http://www.designyourway.net/artists/embodied-kim.jpg
http://rubat-a.deviantart.com/art/Vampire-Girl-114288846
Nie czytamy ze zrozumieniem, jak piszemy w tym samym czasie i twojego postu jeszcze nie widać, jak ja wysyłam swój.
To zrób sobie próbę, co łatwiej, pokremuj się i udaj że się golisz ostrą żyletką
(nie zwracam za chirurga plastycznego).
Dobra, koniec tematu, bo wy się na tym i tak nie znacie, a Eleo nie ma... Ona by na pewno się użaliła nad moim problemem, jako że sama łupierzyca.
Wiem, przecież od tego się zaczęło:
"Malowanie się przez wampirzyce (czy jakkolwiek chcesz na to patrzeć i to nazywać) odbywa się na poziomie bardzo podstawowym. To jest jakby wbudowane w bycie wampirzycą. Możesz to nazwać instynktem, ale to jest jeszcze bardziej podstawowe"
Aha, to jakoś tego nie doczytałam. To mi się tym bardziej nie podoba... To co mam się dać dziabnąć, żeby mi kreski równe wyszły???????
to jest konwencja bardziej Sapkowo-Pratchettowsko-kombinowana. ML był ino pretekstem.
Jak zwał tak zwał - jestem zwolenniczką klasycznej. Ale wiesz jak jest... dziś prawdziwych wampirów już nie ma..
To ci chiba jeno Ludwik zostaje, ale ten oryginalny też posiadał odbicie.
offff:
http://www.youtube.com/watch?v=40ztyqxPQSk
1. Jak się nauczysz brzytwą bez lustra, to każda kreskę sobie zrobisz z palcem w ... uchu.
2. Powtórzę, co wcześniej - to tak jakby pytać, jak Kirsten Dunst robiła sobie fryzurę słodkiej Claudii bez lustra. No, to jest po prostu podstawowe.
Ad 1. Obawiam się, że ty nie rozumiesz prawdziwego bólu
(i problemów łażenia z pociętą facjatą).
Hehehe spoko Martin, tylko tak sobie dywaguję, w końcu mam odbicie i widzę co sobie robię. Ale Landau miała świetne makijaże w całej Buffy więc mi zazdrość dupę ściska :) Ot taka miła niezobowiązująca zazdrość. A do końca tematu jeszcze tylko 40 postów zostało :D
Szczerze? Nie wiem. Ale się po sezonie 4 wkręciłam. Pierwsze 3 obejrzałam tak dla zabawy, lekkie, łatwe i przyjemne, a potem się jakoś tak zrobiło bardziej życiowo: matki mrą, niewłaściwi faceci lądują bohaterce w łóżku, praca w fastfoodzie to też praca, choć włosy śmierdzą po niej olejem - i tak jakoś dooglądałam do końca 7 sezonu...
dobre było jak po pracy polowała na cmentarzu i wąpierz marudził, że mu śmierdzi.
No właśnie takie klimaty ten serial łapie w okolicach 5 sezonu. Albo ten fantastyczny odcinek, jak jej były przyjeżdża - zawodowo spełniony, podzielająca jego zainteresowania małżonka, wszystko poukładane, ciekawe życie, a pogromczyni rzuciła studia, przerzuca hamburgery i sypia z gościem którego nienawidzi. Zaje+bisty kontrast :)
Tia. To było coś. Już czwarty sezon posiada smaczki, ale od piatego dzieje się najwiecxej. Ten ślub w obrządku demonicznym i demoniczni goście Anyi - jak się z ludźmi pobili na przyjęciu, do którego nie doszło. "circus freaks" - a to dobre.
Fajne jest to, że oni w tym serialu po prostu dorastają :) I mają nowe, nieszkolne problemy. A wąpierze i demony są dodatkowym plusem :)
Wąpierze też dorastają i zmieniają się permanentnie - taki damy na to Spike:
z głównego szwarc-charakteru poprzez poszkodowanego przez ludzi cierpiętnika a'la emo-wampir Louis aż po prawdziwego wąpierza z duszą.
tyle, że są różne wąpierze i jak znam życie i stany pośrednie: Eleo ma odbicie i jest jej z tym dobrze.
Wieeem. Można im zrobić zdjęcie, widać je na filmach video - wniosek: kamerka (jak te małe internetowo-komunikatorowe wynalazki) wyjątkowo obszerny telebim/monitor/whatever i mamy cyfrowe lustro w wersji wąpierzo-odpornej, a nasze "dziewczynki" mogą się doń pindrzyć bez problemów. c.b.d.o., ale nikomu nie chciało się ruszyć rzyci po pilota czy coś.
A propos wron,
czytać dzieciaczki sagę Martina, czytać póki czas, bo na wiosnę serial wchodzi, a widz nałyka się spoilerów i nie załapie za bardzo dlaczego autor wielkim poetą był
http://www.youtube.com/watch?v=43LW7a_NKMk
Poważnie radzę.
Pierwsza część ("Walka o tron") miała trochę drewnianego tłumacza, więc sam początek może nieco odstręczać (prolog też jest do dupy i to już z winy pisarza).
Poza tym technika pisarska Martina polega na tworzeniu każdego rozdziału z punktu widzenia jednego z kilkudziesięciu głównych bohaterów, tzw. POV-a, więc trzeba najpierw poznać i pokochać główne postacie. Ale za to po wczytaniu się...
<sześc grubych tomów znika jak sen złoty, na siódmy gryząc pazury czekają miliony, a fora puchną od domysłów i przecieków>
Ja dziś odbyłem rytualną coroczną (no, copółroczną) wizytę w bibliotece, przyjąłem pokornie opieprz, wpłaciłem 2 zł na coś tam i że nic innego nie mieli, nawet Żmii ciągle brak,
to wypożyczyłem 5 różnych Dicków.
Mam niechęć do dłuższego czasu do bibliotek, bo wszystkie starocie już wyczytałam, nowości mają mało, a "Marianny i barbarzyńców" mi nie pozwolili zawłaszczyć.
Bardzo dawno czytałem ^
pamiętam tylko, że mała książeczka, Marianna i barbarzyńcy.
Mała taka. Tylko ja ją pożyczałam regularnie co jakiś czas, nikt inny. A jak paniom zaproponowałam, że ją zgubię i dam im w zamian coś poczytniejszego dla ludu, to się obraziły.
"Marianna, córka Profesora, buntując się przeciwko skostniałej cywilizacji swojej kasty, ucieka do Barbarzyńców, gdzie odnajduje miłość... "
- i co w tym dziwnego? Toż wszystkie baby tak robią, albo chciałyby.
gdyby uciekła od Barbarzyńców do Profesorów, to by było coś.
Pewnie czujesz się jak ja, kiedy na początku ery neostrady szczęśliwie po raz pierwszy nabyłem coś przez internet ("Twierdzę" Wilsona - kult książka).
A jutro ma mi znajoma z roboty przynieść dwa dalsze tomy Millenium. Kurde, kiedy ja to wszystko?...