http://www.designyourway.net/artists/embodied-kim.jpg
http://rubat-a.deviantart.com/art/Vampire-Girl-114288846
A co tu rozumieć i kopiować? - zwykłe spostrzeżenia po filmie, raczej stąd coś później przekopiowałem tam. Pasuje mi wersja "martwa", "żywa" jest zbyt nielogiczna. Do pogrzebu ją przygotował, tylko tego nie pokazano (kawałek pokazano w przypadku Paula - generalnie zresztą przy postępowaniu z ciałami ofiar wypadków mamy tam błąd na błędzie).
Przeczytaj załączone wywiady z autorką, ewentualnie znajdź mój post pod filmem, gdzie mowa o paru nielogicznościach wersji "żywej".
Aha, podkreślam że film zrobiono tak, żeby obie wersje były prawdopodobne - dlatego właśnie w żadnej nie pokazano elementów dobitnie ją udowadniających (nikt by nie miał wątpliwości, gdyby film pokazał pełne przygotowanie jej zwłok do pogrzebu).
Ale jedna i druga wersja ma słabe punkty. Jeśli chodzi o podejście, że ona była martwa, to nie miałoby sensu robienie jej zastrzyków. Co jakiś czas robił jej te zastrzyki, a ona przecież nie miałaby już sprawnego krążenia, więc w jaki sposób to by się miało po niej rozchodzić? Poza tym tak nachalnie jeszcze ten jeden policjant przy jej narzeczonym podał nazwę substancji spowalniającej tętno itd. I dokładnie tę substancję wstrzykiwał facet z zakładu pogrzebowego. Całkiem sensowne było też to, co ktoś zauważył w jednym z tematów pod filmem, że Anna zobaczyła na pogrzebie na który poszła, że zmarły leżący w trumnie poruszył się i przez to ten grzebiący chciał ją potem uciszyć i gdy jechała samochodem wypchnął ją z drogi (mniej więcej jakoś tak wyglądał ten jej wypadek). Ponadto też tak trochę dziwnie wypada to jej chodzenie, że żadna jej część nie zostaje na stole, gdy ona z niego schodzi i jednocześnie nie ma ona problemu z poruszaniem róznymi przedmiotami. Rozumiem, że to kwestia konwencji - podejścia do tego jak się człowiek czuje po śmierci, ale no tak jakoś dziwnie to wypada - taka stuprocentowa fizyczność zmarłej osoby, która niby ma nie być fizyczna. Wiem, że można by przyjąć, że inni żywi jej tak nie widzą, ale mi chodzi o to jej poruszanie wszystkim, podnoszenie telefonu, o to, że musi mieć otwarte drzwi, żeby wyjść itd. No wszystko takie fizyczne, a ona niby niefizyczna.
Generalnie to podobałby mi się jeden i drugi pomysł - tzn. i taka historia z mordercą i taka historia o nietypowym przedstawieniu bycia po śmierci, tylko kurcze no, żeby to było do końca dopracowane. A tak jak jest jedno i drugie na raz, to tak jakby w końcu żadne nie wyszło. Według mnie lepiej zrobić po prostu dobry film niż silić się na taką wieloznaczność.
Musze lecieć, ale wstrzykuje się ciałom mnóstwo różnych rzeczy, w tym kilka litrów płynu konserwującego, który wypiera krew - właśnie w żyły szyjne (tylko że jednocześnie trzeba zrobić nacięcia w pachwinach, żeby krew uszła ze zwłok) oraz substancje zmiękczające poszczególne partie ciała, np. w szyję i twarz, żeby zwalczyć stężenie pośmiertne.
Ten specyfik w filmie wyglądał akurat na to drugie - choć, powtarzam, z błędami.
Znajdź sobie w googlach tanatopraksję - a ponieważ w przypadku Paula widać było wbijany trokar (akurat w żołądek, gdzie wysysa się treść i wstrzykuje jeszcze inny płyn), zaś w przebitkach inne przyrządy, więc wiemy że Neeson stosował przynajmniej taka uproszczoną balsamizację.
Ale ja wiem, że się różne rzeczy wtłacza do takiego ciała i różne płyny z niego "wysysa" czemu służą specjalne pompy. Tylko, że kiedy ten facet robił te zastrzyki, to były niewielkie dawki i robił je akurat w takich momentach, w których ktoś przychodził oglądać zwłoki (w tym tuż przed pogrzebem), a Anna traciła po tym przytomność. Generalnie, gdyby to były zwykłe zabiegi tego typu jak zszywanie jej rany, to dlaczego miałaby się po tym tak nagle i natychmiastowo wyłączać? No i jeszcze ta kwestia jakie ma własciwie działanie ten specyfik. Czy faktycznie takie, jak to, o którym mówił policjant, czy inne, czy może różne w zależności od tego, czy człowiek, któremu się to podaje jest żywy czy martwy (bo może używa się tego w różnych celach). Jak by się dało znaleźć do czego stosuje się ten specyfik, to to by mogło sporo wyjaśnić. Wiesz, dla mnie wizja, że to seryjny morderca także wydaje się strasznie głupia. Taki pomysł byłby bardzo ciekawy, ale gdyby cała historia wyglądała nieco inaczej, a przy przedstawieniu takim jak jest, to jakoś tak głupawo wypada. Tego wydychania pary przy oddychaniu i zaparowania luster też nie da się wyjaśnić. W sumie według mnie film by lepiej wypadł, gdyby wyrzucić gadkę policjanta o środku spowalniającym tętno, nie pokazywać etykietki środka wstrzykiwanego Annie i nie pokazywać tej pary z jej oddechu. Wtedy nie byłoby takich nachalnych ukłonów w stronę wersji "Anna żyje" i myślę, że byłoby lepiej.
Akurat gadki policjanta nie pamiętam, a jaki to środek – obczaił i szczegółowo wyjaśnił kolega Fishbon, któremu odpisałem w tamtym temacie pod filmem.
Parę na lustrach da się wyjaśnić i to aż na dwa sposoby, jeden – wszystko to wyobrażenie Ricci, postrzegamy świat z jej punktu widzenia (więc przy okazji, dawki tego środka ze strzykawki również wpływają na psychikę trupa, nie jego fizyczność, lubię takie zakręcone kwestie;), a drugi – naprawdę przeczytaj wywiady z autorką filmu, gdzie o tym mowa, są baaardzo ciekawe – to będzie jedna z obserwowanych przez mnie reżyserek od dzisiaj.
Znaczy nazwę środka i wypowiedź policjanta jak niby ten środek działa, to ja Ci moge sama podać, tylko nie wiem jakie ma zastosowanie, bo jakoś nie widzę w necie. Jak się to googluje, to wyrzuca same odwołania do tego filmu. Może i gdzieś jest też jakieś do tego środka, ale trudno odszukać wśród nawału tych pierwszych. Zobaczę jeszcze co pisze ten Fishbon, bo jak mówisz, że wyjaśnił szczegółowo, to może on cos gdzieś o tym znalazł. Czytałam tamte tematy, ale chyba nie w całości.
Co do pary to co ma ten wstrzykiwany środek do tej pary? Ten specyfik miał głównie działać na funkcje fizjologiczne, a to, że to jest oczami Ricci nie za bardzo pasuje, bo ona nie widzi tej pary w pierwszej scenie z zaparowanym lustrem. Grabarz parę wyciera, a ona jej nie zauważa, wiec nie pasuje, że to miałoby być jej wyobrażenie skoro ona tego nie widzi. W drugiej scenie, kiedy zauważa tą parę, to jest tym bardzo poruszona. Poza tym jest sporo innych elementów pokazanych - scen dziejących się poza zakresem jej wyobrażeń. Działania narzeczonego, działania chłopca, działania grabarza. Tak więc przyjęcie, że to jest widziane z jej perspektywy nie za bardzo tu pasuje.
To weź daj mi link do tych wywiadów, bo czytałam jej wypowiedzi i nie nic nie było o parze. Generalnie było, że to miało być jej rozliczenie z tematyką śmierci itp., ale w sumie nic konkretnego nie mówiła. A tamten jeden użytkownik, który twierdził, że ona wyraźnie omawia te zagadnienia i tłumaczy, że to historia o mordercy no to też na jakiejś podstawie to pisał. Tzn. też brałam pod uwagę coś takiego, że jakieś wypowiedzi źle zrozumiał, no ale nie wiem no. Jeśli drugim wytłumaczeniem tej pary są wyziewy z trupa no to zupełnie bez sensu. Mam nadzieję, że jest jakieś bardziej metafizyczne.
W każdym razie ta gadka policjanta (dziwię się, że jej nie kojarzysz, bo była aż przesadni wyeksponowana) i pokazywanie jaki grabarz wstrzykuje środek i sam fakt niewielkiej ilości tego środka, co nie pasuje do procedury balsamowania. No te szczegóły niezbyt wyszły.
Aha i nie rozumiem dlaczego na ścianie u grabarza było zdjęcie tego jej ucznia. Mogłabym przyjąć, że ten uczeń był zmarły i widoczny tylko dla niej i grabarza, no ale tak nie było, bo nawet chłopak Anny z nim rozmawiał, a sama Anna traktowała go jako ucznia długo przed śmiercią. Gdyby był on tylko duchem, to by było niemożliwe. W końcu nauczyciel jest powiadamiany o śmierci ucznia, a jeśli o niej nie wie, to dowiaduje się choćby sprawdzają listę obecności itp.
Nie no, nie wszystko widzimy z jej punktu widzenia, często też Neesona, albo obiektywnie - zauważyłem że właśnie to zmienianie planów myli zwolenników teorii "oni żyli".
Linki do wywiadów są właśnie w mojej I wypowiedzi na poprzedniej stronie.
A to na pewno było jego zdjęcie? Neeson coś wtedy mówił? W której to jest minucie?
Nie wiem czy na pewno to jego zdjęcie. Tylko o dziwo nie jestem jedyna osobą, która pomyślała, że to ten sam chłopiec - ten na zdjęciu i ten uczeń. Tak więc trochę to dziwne.
A co do linków, to aha - to ten artykulik na filmwebie czytałam i niezbyt cos wyjaśnia, natomiast tego w Wysokich obcasach nie czytałam, więc może tam jeszcze znajdę cos ciekawego.
Poszukałam tego Hydronium Bromide w skrócie hydrobromide (chyba, bo nie wiem czy na pewno) tyle, że jest pewien problem, bo nie widzę samego hydrobromide tylko jak googluje to jest zawsze w połączeniu z jeszcze czymś podobnie jak normalnie nie ma samego bromku tylko jest bromek tego czy tamtego. To zresztą chyba znaczy dokładnie bromek. W takiej sytuacji nie można powiedzieć, że na pewno daje to taki czy inny efekt, bo zależy od tego czego jest to bromek. No i jak tak patrzę przykładowe rzeczy z hydrobromide, to trafiłam na berotec na przykład. To jest przeciw astmatyczne i faktycznie przy przedawkowaniu może zabić, ale wtedy niesamowicie wzrasta tętno i dostaje się drgawek (wiem, bo kiedyś sama przedawkowałam, bo chciałam spróbować jak to działa i czy będzie mi się lepiej po tym oddychać, a nie wiedziałam, że nie można sobie tym psiknąć parę razy). Inne bromki działają na pewno inaczej, ale dlaczego w takim razie policjant mówi cytuję:"Hydronium bromide paraliżuje ciało i prawie zatrzymuje pracę serca."? No i czy w ogóle może być samo Hydronium bromide? Ten Fishbon w ogóle nazywa to kwasem, co sprawia, że jego wypowiedź już trochę wydaje mi się podejrzana (w sensie stwarza to wątpliwości co do prawdziwości jego stwierdzeń). Następna sprawa jest taka, że stężenie pośmiertne następuje ze dwie godziny po śmierci, ale potem ustępuje (w tej chwili nie pamiętam jak szybko, ale chyba w ciągu 2 dni). W tej sytuacji gdyby ten środek miał służyć usunięciu stężenia pośmiertnego, to jego użycie po tym jak owo stężenie samoczynnie ustąpiło nie ma sensu. Z kolei jeśli danym środkiem da się usunąć stężenie pośmiertne, to nie sądzę by ono potem nawracało i by trzeba było używać następnych dawek. Ponadto kluczową sprawą jest to jak by ten środek miał się rozprowadzić po ciele Anny kiedy nie miała już krążenia. Początkowo nie ma pokazanych żadnych innych zabiegów na jej ciele, więc jakieś rozprowadzanie go sztucznym krązeniem nie wchodzi w grę zwłaszcza, że on to podaje po prostu w zastrzyku, a nie wstrzykuje do jakiejś rurki do niej podłączonej. Gdyby nawet udawać, że to stężenie utrzymywało się przez wszystkie dni, kiedy tam leżała, mimo tych jego zastrzyków, co już jest jakieś dziwne, to po co było już po ułożeniu Anny w trumnie - kiedy całe jej ciało było ostatecznie poukładane - po co by było likwidować stężenie i dawać jej kolejny zastrzyk? To bez sensu. No i w dodatku ona za każdym razem traci przytomność po tych zastrzykach (powiedzmy, że jej "duch" traci przytomność/świadomość - tylko niby dlaczego?).
Nie wiem czy ten Fishbon pisząc o zastosowaniu tego środka nie zacytował po prostu wypowiedzi z filmu, bo grabarz właśnie w ten sposób opisuje Annie działanie tego specyfiku.
No w sumie jest podobny temat tylko, że hmm nie wiem na ile co ujawniać jak jeszcze nie obejrzałeś. Aczkolwiek tam nie ma właściwie znaczenia w którym się jest momencie - na końcu - czy na początku (chodzi mi o After.Life), bo i tak nie wiadomo czy ta dziewczyna żyje czy nie. Nawet jak będziesz to oglądać z tą świadomością, żeby to właśnie badać, to będzie ciekawiej. Tak myślę. No, ale nie wiem.
A "Stay" jest bardzo dobrze zrobione. Mi się podoba. I "Wiem, kto mnie zabił" też właśnie jest podobne. Znaczy bardziej w sumie do "Stay". Jeszcze z takich "dziwactw" "okołotematycznych" jest "Slipstream". "Opowieści o dwóch siostrach" w końcu nie obejrzałam choć zaczęłam. Muszę to kiedyś obejrzeć, ale jakoś mam małą cierpliwość do tych azjatyckich produkcji.
Ale tam szło o to, że łączyłeś czy nawet utożsamiałeś satanizm z szamanizmem. To przecież bez sensu. To tak jakby np. pisać, że w buddyzmie czci się szatana. O tego typu tekst tam chodziło. Na tym polegał cały "spór", a nie na jakichś niewinnych przeskokach między mitami.
Akurat nie o to głównie chodziło, a o utożsamianiu nawet mowy być nie może, ale łączyć łączyłem i łączę, czemu nie? – wszystkie działania, podczas których ludzie zwracają się do sił pierwotnych lub bytów demonicznych, mają wspólne elementy. Mają też wspólne korzenie, bo w Europie – w przeciwieństwie do prymitywnych religii szamanistycznych w innych częściach świata – nie przetrwały nigdzie pierwotne wierzenia, więc wszelkie "czarostwa", "wikki" itp. narodziły się na gruncie średniowiecznych sekt satanistycznych lub ezoterycznych (a na tych się akurat trochę znam). Dopiero w XVIII-XX wieku, dzięki rozwojowi wiedzy – paradoksalnie – naukowej, podczepiły się pod dawne wierzenia celtyckie, germańskie i słowiańskie, gdyż wcześniej były one w Europie zapomniane i w całości nikomu nieznane. Zostały odtworzone z resztek obyczajów i okruchów źródeł dopiero wraz z rozwojem nowoczesnej nauki. Plus doszły prymitywne i zwulgaryzowane idee przywiezione ze Wschodu przez różne żałosne postacie typu Bławatska. Przykro mi, ale taka jest właśnie prawdziwa historia twojego "szamanizmu" w Europie i białego w Stanach (czyli na gruncie całej cywilizacji euroatlantyckiej).
Po drugie – "duchowość" i "ezoteryczność" wyznawców jakiejś wikki jest dla mnie bez sensu, jeśli nie posiada solidnej podbudowy teoretycznej, czyli wskazania np. kim jesteśmy, co jest pod i nad nami, jaki jest cel i budowa świata, kto to wszystko stworzył i kto tym burdelem zarządza oraz po co? I dlaczego skonstruowano wszystko tak dziwnie, zezwalając na tyle zła i cierpienia? Na to, niestety, próbują dawać nie-naiwne odpowiedzi tylko duże i poważne religie (plus z racji swojej specyfiki gnoza), a nie jakieś prymitywne lub synkretyczne prądy ezoteryczne.
No nie za bardzo. Szamanizm oparty jest na pogańskich wierzeniach słowiańskich lub jest po prostu czystym przedłużeniem szamanizmu indiańskiego. W jednym i drugim przypadku nie ma powiązań z satanizmem, bo idea szatana wytworzyła się na wschodzie (stamtąd przeszła na zachód). Sam satanizm jest tworem dość dziwnym, bo w popularnym rozumieniu ma to być przeciwstawienie się Bogu i duchowości świata. Skupienie się na fizyczności. Natomiast szamanizm przykłada wielka wagę do duchowych aspektów człowieka i świata, praktycznie opiera się na ich istnieniu, więc tym samym stoi w sprzeczności z satanizmem.
I widzisz zarzucasz mi, że ja jestem jakaś agresywna w dyskusji, albo, że nie umiem dyskutować, a w tej chwili wypowiadasz się na temat faktycznie Ci nieznany. Masz pewne domysły, którymi łączysz, to w czym kompletnie się nie orientujesz czyli szamanizm z tym, co wydaje Ci się (wydaje lub jest) znajome/znane i na końcu stwierdzasz: "Przykro mi, ale taka jest właśnie prawdziwa historia twojego "szamanizmu"". No jednak nie jest, bo widać z tego, że naprawdę nie masz pojęcia o szamanizmie. To nie jest kwestia mojej złośliwości tylko po prostu sam to w tej chwili wykazałeś pisząc powyższy tekst.
I teraz odnośnie drugiego akapitu - jak możesz pisać, że coś jest dla Ciebie bez sensu w sytuacji, gdy tego nie znasz lub/i nie rozumiesz? Piszesz, że te dziedziny wiedzy nie zawierają pewnych elementów, podczas, gdy akurat faktycznie one o nich traktują. Po co o tym piszesz skoro zupełnie nic nie wiesz na ten temat? I to samo odnośnie teozofii. To jest bardzo ciekawa nauka zajmująca się właśnie budową świata w całej rozciągłości czyli z uwzględnieniem wszelkich subtelniejszych wymiarów, których konwencjonalne nauki typu fizyka, medycyna, czy biologia nie zgłębiają, bo są dużo bardziej ograniczone. Teozofia zawiera wiedzę zawartą w różnych religiach i jeszcze więcej (dodatkowe informacje). Rozumiem, że taka teozofia może Cię nie interesować czy odrzucać ze względu na to, że jednak jest to mocno skomplikowana nauka i chyba nie da rady nawet jej liznąć bez pewnych doświadczeń empirycznych. No, ale jak się na czymś nie znasz, to nie pisz, że to coś - ta nauka - nie zajmuje się tym czym faktycznie się zajmuje. I uznawanie za żałosne czegoś, czego się nie rozumie też nie jest zbyt rozsądne.
I zrozum, że ja się tu nie obrażam, bo nie mam o co. Fakt, że nie znasz się na tym, co mnie interesuje nie uwłacza tej dziedzinie wiedzy i tak samo i mi nie uwłacza. Ja po prostu stwierdzam fakty. Jeśli widzisz w czymś takim kłótnie, to jakaś potencjalna złość czy inne emocje towarzyszące kłótni są jedynie Twoim udziałem.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że potrafię być złośliwa i gdy jestem, to robię to świadomie, ale w tym przypadku w ogóle nie ma mowy o jakiejś złośliwości z mojej strony.
Eleo, nie jest czystym przedłużeniem, bo mówię ci - wierzenia słowiańskie w naturze nie przetrwały (już z celtyckich sporo więcej, ale też strzępki, nigdzie całość).
A indiańskie, czy huna stały się w Europie znane i popularne dopiero w XX wieku.
Tymczasem wszystkie liczące się ruchy mają korzenie co najmniej średniowieczne (łącznie z wiccą) i wtedy już od setek lat istniał szatan jak najbardziej "zachodni", wcale nie "wschodni" ;)
I bardzo się cieszę, że nie jesteś w ogóle ani troszeczkę złośliwa, bo akurat na tym o czym wyżej piszę od strony historycznej znam się nieźle - historia ruchów i prądów religijnych i filozoficznych to dziedzina zawsze mi bliska (w teozofii też jestem wystarczająco zorientowany – Eleo, ja nie atakuję jej założycielki za poglądy, tylko za zwulgaryzowanie rzeczy, w które sam częściowo wierzę, np. mam wielki szacunek dla tradycji hermetycznej i gnostyckiej, więc taka Bławatska jest dla mnie jak... powiedzmy jak kwiatek do kożucha).
Nie znam się tylko na szczegółach współczesnych sekt białych ludzi, bo jest już tego dziadostwa za dużo i nie zwracam uwagi na nowe - gdzieś tak od przedwojnia licząc.
Proszę bardzo, przedstaw mi eschatologię i teodyceę jakiejś wikki, czy podobnego ruchu, a wtedy pogadamy (o ile będzie powaznie o czym).
I na koniec – uśmiejesz się, ale posiadam pewne doświadczenia empiryczne ;). Dlatego właśnie szukam (na razie jestem absolutnie pewien tylko tego, że istniejemy po śmierci i w zasadzie na 100% niczego więcej).
Nawiasem mówiąc w kolejnej książce Alexa, którą sobie wczoraj przypomniałem (Mikka wie, o co chodzi) została w delikatny i subtelny sposób obśmiana "teozofia wyzwolona" ;D
No i co w związku z tym? Istnieje jakakolwiek filozofia, nauka, religia czy ruch, który nie zostałby przez kogoś wyśmiany?
Nic, tak sobie przypomniałem - tyle najwyżej, że to bardzo inteligentny człowiek pisał.
A założycielka ruchu była oszustką (łapano ją na oszukanych seansach spiryt.) i mitomanką - o tym akurat wszyscy od dawna piszą.
Martin, spróbuj trochę uważniej czytać no, bo jak tak robisz jak teraz, to trzeba potem po dwa albo i więcej razy to samo pisać. Napisałam cytuję: "Szamanizm oparty jest na pogańskich wierzeniach słowiańskich lub jest po prostu czystym przedłużeniem szamanizmu indiańskiego". Nie napisałam, że jest przedłużeniem słowiańskich wierzeń. Pisałam o różnych nurtach szamanizmu. Czytaj ze zrozumieniem. Druga sprawa. Piszesz teraz o Europie tak jakby szamanizm nie był pojęciem bardzo złożonym i jakbyś uznawał tylko jeden rodzaj szamanizmu - wyznawany w Europie. A kiedy porusza się tematykę szamanizmu, to w dużej mierze chodzi właśnie o ten rdzenny będący kontynuacją wierzeń Indian występujący przede wszystkim w Ameryce. Nie jako jakis nowy ruch powstały po naniesieniu tam idei związanych z szatanem czy samym chrześcijaństwem, tylko jako kontynuacja religii Indian. Szamanizm jest przecież także w Afryce, ale pisząc post wyżej specjalnie pisałam o Europie i Ameryce, bo chodziło mi o podkreślenie szamanizmu na zachodzie. Co do wicci to ustaliliśmy już pod tamtym poprzednim tematem, że nie masz o niej pojęcia, więc nie wiem dlaczego teraz piszesz tak jakbyś niby się orientował co i jak. Nie jest wstydem nie interesować się daną dziedziną wiedzy.
Nie uśmieję się, bo biorąc pod uwagę, to co piszesz w postach trudno uwierzyć, że masz takowe doświadczenie.
Eleo, please, nie czepiaj się słówka "czystym", tylko zwróć uwagę na sens - obecnie mówimy o tym, skąd się wzięły u nas takie ruchy.
I naprawdę, zanim zaczniesz innym zarzucać brak czytania ze zrozumieniem, spróbuj sama odnosić się do tego, co ktoś napisał, a nie wkładać mu w usta swoje pomysły ("piszesz jakbyś uznawał tylko jeden rodzaj szamanizmu - wyznawany w Europie" - no proszę Cię! Czy ja naprawdę o tym mówiłem? Taki jest sens mojego poprzedniego postu? Wygląda na to, jakbyś przeczytała go najwyżej do połowy, a i to z własnym nastawieniem.).
A mowa ostatnio o sz. europejskim (szerzej euroatlantyckim), bo Ty o takim wcześniej pisałaś, zaś w tamtym temacie zaczęło się w ogóle od wikki. Więc jeszcze raz powtórzę to samo - naturalne religie szamanistyczne w świecie to jedno, a wtórne sekty w Europie to zupełnie coś innego.
2. Wszystkie ruchy związane z czarostwem w USA dotarły tam najpierw z Europy i mają korzenie takie same, jak nasze (czyli powtarzam – satanistyczne lub ezoteryczne), a dopiero potem - stosunkowo niedawno, najwyżej jakieś 100-120 lat temu, zainteresowały się wierzeniami Indian. Co z kolei wtórnie wróciło znów do Europy.
3. Widać wyraźnie że o historii i genezie poglądów filozoficzno-religijnych masz mętne pojęcie. W czym właśnie nic złego, tylko po co się w takim przypadku upierać?
... i 4. podobnie nie jest żadnym wstydem nie wiedzieć zbyt wiele o wicca. Napiszę raz jeszcze - wiem od strony historycznej skąd się to wzięło i mam to z grubsza sklasyfikowane, może i błędnie, kto wie? Natomiast nigdy się w to nie zagłębiałem.
Dlatego właśnie wyżej prosiłem o konkrety eschatologiczne ruchu wicca (najlepiej według wyszczególnienia jeszcze wyżej pytań - nie obrzędy, nie kontrowersje, bo tego wszędzie pełno, tylko logiczną konstrukcję teologiczną całości) - żebyśmy nie gadali jak ślepy z głuchym. A Ty pod byle pozorem unikasz odpowiedzi.
Doświadczenia - w znaczeniu paranormalne. I wyobraź sobie, że bywają one bardzo różne oraz czasami zupełnie spontaniczne, bez żadnego mieszania w czakrach ;) Ja zaczynam mieć poważne wątpliwości co do Twoich – bo wypisujesz straszne głupoty teoretyczne i nigdy żadnych konkretów.
Nie Martin, ja pisałam o szamanizmie, a nie o tym skąd się u nas (w Polsce? w Europie?) wzięły jakieś ruchy. Problem w dyskusjach z Tobą polega na tym, że nie zwracasz zbyt dużej uwagi na to o czym ktoś pisze, załapujesz jakiś fragment i rozwijasz wypowiedź w luźny sposób dotyczącą tego fragmentu, a głównie zbudowaną z tego, co chcesz w danej chwili napisać (na zasadzie czerpania satysfakcji z możliwości wypowiadania się/słuchania swego głosu - w przypadku pisanej dyskusji, to oczywiście w przenośni), a masz okazję spotykając się z tym chwilowym cudzym zainteresowaniem.
Równocześnie i w sumie w związku z tym (bo jedno drugie napędza) zamiast skończyć wymianę zdań na dany temat zaczynasz poruszać nowe tematy. Tak jakbyś uważał, że dany temat można już zamknąć, bo napisałeś odnośnie niego niewiele, ale wszystko co chciałeś i tyle Ci wystarcza. Miałeś publikę, więc fakt, że ktoś inny ma na ten temat coś innego do powiedzenia nie ma już znaczenia. I jest to maniera niezwykle irytująca dlatego, że człowiek uwikłany w dyskusję z Tobą odruchowo myśląc, że ma to być dyskusja czyli wymiana zdań obu stron, po paru postach nie wie już po prostu w co ręce włożyć, bo dokańczanie wszystkich rozpoczętych wątków zajęłoby kilometry tekstu i ogromnie dużo czasu. A i tak w sumie wie sie w takiej sytuacji doskonale, że to, co się pisze i tak pisze sie w próżnię, bo nie widać, żebyś przykładał do tych treści większą uwagę w sytuacji, gdy ciągle piszesz o czymś innym. Generalnie jedyne fragmenty faktycznie przykuwające Twój wzrok, to te, które dotyczą Twojej osoby, więc może ten wpis przeczytasz faktycznie uważnie.
Co do kontynuowania wątków dyskusji po prostu wykazujesz jakiś taki brak koncentracji, brak umiejętności skupienia się na czymś na dłużej niż małą chwilę. Wcale nie twierdzę, że przechodzenie z jednego tematu na drugi czy podążanie drogą skojarzeń nie jest fajne, bo sama to lubię i robię (mimo, że oczywiście sugerowałeś mi, że tego nie lubię i nie stosuję, bo wiesz przecież lepiej :) ). Problem jednak w tym, że nie ma to wielkiego sensu, kiedy po drodze mija się tylko te zagadnienia i nad żadnym na chwilę się nie przystaje. Jednocześnie uwielbiasz wyciągać niesamowicie rozległe wnioski z jednego zdania cudzej wypowiedzi. Odkręcanie tych wniosków - konfrontowanie ich z prawdą - prawdziwymi poglądami, jakie się ma - jest po prostu makabrą, bo wymaga niesamowicie wiele pracy. I zresztą nawet kiedy Ci się napisze, co naprawdę się uważa, to Ty i tak dalej brniesz w atakowaniu za poglądy, których się nie wyznaje, ale w Twoim umyśle zostały już one przypisane do tej danej osoby i nie ma absolutnie żadnego znaczenia jak wygląda rzeczywistość.
Napisałeś mi wcześniej, że w tamtym temacie pod "Czerwonym smokiem" wywołałam kłótnie. Ja tam widziałam jedynie różnicę zdań co do tego czy szamanizm jest związany z satanizmem czy nie. Nadal uważam, że wiązanie jednego z drugim jest bzdurą, ale wcale nie miałam ochoty kłócić się z Tobą o to, natomiast Ty teraz znowu to wywlekłeś i wcale nie w pokojowej formie i ponieważ nie umiesz sensownie uargumentować jak niby wierzenia Indian, które są szamanizmem, miałyby się łączyć z satanizmem, który jest zdecydowanie bardziej filozofią niż religią, to usiłujesz przeskoczyć na omawianie jakichś ruchów "u nas". Za chwilę w ogóle nie będzie mowy o satanizmie i jeszcze zaczniesz mi wmawiać, że to ja się kłócę i że ja rozpętałam całą dyskusję.
Jednocześnie oczywiście bez oporów wplatasz we wszystko głupawo brzmiące uwagi mające być przytykami pod moim adresem. Mimo, że niby to ja jestem kłótliwa, a Ty się tak starasz, żeby wszelkie wymiany zdań były dalekie od złośliwości. Rany, Martin... jak coś Ci wychodzi w zakresie jakichś doświadczeń paranormalnych, to przysłowiowe good for you. A skoro czakry dla Ciebie są nadal czymś niesamowitym w co jedynie można wierzyć lub nie, to no cóż... Ja bym się tym nie chwaliła. Ty uważasz, że jest to powód do dumy, więc ok, pisz o tym. W moich oczach w ten sposób się ośmieszasz ze względu na brak orientacji w poruszanej tematyce, ignorancję, naiwność i przede wszystkim niezwykłą, a nieuzasadnioną dumę z siebie i pogardę dla innych. I nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że usiłując nawiązać do rozmów na jakieś tematy związane z tematyką paranormalną, nie chcesz wcale poznać moich opinii, a złapać mnie na jakimś błędzie, by móc mnie jakoś ośmieszyć. To naprawdę cholernie widać mimo, że świadomie unikam nawet niewielkiego zagłębiania się w te tematy, więc trudno o zaistnienie takich sytuacji. Dla mnie to jest po prostu chore, żeby tak robić. Niby grzecznie, boczkiem, boczkiem... startujesz do jakiegoś tematu, by potem triumfalnie stwierdzić, że piszę głupoty, a Ty się na wszystkim znasz :) No kurde, Martin... Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego jak dziecinne i ośmieszające są takie zachowania?
I tak w ogóle ja przecież nie twierdzę, że wszystko wiem na jakiś temat. Nie chcę z Tobą rozmawiać na tematy związane np. z teozofią właśnie dlatego, że wiem jaki masz styl rozmawiania. Wiem, że wcale nie jesteś zainteresowany tym, co wiem, albo co uważam/w co wierzę, tylko szukasz publiki dla swoich wywodów, a ja najzwyczajniej nie jestem zainteresowana Twoimi wywodami, ani też nie będę czerpać przyjemności z Twojego pouczania. Przecież Ty teraz pokazałeś, że tylko dlatego, że nie czujesz czakr, to już jesteś gotów zacząć mnie pouczać, że one nie istnieją. Nie ma nic złego w ich nie czuciu, ale co ja niby miałabym zrobić, żeby grzecznie wypełniać Twoją wolę? Wydłubać je sobie? :) Przecież się nie da. To nie ręka, którą można odciąć. I wiesz co, przypomnę Ci jeszcze, że jakiś czas temu, gdy poruszaliśmy tematy śmierci wcale nie byłeś przekonany o istnieniu po śmierci. Teraz masz inne zdanie. Co to znaczy? Dokładnie tyle, że człowiek się rozwija, zmienia, zmieniają się jego poglądy czy nastawienie do czegoś. Jeśli o mnie chodzi, to w tej chwili np. mam nieco inne spojrzenie na to czy może się człowiekowi wydawać po śmierci, że dalej żyje. Wcześniej uważałam to za wykluczone, teraz stwierdziłam, że jednak jest możliwe. Nie będę się zagłębiać dlaczego itd. Rzecz w tym, że tak naprawdę wcale nie wiesz jakie mam poglądy i jednocześnie dziecinnie się podniecasz nowo nabytym poznaniem czy zrozumieniem czegoś, kompletnie zapominając, że gdybyś spotkał siebie sprzed np. roku, to sam byś się z sobą pokłócił i wyszydził swoje własne wypowiedzi.
I wracając do cudu dyskusji z Tobą - powiedzmy sobie wprost - Ty wcale nie chcesz poznać cudzych poglądów na jakikolwiek temat. Ty chcesz wywołać wymianę zdań, żeby móc wygłosić swoje zdanie, żeby "słuchać własnego głosu". Kiedy ktoś usiłuje bronić swoich poglądów choćby tak prywatnych jak w ogóle określenie czy coś popiera czy nie, zaczynasz najzwyczajniej w świecie bezczelnie atakować i narzucać swoje zdanie - wmawiać, że się coś potępia nawet jeśli faktycznie się to popiera.
Naprawdę nie widzę sensu w tej rozmowie, bo nie ma kontynuacji między powyższymi postami. Usiłujesz się mnie czepiać, a gdybyś faktycznie miał odpowiedzieć na mój poprzedni post uzasadniając swoje poglądy, to powinieneś wyjaśnić na jakiej zasadzie widzisz powiązanie między wierzeniami/religią Indian (rdzennymi wierzeniami, nie jakimiś tam zapożyczeniami, zwrotnymi falami itd.), a satanizmem, który w zasadzie jest filozofią, a nie religią. Wypowiedź na ten temat byłaby faktyczną kontynuacją rozmowy i odpowiedzią na mój wpis. W dodatku pomieszało Ci się co w mojej wypowiedzi dotyczyło szamanizmu, a co teozofii i we właściwy sobie sposób powyższym postem rozpoczynasz kolejne wątki dyskusji bez kontynuowania i zakończenia rozpoczętych wcześniej.
I zrozum też, że widać w tych powyższych postach niezwykle wyraźnie, że bardzo chciałeś rozpętać tę dyskusję i naiwnością jest myśleć, że te wcześniejsze wzmianki o tym jak to unikasz kłótni, to niby próba jakiegoś osiągnięcia porozumienia czy czegoś w tym stylu. Oczywiście już dawno powinnam się nauczyć, że w tych rozmowach chodzi jedynie o Twoje zaspokojenie możliwością toczenia wywodów, a moja rola ma się jedynie ograniczać do chłonącej Twoje wpisy publiki. Znajdź sobie inną ofiarę do tej roli, bo ja rezygnuję.
I ja też sensu już nie widzę – wszystkie powyższe zarzuty, które z takim namaszczeniem wypisałaś, odnoszą się właśnie do Ciebie.
Ja napisałem tu naprawdę niewiele, naprawdę po polsku i zupełnie nie pojmuję, jak można paru prostych uwag nie rozumieć i zamieniać w takie coś, jak powyżej. Co łączy satanizm z szamanizmem w kultach europejskich napisałem ci – z powodu Twego właśnie wydziwiania i zmieniania wątków co chwila – chyba ze trzy razy, chociaż powinno wystarczyć raz i chociaż wcale mnie ten problem specjalnie nie interesuje. A nawiązanie do historii jest konieczne, skoro nie dostrzegasz i negujesz ich oczywiste związki, dziejowe właśnie - i jest NA TEMAT, na dodatek trwa od paru postów, czego chyba w ogóle nie raczyłaś zauważyć. Jednocześnie z nonszalancją zarzucając innym nieuważne czytanie.
Gdybyś zwyczajnie się z czymś nie zgodziła i przytoczyła jakieś argumenty... ale nie – 1. konkrety odbijają się od Ciebie, jak od ściany, po prostu pomijasz lub bezsensownie przeinaczasz wszystko, co ci nie pasuje do obrazu świata i 2. jak zwykle musisz pół postu poświecić na wytykanie innym tego, w czym sama celujesz. Poprawka, w sumie cały post.
Do tego często sprawiasz wrażenie, jakbyś zapominała motywy, które sama poruszyłaś i masz pretensje, że ktoś do nich nawiązał – co jest rzekomo nie na temat i oznacza brak koncentracji. Wskazywanie faktów na poparcie danego zdania odbierasz jako pouczanie, albo wręcz jakieś patologiczne "szukanie publiki". Na dodatek wszędzie widzisz zamach na siebie, pogardę, wyśmiewanie, Jezu... następnym razem mi napiszesz, że Ci rodzinę wymordowałem (i to na przykładzie czakr, do których mam stosunek zupełnie neutralny, a zapewne miałbym pozytywny, gdybyś nie jeżyła się na każdą wzmiankę – mój błąd, że w ogóle żartobliwie użyłem tego słowa w ostatnim poście, ale spowodowane jest to Twoim sposobem pisania – jeśli zaczynasz wypowiedź od "spróbuj trochę uważniej czytać... bo trzeba potem po dwa albo i więcej razy to samo pisać", zaś kończysz jakimiś dziwnymi zarzutami - to nie dziw się potem, że KAŻDY dyskutant również ci coś wytknie; spróbuj tylko przeczytać ponownie tę lub tamtą "dyskusję" od początku, a zauważysz może wreszcie, że zawsze PIERWSZA zaczynasz takie słowne przepychanki nieprzyjemnymi zwrotami w stosunku do rozmówcy).
Mów sobie, co chcesz, ja podtrzymuję zawsze to samo – wolałbym rozmawiać o konkretach, niż udowadniać jaki to adwersarz jest głupi i złośliwy, ale z Tobą w pewnym tematach się po prostu nie da. I niestety, ale musisz wreszcie kiedyś zrozumieć, że coś co dla Ciebie jest "święte" nie musi być takie dla wszystkich i każdy ma prawo z czymś się nie zgodzić lub z czegoś zażartować (i to wcale nie musi oznaczać jakiegoś negatywnego nastawienia). Można wtedy najwyżej próbować przekonywać do swoich racji... pod warunkiem, że się potrafi i ma się czym.
Co do satanizmu, to powtarzam jeszcze raz, że jakby nie było jest to filozofia, więc ciężko to w ogóle zrównywać z religią. Moje pytanie o powiązania z szamanizmem Indian było konkretne i oczywiście nie doczekało się Twojej odpowiedzi, ale to już nie ma znaczenia, bo mnie naprawdę nie przeszkadza (w przeciwieństwie do Ciebie), że masz co do tego inne zdanie. Co do innych rodzajów szamanizmu to także mają się nijak do satanizmu i nie wiem jakim cudem wydaje Ci się, że są jakieś historyczne podstawy do łączenia tego, ale zadowolę się tym, że masz tą swoją wiarę i przekonanie. I byłoby fajnie, gdybyś Ty umiał zrobić podobnie w stosunku do mnie. Nie ja wracałam do tych kwestii tutaj tylko Ty, czyli ten, który to niby usiłuje unikać konfliktów i któremu nie zależy na przekonaniu drugiej osoby za wszelką cenę.
Co do konkretów w Twoich wypowiedziach, to też jest to raczej zaawansowana fantazja. Twoje rozmowy ze mną polegają w dużej mierze na wygłaszania krótkich "prawd" z Twojej strony, jeśli w ogóle argumentowanych, to zwykle w naprawdę odleciany lub/i ogólnikowy sposób i zwykle bardziej na zasadzie, że cos Ci się kojarzy, więc tak pewnie lub wręcz na pewno jest, niż na zasadzie przytaczania faktycznie obiektywnych argumentów, które by mogły być prawdziwymi dla każdego, a nie tylko dla kogoś, kto w nie po prostu uwierzy, bo ma podobne do Twoich skojarzenia.
I niestety nie widzę wszędzie zamachu na mnie, ani żadnej pogardy. Po prostu wyżej nie ukrywałeś, jak czyniłeś to wcześniej, że kiedy mnie pytasz o jakieś kwestie związane z teozofią i tematami pokrewnymi, to wcale nie z chęci poznania mojego światopoglądu. Widzisz, w swojej naiwności myślałam wcześniej, że jesteś po prostu miły i normalnie po koleżeńsku zainteresowany tym jak coś postrzegam i że z tego właśnie wynikają tego typu pytania. Co więcej przychodziło mi nawet do głowy coś takiego, że momentami przejawiasz cos na kształt troski o koleżankę (mnie) i to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu i kiedy rozmawialiśmy o samobójstwach, że np. martwisz się o mnie. Zrozum, odbierałam to jako bycie miłym z Twojej strony. Nie było mowy o żadnym poczucia zagrożenia, które mi teraz tak dzielnie wmawiasz jako tak typowe dla mnie i w kółko odczuwane. A kiedy pisałam Ci, że nie chcę się zagłębiac w tematy związane z teozofią i jakieś pokrewne, bo jest to trudne do opisywania terminologią świata fizycznego i jednocześnie jest to dla mnie tematyka bardzo ważna i osobista i chcę to mieć dla siebie - bez ingerencji np. cudzych ocen (a szczególnie Twoich) w tej mój prywatny ważny "świat", to myślałam, że jednak mi wierzysz, bo to była przecież szczera prawda. Mógłbyś nie rozumieć takiego stanowiska, bo wynika przecież z indywidualnych potrzeb, ale nie pomyślałam nigdy wcześniej, że w nie nie wierzysz. Natomiast teraz dowiaduję się, że według Ciebie, to były wykręty z mojej strony, bo chciałam ukryć brak wiedzy na jakiś temat. Tak jakby wszyscy ludzie mieli potrzebę wymądrzania się. Rozczaruję Cię Martin, bo ja jej nie mam. I tym bardziej rozczaruję, bo widzę jak bardzo dla Ciebie jest to niezrozumiałe - nie mieć takiej potrzeby. I mów co chcesz, ale jest strasznie widoczne, że chciałeś się teraz pochwalić swoimi "osiągnięciami". Tylko dlaczego, skoro już tak chciałeś, to nie zrobiłeś tego ot tak po prostu? W normalny szczery sposób. Dlaczego tak Cię ciągnie do tworzenia sytuacji, w której mógłbyś pokazać, że jesteś od kogoś lepszy, mądrzejszy, lepiej sobie radzisz? Wyszła z Ciebie po prostu czysta kanalia i tyle. I w sumie naprawdę się cieszę, że tak wyszło, bo niepotrzebnie wcześniej traktowałam takie gesty z Twojej strony jak właśnie miłe zainteresowanie moimi poglądami, jako normalne, zdrowe i sympatyczne koleżeńskie odruchy. Teraz mam jasność sytuacji i jest dużo lepiej, bo już nie będę tracić czasu na tą relację (gdyby miała inne podstawy rzecz jasna nie byłoby to stratą czasu). Dla mnie to wręcz wyzwalające i zdecydowanie pozytywne, czyli mimo, że prawda okazała się nieprzyjemna pod względem tego jaki masz do mnie stosunek, to jednak jest najlepsza i przy spojrzeniu ogólnym dużo przyjemniejsza niż wiara w koleżeńskie pozory. Z tymże mimo, że teraz wiem jak to naprawdę wygląda, to wcale nie czuję się zagrożona i w sumie nie rozumiem dlaczego miałabym się tak czuć. Czym Ty mi niby zagrażasz??
I jeszcze odnośnie moich poglądów, które uważasz za głupawe, to najlepsze w tym wszystkim jest to, że przez to, że nie chciałam z Tobą o takich rzeczach rozmawiać, to najzwyczajniej nie masz w ogóle na podstawie czego domyślać się jakie mam poglądy. Może i są głupawe, ale i tak Tobie nieznane. Natomiast to, co w ten sposób oceniłeś, to poglądy, które wymyśliłeś, że ja mam.
Co do czakr, to Twój stosunek do nich zależy ode mnie?? Napisałeś: "i to na przykładzie czakr, do których mam stosunek zupełnie neutralny, a zapewne miałbym pozytywny, gdybyś nie jeżyła się na każdą wzmiankę". I Ty się dziwisz, że ktoś Cię odbiera jako dziwnego? I w ogóle kiedy wcześniej była jakaś wzmianka o czakrach, nie mówiąc już o tym jeżeniu? Przecież w ogóle nie rozmawiamy o czakrach. I jeszcze stwierdzenie, że napisałeś tamten fragment żartobliwie :) To nie było żartobliwe. Choć pewnie nie uwierzysz, to dostrzegam żartobliwość nawet szydzących ze mnie tekstów, o ile faktycznie są żartobliwe. Ale to co napisałeś miało postać dziecinnego przechwalania się. Tak jakbym ja kiedyś twierdziła, że do wychodzenia z ciała czy czegoś innego trzeba czuć czakry, a Ty mnie przyłapałeś na ściemnianiu i wiesz to, czego ja nie wiem i... chyba powinnam czuć się obnażona i zazdrosna, czy jak? Ty myślisz, że ja tak uważam, no nie? Bo przecież w innej sytuacji byś tego nie napisał. Nie łatwiej czasem spytać o to jakie mam poglądy w stosunku do konkretnej rzeczy niż je wymyślać, a potem atakować, albo niby żartować na ich temat? Potem dochodzi do takich sytuacji, że myślisz, że żartujesz z moich wierzeń/poglądów, a tak naprawdę żartujesz z poglądów, które sam wymyśliłeś i które nie mają ze mną nic wspólnego.
I następnie piszesz mi: "nie dziw się potem, że KAŻDY dyskutant również ci coś wytknie" tyle, że jakoś nie KAŻDY dyskutant mi coś wytyka, a jeśli taka sytuacja - wytykanie - w ogóle się zdarzy (a nie twierdzę, że w ogóle się nie zdarza), to nie ma to takiej postaci jak to, co Ty zrobiłeś. Podsumowując, chodzi mi jedynie o to, byś nie pisał "KAŻDY" pisząc faktycznie wyłącznie o swoich reakcjach i zachowaniu. Usiłujesz stworzyć tym wrażenie, że masz poparcie w owym każdym, a już na starcie, to po prostu nieprawda. I dalej stosując tę samą manierę piszesz: "zawsze PIERWSZA zaczynasz takie słowne przepychanki nieprzyjemnymi zwrotami w stosunku do rozmówcy" Jak już chcesz cos takiego sugerować, to ogranicz się do pisania, że chodzi o rozmowy z Tobą, a nie z innymi, bo z innymi moje rozmowy wyglądają inaczej. Tak naprawdę dyskusje z Tobą sa niepowtarzalne i nawet jeśli z kimś się kłóciłam, to miało to inny przebieg (zachowań z obydwu stron - mojej i rozmówcy) niż w przypadku, gdy dochodzi do sporu mojego z Tobą.
