Recenzja filmu

Pani Henderson (2005)
Stephen Frears
Judi Dench
Bob Hoskins

Młode piersi i stare koronki

Pomnik wystawiony pewnej pani, która zasłużyła się dla świata tym, że w czasie wojny pokazywała piersi - nie swoje, wtedy już ponad sześćdziesięcioletnie, lecz innych pań - żołnierzom oraz
Pomnik wystawiony pewnej pani, która zasłużyła się dla świata tym, że w czasie wojny pokazywała piersi - nie swoje, wtedy już ponad sześćdziesięcioletnie, lecz innych pań - żołnierzom oraz każdemu, kto chciał oglądać i zapłacić za bilet. Mrs. Henderson to postać autentyczna, była spadkobierczynią sporej fortuny swego męża, który umierając rzucił nieszczęsną małżonkę na pastwę typowych zajęć owdowiałych starszych pań. Sęk w tym, że Laura wymyśliła sobie ciekawe i nietypowe raczej zajęcie - postanowiła wykupić podupadły teatr i urządzać tam spektakle, jednak nie jakieś tam po prostu spektakle, na których się zresztą nie znała, ale spektakle z rozmachem, przepychem i golizną. Na tak arcymistrzowski w swej prostocie pomysł, przysparzające równe sumki do kasy - bądź co bądź nic się tak nie sprzedaje jak ciało - wpadła wespół z zatrudnionym przez siebie specjalistą od rozrywki, który zresztą budził w Laurze silne, acz ambiwalentne emocje. Film pokazuje tę historię, okraszoną odpowiednio stylowymi zdjęciami, kieckami i scenografią, przywołującą ducha Londynu lat 40. Dla Stephena Frearsa zdaje się to być pretekstem do odtworzenia atmosfery przedwojennego świata, który Henderson w wojennej zawierusze wskrzesza wewnątrz filmowego świata dzięki lekkim, łatwym i wystawnym przedstawieniom. I w tym właśnie tkwi urok "Pani Henderson" - estetycznie sfotografowane piękne dziewczyny i ich kuszące biusty, szykowne retro stroje w scenach ubranych, ładne melodie, limuzyny, cygara i cala reszta tworząca niepowtarzalny klimat, jaki znamy ze starego kina. Znakomicie oczywiście ogląda się też obsadzonych w rolach tytułowej pani Henderson i prowadzącego jej wodewil Vivian van Damma - Judi Dench i Boba Hoskinsa. Nie dość, że tworzą wyraziste, mocne postaci, to jeszcze dają popis inteligencji, dowcipu i ironii. Jeśli komuś wystarcza to za dobre kino, polecam. Zagłębianie się bowiem w interpretacje, grozi tu osunięciem w grząskie rejony banału i nadużycia. Ciężko mi niestety potraktować film Frearsa jako metaforę przetrwania i niezłomności, a teatrzyk pani Henderson, w którym pobłyskiwały cycki jako ostoję najlepszych cech narodu brytyjskiego. Chociaż co do tego ostatniego, kto wie, mam prawo się mylić.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zapewne to sukces "Królowej" sprawił, że do polskich kin wreszcie trafia "Pani Henderson", film Stephena... czytaj więcej
Paweł Marczewski

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones