Ustawa o kinematografii - jutro debata w Sejmie

Rzeczpospolita /
https://www.filmweb.pl/news/Ustawa+o+kinematografii+-+jutro+debata+w+Sejmie-20466
W czwartek zetrą się racje zwolenników i przeciwników projektu ustawy o kinematografii. Potem może dojść do plenarnego głosowania albo drugiego czytania i do zmiany zapisów o finansowaniu produkcji filmowej przez nadawców telewizyjnych, właścicieli kin i operatorów kablówek. Stawką jest 2 - 3 procent ich przychodów z reklam, biletów i abonamentów.

- Nie mogę powiedzieć, że jedna ze stron ma słabsze argumenty - powiedziała Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), wiceprzewodnicząca podkomisji do spraw ustawy. - Ludzie kinematografii używają argumentów, że w budżecie Ministerstwa Kultury nie ma pieniędzy na produkcję filmową, na którą w Europie łożą nadawcy. Może jest to sposób, by w trudnej rynkowej sytuacji zachować polski film przy życiu.

Ale jest też interes prywatnych, w zdecydowanej większości, przedsiębiorców - nadawców, operatorów telewizji kablowych, właścicieli kin, których zaprzęga się do finansowania cudzych przedsięwzięć. Być może mają oni mniejsze powinności wobec narodowej kultury niż ich europejscy koledzy, ale też nasza sytuacja jest inna. Rynek audiowizualny w Polsce ciągle się rozwija i wymaga dużych inwestycji. Być może też nadawcy europejscy mają większe korzyści ze swoich inwestycji w kinematografię narodową.

- Zależy nam, by polskie filmy przyciągały więcej widowni, bo z niej żyjemy - mówi Paweł Wachnik, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nowe Kina. - Problem polega na tym, że nasze obciążenia wynikające z obowiązujących wszystkich ustaw wyniosą łącznie 7 - 9 procent przychodów, a to podnosi ceny biletów. Resort nie widzi miejsca dla reprezentacji kiniarzy w Instytucie Sztuki Filmowej, a ma on dzielić m.in. nasze pieniądze.

Znajdzie tam zapewne zatrudnienie 50 urzędników z pomysłami na dofinansowanie tzw. trudnych filmów. Nie będą mieli problemu z wydaniem 100 mln zł, które zagwarantuje im nowa ustawa, a drugie tyle dostaną z innych źródeł, m.in. z gier losowych. Tymczasem cała zeszłoroczna krajowa produkcja kinowa kosztowała 32 mln zł. Sprzedano na nią 2,8 mln biletów, z czego 1,6 mln na "Nigdy w życiu". Nie widzę racjonalnych powodów obciążania nas kosztami produkcji 60 filmów polskich rocznie, bo nie znajdą one sobie miejsca na ekranie.

- Projekt tworzy źródło finansowania kinematografii na europejskich zasadach - mówi Piotr Gadzinowski (SLD), przewodniczący podkomisji. - Ale spodziewam się nierównej debaty zwolenników projektu z nadawcami, którym nie podobają się zapisy o finansowaniu kinematografii z ich wpływów. Mogą nagłośnić własne argumenty, a widzowie uwierzą im na słowo, nie czytając ustawy.

Trwa ostry lobbing, szum informacyjny będzie narastać. Już teraz spotykam się z zarzutami, że gram dla własnej opcji politycznej, a przecież ustawa ma wejść w życie od nowego roku. Mówi się o skoku na kasę, a już nie ma na co skakać.

- Ostateczny głos należeć będzie do posłów - dodaje Iwona Śledzińska-Katarasińska. - Sądząc po tym, że u przeważającej części posłów własność państwowa cieszy się większym poparciem niż prywatna, myślę, że zagłosują za nową ustawą.

- Będzie ostra dyskusja, drugie czytanie projektu i możliwość wprowadzenia poprawek, które mogą sprawić, że nowe zapisy stracą sens - ostrzega Piotr Gadzinowski. - Pracujemy w trudnym, przedwyborczym okresie, kiedy nadawcy telewizyjni i operatorzy kablówek oferują łatwy dostęp do wyborców. To trzecie podejście do ustawy. W poprzednich dwóch kadencjach nie udało się.