Recenzja filmu

Pitch Perfect 3 (2017)
Trish Sie
Anna Kendrick
Rebel Wilson

Daleko od perfekcji

Bellas powracają! To powinien być powód do radości. Dwie poprzednie części przygód dziewcząt śpiewających evergreeny a cappella dawały przecież potężną dawkę pozytywnej energii. Każdej osobie,
Bellas powracają! To powinien być powód do radości. Dwie poprzednie części przygód dziewcząt śpiewających evergreeny a cappella dawały przecież potężną dawkę pozytywnej energii. Każdej osobie, która polubiła bohaterki, z całą pewnością zależało na tym, by Bellas otrzymały godny film pożegnalny. Niestety muszą na niego jeszcze poczekać. "Pitch Perfect 3" jest bowiem ledwie wyblakłą kopią tego, co uczyniło z oryginału i jego kontynuacji przeboje kinowe. 


Pierwszą niemiłą niespodziankę stanowi sam scenariusz. Króluje w nim chaos, pojawia się masa wątków, które kończą się, zanim się na dobre zaczną. Brakuje tego, co decydowało o sukcesie dwóch poprzednich części, czyli ducha siostrzanej wspólnoty. Kay Cannon odgrzewa pomysły z wcześniejszych filmów, tworząc narracyjną składankę typu "The Best Of...". Nie zastanawia się nad tym, jak poszczególne elementy należy połączyć, by stanowiły przyjemną dla oka całość. Dlatego też relacje między bohaterkami wypadają sztucznie i mechanicznie.

Większość dowcipów to również powtórki z rozrywki. A nowe wątki są potraktowane po macoszemu. Dla filmu lepiej byłoby, gdyby je w ogóle usunąć. Dotyczy to przede wszystkim postaci Chicago i rodzącego się uczucia między nim a jedną z Bellas. Kiedy przypomnimy sobie, jak sercowe relacje pokazywano w poprzednich częściach, to zwyczajnie robi się żal bohaterek. Wątek rywalizacji nie ma żadnego zakorzenienia. A szkoda, bo można na nim było oprzeć praktycznie cały film. Każdy postój na trasie po Europie mógł być doskonałym pretekstem nie tylko do kolejnych starć Bellas z pozostałymi zespołami, ale również do pokazania wokalnych umiejętności konkurentów dziewczyn. Także wątek z ojcem Amy spokojnie mógł posłużyć za podstawę "Pitch Perfect 3". Jednak na tle pozostałych pomysłów chaotycznej twórczości scenarzystki i tak związane z nim elementy filmu wyglądają na najbardziej dopracowaną. 


Zawodzi również strona muzyczna. W zasadzie warta zapamiętania jest tylko scena bitwy na piosenki, do której dochodzi na powitanie w Hiszpanii. To jedyny moment, w którym naprawdę można poczuć ducha cyklu "Pitch Perfect". Jednak już otwierająca film piosenka dla wielu stanowić będzie szok. Bellas śpiewające tak, jakby były Minionkami, to gruba przesada. Można też czuć niedosyt, jeśli chodzi o aranżację "Freedom" George'a Michaela. Oczywiście piosenka broni się, ponieważ jest po prostu dobra. Ale jej wykonanie przez Annę Kendrick i resztę obsady nie zapada w pamięć.

Na szczęście w "Pitch Perfect 3" pozostało całkiem sporo humoru. Tradycyjnie już najlepsze teksty mają John Michael Higgins i Elizabeth Banks. Oczywiście są to proste gierki słowne, ale po co poprawiać coś, co się sprawdza. Niestety większość z nich ginie w polskim tłumaczeniu. Wszyscy powinni się za to dobrze bawić, oglądając szalone żarty sytuacyjne, w których bryluje rzecz jasna Rebel Wilson. Jest tego na tyle dużo, że uratowało film przed całkowitą katastrofą. 
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones