Relacja

WFF: Recenzujemy "Rozkołys" i "Doskonałego Dawida"

https://www.filmweb.pl/article/WFF%3A+Recenzujemy+%22Rozko%C5%82ys%22+i+%22Doskona%C5%82ego+Dawida%22-144138
WFF: Recenzujemy "Rozkołys" i "Doskonałego Dawida"
źródło: materialy promocyjne
Trwa 37. edycja Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Wczoraj prezentowaliśmy Wam naszą rozmowę ze Stefanem Laudynem, dyrektorem festiwalu, który zdradza, co czeka na spragnionych filmowych przeżyć uczestników imprezy (znajdziecie ją TUTAJ).

Dziś prezentujemy recenzje dwóch filmów, które polecamy Waszej uwadze – dokumentu "Rozkołys" Łukasza Ratuskiego oraz debiutu argentyńskiego reżysera Felipe Gómeza Aparicio pt. "Doskonały Dawid".

***

Na fali


recenzja filmu "Rozkołys", reż. Łukasz Ratuski
autor: Gabriel Krawczyk

Bujający już w tytule (nieprawdaż?) "Rozkołys" to dokumentalna opowieść o dwóch kumplach, których pasją jest surfowanie. Zanim przywołacie fantazyjne wspomnienia pewnego polsatowskiego hitu z lat 90. i zaczniecie marzyć o Keanu Reevesie i Patricku Swayze’em na rodzimej ziemi, muszę was ostrzec i brutalnie sprowadzić na ziemię. Mamy do czynienia z polskim dokumentem i z polskim Bałtykiem. Wieje jakby trochę słabiej, fale są jakby niższe, bywa deszczowo aż do przesady, a zimno tak, że o wciskaniu się w piankę myślą tylko najbardziej szaleni. A jednak debiutującemu w pełnometrażowym dokumencie Łukaszowi Ratuskiemu udaje się sięgnąć do widzowskiego serca i troszkę w nim pogmerać. Jego "Rozkołys" przyjemnie zaraża pasją do sportu i miłością do surferskiej kultury – nawet jeśli nigdy nie miało się z nimi do czynienia.

Paweł i Artur znają się od lat. Od lat zwichrowane polskie morze działa na obu jak cukierek na dzieci – obietnica pięknych fal każe gonić nad Bałtyk. Nawet przez 500 km. Wiadomo, pasja nie zna granic. Przeszkody w kumpelskiej sztamie nie stanowią także różniące się metryki i biogramy. Domyślam się, że kilkuletni potomek u boku Pawła lub nastoletniość Artura w Australii mogłyby napisać dla tej przyjaźni zupełnie inny scenariusz, jednak wodny żywioł robi swoje. Co prawda nikt tu nie serwuje tagline’ów w rodzaju: "Rzuć korpo, pędź nad morze!", lecz "Rozkołys" ma w sobie tę samą pozasystemową energię. Rebelia nie wynika tu jednak z próżnego pragnienia łamania zasad – raczej z nieliczenia się z nimi, gdy w grę wchodzi sportowa podnieta, chęć walki z wodnym żywiołem, głód przeżyć innych niż szara polska codzienność. "Żar jakby zelżał" (cytuję z pamięci), mówi przy –10° jeden z bohaterów. Fakt, że jest akurat bez ubrania, jak w soczewce podkreśla afirmatywną strategię naszych pozytywnie zakręconych sportowców. Co by się nie działo, już za chwilę fale powinny im zrekompensować trudy i cierpienia.

Ratuskiemu udaje się nie tylko zarazić energią chłopaków, ale i zrodzić zazdrość ukierunkowaną na jeden cel subkulturową komitywą, tę samą, którą znany z "Na fali" czy z "Wielkiej środy". Tak jak w kultowym filmie Johna Miliusa, tu też rytm opowieści wyznaczają kaprysy przyrody. Ratuski ujmuje w kadrze nie tylko wakacyjną sielankę, ale i zaśnieżone plaże. Tym samym każe nam zadać sobie pytanie o granice fizycznej tolerancji i bezsłownie dotykając kwestii przenikania się – również sportowych – (pop)kultur. Mówisz "surfing”, myślisz: "palmy Miami"? Nie w Polsce. Tu plucha, zimno i pada. Szczególnie jeśli chcesz surfować przez cały rok, musisz czekać, z potężną determinacją lub beztroską w serduchu. "Rozkołys" to film o powrotach i o niezmiennych. Raz pokochałeś morze? Ono prędzej czy później ci się odwdzięczy.

Całą recenzję autorstwa Gabriela Krawczyka można przeczytać TUTAJ.

***

Ciało i dusza


recenzja filmu "Doskonały Dawid", reż. Felipe Gómez Aparicio
autor: Marcin Pietrzyk

Przekleństwem debiutujących reżyserów jest mnogość pomysłów, z których nie potrafią lub nie chcą zrezygnować. Postrzegają swój pierwszy film jako wizytówkę, więc w pogoni za chęcią dobrego zaprezentowania się pokazują wszystko, co mają. Być może kryje się też za tym lęk, że drugiej szansy nie dostaną. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w przypadku "Doskonałego Dawida", pełnometrażowego debiutu fabularnego Argentyńczyka Felipe Gómeza Aparicio.

Tytułowy Dawid to nastolatek wychowywany przez samotną matkę. Nie jest jednak zwyczajnym przedstawicielem swojego pokolenia. Od razu rzuca się w oczy jego masywna sylwetka. Chłopak bowiem przed i po szkole trenuje kulturystykę. Jego dzień składa się z podnoszenia ciężarów i ścisłego reżimu dietetycznego. Wszystko podporządkowane jest budowaniu masy mięśniowej. Jeśli trzeba, wstanie nawet o trzeciej w nocy, by zjeść jajecznicę zrobioną z samych białek.

W tym procesie budowania umięśnionej sylwetki wielkim wsparciem dla Dawida jest jego matka. Choć "wsparcie" nie wydaje się odpowiednim słowem. Chwilami można odnieść wrażenie, że na perfekcyjnych bicepsach jej zależy bardziej niż synowi. Obsesyjnie maca jego ciało, mierzy obwód mięśni i niezwykle krytycznie podchodzi do skromnych jej zdaniem postępów w przyroście masy.

Ta niejednoznaczna relacja matki i syna przez długi czas zdaje się filarem całej opowieści. Jedną z pierwszych scen jest bowiem ta, w której kobieta obmacuje Dawida, by sprawdzić jego mięśnie. Jest w tej scenie coś niepokojącego i nieprzyzwoitego. Z jednej strony Dawid traktowany jest jak sztuka mięsa, której walory ocenia się bezdusznie krytycznym wzrokiem. Z drugiej strony ma w sobie niezwykle silny pierwiastek erotyczny. Czuć w tym seksualną niespełnioną potrzebę.

Ta dwoistość relacji matki i syna z czasem się nieco wyjaśni. Jednak zrodzi to tylko dalsze pytania i ciekawe wątki do rozmyślań. Można więc było spokojnie poprzestać na tym aspekcie i powstałby naprawdę interesujący film. Tym bardziej, że grająca matkę Umbra Colombo doskonale potrafiła wyczuć i pokazać skomplikowany węzeł emocji i pragnień, jaki skrywała jej postać w swej duszy. 

Całą recenzję autorstwa Marcina Pietrzyka można przeczytać TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones