"Terminator: Ocalenie" - przeczytaj naszą recenzję

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/%22Terminator%3A+Ocalenie%22+-+przeczytaj+nasz%C4%85+recenzj%C4%99-51663
Już tylko godziny dzielą nas od amerykańskiej premiery jednego z najbardziej oczekiwanych filmów roku – "Terminator: Ocalenie". My już film widzieliśmy. Co o nim sądzimy, możecie dowiedzieć się z recenzji zamieszczonej poniżej.

Obraz w reżyserii McG z Christianem Balem i Samem Worthingtonem w rolach głównych do polskich kin zawita 5 czerwca.

Narodziny gwiazdy

Seria "Terminator" zapewne w przyszłości będzie pokazywana na lekcjach historii, bowiem znakomicie oddaje charakter swoich czasów. Pierwszy "Terminator" wszedł do kin w połowie lat 80. W Stanach rządził Reagan, a świat znów poczuł na sobie tchnienie zimnej wojny, do tego AIDS – dżuma XX wieku, szalała w najlepsze. Przyszłość świata wydawała się więc mroczna, o jej zmianę trzeba było walczyć. "Dzień sądu" trafił do kin na początku lat 90. Świat wychodził z zamętu, dominowały hasła 'więcej i głośniej'. "Bunt Maszyn" wprowadzony na początku XXI wieku odzwierciedlał zamieszanie wywołane niepewnością nowego stulecia. Próbował być mroczny i optymistyczny zarazem, tak jak Amerykanie próbowali pozbierać się po tragedii Dwóch Wież, lecz czuli zarazem siłę i moc zemsty, atakując Afganistan i Irak.

A teraz przyszedł czas "Terminatora: Ocalenie". Jak w zwierciadle odbija i wzmacnia on obraz  społeczeństwa zakochanego w gadżetach, ekscytującego się technicznymi nowinkami. Film McG to raj dla tych, którzy nie wyobrażają sobie życia bez iPhona, przenośnego odtwarzacza DVD, Xboksa, szerokopasmowego dostępu do Internetu i Youtube'a w komórce. Najnowsza odsłona sagi opowiadającej o wojnie pomiędzy maszynami a niedobitkami ludzkości dedykowana jest pamięci zmarłego mistrza efektów specjalnych Stana Winstona. I sądzę, że mistrz byłby z efektów dumny. To, co widzimy na ekranie, to magia technologii doprowadzona do perfekcji. Jeszcze nigdy w historii nie byliśmy tak blisko całkowicie wykreowanego świata. Terminatorzy we wszystkich kształtach i wielkościach, ekscytujące sceny akcji. Widać, że spece mocno się napracowali. Ale warto było – w filmie znalazło się praktycznie wszystko to, co twórcy chcieli pokazać.

Niestety wszystko ma swoją cenę. McG zapłacił integralnością fabuły. Bohaterowie zostali przytłoczeni przez technikę. Nie są to postaci, które mogłyby przejść do legendy. Walczą, zmagają się z przeciwnościami, ale zawsze pozostają na drugim tle – akcja i efekty specjalne okażą się ważniejsze. Jest od tej zasady kilka wyjątków, jak choćby pierwsze spotkanie Johna z Marcusem – to jedna z najmocniejszych scen w całym filmie, tu czynnik ludzki triumfuje, aczkolwiek na krótko.

Akcja filmu rozgrywa się w 2018 roku. Skynet ma całkowitą kontrolę nad światem, ludzie walczą, lecz przywódcą ruchu nie jest jeszcze John Connor (Bale). Do tego świata wkracza Marcus Wright (Worthington), którego w pierwszej scenie filmu widzimy jako więźnia skazanego na śmierć oddającego swoje ciało nauce. Ta jedna scena od razu ustawia cały film. Wiemy, że Marcus zmarł, widzimy, w jakich okolicznościach się pojawia, i od razu domyślamy się, że jest – przynajmniej częściowo – maszyną. Trudno zrozumieć, dlaczego twórcy zrezygnowali z bardziej ambiwalentnego stosunku do Marcusa, dlaczego pokazali na początku scenę jego egzekucji, a nie dopiero w momencie, kiedy jego tożsamość zostaje ujawniona. Jest to tym bardziej intrygujące, że pytanie o granicę między człowieczeństwem a kalkulującą maszyną jest wątkiem przewodnim całej fabuły. Bez tej tajemnicy, historia "Terminatora: Ocalenie" sprowadza się do typowej misji z gier FPP/TPS: zlokalizować i uratować Kyle'a Reese'a, zanim dorwą go maszyny; unieszkodliwić Skynet. To swoją drogą też idealnie wpisuje się w obraz współczesnego odbiorcy popkultury przesiąkniętego konwencją gier wideo.

Po tej łyżce dziegciu, niejako na deser, zostawiłem sobie to, co w "Terminatorze: Ocalenie" jest najlepsze. Tym czymś – a właściwie kimś – jest Sam Worthington. Dlaczego nie technologia i efekty specjalne? Cóż, brutalna prawda jest taka, że już zapewne za pół roku, kiedy do kin wejdzie "Avatar", triki "Terminatora" okażą się przestarzałe. Solidna gra aktorska utrzymuje swą wartość znacznie dłużej. To, co wyczynia Worthington na ekranie, zasługuje na owację na stojąco. Facet ma charyzmę i prezencję. Potrafi być i twardzielem i jednocześnie osobą o skomplikowanej psychice. Potrafi też zagrać wszystko i pozostaje wiarygodny i fascynujący, mimo że film nie należy do obrazów, w których psychika bohatera odgrywa istotną rolę. Worthington jest jedynym aktorem, który stawił czoło technice i nie został przez nią zmiażdżony. Christian Bale gra solidnie, ale z młodym Australijczykiem nie może się równać. Na naszych oczach rodzi się gwiazda. I pozostaje mi tylko liczyć, że nie będzie to supernowa, która szybko zabłyśnie i szybko zgaśnie. Blockbustery z Hollywood naprawdę potrzebują świeżej krwi.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones