Audiatur et altera pars

Na wstępie chciałbym podkreślić, że nie jestem w żaden sposób powiązany i opłacany przez koncern Monsanto, a w swojej recenzji postaram zachować pełny obiektywizm. To niezwykłe, jak wszelki
Na wstępie chciałbym podkreślić, że nie jestem w żaden sposób powiązany i opłacany przez koncern Monsanto, a w swojej recenzji postaram zachować pełny obiektywizm. To niezwykłe, jak wszelki przejaw aprobaty działalności Monsanto lub rzetelnej krytyki filmu Marie-Monique Robin spotyka się zaraz z zarzutami o koneksje z amerykańskim przedsiębiorstwem.

"Świat według Monsanto" piętnuje zbrodniczą działalność amerykańskiego potentata w produkcji środków chwastobójczych i wprowadzaniu produktów genetycznie modyfikowanych. Robi potężne wrażenie już od pierwszych ujęć, w których poznajemy byłych pracowników międzynarodowego koncernu oraz przeciętnych amerykańskich obywateli, którzy z powodu sąsiedztwa z budynkami produkcyjnymi poważnie ucierpieli na zdrowiu. Francuska dziennikarka, z każdą chwilą wzmacniając zainteresowanie widza tematem, brnie coraz głębiej i odnajduje wokół firmy Monsanto nowe skandale, obok których nie można przejść obojętnie. Znana ze swoich licznych podróży Marie-Monique Robin udaje się w każde miejsce, które ma istotne znaczenie dla obiektu jej obrazu. Podczas oglądania filmu towarzyszymy autorce w wędrówce po czterech kontynentach. Najważniejszymi punktami na mapie zdają się Meksyk i Indie. W tym pierwszym natrafiamy na problem meksykańskich farmerów, którzy borykają się z najazdem genetycznie modyfikowanej kukurydzy niszczącej ich naturalne plony. W azjatyckim kraju zaś ukazana zostaje dramatyczna sytuacja tamtejszych rolników, nie będących w stanie stawić oporu dominującej na rynku produkcji nasion bawełny, amerykańskiej korporacji. Przepełnione porcjami emocji relacje terenowe uzupełniane są komentarzami specjalistów i osób bezpośrednio zaangażowanych w sprawę.

Problematyka filmu wysuwa się na plan pierwszy i podczas oglądania przykuwa pełną uwagę widza. Jednak poza złożonością problemu przewodniego w obrazie francuskiej dziennikarki, trudno nie dostrzec kwestii formy oraz sposobu selekcji materiału i przedstawiania faktów. I na tym się skupmy.

Autorka dokumentu powinna sobie zadać pytanie, czym jest i czym powinien być film dokumentalny. Czy z samej definicji nie powinien za wszelką cenę dążyć do prawdy, a nie służyć propagandzie rodem z Leni Riefenstahl lub szukać poklasku w oczach zszokowanych widzów? Na tak postawione pytania jest tylko jedna odpowiedź: dokument powinien dokumentować rzeczywistość, ukazywać pełną prawdy albo usilnie do prawdy dążyć. Na pierwszy rzut oka, gdy Marie-Monique Robin na początku filmu niewinnie pokazuje swoje zdumienie nagonką na Monsanto i stara się rzetelnie sprawdzić każdą informację lub posądzenie odnalezione w Internecie, "Świat według Monsanto" wręcz kipi obiektywizmem. Znamienna jest także końcówka filmu, w której jednostronna wizja dziennikarki ma zostać "rozgrzeszona" i usprawiedliwiona milczeniem władz amerykańskiej spółki w tej sprawie.

