Nie w Ameryce

Trochę śmiechu i frajdy marnuje się ostatecznie w służbie w-sumie-nie-wiadomo-czemu. Para poszła w gwizdek, amerykański sen się nie spełnił.
Istotnie, film Nony’ego Geffena "Nie w Tel Awiwie" opowiada historię z rodzaju takich, jakie zazwyczaj docierają raczej z USA niż izraelskiego miasta. Startująca w konkursie Wolny Duch na 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym produkcja przywodzi na myśl to, co możemy zobaczyć np. na festiwalu Sundance. Czarno-białe zdjęcia, specyficzny humor, neurotyczny bohater i bluesowo-alternatywna ścieżka dźwiękowa (pojawia się nawet izraelski niby-Devendra Banhart i wykonuje piosenkę) są znakiem tego, że reżyser śni na naszych oczach swój własny amerykański sen.

Bohaterem jest młody nauczyciel, któremu po zwolnieniu z pracy puszczają hamulce. Film składa się z serii epizodów będących rezultatem tego wydarzenia. Porwanie uczennicy, matkobójstwo, starcie z grupą feministek, spotkanie z dawną miłością – to tylko niektóre spośród nich. Ale choć odbywamy tu wycieczkę po rozmaitych kinematograficznych konwencjach, nie są one realizowane w pełni. Zazwyczaj dochodzi do humorystycznego przełamania poprzez niespełnienie wzbudzonych przez fabularną kliszę oczekiwań.  Przedstawione jest to wszystko z wyczuciem; kolejne absurdalne gagi trafiają w punkt i mniej więcej przez połowę projekcji zapewniają dobrą zabawę.

Niestety, w pewnym momencie autor robi woltę i zmienia zasady gry – groteskowa beztroska przechodzi w rozgrywający się między trojgiem protagonistów dramat. Ale lekka tonacja kwestionującej logikę i prawdopodobieństwo zabawy z początku filmu to zbyt wątły fundament, by budować na nim historię o emocjonalnych rozterkach. Brak nam przesłanek do zrozumienia ledwo naszkicowanych postaci – zwłaszcza głównego bohatera, charakteryzującego się głównie nijakością i wycofaniem. Póki ta powściągliwość służy komedii, sprawdza się. Nie wytrzymuje jednak starcia z cięższą tematyką, nawet jeśli podszyta jest ironią.

W efekcie film rozjeżdża się mimo interesującego otwarcia. Trochę śmiechu i frajdy marnuje się ostatecznie w służbie w-sumie-nie-wiadomo-czemu. Para poszła w gwizdek, amerykański sen się nie spełnił.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones