Artykuł

MDAG: Przemoc przywileju – "Ernest Cole: Odnaleziona Legenda"

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%22Ernest+Cole%3A+odnaleziona+legenda%22.+Otwarcie+22.+MDAG+pod+patronatem+Filmwebu-160837
MDAG: Przemoc przywileju – "Ernest Cole: Odnaleziona Legenda"
"Ernest Cole: odnaleziona legenda" w reżyserii Raoula Pecka to drugi film otwarcia 22. edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Filmweb objął swoim patronatem pokaz i spotkanie wokół filmu, które odbędzie się 8 maja o 18:30 w Kinotece (poprowadzi je Łukasz Muszyński, redaktor naczelny portalu). Kim jest bohater filmu Raoula Pecka? W jaki sposób przybliża go nam reżyser w swoim filmie? Konteksty dokumentu "Ernest Cole: odnaleziona legenda" nakreśla Agnieszka Pilacińska.       


Urodzony na Haiti, a mieszkający w Kongo, Nowym Jorku, Francji i Niemczech Raoul Peck kontynuuje już ponad czterdziestoletnią artystyczną misję tworzenia kina zaangażowanego politycznie. Kolejny raz portretuje rasowe wykluczenie i skalę białej supremacji. Przykłada przeszłość do teraźniejszości, szukając stycznych, badając kondycję świata i człowieka, rozbierając na czynniki pierwsze przemocową naturę przywileju. Punktem wyjścia jego najgłośniejszego tytułu, nominowanego do Oscara "Nie jestem twoim murzynem" (2016), była nieukończona książka ikony amerykańskiej literatury Jamesa Baldwina"Remember This House". Z powierzonego mu przez spadkobierców pisarza rękopisu uczynił jedno z najważniejszych dzieł ilustrujących historię prześladowań Afroamerykanów oraz ich walki o równe prawa. Narracyjną osią jego najnowszego filmu, nagrodzonego Złotym Okiem za reżyserię w Cannes "Ernest Cole: odnaleziona legenda", również jest to, co niedokończone, a w zasadzie przez lata uznawane za zaginione i cudem odnalezione – sześćdziesiąt tysięcy negatywów kliszy 35 mm skrywających historię rasowej segregacji i marzeń o wolności. Na "montażowym stole" studiuje tym razem nie słowo, ale obraz: spuściznę Ernesta Cole’a, jednego z pierwszych niezależnych południowoafrykańskich fotografów i czołowych dokumentalistów piekła apartheidu. 

Ernest Cole przychodzi na świat 21 marca 1940 roku w gminie Eersterust w Pretorii jako syn krawca i praczki. Pierwsze zdjęcia robi już jako ośmiolatek, a dwa lata później dostaje w prezencie od rzymskokatolickiego księdza swój pierwszy aparat. Szkołę kończy korespondencyjnie; tradycyjną naukę porzuca na poziomie drugiej klasy liceum ze względu na rosnące restrykcje Aktu Edukacyjnego Bantu z 1953 roku. Rozporządzenie to, jedno z w wielu narzędzi apartheidu, ma na celu ograniczenie czarnoskórym uczniom rozwoju poprzez narzucenie niewymagających wysokich kwalifikacji ścieżek zawodowych i blokowanie drogi do wyższych szczebli edukacji. Cole zatem dość wcześnie stawia wszystko na fotografię, choć na pierwsze płatne zlecenia musi trochę poczekać – do maja 1958, kiedy to młody niemiecki fotograf Jürgen Schadeberg zatrudnia go w charakterze swojego asystenta w magazynie "DRUM" mającym siedzibę w Johannesburgu. Trajektorię dalszych zawodowych działań wyznacza odkryty rok później album "People of Moscow" Henriego Cartiera-Bressona, jednego z najwybitniejszych francuskich fotoreporterów XX wieku. Cole także postanawia zostać kronikarzem codzienności: autentyczności, nie kreacji. Jednocześnie wchodzi coraz głębiej w środowisko artystyczne i ruch antyapartheidowy wraz z innymi młodymi twórcami, dziennikarzami, muzykami, a także politycznymi aktywistami. Wtedy też rozpoczyna swój artystyczno-społeczny projekt rejestrowania opresyjności systemu, który stanie się dziełem jego życia. 


