiam. czy Was też tak drażni.? uwielbiam serial, i zażarcie broniłam nawet piątego sezonu, który już krytykowali, ale szósty.? jakoś do mnie to nie przemawia. rodzinka Samuela jest wkurzająca, Cas pojawia się okazjonalnie i zabili Crowley'a :( no i cały ten dramat Sama, jest bardziej sztywny niż zwykle. po drodze zgubili gdzieś klimat całego serialu.
Szósty sezon jest po prostu słaby.
Moim zdaniem znaczną odpowiedzialność za to ponosi wspomniana już przeze mnie wcześniej Sera Gamble, która przejęła funkcję showrunnera w szóstym sezonie.
Scenariusze w jej wykonaniu też zbyt dobre nie są, zrobiła z Sama nie wiadomo co, z Deana zrobiła obrażalskiego dzieciaka, wątku Casa i duetu Dean&Cas nawet nie skomentuję, bo żaden z nich nie przypomina w ogóle siebie.
No i powracający wątek Lisy i Bena. Po co, się pytam, po co? Przecież to jasne jak słońce, że "normalne" życie nie jest Winchesterom pisane, a już na pewno nie ze zwyczajnymi kobietami.
Co do Casa pojawiającego się gościnnie, to akurat tutaj jestem w stanie przymknąć oko, bo z tego co wiem, gdy szósty sezon był kręcony, to Mishy akurat urodził się dzieciak, więc wiadomo - family time :)
Ale największy mankament ostatniego sezonu to Sam. Nikt, absolutnie nikt ani w tym serialu ani w jakiejkolwiek innej produkcji nie drażnił mnie tak, żebym aż wyłączała film, bo nie mogłam na tego kogoś patrzeć.
Szóstosezonowy Sam doprowadził mnie właśnie do takiej irytacji. Odcinek z retrospekcjami dotyczącymi jego roku spędzonego z Samuelem pominęłam, bo żadnego z nich nie mogłam znieść. Właśnie, wśród irytujących mnie postaci znajdują się jeszcze Samuel i jego świta ukazana w szóstym sezonie.
Co do płakania po kimkolwiek, to lepiej jest zaczekać do finału ;)
Żeby nie było, że tylko narzekam na ten szósty sezon, to odcinki 9, 15 i 17 były wręcz rewelacyjne. Finał za to najsłabszy ze wszystkich sześciu, bo nie sądzę, żeby akcja po tym finale zmierzała w dobrym kierunku.
No ale zawsze trzeba mieć nadzieję, pożyjemy i zobaczymy, co nam zaserwują na jesieni.
i tu się zgodzę w 100%- Sam jest okropny, też pomijam te flashbacki z jego udziałem. po prostu mnie irytuje sama jego obecność na ekranie. coś strasznego. a potem właśnie duet Dean i Cas, pierwszy odcinek gdy pojawił się Cas- miałam nadzieje ze cos z tego będzie. ale nie, ich poprzednie relacje wyraznie gdzies umknęły scenarzystom.
powrót Samuela jak dla mnie to w ogóle nie wypał. od samego początku go nie lubiłam i mam uprzedzenia związane z jego osobą :l
wow, no teraz to wyraźnie mnie nakręciłaś, będę oglądać 2x szybciej xd
od siebie dorzucę jeszcze odcinek "Weekend at Bobby’s" i "Caged Heat", coś się działo :)
nie żebym się nie cieszyła z tego szóstego sezonu, ale zakończenie piątego było dobre na zakończenie całości (nie żebym nie miała wtedy niedosytu, ale z perspektywy czasu- takich świetnych produkcji po prostu nie można ciągnąć na siłę, bo odbija sie to na jakości).
Nadal obstaję przy teorii o ewidentnej winie Sery ;)
Jeżeli siódmy sezon nie będzie lepszy, wtedy zacznę rozważać inne opcje. Ale poważnie, tak na logikę: kto jest fanem Sama? Kto wymyślił postacie Lisy i Bena? Sera. Poza tym (moim zdaniem, oczywiście) nie jest możliwe, żeby z innego powodu jakość serialu się tak drastycznie pogorszyła z sezonu na sezon. Showrunnerką zostaje wielka fanka Sama, więc przez cały sezon przeżywamy jego dramaty i jego przygody z Samuelem, a Dean, jego relacje z Casem i w ogóle wątek aniołów schodzą na dalszy plan. Porażka.
Za scenariusz siódmego sezonu znów w dużej mierze będzie odpowiedzialny Eric Kripke, więc jestem dobrej myśli.
Jeśli chodzi o zakończenie serialu w finale piątego sezonu - fani Sama byliby niepocieszeni, jestem tego pewna ;) Poza tym bracia to bracia, więc nie ma zmiłuj, oni nie egzystują oddzielnie.
Weekend at Bobby's było rewelacyjne, naprawdę lubię Rufusa, Bobby też należy do grona moich ulubieńców, uwielbiam moment, jak ochrzania chłopaków przez telefon.
