Recenzja filmu

Blair Witch Project (1999)
Daniel Myrick
Eduardo Sánchez
Heather Donahue
Joshua Leonard

Dreszczowiec wirtualny

Oscar należy się dystrybutorom, którzy kupili film od reżyserów za milion dolarów, a zgarnęli przynajmniej sto razy więcej. Mamy więc uwierzyć, że to, co oglądamy na ekranie, stanowi zapis
Oscar należy się dystrybutorom, którzy kupili film od reżyserów za milion dolarów, a zgarnęli przynajmniej sto razy więcej. Mamy więc uwierzyć, że to, co oglądamy na ekranie, stanowi zapis prawdziwego zdarzenia, które się źle kończy dla jego bohaterów? Żądanie realizatorów jest niesłychane, lecz od czego tupet. Dzięki internetowym plotkom dziwacznym zjawiskiem filmowym zainteresowała się prasa, a publiczność zaczęła chodzić do kina, bo w końcu każdy chciał zobaczyć, co się wydarzyło w lesie koło Blair, a może przede wszystkim, dlaczego tak kaprawe kino zgarnia tak wielkie pieniądze. Przecież w Ameryce najważniejszym tematem i motywem życia jest pytanie: jak szybko zarobić? Zręczna kampania zamąciła w głowie także krytykom, którzy zaczęli chwalić film ponad wszelką miarę jako rzekomo najbardziej przerażający horror od dziesięcioleci. Doszukiwali się także wątpliwych zalet. Widz miał więc sobie sam wyobrazić zagrożenie, jak gdyby do kina nie chodziło się właśnie z lenistwa wyobraźni. Ktoś dorzucił nawet, że wyraża się tu zapisany w zbiorowej pamięci pierwotny strach purytańskich osadników angielskich przed amerykańską puszczą, czyli odsłania się psychologiczna głębia razem z historią Ameryki. Trudno trafić lepiej. Powstała w końcu taka histeria, że publiczność przyniosła do kas ponad 120 milionów dolarów w samej Ameryce, żeby obejrzeć dzieło, którego produkcja kosztowała 61 tysięcy dolarów, a zdjęcia trwały tydzień. Trzeba jednak przyznać, że mamy do czynienia z arcydziełem reklamy. Realizatorzy ze szkoły filmowej na Florydzie, Daniel Myrick i Eduardo Sanchez, mieli dobry pomysł, ale Oscar należy się dystrybutorom, którzy kupili od nich film za milion dolarów, a zgarnęli przynajmniej sto razy więcej. Brawo, Artisan Entertainment Jest to dzieło oparte na sprytnym założeniu pracy amatorskiej, które zostało przeprowadzone bardzo konsekwentnie. Trójka biednych aktorów wynajętych za grosze została wysłana do lasu z dwiema kamerami. W nocy, gdy spali pod namiotami, ekipa prawdziwych realizatorów straszyła ich. Udało się na tyle skołować wykonawców, że naprawdę zaczęli tracić nerwy, co kamery pilnie notowały. Reszta powstała na stole montażowym. Jednak wymagało to precyzyjnej organizacji produkcji, a także dyscypliny, jaką mają aktorzy zawodowi. Nie jest to więc film amatorski, choć tak wygląda i na tym polega jego wdzięk. Dla zwiększenia pozoru autentyzmu nasza trójka prowadzi na początku wywiady w miasteczku Blair na temat czarownicy, która tu grasowała około roku 1785. Po wywiadach wchodzą do lasu, żeby się przekonać, czy naprawdę tam straszy. Rolę przywódcy grupy gra twarda dziewczyna Heather Donahue. Joshua Leonard jest rozluźnionym, miłym facetem, a Michael Williams sceptykiem. Przy tak skomponowanym zestawie osobowości musi dochodzić do ciekawych interakcji między aktorami, ponieważ każdy inaczej reaguje na rosnące napięcie. Im głębiej w las, tym więcej strachu. Zrazu beztroskie żarty dwudziestoparolatków zaczynają przechodzić w sprzeczki, gdy mnożą się znaki, a wreszcie w panikę. Dopiero w ostatniej scenie widzimy rzeczy okropne, choć też niewyraźnie. Czyżby bohaterów dopadła czarownica z Blair? Przed pójściem do kina, trzeba umówić się ze sobą, że będziemy oglądać materiał amatorów znaleziony w lesie, żeby się rozkosznie pobać. Realizatorzy starają się za wszelką cenę przekonać do tego założenia za pomocą skoków kamery trzymanej cały czas w ręku. Tak zła praca operatora jest normalnie niedopuszczalna, lecz w tym wypadku przynależy do całego pomysłu. Natomiast montaż jest profesjonalny. Nie sposób powiedzieć, by ten film rozwijał język kina. Jest natomiast wykreowanym wydarzeniem kulturalnym, typowym dla naszych czasów. Dzieło sztuki przekształca się w happening, w którym sam materialny przedmiot artystyczny jest tylko jądrem pewnego wydarzenia. Na naszych oczach rzeczywistość coraz bardziej miesza się z fikcją, prawdą staje się to, co wygląda prawdopodobnie choćby przez chwilę. Czy to znak, że idziemy na dno? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że coraz bardziej wkraczamy w świat wirtualny. Nie wróżę jednak temu filmowi powodzenia w Polsce na skalę taką jak w Ameryce. Machina do produkcji wirtualnych światów jest u nas bowiem za słaba, a przecież stanowi nieodzowny element fenomenu zatytułowanego "Blair Witch Project".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ludzi w kinie straszono na różne sposoby – pokazując wampiry, zombie, nawiedzone domy, seryjnych... czytaj więcej
Dyskusja nad filmem "Blair Witch Project" jest znakomitym przykładem manipulacji słowem ustawiającym w... czytaj więcej
Mamy jesień 1994 roku. Trójka studentów szkoły filmowej rusza do lasów w okolicy Burkittsville w celu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones