Recenzja filmu

7 uczuć (2018)
Marek Koterski
Michał Koterski
Marcin Dorociński

Piątka z minusem

Temperament Adasia Miauczyńskiego wywiera decydujący wpływ na tonację całego filmu. Koterski senior umiejętnie żongluje nastrojami, bez ostrzeżenia przechodząc od okrucieństwa do czułości, od
Koterski znów to zrobił, zrobił to, chciałoby się rzec, naśladując zaraźliwą frazę, jaką posługują się postacie z filmów reżysera. Podobnie jak w "Dniu świra" i – zwłaszcza – we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" polski twórca zafundował swoim bohaterom terapię szokową. Dzięki niej ludzie żyjący przez lata w cieniu kompleksów, lęków i smutków zyskują szansę, by wreszcie wypowiedzieć swe problemy na głos. Brzmi to wszystko niepokojąco poważnie? Na szczęście nie ma się czego bać. Koterski udowadnia, że wciąż doskonale operuje groteską, a jego ekranowa sesja psychoanalityczna przypomina efekt współpracy Dr. House'a z Witoldem Gombrowiczem.

Wątek terapeutycznej mocy "7 uczuć" bardzo mocno wybrzmiał w dyskusjach po premierowych seansach filmu na festiwalu w Gdyni. Nowe dzieło Koterskiego weszło wówczas w zaskakujący dialog z "Klerem", a więc filmem, który również powstał z ambicją niesienia odbiorcom oczyszczenia. O ile jednak u Smarzowskiego ten szlachetny, choć ryzykowny zamiar dotyczy głównie wybranej sfery życia publicznego, o tyle Koterski swoim zwyczajem postawił na perspektywę kameralną.

Reżyser zrobił wiele, by udowodnić, że mówienie o uzdrawiającym potencjale "7 uczuć" to coś więcej niż tylko efektowna metaforyka. Twórca "Domu wariatów" nie bez kozery rozpoczyna swój film od cytatów z psychologa Andrzeja Samsona i działacza społecznego Wiktora Osiatyńskiego. Wspólny mianownik obu wypowiedzi stanowi przekonanie, że klucz do większości naszych kłopotów z wyrażaniem emocji tkwi w nieprzepracowanych traumach z dzieciństwa. Podejmując ten trop, twórca "Dnia świra" zabiera bohaterów w bolesną, ale chwilami nieodparcie zabawną podróż do przeszłości. 

Początkowo pełnej absurdów codzienności przygląda się z chłodną precyzją naukowca, uwypuklaną dodatkowo za sprawą narracji z offu czytanej przez… Krystynę Czubównę. Bardzo szybko okazuje się jednak, że ów zabieg to tylko trik, a pod maską ironisty Koterski skrywa twarz wrażliwca kochającego pogruchotanych przez życie protagonistów. Wskazówkę do takiego właśnie odczytania intencji reżysera można znaleźć już w wyborach obsadowych. W roli Adasia Miauczyńskiego, w którego w przeszłości wcielali się między innymi Marek Kondrat, Andrzej Chyra i Adam Woronowicz, występuje tym razem Michał Koterski. Decyzja, by powierzyć tę skomplikowaną misję aktorowi charakterystycznemu mogła sprawiać wrażenie ryzykownej, ale ostatecznie okazała się strzałem w dziesiątkę.  Młody Koterski umiejętnie wygrywa na ekranie nieporadność, narcyzm i zagubienie czyniące z niego modelowego Piotrusia Pana, wieczne dziecko niemające szans, by kiedykolwiek naprawdę dorosnąć. 

Temperament Adasia Miauczyńskiego wywiera decydujący wpływ na tonację całego filmu. Koterski senior umiejętnie żongluje nastrojami, bez ostrzeżenia przechodząc od okrucieństwa do czułości, od poezji do rubaszności. Im bliżej finału "7 uczuć", tym bardziej reżyser radykalizuje nastrój i dryfuje ze swoim dziełem w stronę manifestu wymierzonego przeciw mechanizmom ograniczającym wolność dojrzewającej jednostki. Najlepiej wypadają pod tym względem sekwencje stanowiące pyszną kpinę z absurdów świata edukacji. Niech bowiem pierwszy podniesie rękę ten, kto nigdy nie czuł podobnego zażenowania jak bohaterowie nieustannie strofowani przez nauczycieli mówiących im, jak żyć i tłoczących do głów bezużyteczną wiedzę o dopływach Nilu i szczegółach "W pustyni i w puszczy".

Jeśli do Koterskiego można mieć o cokolwiek pretensje, to o to, że chwilami sam podchodzi do widza z tak piętnowanym przez siebie protekcjonalizmem. Przekaz "7 uczuć" nawołujących do zmian modelu funkcjonowania relacji dorośli – dzieci jest tak jasny, że naprawdę nie trzeba kazać bohaterom wygłaszać na ten temat deklaratywnych monologów. Jeśli ten delikatny populizm sprawi, że film Koterskiego trafi do większej liczby widzów i w ten sposób zmusi ich do autorefleksji, reżyser w pełni zasłuży na usprawiedliwienie. Nawet jeżeli jednak tak się nie stanie, "7 uczuć" pozostanie jednym z najważniejszych dzieł w dorobku jego twórcy. Krótko mówiąc, Koterski, siadaj, piątka z minusem.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Adama Miauczyńskiego czeka długotrwała i bardzo bolesna psychoanaliza, dzięki której – być może – dojdzie... czytaj więcej
Na szczęście potwierdziła się zasada, że zapowiedź może diametralnie różnić się od całości filmu.... czytaj więcej