Co do tego: "Mów sobie, co chcesz, ja podtrzymuję zawsze to samo – wolałbym rozmawiać o konkretach, niż udowadniać jaki to adwersarz jest głupi i złośliwy, ale z Tobą w pewnym tematach się po prostu nie da. I niestety, ale musisz wreszcie kiedyś zrozumieć, że coś co dla Ciebie jest "święte" nie musi być takie dla wszystkich i każdy ma prawo z czymś się nie zgodzić lub z czegoś zażartować (i to wcale nie musi oznaczać jakiegoś negatywnego nastawienia)"
To Ty sam wcale nie jesteś skory do pisania konkretów. Jak już się czepiamy tematyki, której nie chcę poruszać w rozmowach z Tobą ze względów, które wyżej wspomniałam, a w które nie wierzysz, bo wiesz lepiej..., to przypominam, że gdy np. pisaliśmy o samobójstwie, a były takie dyskusje dwie, to w tej prowadzonej z rok temu, to jeszcze coś od siebie powiedziałeś, przy czym były w tym wypowiedzi stawiające religie i w tym chrześcijańską, czy głównie własnie ją, w takim świetle, że jest wykorzystywana do trzymania władzy nad ludźmi, za co obecnie - gdybym to ja powiedziała - byś mnie totalnie obsztorcował... No, ale, pomijając tę kwestię, i wracając do konkretów, to wtedy cokolwiek od siebie faktycznie napisałeś, natomiast w toku ostatniej dyskusji, to praktycznie nic. Najwyżej jakieś ogólniki, absolutnie konkretów. A jednocześnie ode mnie wymagałeś jakichś spowiedzi na ten temat i jak się teraz dowiaduje, to, że nie drążyłam tej tematyki w rozmowie z Tobą, to najwidoczniej tylko dlatego, że czułam się w niej niepewnie, a chciałam udawać, że jestem zorientowana. No cóż... Natomiast odnośnie zgadzania się czy niezgadzania, to wystarczy spojrzeć parę postów w górę i można łatwo zobaczyć, że z mojego jednozdaniowego stwierdzenia, że odebrałam tamtą dyskusję sprzed 2 czy 3 lat bardziej jako spór niż kłótnię rozwinąłeś faktyczną kłótnię. Najzwyczajniej nie dałeś rady wytrzymać, że ja nadal mam swoje zdanie - jak wtedy - i ponownie zacząłeś mnie przekonywać, że jednak powinnam podzielać Twoje, jedynie słuszne poglądy. I teraz piszesz mi, że każdy czyli niby ja też, ma prawo się z czymś nie zgodzić. Jakoś nie wygląda na to, bo wcale nie odpuszczasz i przekonujesz do upadu, że jednak muszę mieć zdanie takie jak Ty i wcale nie mam prawa się z Tobą nie zgadzać.
A zresztą co mi szkodzi :)
Wykonałam straszliwą operację myślową... Kobieta za szpikulcem była oczywista, natomiast jak jej zajrzałam w filmografię, to pierwsza moja myśl to było: pan z giwerą = Steven Segal... a że z Segala nie jestem mocna i jedyne co pamiętam to a) tytuł filmu Nico, 2) to, że leżał z długą brodą i nie pamiętał kim był... no to jakoś mi się te dwa fakty nałożyły... Na szczęście nie mogłam dopasować żadnego opowiadania. Ale przynajmniej podciągnęłam się z Segala i już wiem, że leżał i nie pamiętał w innym filmie :DDD
No i dobrze, trza strzelać (a propos strzelać - Seagal to tak raczej ręcyma więcej walczył, natomiast Arnie kojarzony jest z wszelką artylerią, którą da się unieść http://www.youtube.com/watch?v=nt8g8SMWRLQ ;)
Zagadka!!
Arnie znacznie bardziej (Sylwek w najsłynniejszych filmach z łukiem lub nożem biegał), np. właśnie John Matrix, albo ta maszynowa giwera jego ludzi z Predatora.
Nawet parodyści to uchwycili http://www.youtube.com/watch?v=yBK8txveYbg
Ale mnie się kojarzy i kropka! Ja go widzę raczej w Specjaliście, Zabójcach i w Dorwać Cartera. No co ja na to poradzę. Aaaa a wczoraj przy tym Seagalu to mnie jeszcze na mózg padło z tym "handlowym" tytułem, bo jest taka sieć sklepów Nico :D
A tu chodziło o handlowość u Dicka, u niego bardzo często akcja zawiązuje się wokół jakiegoś (często drobnego) biznesu, tu akurat była jakaś niszowa, nieznana nikomu firemka wszczepiająca fałszywe wspomnienia.
No weź przestań, tego nowego Cartera nawet nie zamierzam oglądać, to byłaby profanacja starego z Cainem.
No wiem, wiem, ale pierwsze skojarzenie było silniejsze: broda, amnezja, buty Nico :D dopiero potem się opamiętałam. Opowiadanie znam :)
O, najgorsze remaki wszech czasów - "Get Carter" na zaszczytnym I miejscu http://film.onet.pl/F,7689,1002432,wiadomosci.html
I gites. Bo to nieudany film. Ale giwery były i to dużo dużych :D
I nie pisz do mnie na tej stronie, silvuple, bo mi się nie chce przedzierać przez wasze megaposty, żeby tu przeczytać, co do mnie napisałeś. Bądź człowiekiem a nie wilkiem i wklejaj ciekawostki w bardziej przyjazne miejsca.
"Alex patrzył na zbliżające się morze (...) - Ten proceder, który uprawiam, wybrałem, bo pozwala mi budzić się rano, o której chcę, nie wstawać na widok dyrektora i zarabiać tyle, ile mi potrzeba, żeby żyć wygodnie, dużo czytać i podróżować, jeśli mi przyjdzie ochota. To wszystko".
(Joe Alex, "Powiem wam jak zginął")
Powtórka z Joego Alexa :D Martin, znalazłeś następne tomy?
Na razie tylko te dwa - a kończę Diabła - kurcze, takie to niby naiwne, a z jaką przyjemnością się czyta.
No rozczulający jest wprost :) Niech sobie będzie naiwne. Mnie to nie przeszkadza - za to niezmiernie uszczęśliwiają mnie takie cytaty jak ten^ (oooo pierwszy raz użyłam znaczka ^ - zawsze miałam to ochotę zrobić, tylko nie było okazji!) .
A te tytuły rozdziałów - "Ten wąż przy nim leży", "Daj mi go, Czarny Duchu",
"Drzazga, Ben, najważniejsza drzazga w historii kryminalistyki" ;D
W ogóle to strasznie dzięki, że mi o nim przypomniałeś. Strasznie potrzebowałam czegoś na odstresowanie, a sama Buffy nie wystarczała. :D
A ty znasz w końcu tę Samsarę, czy tylko ten fragment z artykułu?
Artykuł tylko kiedyś trafiłem w Rzepie.
Za to ganianie gada w celach konsumpcyjnych po restauracji bardzo mi się spodobało.
W ogóle cala książka bardzo sympatyczna. Akurat wydawnictwo Otwarte puściło nową serię podróżniczych (nie wiem, czy gustujesz) - to też się bardzo dobrze czyta (i w obu są fantastyczne zdjęcia):
http://www.otwarte.eu/index.php/books/show/94
Może Lindsay Lohan?
Niby normalna http://www.przeploty.pl/wp-content/uploads/2009/01/lilo-zakupy-2.jpg
ale ... http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2009/01/24/article-1127204-032997B1000005DC-932_2 24x423.jpg