Recenzja filmu

Niebo (2025)
Alberto Sciamma

Wiek niewinności

Początkowo film wydaje się przede wszystkim czystą frajdą z samego faktu zanurzenia się w audiowizualnej materii. Enigmatyczność niektórych wątków i scen budzi podejrzenia scenariuszowej
Wiek niewinności
"Niebo" Alberta Sciammy jest jednym z tych tytułów, które wydają się wręcz skrojone pod sekcję Wolny Duch Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Wielowymiarowe kino drogi splątane z coming of age reżyser obficie dekoruje realizmem magicznym, pozwalając spontanicznie płynąć wyobraźni w celu odkrywania nieodkrywalnego. Tematy graniczne – życie i śmierć ubiera w elektryzujące zdjęcia, tworząc tym samym jeden z najbardziej oryginalnych, a jednocześnie uniwersalnych obrazów o mierzeniu się z traumą i wchodzeniu w dorosłość.  

Urodzony w Hiszpanii twórca rozpoczyna swoją opowieść dość radykalnie. Oto żyjąca na odludziu boliwijskiego Altiplano ośmioletnia Santa (Fernanda Gutiérrez Aranda) połyka rybę. Następnie bez mrugnięcia okiem zabija ojca, jednocześnie zapewniając go czule o swojej miłości. Chwilę później śmiertelnie godzi nożem matkę, pakuje jej ciało do beczki, pekluje, ładuje na wózek i wyrusza w drogę. Rodzicielce obiecała bowiem, że po jej śmierci zabierze ją do nieba – ale najpierw to niebo trzeba odnaleźć. Dla dorosłego człowieka stanowiłoby to nie lada wyzwanie, co dopiero dla ośmiolatki? Jako że mamy do czynienia z filmem drogi, naszą małą, rezolutną bohaterkę czekają przeróżne przygody, spotkania z ludźmi, przyjaźnie i oczywiście nieoczekiwane zwroty akcji, komplikujące pierwotny plan. Będzie musiała także dokonać pierwszych w swoim życiu dorosłych wyborów.

Początkowo film wydaje się przede wszystkim czystą frajdą z samego faktu zanurzenia się w audiowizualnej materii. Enigmatyczność niektórych wątków i scen budzi podejrzenia scenariuszowej spontaniczności bez konkretnego celu. Z biegiem wydarzeń ten chaos zaczyna jednak nabierać konkretnego kształtu i klarować wydźwięk historii. Jednocześnie mnogość symboli, zarówno tych odwołujących się do kontekstów lokalnych (kondor), jak i globalnych (ryba, ksiądz), pozwala cieszyć się poszukiwaniem przeróżnych interpretacji – zapewne każdy odczyta je przez pryzmat własnych doświadczeń, wiedzy, potrzeb i wrażliwości. Któż nie lubi takich kinofilskich łamigłówek? 

Najnowsze dzieło Sciammy jest przede wszystkim kinem autoterapeutycznym, bardzo subtelnie rozpracowującym traumę. Podobnie jak "Bird" Andrei Arnold w centrum opowieści stawia dziecko – z racji wieku pozbawione zasobów do radzenie sobie z rzeczywistością. Jedynym orężem do walki pozostaje zatem wyobraźnia pozwalająca przetłumaczyć i przetrwać dramatyczną sytuację. Co w "Niebie" jest fikcją, co prawdziwymi zdarzeniami z życia bohaterki, każdy będzie musiał odgadnąć sam. Zresztą czy dzielenie tego świata na realny i magiczny jest nam w ogóle potrzebne? Czy nie bardziej istotna jest sama potrzeba konstruowania fantazmatu? Sposób, w jaki pomaga on przejść w dorosłość możliwie najmniej boleśnie? Szczególnie w dorosłość przyspieszoną, zdeterminowaną wydarzeniami zarezerwowanymi dla dorosłych?

"Niebo" wybrzmiewa także jako kino matriarchalne, wyzwoleńcze. Reżyser jest zresztą feministą, deklarującym podczas poseansowych spotkań z widzami dużo większe zrozumienie dla Maryi niż Jezusa Chrystusa (jeśli już musiałby dokonywać wyboru między tymi postaciami). Kobiety w jego filmie odgrywają zatem znaczącą rolę – ich siła staje się katalizatorem zmian. Ich upór deformuje machistowską rzeczywistość. Jednocześnie wszystkie te poważne tematy Sciamma obleka w nieskrępowany humor, co pomaga zrzucić z nich ciężar prymitywnej, przygniatającej dydaktyki. Próżno też szukać w tej opowieści emocjonalnych szantaży, mimo że od jej początku do końca spoglądają na nas pytające dziecięce oczy, które widziały więcej, niż powinny. Lekkość w konstruowaniu świata i postaci, a także niekwestionowana wyobraźnia twórcy daje poczucie obcowania z czymś świeżym, niewymuszonym oraz niepotrzebującym zamykania w sztywnych definicjach.  

Hołd należy oddać także autorowi zdjęć, Alexowi Metcalfe'owi. Dzięki jego kompozycjom kolorystycznym "Niebo" jest także ucztą wizualną, od której nie można oderwać wzroku. Elektryzuje także obsada, przede wszystkim nasza mała gwiazda, Fernanda Gutiérrez Aranda, choć drugi, zarówno kobiecy, jak i męski plan nie pozostają za nią daleko w tyle. To zatem film spełniony na wielu poziomach, poszukujący uniwersalnych prawd o człowieku, stawiający dobrze nam znane pytania o sens życia – i nieuzurpujący sobie prawa do udzielania na nie odpowiedzi. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?