O ile mistrzem piątego sezonu był Castiel, o tyle w szóstym najnajnajlepsze kwestie mieli Crowley i Balthazar. Wspominałam już, że ponad wszystko uwielbiam jak Crowley krzyczy? Scenę "pod latarnią" mogę oglądać w nieskończoność ;)
Cóż, przyznać muszę, że ja, wielbicielka Sama, przeczytawszy Wasze mało pochlebne wypowiedzi, wręcz nie mogę się już doczekać szóstego sezonu (oglądam serial od tygodnia i jestem dopiero w trakcie drugiego). (;
ja po dwóch tygodniach zaczynam sezon 7 :D Dobrze, że były święta i nie miałam zbyt dużo do roboty :)
a ja nie przeczę. wielbię Erica, i mam nadzieję że siódmy sezon odzyska dawny klimat.
hm, powiem tak, Sam miał, podkreślam że miał, swój urok- na początku. jako ten świetoszkowaty braciszek ;p nie przebijał on Deana, ale był potrzebny jako głos rozsądku, po jakimś czasie nawet się do niego przyzwyczaiłam :) teraz jest go wszędzie za dużo.
jeśli idzie o szóstkę, to właśnie prym wiodą jak dla mnie- Balthazar, Crowley, no i Bobby (oraz kilko wątkowy Rufus). Crowley'a od samego początku polubiłam, mimo że był czarnym charakterem, od pierwszej sekundy.! jest genialny.
ym, co to za scena.? gdzieś mi chyba to umknęło.
pozostało mi jeszcze tylko 5odcinków, z niecierpliwością czekam na finał. :)
suicideseason- hm, porozmawiamy jak dojdziesz do szóstego, albo chociaż czwartego ;)) w drugim sezonie Sam nie był jeszcze taki zły ;d (nie będę ci spoilerować)
Crowley od pierwszej sekundy zaskarbił sobie również i moje serce, oprócz niego miałam tak tylko z Gabrielem i Balthazarem. Nawet Casa od razu nie polubiłam, przez cały czwarty sezon był mi obojętny (za to w piątym "rozkręcili" jego wątek i go pokochałam).
Scena pod latarnią pochodzi z odcinka 5x20 "The devil you know", jest na samym początku praktycznie, zaraz po rozmowie telefonicznej z Bobbym. "They ate my tailor!!!" jest najlepszą kwestią z całego odcinka imo ;) Właśnie znów obejrzałam tę scenę i jak zwykle się prawie popłakałam ze śmiechu, jak można nie lubić Crowleya?
Odnośnie młodego Winchestera. Przez pierwsze dwa sezony Sam faktycznie był znośny, ale od trzeciego, a dokładniej od pojawienia się Ruby, zaczął się coraz bardziej "psuć".
W czwartym w ogóle nadziwić się nie mogłam, co oni z niego zrobili, ale wtedy tylko na jego widok kiwałam głową z politowaniem. W piątym sezonie było ok, ale w szóstym dosłownie patrzeć na niego nie mogłam. Nigdy nie byłam jego fanką, ale nie spodziewałam się, że mogą go przedstawić w taki sposób, że go wręcz znienawidzę. Cas w szóstym sezonie to też nie ten sam Cas, niestety. W ogóle wydaje mi się, że po finale szóstego sezonu wątek aniołów zmierza w bardzo złym kierunku :(
tak, Balthazara też od pierwszego momentu pokochałam. natomiast z Casem, na początku nie rozumiałam tego całego uwielbienia wokół jego osoby, dopiero gdzieś tak pod koniec czwartego sezonu się do niego przekonałam.
tak! już sobie przypomniałam, a mina Deana gdy Crowley krzyczał- bezcenna. no właśnie, nie można go nie lubić. i jego akcent, nie do podrobienia.
łączę się w bólu nad postacią Sama, od dołączenia Ruby był coraz gorszy. w szóstym to już w ogóle. a szalę na jego niekorzyść przeważyło ostatecznie wystawienie Deana, i mało mnie przekonuje że "nie był wtedy sobą".
Cas zrobił się wredny :
A oglądałaś już 6x20? Bo jeśli chodzi o Casa i jego zachowanie wobec braci, to w tym odcinku wszystko się wyjaśnia.
tak, oficjalnie skończyłam szósty sezon. ostatnie odcinki oglądałam w stanie wielkiego szoku nad tym co nam zgotowali, w życiu bym sie nie spodziewała takiego układu ze strony Casa.
no cóż jeśli mowa o Cassie to wszystko jasne. trochę odzyskał twarzy w 6x20, ale tylko trochę. słodkie było, gdy przepraszał Deana, i gdy mówili o rodzinie, no cóż zrobiło się tkliwie. a potem- Balthazar, i tego nie przeboleję. co to w ogóle ma być.? nie można od tak sobie zmieniać takich rzeczy, to nie fair (mówię o ostatnich minutach finału). też mi się wydaje ze idzie to w złym kierunku, ale może Kripke to naprawi. a słyszałaś że Misha w 7. sezonie ma wystąpić tylko w kilku odcinkach epizodycznie.? smutne to. nawet gdy Cas, nie jest już tym samym Casem to i tak w jakiś sposób czuję się przywiązana do tej postaci. na szczęście Crowley ma się dobrze :)
fani Sama na pewno doznają wstrząsu. przyznam się szczerze że trochę mnie to nawet zaintrygowało co będzie z nim dalej.
jedyne co jest niezmienne od samego początku- muzyka jest zawsze idealna. a bez Carry On My Wayward Son nie wyobrażam już sobie finału :)