Recenzja filmu

Słońce też jest gwiazdą (2019)
Ry Russo-Young
Yara Shahidi
Charles Melton

O obrotach sfer niebieskich

Fabuła ma tu drugorzędne znaczenie. Istotniejsze są przepływające między postaciami emocje, atmosfera, eklektyczna ścieżka dźwiękowa. Starszym kinomanom "Słońce" skojarzy się być może z innym 
Natasha (Yara Shahidi) oraz Daniel (Charles Melton) mają naście lat i serca na dłoni. Są dziećmi imigrantów, którzy przyjechali do Stanów Zjednoczonych, aby zapewnić swoim bliskim lepszą przyszłość. Niestety, los nie obszedł się z nimi równie łaskawie. Podczas gdy on ubiega się o indeks na prestiżowej uczelni, jej wraz z rodziną grozi deportacja. Ścieżki bohaterów przecinają się, gdy oboje zmierzają na spotkania, od których zależy ich dalsza przyszłość. Splot okoliczności sprawia, że nastolatkowie mogą spędzić ze sobą kilkanaście godzin, nim zapadną nieodwołalne decyzje. W trakcie przechadzki po Nowym Jorku rozmawiają o uczuciach, przeznaczeniu i poezji. Spierają się o to, czy warto jest gonić za marzeniami, które mogą się nigdy nie spełnić, czy lepiej wykonywać dobrze płatną lecz nieprzynoszącą satysfakcji pracę. W powietrzu unoszą się feromony, za rogiem czai się dorosłość, a zegar tyka nieubłaganie.



"Słońce też jest gwiazdą" to po trosze melodramat, baśń ze społecznym zacięciem, historia inicjacyjna oraz list miłosny do miasta, o którym Frank Sinatra śpiewał: jeśli uda mi się tu, uda mi się wszędzie. Opowieść o tym, że nasze istnienie jest sumą zrządzeń losu, a ludzie przypominają ciała niebieskie zderzające się ze sobą w przestrzeni kosmicznej. Życia nie da się zaplanować od A do Z, tak jak nie można pozwolić, aby inni (rodzice, władze) projektowali je za nas. Jeśli powyższy opis wydaje się wam nazbyt egzaltowany, prawdopodobnie dawno nie byliście młodzi. Film Ry Russo-Young ze swoją szczeniacką żarliwością i romantyzmem najbardziej spodoba się chyba rówieśnikom ekranowej pary - jeszcze nieprzeżartym cynizmem, z nadzieją spoglądającym w przyszłość.



Fabuła ma tu drugorzędne znaczenie. Istotniejsze są przepływające między postaciami emocje, atmosfera, eklektyczna ścieżka dźwiękowa. Starszym kinomanom "Słońce" skojarzy się być może z innym  "gadanym" filmem ze świetlistą gwiazdą w tytule. Myślę oczywiście o "Przed wschodem słońca" (1995). Ekranizacji powieści Nicoli Yoon brakuje jednak błyskotliwości dzieła Richarda Linklatera, z kolei fotogeniczni skądinąd odtwórcy głównych ról nie mogą pochwalić się charyzmą Julie Delpy oraz Ethana Hawke'a. W efekcie na najciekawszego bohatera wyrasta Nowy Jork - rozwibrowany, przeludniony, obdarty z glamouru rodem z "Seksu w wielkim mieście", a zarazem emanujący kosmopolitycznym kolorytem.



Twórcy filmu zwracają uwagę, że Stany Zjednoczone zostały zbudowane rękami przyjezdnych pragnących spełnić mityczny amerykański sen. Dziś, gdy kraj w brutalny sposób walczy z napływem nielegalnych imigrantów, a będące dotąd fundamentem jego funkcjonowania wartości - demokracja, wolność i równość - znajdują się w kryzysie, takie przypomnienie wydaje się nad wyraz potrzebne. Nawet, jeśli zostaje ono przemycone pod płaszczykiem wakacyjnego wyciskacza łez dla nastolatków.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones