Wreszcie, szóstego dnia Warszaskiego Festiwalu, doczekałem się filmu, który śmiało mogę nazwać wydarzeniem. Pełnometrażowe anime
"Paprika" - najnowsze dzieło japońskiego mistrza
Satoshi Kona, autora między innymi głośnych
"Rodziców chrzestnych z Tokio" oraz
"Perfect Blue", nie zawiodło pokładanych w nim nadziei okazując się jedną z najlepszych i najbardziej dopracowanych produkcji pokazywanych podczas tegorocznej imprezy.
Jest rok 2004. Japońscy naukowcy dokonują przełomowego odkrycia budując aparat o nazwie DV Mini pozwalający przenikać do ludzkich snów. Twórcy wynalazku wierzą, że może on okazać się kluczem do sukcesu w walce chorobami psychicznymi. Kiedy jednak w tajemniczych okolicznościach z laboratorium giną trzy egzemplarze DC Mini, a zaangażowani w projekt naukowcy zaczynają śnić na jawie, co staje się przyczyną licznych wypadków, sytuacja staje się niebezpieczna. Do akcji wkracza Paprika - alter ego pięknej psychoterapeutki Atsuko Chiby. Potrafiąca podróżować pomiędzy ludzkimi snami dziewczyna rozpoczyna nierówną walkę z potężnym przeciwnikiem.
"Paprika" z całą pewnością nie jest filmem dla każdego. Wśród osób opuszczających salę kinową wiele było takich, którzy dzieło
Kona uznali za co najmniej dziwne, jednak wytrawni miłośnicy anime oraz widzowie szukający w kinie coraz to nowych doznań nie powinni być
"Papriką" rozczarowani.
Kadr z filmu 'Paprika' Satoshi Kon, jak na mistrza przystało, wykorzystał wszystkie możliwości jakie niósł ze sobą pomysł wymieszania na ekranie świata realnego ze snem. Obie rzeczywistości przenikają się, niekiedy w taki sposób, że widz sam nie wie, co jest prawdą, a co tylko senną ułudą. Świat stworzony przez
Kona zachwyca swoim bogactwem i kreatywnością.
"Paprika" aż roi się od filmowych cytatów, nawiązań do baśni, mitów, czy nawet najbardziej banalnych przejawów kultury masowej. Co ważne, mimo, iż z racji wymogów fabuły kilkakrotnie jesteśmy świadkami tych samych wydarzeń, film ani przez chwilę nie nuży, ani nie przestaje nas zaskakiwać.
"Paprikę" można jeszcze obejrzeć dziś (12 października) o godzinie 16:00 w kinie Relax. [MK]
Wczorajszy dzień postanowiłem poświęcić na dokumenty, które w tym roku po raz pierwszy pokazywane są w sekcji konkursowej. Kolejne godziny spędziłem zatem na projekcjach holenderskiego
"Bóg jest moim DJ-em" oraz niemiecko-amerykańskiego
"Absolute Wilson".
Bohaterem pierwszego z wymienionych tytułów jest
Duncan Stutterheim - organizator największych imprez tanecznych w Holandii i współzałożyciel film ID&T. Film nie jest jednak opowieścią o jego życiu i karierze, a codzienności. Kamera towarzyszy mu w pracy, w domu, przypatruje się i podsłuchuje jego spotkania biznesowe, rozmowy ze wspólnikami, chwile, w których podejmuje decyzje istotne dla firmy.
"Bóg jest moim DJ-em" jest filmem, który może rozczarować miłośników kultury klubowej gdyż, wbrew pozorom, nie znajdziemy w nim zbyt wiele imprez, czy popisów światowej sławy DJ-ów. Oczywiście, pojawiają się w nim zdjęcia z przedsięwzięć organizowanych przez
Stutterheima, ale są one jedynie uzupełnieniem historii głównego bohatera, ilustracją jego pracy, a nie wartością samą w sobie.
Kadr z filmu 'Bóg jest moim DJ-em' Akcja filmu rozpoczyna się od fragmentu audycji radiowej z 2000 roku, z której dowiadujemy się, że w wypadku samochodowym zginął młodszy brat
Duncana - Miles. Cztery lata później spotykamy głównego bohatera w niezwykle trudnych dla niego okolicznościach. Prowadzona przez niego firma ID&T choć wyceniana przez specjalistów na 500 milionów Euro, ma poważne problemy finansowe. Brakuje pieniędzy na wypłaty dla pracowników, zobowiązania wobec banków, a przede wszystkim na utrzymanie stacji radiowej, której spółka jest właścicielem.
Stutterheim wraz ze wspólnikami podejmuje decyzję o jej sprzedaży, ale - jak się przekonamy - zadanie to nie będzie proste. Jednocześnie ID&T przygotowuje się do zorganizowania - po raz pierwszy w swojej karierze - olbrzymiej imprezy tanecznej w Niemczech.
Carin Goeijers pokazuje w swoim filmie, że sukces często nie idzie w parze z psychicznym zadowoleniem. Dla
Stutterheima praca oznacza ciągły stres, konieczność podejmowania trudnych, niepopularnych decyzji oraz, niejednokrotnie, rezygnacji z własnego zdania na rzecz dobra firmy. Ponadto
Duncan cały czas nie potrafi pogodzić się ze śmiercią brata, z którym tworzył niezwykle zgrany zespół. Swoje imprezy rozpoczyna od fragmentów filmów pokazujących Milesa za życie, a w siedzibie ID&T stoi rzeźba przedstawiająca jego podobiznę. I choć
Stutterheim przed kamerą deklaruje, że nigdy nie chciał opłakiwać jego śmierci, a czcić życie, to jednak nie zawsze mu wierzymy. [MK]
Bohaterem
"Absolute Wilson" jest ekscentryczny, awangardowy reżyser, aktor, choreograf, tancerz, dramaturg, architekt, rzeźbiarz i scenograf
Robert Wilson. Przez krytyków nazywany geniuszem kreatywności stworzył swój własny, niepowtarzalny język wizualny. Przez czterdzieści lat jego estetyka miała olbrzymi wpływ na międzynarodowy teatr i operę. Inscenizował najróżniejsze gatunki i style, od dramatów Eurypidesa po opery Straussa, współpracował m.in. z
Philipem Glassem,
Tomem Waitsem,
Susan Sontag, Davidem Byrne'm, Allenem Ginsbergiem oraz Williamem S. Burroughsem.
Kadr z filmu 'Absolute Wilson' Nazwisko
Roberta Wilsona na pewno znane jest miłośnikom twórczości
Toma Waitsa, który do głośnego spektaklu reżysera
"The Black Rider" skomponował doskonałą muzykę wydaną później na płycie pod tym samym tytułem. Wystawiony po raz pierwszy w 1991 roku
"The Black Rider" jest, jak na razie, największym sukcesem komercyjnym w karierze artysty, ale tworzący już od przeszło 50 lat Wilson ma na swoim koncie niezliczoną ilość niesamowitych i niepowtarzalnych projektów, m.in. spektakl, którego inscenizacja trwała 7 dni bez przerwy!
Niemiecka reżyserka
Katharina Otto-Bernstein przez pięć lat towarzyszyła Wilsonowi z kamerą tworząc niezapomniany dokument będący swoistą kroniką życia i kariery artysty.
Wilson opowiada w nim o swoim dzieciństwie, inspiracjach, relacjach z rodzicami, sukcesach i porażkach. Nie robi tajemnicy ze swojego homoseksualizmu, nie ukrywa, że, nie wszystko mu się w życiu udało. Z jego wypowiedzi, przeplatanych rozmowami z aktorami, współpracownikami (m.in. Philipem Glassem, Tomem Waitsem i Davidem Byrnem) i krytykami oraz archiwalnych zapisów jego najważniejszych dokonań tworzy się niezwykła opowieść o człowieku, który postrzega świat w sposób zupełnie wyjątkowy i niepowtarzalny. O geniuszu. [MK]
Miriam, bohaterka
"Lata '04" Stefana Krohmera pokazywanego w sekcji Panorama Niemiecka, wraz z mężem i synem Nielsem spędza wakacje w letnim domu nad morzem. Towarzyszy im 12-letnia dziewczyna Nilsa. Livia, na swój wiek bardzo dojrzała, od razu po przyjeździe wzbudza zainteresowanie atrakcyjnego i tajemniczego Billa, przypadkowo poznanego podczas żeglowania. Między Livią i Miriam tworzy się specyficzna relacja, która przeradza się w rywalizację o względy mężczyzny.
Film
Khromera nie jest banalną historią o uwodzącej lolitce. To opowieść o trudnych do opisania emocjach. Khromer okazuje się świetny obserwatorem i znawcą psychologii kobiety. W Miriam budzą się tłumione kompleksy. Atrakcyjna 40-latka ma poczucie wyższości nad Livią, ale mimo to czuje się zagrożona. Którą z nich wybierze Bill? Czy wyobraźnia Miriam nie pracuje na zwiększonych obrotach? Czyż Livia nie jest tylko dzieckiem? Specyficzna relacja łączy uczestników tego trójkąta, przy czym nie znajdziemy tu przesadnego epatowania erotyzmem, który jest ukryty gdzieś pod powierzchnią, w niewinnych, spojrzeniach Livii, w zaborczych gestach Miriam. To lato dla wszystkich okaże się wyjątkowe.
Nieprzewidywalny film
Krohmera trzyma w napięciu do ostatniej sceny. Reżyser podsuwając kolejne tropy, często fałszywe, prowadzi subtelną grę z widzem.
Świetną rolę stworzyła w filmie
Martina Gedeck, wielka gwiazda kinematografii niemieckiej. Miriam w jej wykonaniu to wzorowa matka i żona, jak również pełna pasji i tłumionych tęsknot kobieta. Jednocześnie pewna siebie zagubiona i irytująca. [DW]
Opowieść o skorumpowanej władzy chyba zawsze i wszędzie nabiera wymiaru uniwersalnego. Tak jest również w
"Krewnych" Istvána Szabó, w których polscy widzowie pewnie odnajdą wiele znajomych tropów.
Rzecz dzieje się w latach 30. Młody, uczciwy idealista zostaje wciągnięty w świat polityki i brudnych interesów. Istvan Kopjass obejmując stanowisko prokuratora generalnego w mieście, staje się marionetką w rękach starych wyjadaczy. Pochlebstwa bierze za dobrą monetę, ślepo wypełniając polecenia zwierzchników. Młodego prokuratora zaczynają natychmiast otaczać krewni i wszyscy proszą go o przysługę. Coraz trudniej mu się poruszać w sieci wzajemnych powiązań. Całe życie ma się odmienić jak za dotknięciem różdżki, z taką nadzieją działa Kopjass. Tylko jego żona wie, że nie odbędzie się to bez ofiar.
Kadr z filmu 'Krewni' Uwagę przykuwa aktorstwo i świetnie dobrane typy bohaterów. Wyraziste postacie nie pozwalają nawet przez chwilę "wyłączyć się" widzowi. Fabuła w dużej mierze opiera się na dialogach. Zajmujące dyskusje, z wątkami kryminalnymi w tle, toczące się w gabinecie burmistrza posuwają akcję do przodu.
Z grubsza wiadomo jak kończą idealiści,
Szabó nie wykazał się tu oryginalnością, ale cały proces manipulowania bohaterem jest bardzo wciągający.
Polityczny komediodramat nakręcony z wielką dbałością o szczegóły i realia epoki, powstał w oparciu w powieść popularnego na Węgrzech pisarza Zsigmonda Móricza. Na ekranie pojawia się plejada węgierskich gwiazd. Główną rolę zagrał
Sándor Csányi, którego polscy widzowie znają z
"Kontrolerów" [DW]
"Tak spędziłem koniec świata" w reżyserii
Catalina Mitulescu pokazuje wydarzenia z roku 1989. Ostatnie chwile reżimu Ceaucescu oglądamy z perspektywy 17-letniej Ewy i jej małego brata Lalalilu. Ewa zostaje wyrzucona ze szkoły za zniszczenie popiersia Ceaucescu. Jej chłopakowi, który brał udział w tym zdarzeniu udaje się uniknąć kary dzięki dobrze ustosunkowanemu ojcu. W nowej szkole Ewa poznaje sympatycznego Andrei, z którym zaczyna łączyć ją przyjaźń.
Witajcie w ciężkich czasach - chciałoby się powiedzieć oglądając film
Mitulescu. Polityka jest tu tłem dla wydarzeń. Oglądamy problemy młodych ludzi, uwikłanych w sprawy, które nigdy nie powinny ich zaprzątać. W szkołach przygotowywane są akademie na których śpiewa się pieśni i recytuje wiersze na cześć dyktatora, a obok toczy się zwyczajne życie. Pozornie normalne, choć w roku 89 nie bardzo wiadomo co to oznacza. Może jedynym sposobem na osiągnięcie normalności i stabilizacji jest przepłynięcie Dunaju i ucieczka z Rumunii. Ewa poważnie się nad tym zastanawia. Gająca zbuntowaną nastolatkę
Doroteea Petre otrzymała za swą rolę nagrodę na tegorocznym fstiwalu w Cannes w sekcji Un Certain Regard.
Kadr z filmu 'Tak spędziłem koniec świata' "Tak spędziłem koniec świata" to pierwszy pełnometrażowy film
Catalina Mitulescu. Z przejmującego dramatu często wyziera komediowy ton. Bo co może uchronić młodych ludzi w kraju u progu rewolucji, jeśli nie humor, miłość, pasja i marzenia.
Mitulescu udało się doskonale oddać atmosferę zawieszenia, w jakim tkwią bohaterowie. [DW]
Streszczenie
"Żyj!" zapowiada ponury dramat rodzinny. Anna całe życie marzyła o zostaniu pisarką. Jej próby były jednak wyszydzane przez toksyczną matkę, zgorzkniałą kobietę, która nigdy nie pogodziła się z odejściem ukochanego mężczyzny. Anna nigdy jednak nie porzuciła twórczych ambicji. Kiedy po latach znów sięga po pióro, aby dać upust frustracjom narosłym od dzieciństwa okazuje się, że musi uporać się również z poważnym kryzysem swojego małżeństwa. Na dodatek starsza córka poważnie choruje na serce, młodsza zaś jest na najlepszej drodze, aby całkowicie zatracić się w przygodnym seksie i narkotykach. Wszyscy, którzy oczekiwali ponurej opowieści o sytuacji bez wyjścia, w tym i niżej podpisany, po seansie byli zapewne mocno zaskoczeni.
Reżyserowi
"Żyj!", Holendrowi
Willemowi van de Sande Bakhuyzenowi, udała się niełatwa sztuka. Zdołał opowiedzieć o sprawach bolesnych w lekki, ale nie infantylny sposób. Film pełen jest momentów trudnych, przejmujących. Jest zdrada małżeńska, wielokrotny gwałt, pobicie. Choć są to sceny przejmujące, zrównoważono jest ironią zarówno wobec bohaterów, jak i do samego procesu opowiadania. Na przykład trudne, pozbawione uczucia dzieciństwo głównej bohaterki oglądamy przez pryzmat jej pisarskiej wrażliwości. Śledzimy historię zawartą w napisanym przez nią opowiadaniu - nieco pretensjonalnym, trochę histerycznym, miejscami karykaturalnym. Inny przykład - mężowi Anny podczas miłosnej schadzki z kochanką wypada dysk, co dodaje temu dramatycznemu wątkowi humorystycznego posmaku.
Kadr z filmu 'Żyj' Wszystkie te na pozór nie przystające do siebie nastroje pomieszano z ogromną wprawą. Powstał film, w którym udało się pokazać bez uproszczeń przezwyciężanie życiowych trudności. W tytułowym okrzyku
"Żyj!" nie pobrzmiewają fałszywe nuty. Z kina wychodzimy podniesieni na duchu, a jednocześnie bez wrażenia, że opowiedziano nam jedynie pokrzepiającą bajeczkę. [PM]
Duże wrażenie zrobił też na mnie indyjski dokument
"John i Jane". Film opowiada o pracownikach ulokowanego w Indiach amerykańskiego call center. Ponieważ obsługuje ono klientów zza Oceanu, pracuje się na nocne zmiany, a śpi za dnia. Całkowite przestawienie się na nocną aktywność jest oczywiście trudne, największym problemem jest jednak narastające poczucie utraty kontaktu z rzeczywistością. Niemal wszyscy bohaterowie filmu zaczynają aspirować do amerykańskiego stylu życia. Pytanie tylko, kiedy przyjdzie rozczarowanie i jak bardzo będzie bolesne?
Kadr z filmu 'John i Jane' Budzi szacunek ogrom pracy, jaki wykonali autorzy filmu. W
"John i Jane" nie ma znanych z większości dokumentów "gadających głów". Wypowiedzi płyną zza kadru i stanowią komentarz do ukazanej na ekranie codzienności. Kontrast między jednym a drugim przesycony jest gorzką ironią. Niezwykłe są także rozmowy z klientami. Naskórkowy kontakt czasem zamienia się w rozpaczliwe wołanie o pomoc, jak w przejmującej scenie, kiedy telemarketer odbiera telefon od kobiety zgłaszającej przemoc domową. "Obawiam się, że wykręciła pani zły numer", mówi łamaną angielszczyzną bezradny Hindus. Uchwycenie takich momentów wymagało zapewne całych godzin nagrań i ogromnej empatii wobec portretowanych ludzi. W efekcie powstało jednak wybitne kino dokumentalne. [PM]
Filmy o ludziach, filmy dla ludzi - program 22. WMFF [2006-09-19] Howdy Partners! Borat gwiazdą pierwszego dnia WMFF! [2006-10-07] Elektryczny orgazm: Warszawskiego Festiwalu dzień drugi [2006-10-08] Czeskie kino w formie: Trzeci dzień Warszawskiego Festiwalu [2006-10-09] Dryfowanie przez życie: czwarty dzień 22. WMFF [2006-10-10] Warszawski Festiwal Filmowy na półmetku! [2006-10-11]