"Nikt tego nie chce" powrócił z nowymi odcinkami. Po pierwszym sezonie o serialu mówiło się, że to idealna propozycja do oglądania pod kocem – a już szczególnie o tej porze roku. Wygląda więc na to, że twórcy musieli się zmierzyć z bardzo konkretnymi i jednocześnie wysokimi oczekiwaniami widzów. Czy kontynuacja opowieści o związku agnostycznej autorki podcastów o seksie i rabina dostarcza to, na co czekaliśmy? Agnieszka Pilacińska już wie. Autorka obejrzała nowe odcinki i napisała dla nas recenzję.
Jej fragmenty znajdziecie poniżej. A cała jest dostępna na karcie serialu
"Nikt tego nie chce"
POD LINKIEM TUTAJ. Recenzja 2. sezonu serialu "Nikt tego nie chce" | Netflix
Między niebem a ziemią autorka: Agnieszka Pilacińska
Przy produkcjach odnoszących tego kalibru sukcesy, cieszących zarówno widzów, jaki krytyków, ich kontynuacja stanowi nie lada wyzwanie – zauważa w swojej recenzji autorka. –
Szczególnie kiedy repertuar serwisów streamingowych jest napięty niczym łuk, a odbiorcy stają się coraz bardziej kapryśni – utrzymanie bazy fanów wymaga zatem skomplikowanych fikołków. Choć może jest właśnie odwrotnie – i im prościej, tym lepiej?
Co w tym sezonie dzieje się u znanych i lubianych postaci?
Oczywiście nad naszymi słodziakami niczym czarne chmury nadal wiszą tematy ważkie: konwersja Joanne na judaizm (w domyśle spełnienie wszystkich marzeń Noah) oraz zabieganie o aprobatę potencjalnej przyszłej teściowej, Biny (Tovah Feldshuh), a w zasadzie całej społeczności, gdyż czyż jest coś gorszego niż odnoszący sukcesy rabin zakochany w sziksie? Agnieszka zapowiada jednak:
Dużo, a może nawet więcej dobra dzieje się na dalszym planie. Jaki jest więc werdykt?
Dalej jest to oczywiście przyjemna w odbiorze opowieść, spełniająca swoje rozrywkowe posłannictwo, idealna pod kocyk szczególnie o tej porze roku. Zabrakło jednak magnetyzmu pierwszego sezonu, tej rzadkiej umiejętności opowiadania niebanalnie o banałach. Czego zabrakło w 2. sezonie, a co wciąż się tu sprawdza?
Przeczytajcie naszą recenzję POD LINKIEM TUTAJ.