Obiektywem swojego aparatu rejestruje między innymi jedną z pierwszych demonstracji przeciwko apartheidowi w Południowej Afryce, czyli protesty w Sharpeville przeciwko kontroli czarnoskórej ludności w zakresie przemieszczenia się i prawa do stałego pobytu. 21 marca 1960 roku w trakcie ich krwawego stłumienia, w wyniku otwarcia ognia do nieuzbrojonych protestujących, w tym kobiet i dzieci, ginie 69 osób, a rannych zostaje 180. W tym samym roku buldożery wkraczają do rodzinnego miasta fotografa, równając domy mieszkańców z ziemią. Czynności te określane są mianem czyszczeniem slumsów. Uchwalona w 1927 roku ustawa o administracji rodzimej pozwala rządowi na tego typu praktyki oraz przesiedlania – bez wcześniejszego uprzedzenia – pojedynczych osób lub całych plemion w dowolne miejsca w Afryce. W 1964 roku Cole odwiedza jeden z takich wysiedleńczych obozów – z daleka od jakiejkolwiek cywilizacji, skazany na zapomnienie – dokumentując skalę buty i okrucieństwa białego człowieka. A to przecież tylko kropla w morzu. "Trzysta lat białej supremacji w Republice Południowej Afryki zniewoliło nas, pozbawiło godności, odebrało poczucie własnej wartości i otoczyło nienawiścią" – pisze, zaglądając w pozbawione nadziei źrenice swoich sióstr i braci. Sen z powiek coraz częściej spędzają mu pytania o zachowanie w tym wszystkim człowieczeństwa, odnalezienie sensu życia, zrozumienie nienawiści. 


19 maja 1966 wymyka się "bestii": ucieka do Stanów Zjednoczonych dzięki oszukaniu władz co do swoich korzeni: zaklasyfikowaniu pochodzenia nie jako "czarnego", ale "kolorowego", czyli mieszanego, zezwalającego na wyjazd. Mówi, że zostawia wszystko i nic. Przede wszystkim jednak wywozi z kontynentu negatywy dokumentujące przemoc apartheidu. Pokazuje je założonej w 1947 roku i działającej do dziś agencji fotograficznej Magnum Photos, a później znajduje dla nich wydawcę w postaci Random House. W ten sposób, w 1967 roku, ukazuje się książka zaledwie 27-letniego fotografa – "House of Bondage", nad którą pracował dziesięć lat, nierzadko ryzykując życiem w trakcie kolekcjonowania dowodów. Staje się ona świadectwem zbrodni przeciwko ludzkości, a o sile jej rażenia świadczy chociażby całkowity zakaz jej sprzedaży w RPA. 

Na emigracji Cole portretuje codzienność amerykańskiego Południa oraz Nowego Jorku: Manhattan i duszny absorbujący całą uwagę Harlem, ruchy Black Pride i Black Power. Podpatruje okazywaną sobie swobodnie hetero- i homoseksualną miłość. Przez obiektyw aparatu przygląda się mieszanym parom – nie tyle z fascynacji, ile z chęci uwolnienia od bólu zadanego przez ojczyznę i zmycia z siebie grzechu koloru skóry. Nie może wrócić do Afryki, jednocześnie bezustanne mierzony wzorkiem przez białych czuje się, jakby nigdy jej nie opuścił. Ameryka nie okazuje się krainą mlekiem i miodem płynącą, nie przynosi tak poszukiwanego wyzwolenia. Przytłacza go równie powszechna co w RPA segregacja i systemowe wykluczenie; przerasta rola kronikarza cierpienia, niesprawiedliwości i znieczulicy.


