Miniony weekend obfitował w wiele box-office'owych wydarzeń. Najważniejszym z nich była premiera anime "Gekijōban Kimetsu no Yaiba Mugenjō Hen" (Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba Infinity Castle).
Kontynuacja najbardziej kasowego filmu w historii japońskiej kinematografii nie zawiodła. W Japonii wybuchło prawdziwe szaleństwo. Nigdy wcześniej nie widziano w kinach takich tłumów. Jest to pierwszy film w historii, który na otwarcie zarobił w Japonii co najmniej 5 miliardów jenów. Według niektórych źródeł "Gekijōban Kimetsu no Yaiba Mugenjō Hen" zarobił blisko 6 miliardów jenów. Przekłada się to na prawie 40 milionów dolarów. A to oznacza, że do pierwszego miejsca w naszym zestawieniu zabrakło nieco ponad 5 milionów dolarów.
Zwiastun filmu "Gekijōban Kimetsu no Yaiba Mugenjō Hen"
Liderem pozostał "Superman", ale jego wyniki na świecie wyglądają dużo słabiej od tych z Ameryki. W 78 krajach w czasie drugiego weekendu zarobił tylko 45,3 mln dolarów, czyli o 5 milionów więcej od tego, ile wyłącznie w Japonii zgarnął drugi "Demon Slayer".
Widowisko DC najgorzej radzi sobie w Azji. W Chinach wypadł już z pierwszej dziesiątki. W Japonii zarobił w weekend tyle, ile "Gekijōban Kimetsu no Yaiba Mugenjō Hen" zgarniało w godzinę. Na szczęście James Gunn mógł liczyć na fanów w Europie i Ameryce Łacińskiej, gdzie spadki były stosunkowo niewielkie. Jednak po 12 dniach "Superman" wciąż nie trafił do dziesiątki najbardziej kasowych premier roku. Dzięki Ameryce w skali całego globu radzi sobie lepiej i w tym tygodniu przekroczy granicę pół miliarda dolarów.
Tymczasem do 700 milionów dolarów w skali całego globu zbliża się widowisko o dinozaurach "Jurassic World: Odrodzenie". W sam weekend film o włos uniknął spadku na trzecie miejsce zarabiając 40,3 mln dolarów. Najlepszym rynkiem dla tego filmu są Chiny, skąd w sumie pochodzi pond 63 mln dolarów. W tym roku żadne hollywoodzkie widowisko nie poradziło sobie tam lepiej, choć jeden film ("F1") wciąż dzielnie walczy.
Numerem cztery w naszym zestawieniu jest nowość z Chin, "Chang'an De Li Zhi" (The Lychee Road). Dramat historyczny podbił serca lokalnej widowni zarabiając na otwarcie aż 31,9 mln dolarów.
Apple w końcu zrobiło film, który chce oglądać świat. "F1: Film" wciąż zarabia krocie. W miniony weekend zgarnął kolejne 29,5 mln dolarów. Widowisko o Formule 1 podbiło serca widzów w Azji. W Korei Południowej wpływy wzrosły o 28%, a na Tajwanie o 5%. Obraz dobrze radzi sobie także w Europie. W Wielkiej Brytanie wpływy wzrosły o 2%, a we Francji spadły tylko o 5%. Dzięki temu zagraniczne zarobki osiągnęły granicę 300 milionów dolarów, a globalne zbliżają się do 500 milionów.
Bez rewelacji startuje za to na świecie animacja "Smerfy: Wielki film". Obraz debiutował przed tygodniem w Australii, a teraz trafił do kin w 57 krajach. Niestety szacujemy, że w weekend zarobił zaledwie 17,6 mln dolarów. W sumie daje to 25 milionów dolarów, a wraz z Ameryka 36 milionów.
Siódme miejsce przypadło kolejnej nowości Chin. To animacja fantasy "Luo Xiaohei Zhan Ji 2" (The Legend of Hei 2). Film zarobił na otwarcie 14,5 mln dolarów.
I pozostajemy w Azji, ale przenosimy się do Indii. Tam pojawił się kolejny w tym roku hit, romans "Saiyaara". Według niepełnych danych film zarobił 12,8 mln dolarów. Oczywiście prawie całość (11,2 mln dolarów) pochodzi z samych Indii.
Dziewiąta lokata to powrót do Chin. W czasie swojego pierwszego weekendu w kinach opowieść o młodym muzyku goniącym za marzeniami o sławie "Ni Xing! Ni Shang!" (You Are The Best) zarobiła niezłe 9,2 mln dolarów.
Pierwszą dziesiątkę zamyka nowość z Ameryki, czyli "Koszmar minionego lata". Nostalgia za oryginałem nie była zbyt silna na świecie. Szacujemy, że w weekend film zarobił tylko 8,4 mln dolarów. Ponieważ zaczął przygodę w kinach w środę, to jego wpływy na koniec tygodnia wyniosły 11,6 mln dolarów.