W związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia jako Pierwszy Oficer, bo Naszej Kapitan to nie przystoi, pragnę w imieniu Załogi Curiosity złożyć filmwebowi najserdeczniejsze życzenia.
Może o nas zapomnieliście, lecz my pamiętamy, że to dzięki filmwebowi się poznaliśmy. Nie dzięki jego użytkownikom, ale dzięki temu serwerowi, który zawdzięcza nam częste zadyszki. Nie będziemy skromni – to przez nas macie 1000 postów limitu, lecz my nie ubolewamy z tego powodu. Przeciwnie wręcz, wielu z nas czynnie bierze udział w życiu tego serwera, choć nie objawiamy tutaj naszej agresji, za to jak nas potraktowano dwa lata temu. Wygnanie przyjęliśmy z godnością. I tak trwamy dwa lata w wielkiej przyjaźni i każdy kamrat się ze mną zgodzi w tej kwestii.
Jednakże zbliżają się święta i chcielibyśmy być mili dla „prawie” wszystkich. Są oczywiście wyjątki, nikt temu nie przeczy.
Biorąc powyższe pod uwagę zostawiam temat otwartym......
Dobra! To ja kontynuuję. ; ))
Ann zakradła się do grupki otaczającej Gołego Toma oraz gang Ciastka, Karmela i Czekolady najciszej i najbliżej jak tylko mogła. Nie była jednak w stanie w pojedynkę przeprowadzić skutecznego ataku. Zastanawiał się co zrobić. Wówczas jej uwagę przykuło kilku ludzi, którzy tuż obok wytaczali duże, drewniane beczki z jednego ze sklepów z bronią. Jeśli było w nich to, o czym myślała, to jej plan mógł się udać. Odwróciła się więc powoli i ruszyła w ich stronę.
W tym samym czasie Curiosity schowane za jednym z budynków obserwowało całą sytuację i szykowało się do natarcia i odbicia Toma z rąk gangu.
- Granaty?
- Są.
- Proch?
- Jest.
- No to załogo: szable w dłoń i siekamy kogo popadnie. Poza Tomem, oczywiście. - wydała rozkaz Pchełka. Nikomu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Piraci rzucili się w stronę Ciastka, Karmela i Czekolady tratując wszystko i wszyskich na swojej drodze. Granaty skutecznie rozgoniły wściekły tłum, a rozsypany wokół proch miał zostać podpalony i ukryć ich ucieczkę. Wszystko szło dobrze, aż do czasu...
- Ej! Czujecie to?! - zapytała Lola łapiąc Martuchę za ramię.
- Że niby co?
- Coś się... Tak jakby pali?
- Aaa... Ale proch mieliśmy spalić dopiero na koniec. - powiedziała Martucha czując, że coś poszło nie tak. Jednak zanim Lolewina zdążyła odpowiedzieć obie poczuły powiew gorącego powietrza. Odwróciły się i zobaczyły wielką kulę ognia.
- Dziewczyny! Co jest z wami?! - krzyknęła Nesy. - Zwiewamy! Jazda!
Curiosity rzuciło się do ucieczki. Niestety zmuszeni biec w tę samą stronę co wszyscy wpadli w pułapkę. Ten sam tłum, który wcześniej przepędzili teraz czekał na nich tuż za rogiem.
- No to wpadliśmy... - wybełkotał Nameless.
- Rzućcie broń! - krzyknął Karmel.
Piraci byli zmuszeni się poddać.
- Szefie! - dobiegł ich głos z kłębów dymu. - Złapałem jeszcze jedną. Ona jest chyba z nimi! - oznajmił uradowany Ciastko trzymając Ann - całą brudną, zakurzoną i ubrudzoną prochem oraz pyłem.
- No nieźle. Zabrać ich wszystkich!
Ann spojrzała na załogę robiąc niewinne oczka. Już wiedziała, że oni wiedzą, kto jest sprawcą tego wybuchu i powodu ich złapania.
Dobre Ness!
Widząc, ze wpędziła wszystkich przyjaciół w bniezłe tarapaty poczułą się jeszcze podlej niż wcześniej. Wszyscy szli obok siebie w milczeniu i od czasu do czasu patrzyli na nią spode łba. Tylko Pchełka siedo niej odezwała:
- Coś Ty kombinowała? My do Ciebie z odsieczą, a Ty nas z prochu obrabiasz?
- no to nie tak miało być. Poza tym nie wiedziałam, ze Wy to Wy! Bo jak sie wyrwaliśmy tym bladym frajerom, to zaczeli nas gonić i wtedy zobaczyłam, że Ci tutaj niosą tego biedaka.. Musiałam mu pomóc!A zobaczyłam, ze macie proch i próbowałam...
- Czekaj, czekaj... skoro mówisz, że "uciekliście" to gdzie Twój fa... przyjaciel??
- Został w tyle - powiedziała smutno Ann patrząc w Ziemię.
- NIE POBIEGŁ ZA TOBĄ????? -zdziwiła się Pchełka.
- No nie... niech ja go tylko! - krzyknęła Rzezucha, która przysłuchiwała się całej rozmowie - Jaki skur...
- Oj przestań - rzuciła Lolewina. Nie widzisz, ze jeszcze bardziej ją dobijasz?
- Wiedziałam, ze stracona.. - rzuciła sama do siebie Liriel.
- Dobra starczy o mnie. A tak wogóle to chciałam Wam podziękować, ze mnie nie zostawiliście i przeprosić za to wszystko.
- Spoko cos wymyslimy! A tym bladym frajerem się nie przejmuj- powiedziała Ness klepiąc ją po ramieniu.
- A tak wogóle to co z tym chłopakiem, którego nieśli?
- Okręć sie to zobaczysz - powiedziała z szyderczym uśmieszkiem Lolewina. Ann jej posłuchała. Reszta załogi również była ciekawa co stało się z gołym Tomem. Nagle na wszystkich twarzach pojawił się uśmieszek, bo Goły Tom szedł na samym końcu pochłonięty rozmową z... Martuchą Złą.
- By to szlag jasny trafił - mruknęła Banan.
Kopnęła kamyk na drodze, którą gang Karmela prowadził ich do swojej kryjówki.
- Z deszczu pod rynnę - szepnęła do niej Lolewina. - Jak nie wampiry to...
- Co masz do wampirów, he? - doskoczyła Liriel, wyraźnie wzburzona.
Widać, że chyba podzielała pasję Ann.
Banan spojrzał na nie krzywo i nagle coś przyszło jej do głowy. Nie wiedziała, czy gang Karmela się nabierze, ale warto było spróbować. Co gorszego mogło im się przytrafić.
- Mam pomysł... - szturchnęła Lolewinę w bok tak mocno, że aż ta podskoczyła.
- Czego mnie bijesz!!! - warknęła Lola, masując bok.
- Za tamto martini!!! - odpyskowała Banan, jednocześnie mrugając porozumiewawczo.
- Wypchaj się!!! - krzyknęła Lolewina, tym razem głośniej, tak że wszyscy usłyszeli. Podłapała grę - Było moje, a ty jesteś pijakiem!!!!
- Że jak mnie nazwałaś!!?? - krzyknął Banan, skacząc z pięściami na Lolewinę.
Zaczęły tłuc się pięściami, aż straciły równowagę i runęły na ziemię.
- Hej, mówiłam, że się o to martini pobiją - jęknęła MArtucha, która wraz z Tomem zbliżyła się do bijących.
- Dowal jej, Banan!!!!! - wrzeszczała Rzeżucha, skacząc wkoło nich.
Wszyscy z Curiosity stanęli w kółku razem z gangiem Karmela i zaczęli dopingować walczące piratki.
Pchła rozejrzała się po wszystkich. Nagle coś zaświtało jej w głowie. Banan, ty geniuszu! Odciągnęła Ann na bok i zaczęła jej szeptać do ucha:
- ..mamy teraz szanse by...
Jej wypowiedź przerwał nagły strzał z pistoletu. Wszyscy spojrzeli w stronę Karmela, który bezwładnie padł na ziemię.
- Ale się porobiło... - mruknął Ciastko do Czekolady, po czym przepychając wszystkich wokół podszedł do martwego towarzysza. Widząc ranę po kuli wstał i rozejrzał się dookoła.
- Kto to?! Przyznać się, bo...
Padł kolejny strzał. Curiosity cofnęło się o krok od Ciastka. Czekolada widząc to, co najpewniej czeka i jego za kilka sekund, rzucił się do ucieczki. Jednak po kilku przebiegniętych metrach dosięgła go kula napastnika. Pozostali ludzie z gangu nie czekając na kolejne ofiary, rozbiegli się w popłochu we wszystkie strony, pozostawiając piratów oraz walczącą Lolewinę i Banana na środku drogi.
- No ładnie. - powiedziała Nesy, nie wierząc własnym oczom.
- Dziewczyny, możecie już przestać okładać się pięściami. - mruknął Jaszczur, widząc obie piratki szarpiące się za włosy w obłokach kurzu.
- Co? Już po wszystkim? - zdziwił się Banan. - To czemu nie uciekliście, czemu dalej tu stoici kiedy...
- ... gang zniknął... - dokończyła Lola przecierając oczy.
- Ktoś ich sprzątnął i niestety nie ma w tym naszej zasługi. - zasmuciła się Rzeżucha.
- Jak to? Kto? Kiedy? - przekrzykiwały się Lola i Banan.
- Jak? Przez zastrzelenie. Kto? Nie mamy pojęcia. Kiedy? Przed chwilą, kiedy walczyłyście i nie słyszałyście strzałów. - wyliczyła Pchełka.
- No toooo... Zwiewamy, nie? - zaproponowała wesoło Karola.
Jednak Ann kątem oka dostrzegła jakiś ruch.
- Nie jesteśmy sami.
Pchełka odwróciła się i zobaczyła gang wampirów wychodzących z lasu.
- Myślałam, że ich zgubiliśmy - stęknęła Ewel.
- To byłoby zbyt piękne... - mruknął Banan.
I za te słowa dostała kuksańca od Liriel.
- Hej! - oburzyła się Tańcząca z Wampirami.
- Ałaa - jęknęła Banan. - Ja wiem że ich kochasz, ale my z nimi nie mamy najmniejszych szans. - Czy ktokolwiek jest w stanie zabić wampira?
- Jest! - powiedziała Pchełka tonem rzeczoznawcy. - Albo wampir, albo wilkołak. Ale ani tego, ani tego nie mamy na składzie...
Piszmy krótsze posty :)
Co mam sobie sama odpisywać ?? Wtedy to już nie będzie Neverending Rozpierdziel :D
A za oknem już petardy puszczają :/
No to piszmy dalej, tę wampiriadę. Ale to nie wampiry zabiły gang Karmela, bop one nie mają broni oprócz zębów.
...ale tego nie mamy na składzie
- Policz też wasze nowe nabytki. - Zza pleców Pchełki wynurzył się nagle Edward. Stanął obok Ann, chwytając ją za rękę, a jej momentalnie zmiękły kolana. 'Nie teraz, nie mdlej, nie teraz....' zaklinała się w duchu Ann.
- Aaaa! Kolega fagas! - Wykrzyknął radośnie Jacek.
- Fagas, Ed, Edziu, Edek. Do wyboru. Ale wracajac do tematu... chcecie zabić tamte wampiry, ale to nie wampir wypuścił te kule.
- No dobra - odezwał się Jaszczur. - Wampiry nie mają broni.
- No to kto strzelał? - spytał Goły Tom.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
Wampiry zbliżały się coraz bardziej.
- Ruszcie mózgownicami - jęknął Banan.
- Więc kto to mógł być? - zapytała Ann spoglądając podejrzliwie na swego bladego przyjaciela.
On jednak nie odpowiedział.
- Ty to wiesz, co nie? - zagadnęła go po chwili Rzeżucha.
- Jeśli tak, to mów. - ponaglała Pchełka.
Blady przyjaciel Ann wciąż milczał, coraz bardziej zagryzając wargi. Stały się (!) czerwone.
A martucha poszła przygotować kartę od Cyryla do wyjścia, dobrego roku! :*
- Pojęcia nie mam - palnął Edward. Już przygotowywał się na odparcie ataków wampirów. - Trzeba ich siekać na kawałki - doradził.
- To mogę zrobić - zaśmiała się Lolewina wyciągając szablę z pochwy. Wraz z nią uczyniła to także reszta.
- Chodźcie tu fa... eee wampiry!! - Pchełka zaczęła swoją tyradę. - Chodźcie wyyyy.... @$@!#%$%!@#$%^$!@#$%@#^%
Nagle z krzaków wypadł Posejdon, otrzepując ubranie.
- To ja strzelałem, jakby kto pytał - powiedział, lecz nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi.
Wszyscy byli gotowi na odparcie ataku zimnych ludzi.
- Jak to ty? - zagadnął Jaszczur, stając koło niego.
- Jak Lola i Banan tarzały się po ziemi, to udało mi się myknąć w krzaki.
spadam na sylwestra, jutro skończymy :)
Okej, to ja zakończę na dziś. ; ))
- A to cwaniaczek! - uśmiechnęła się Lola, klepiąc Posejdona po ramieniu.
- Dość już tych komplementów. Czas na małą - albo i dużą, krwawą rozróbę! - krzyczał Jacek machając szablą nad głową.
- Tylko tym komuś oka na wydłub! - oburzył się Goły Tom.
- Spoko, mam to opanowane. Upssss...
Szabla Jacka wyślizgnęła mu się z ręki i poszybowała prosto w stronę stadka wampirów, wbijając się jednemu z nich w sam środek czoła. Wściekły wampir wyciągną broń i palcami wymacał głęboki otwór w miejscu, w które trafił Jacek.
- Heh, mówiłem, że mam to opanowane? - mruknął pirat.
Pcheła spojrzała na niego, przewracając oczami.
- Dość pieprzenia! - krzyknęła. - Do ataku!!!!!
I jak jeden mąż ramię w ramię Curiosity zaczęło walkę z wampirami...
Niestety była ona daremna. Nawet czosnek nie pomógł.
- Trzeba ich rąbnąć czymś większym! - zaproponowała Martucha.
- Ale czym? - zapytała Rzeżucha, rozglądając się wokół. Wtedy jej uwagę przykuła stara, zardzewiała armata stojąca obok jednego ze sklepów. Piratka uśmiechnęła się sama do siebie i ruszyła w jej stronę. "Ja im zaraz pokażę!" - pomyślała.
-Kto by pomyślał ?-zdumiała się Pchła- CZy to nie moja betoniarka?
-Myślę, że beton nie wiele pomorze w starciu z wampirami.-powiedziała Banan uśmiechając się wesoło- Mamy jakieś metalowe pręty?
-Pręty?-zapytała zdziwiona
-No kołki,ale nie rozdrabniajmy się w szczegóły.
Rzeżucha podeszła do swojego znaleziska i zaczęła ładować w niego wszytsko ci się da.
-To też się rzyda-krzyknęła Banan i podrzuciła w ręku łom
-A to żelastwo po co.
-Wampiry boją się srebra!!!- wyrzyknęła wesoło NEsy- Sprzątniemy je jednym sprawnym ruchem
Ann i Edward stali obok siebie i zaciskali złączone ręce. Jakokolwiek by to nie było, nie wyglądali na przejętych tym faktem.
-Mam pomysł.-powiedziała Pchełka podbiegając do niech. - W tym całym popłochu zapomniałam się przedstawić-rzuciła nagle- Pchełka jestem. POrywam na chwile moją siostrę... możesz iść z nami, jeżeli twoje aspekty smakowe ci nie przeszkadzają. Będzie duuuużo krwi.
Odwróciła się gwałtownie jakby nagle znalazła się w innej bajce.
-Ness! Dawaj tam jeszcze sztućce!!!!!
- Lola, Pos, Jaszczur ładujcie z rzeżuchą! - rozkazywała Pchełka na wszystkie strony. - Martucha, Banan do Nesy, obsługiwać betoniarkę!!!!!!
Wszyscy uwijali się jak w ukropie, ładując co popadło do armaty i betoniarki. Curiosity chciało wziąć wampiry w krzyżowy ogień.
Liriel robiła za przynętę.
- No chodźcie, mam słodziutkie krwinki - szczebiotała jak najęta.
- Pani Kapitan! Melduję, że zabrakło nam łyżeczek stołowych do betoniarki! - krzyczał Banan.
- No to ładujcie widelczyki do ciast!
- Tak jest!
Pchełka biegała we wszystkie strony doglądając postępów prac. Kątem oka zerkała też na Liriel, która wysmarowała się właśnie jakąś czerwoną substancją niewiadomego pochodzenia.
- Co to ma być? - zapytała zdziwiona.
- To ma imitować kolor krwi. - odpowiedziała wesoło Liriel.
- Ale z czego jest zrobione?
- Cóż... trochę soku z malin, z odrobiną chilli, doprawione pomidorami i... chcesz spróbować?
- Yyy nie, dzięki - Pcheła odgoniła ją jak natrętna muchę. - Mam awersję do malin! Wszyscy na miejsca!!!
- Już tu są... - mruknęła złowieszcza Rzeżucha, gładząc grzbiet armaty.
Załadowana Betoniarka z pociskami niczym z rykoszetu była gotowa do akcji i równie napakowana armata połyskiwała w świetle powoli opadającego, w oddali ognia
-No to teraz będzie jatka!- powiedział Jaszczur chrapliwym głosem
-Gotowi!-krzyknęła Lola
-Tak-cała załoga ustawiła się za armatką i betoniarka...
I już Jacek podchodził z pochodnią, żeby podpalić lont,kiedy nagle
... zauważył, że takowego lontu nie ma!
- Ale wpadka! - jęknął.
Załoga nie zwięła pod uwagę faktu, iż betoniarki służą zazwyczaj do innych celów niż ostrzeliwanie wroga. Natomiast zardzewiała armata Rzeżuchy już dawno miała za sobą okres swej świetności i lont zwyczajnie rozpadł się pod wpływem wieloletniego działania czynników zewnętrznych.
Pchełka spojrzała na Liriel, która wciąż wymachiwała rękami w stronę wampirów. Biedna, nie wiedziała, że plan się nie powiódł i teraz jest zadana tylko na siebie.
- Liriel! Zjeżdżaj z tamtąd! Już! - krzyczała Pani Kapitan. Jednak piratka jej nie słyszała.
- No rusz dupe! Ciebie posłuchają! - krzyczała Ann do swojego przyjaciela.
- A potem za zdradę wypatroszą i powieszą na kołku!
- Trudno - powiedziała obojętnie chociaż tak naprawdę życzyła sobie, zeby w tej chwili Edward był bezpieczny jak najdalej od tego całego zamieszania.
- No ruchy - dodał Jaszczur mierząc w wampira z pistoletu.
Pchełka przygladałą sie całej sytuacji z rozdziawioną gębą. Edward pobiegł szybko w stronę przeciwników osłaniając Liriel.
- Ann... Czyś Ty zgłupiała? - zapytała Pchełka.
- Zawsze jest jakieś mniejsze zło - odpowiedziała Ann udajac twardziela, którym, w rzeczywistości nie była. Kiedy Liriel dobiegła do przyjaciół wszyscy rzucili się do ucieczki. AnaMaria również, chociaż biegła ostatnia, tuż za swoją siostrą.
-ej no wiecie co... trochę takie to.... nie możemy go zostawić!!-wrzasnęła Liriel, opryskując załogę czerwonym czymś, jako że znana była ze swej soczystej wymowy...
-Ale to wampir...-oponował Jaszczur
-Nasz wampir!!-Dodała Liriel załoga wiedzac co ich czeka zasłoniła twarze
na twarzach kamratów malowały się najróżniejsze uczucia...
-Ja wracam!! i nie ma opcji!!
-ja też- powiedział wymizerowany facecik ubrany jakby cała załoga zrobiła zrzutkę, a nad włosami pastwił się Edward Nożycoreki z zakwasami w nożyczkach.
-kto... kto do .. jest?!-Zdziwiła się Ann
-A to nie jest ten wasz obiekt eksprymentalny yyy... to znaczy tego kolesia co go wyłowiłyście? - zorientował się Jaszczur
-no to wszystkie zmienia! jest 30 do załogi + jeden wychudzony niedoszły topielec -ucieszyła się Banan.
- Ja ide z Tobą! - krzyknęła Pchełka. - Ann pewnie też.
- Dziwne żeby nie.. - dodała Martucha szyderczym uśmieszkiem spoglądając na Gołego Toma.
- Jest już jeden jeden, więc mogę isć - powiedziała spokojnie Ann.
- Jeden jeden? A o co chodzi? - zapytala zaskoczona Ness.
- Chodzi o to, ze jak ona szła ratować Toma to on ja zostawił samą no to teraz ona zostawiła jego. - wytłumaczyła Pchełka
= Ale on wrócił - rzuciła Liriel spogladając na towarzyszy.
- No to załogo naprzód! - zarządziła Pani Kapiton robiąc w tył zwrot.
-Ratować Ciacho Anki!-krzyknęła Mrtucha a wszyscy spojrzeli na nią spode łba-Znaczy się do boju.~!
Wszyscy uśmiechnęli się i ruszyli na spotkanie z przeznaczeniem
- JESZCZE NIE MOJE! - oburzała sie Ann.
- A tam pieprzysz. On bedzie za Tobą na kolanach chodził - odgryzłą się Martucha. :P
- O ile to przeżyje. Jak mu urwą kolana, to już nie będzie chodził. - Dorzuciła Liriel.
- A jak mu urwą co innego....? - w tym momencie trucht Ann zamienił się w sprint.
Otoczyli wampirów, którzy otaczali już Edwarda. Zgrzytając pokaźnymi zębami zbliżali się do niego coraz bardziej. Jeden z nich zaczął szydzić.
- Heros, bohater, kochanek idealny! A, toś se znalazł bracie… Zapałał nagle miłością do pełnokrwistego befsztyka z ludzięciny!
Grupa parsknęła śmiechem, a ten kontynuował poważniej.
- Za to, kochasiu, wiesz dobrze- grozi śmierć. To jest zdrada. My zabijamy ich, oni zabijają nas. Ty idziesz do nich, my zabijamy ciebie. Przedwieczny układ. Zaznałeś już swojej gołąbeczki? Zdążyliście może zaraz po tym, jak tak ślicznie uciekałeś w podskokach z nią na rękach? Nie? Oooch, jak nam przykro. Co za frajer. Sfrajerzyłeś, Edziu.
- Widać mamy inne definicje słowa „przyjemność”. Nie zazdroszczę ci twojej. I nie mów do mnie per „Edziu”, Mesiu. – odgryzł się Edward.
Topielec w tym czasie zakradł się do tylnych szeregów wampirów i słyszał całą rozmowę.
- Pssss… a jak on ma na imię, ten duży? – zaczepił wampira stojącego przed nim. Ten wziął go za jednego z nowicjuszy.
- Ty się młody nie przyznawaj, że nie pamiętasz, jak ma na imię Mefistofeles!
- Mefistofeles?!?!!? MESIU?!!?!? Hahahahahaaaaaaaaaaaaaahuuuuuuuhihihihihii!!!!!!! Aaaa!!!! Psssssss!!!!! Iiiiiii! – Topielec parsknął niekontrolowanym śmiechem. Zwinął się w pół i między kolejnymi urwanymi oddechami jęczął tylko:
- Mesiu! Mefik, do nogi! Hahahhaaaaa! Huuuuuu!!!! Mesiu! Menisku a tititit… ciocia Hildzia się cieszy że nasz Meficzek tak urósł! Hahahyyyyy!
- No nie, umarł w butach.- Zawyrokował Posejdon.
Liriel momentalnie zaszkliły się oczy. Co niektórzy już ściągnęli z głów kapelusze…
- No chyba nie! – zauważyła Karola. – Patrzcie, co się dzieje! Niech go fala chluśnie!
Kiedy Obiekt zaczął się śmiać, wampiry zatkały uczy. Potem cofnęły się o krok dalej, widząc, że nie skończy się to tak szybko. Potem o dwa kroki. Kiedy śmiechem zaraziła się załoga Curiosity, bo przeciez zwykle śmiech jest zaraźliwy, wampiry nie zdzierżyły i z mściwym błyskiem w oku pod tytułem „jeszcze nie skończyliśmy”, rozpierzchli się we wszystkie strony.
Mefistofeles zdążył jeszcze szepnac Edwardowi:
- Jeszcze sie policzymy i na Twoim miejscu nie liczyłbym na to , że Twoja gołąbeczka i te wszystkie kotleciki, które z nią biegają wyjadą stąd żywi!
- Zobaczymy - odpowiedział z mordem w oczach Edward. Był zdezorientowany, gdyż cała sytuacja była dla niego dosć dziwna. Ci LUDZIE go nie znali, wręcz nie pałali do niego zbytnia sympatia (z jednym wyjatkiem) a mimo to po niego wrócili. Gdy to sobie uświadomił i na jego twarzy pojawił sieuśmiech.
Nowa jesteś i nas znasz? Ewenement i anomalia! :P Ale witam i Szczęśliwego nowego roku :P