W 1968 roku pisze list do norweskiego komisarza ds. cudzoziemców. Przedstawia się w nim jako bezpaństwowiec, przebywający na politycznym wygnaniu. Chce podróżować, w końcu tego wymaga od niego jego zawód. Wyjeżdża do Szwecji, gdzie poznaje Rune'a Hassnera, szwedzkiego fotografa i reżysera, który pomaga mu w znalezieniu pracy. Coraz częściej jednak znika ze społecznego radaru, choć wbrew obiegowej opinii jakoby sława go przerosła i wypaliła, nie przestaje robić zdjęć. Z takim samym zacięciem i precyzją rejestruje zarówno rzeczy lekkie, lifestylowe, jak i ciężkie, opisujące kryzysy i walkę o wartości. Chce przekazać wiadomość, nie sam obraz. Ciągle poszukuje siebie. Przestaje fotografować dopiero w latach osiemdziesiątych. Dotyka go kryzys bezdomności, coraz częściej nawiedzają myśli samobójcze. Przez osiem lat nie dotyka kamery, żeby w 1986 roku nacisnąć tylko raz spust migawki. Umiera na raka trzustki w wieku zaledwie 49 lat. 

W 2017 roku, pięćdziesiąt lat po wydaniu "House of Bondage", w banku w Sztokholmie odkrytych zostaje 60 tysięcy jego negatywów uważanych za zaginione. Do tej pory nie udaje się ustalić, kto i dlaczego je tam umieścił. Rok później zostają one przekazane jego spadkobiercom, którzy zakładają Fundację Rodziny Ernesta Cole'a, mającą na celu ochronę jego dziedzictwa. Na podstawie znaleziska powstaje album "The True America", zasilony zapiskami artysty oraz wspomnieniami najbliższych mu osób. W 2022 roku wydawnictwo Aperture z Nowego Jorku wznawia druk "House of Bondage", dodając do książki niepublikowane wcześniej zdjęcia artysty. 


Przyglądając się postaci Cole'a, Raoul Peck zgrabnie łączy portret człowieka i jego pracy z tłem społecznym i historycznym. Głosu jego bohaterowi użycza Lakeith Stanfield, aktor znany chociażby z takich filmów, jak "Przepraszam, że przeszkadzam" (2018) Bootsa Rileya czy "Judasz i Czarny Mesjasz" (2021) Shaki Kinga. Leslie Matlaisane, bratanek fotografa, dopowiada historię znalezionych negatywów, podkreśla artystyczne credo stryja, wagę, jaką miało dla niego portretowanie codzienności, oraz przypomina o psychicznej cenie, jaką regularnie płacił za swoją uważność. Piekło segregacji rozsadza przestrzeń kadrów, zestawiając zbyt gęsto zdobiące publiczną przestrzeń szyldy "whites only" z przerażeniem zamkniętym w źrenicach spoglądających na nas z fotografii postaci. Reżyser kolejny raz tworzy kompendium niechlubnej historii dominacji białego człowieka, pytając o kształt współczesnego świata w coraz częstszym replikowaniu tego, co powinno należeć do przeszłości. Osobiste, multikulturowe doświadczenie oraz potrzeba pielęgnowania własnej tożsamości są w jego aktywistycznym kinie nie do przecenienia.  

Film ten stanowi także nieocenione studium talentu i rzemiosła Cole'a, łączącego w swojej pracy fotografię reportażową i uliczną z portretową czy artystyczną. Przyglądając się światu przez pryzmat własnych doświadczeń, unikał oceny, skupiając się na czystej obserwacji. Od udzielania odpowiedzi wolał zadawanie pytań, otwierające przed odbiorcami obszar interpretacji. Jego wrażliwość nadała uniwersalności temu, co anonimowe, pomijane, niezauważalne, krótkotrwałe. Jego spuścizna stanowi niepodważalny dowód opresyjności systemu i pozostaje lekcją, której odrobienie wydaje się ciągle daleko przed nami.    

Bilety na pokaz otwarcia 22. edycji Millennium Docs Against Gravity z portalem Filmweb możecie kupić TUTAJ.   

Więcej artykułów przeczytacie w dziale "Publicystyka" TUTAJ.