Niestety jednak, treści przekazane widzowi przesiąknięte są tendencyjną przyganą każdego obszaru działalności Monsanto. Negatywnych wypowiedzi na temat stosunku międzynarodowego przedsiębiorstwa do biotechnologii, jak również co do samej biotechnologii, nie ma końca. Francuska reżyserka stara się zastosować w tym punkcie pewien schemat. Eksperci wyrażają swoją dezaprobatę, dotyczącą błędnych metod biotechnologicznych, które nastawione są na maksymalizację zysku kosztem zdrowia czy życia ludzkiego. Przeciętni obywatele, korzystający z wątpliwego w ich mniemaniu dobrodziejstwa artykułów Monsanto lub skojarzeni z produkcją ich komponentów, piętnują najczęściej całą dziedzinę biotechnologii. Autorka widowiska filmowego jest dziennikarką śledczą z krwi i kości, więc tego rodzaju manipulacja, za wszelką cenę unaoczniająca jej poruszającą wizję, nie może dziwić. Oglądając film, szczególnie w niektórych przedstawionych tam rozmowach z ludźmi, miałem nieodparte wrażenie, że jestem świadkiem taniego przedstawienia. Biorąc pierwszy przykład z brzegu – rolnik, uprawiający kukurydzę w Meksyku, nie był przekonujący, a wręcz tracił na wiarygodności z każdym wypowiedzianym słowem. I to nie tylko dlatego, że zachowywał się nienaturalnie, ale wyglądał na marionetką w rękach wizjonerskiej pani reżyser, która zapewne wcześniej przekazała mu starannie ułożony tekst do nauki wraz z uwagami, obejmującymi grę niezadowolenia i bezradności. Sam dobór tematów, pozostawia wiele do życzenia. W Internecie toczy się krucjata przeciwko Monsanto i posądzenie o tendencyjność odnalezionych tam nagłówków samo ciśnie się na usta.

Brakuje w obrazie Marie-Monique Robin wymienienia jakichkolwiek zalet biotechnologii, co w moim odczuciu szczególnie razi. Nie przeczę, że wiele informacji przedstawionych w filmie jest prawdziwych i ma oparcie w faktach, jednak brak reakcji i możliwości obrony drugiej strony jest niedopuszczalny. Nie możemy bowiem ograniczyć się do wypowiedzi bezbarwnego i pozbawionego siły przekonywania, byłego szefa procesów biotechnologicznych w Monsanto, Jamesa Maryanski, czy krótkich rozmów telefonicznych z  prawnikami korporacji, którzy w swym profesjonalizmie nie mogą przyjmować wyraźnych postaw. Jeśli francuska reżyserka, mimo swojej upartości i wytrwałości śledczej, nie mogła skontaktować się z przedstawicielami przedsiębiorstwa (może zabrakło jej w tym punkcie determinacji), powinna postarać się o komentarz grona ekspertów bądź ludzi nienasiąkniętych wrogością do pierwszoplanowego przedmiotu jej dziennikarskiego obrazu. Nie wątpię bowiem, że osób, które afirmują chociażby sam rozwój biotechnologiczny, jest z całe mnóstwo. Idzie przecież wyłącznie o obiektywizm i rzucenie światła na każdy element problemu. Tego najdotkliwiej w filmie brakuje.

Z moich dotychczasowych słów wynika, że "Świat według Monsanto" jest ze wszech miar obrazem ułomnym. Tak jednak nie jest. Poprawnie zmontowany dokument francuskiej dziennikarki nie jest ani nudny, ani monotonny. Każda sceny budzi zainteresowanie, a po niektórych otrząsamy się w szoku, uświadomieni skalą i bezwzględnością działalności amerykańskiej firmy. Doświadczenie autorki w tworzeniu podobnych filmów dokumentalnych dało o sobie znać. Za co przede wszystkim można pochwalić francuską dziennikarkę? Bez wątpienia za odwagę. Środowiska ekologiczne nie miały do tej pory wystarczającej mocy, by przemówić do przeciętnych ludzi, a żaden dokument powstały dotychczas nie mógł się równać z filmem Marie-Monique Robin w sile swej polaryzacji światowej dyskusji w temacie żywności genetycznie modyfikowanej oraz monopolistycznej pozycji leadera jej produkcji. A takie filmy są potrzebne. Ba, nawet niezbędne, by opinia publiczna całego świata mogła obejrzeć, przemyśleć i zająć stanowisko, które będzie wpływać na dalszy rozwój wydarzeń. W świecie zdominowanym przez ustrój demokratyczny istotne decyzje polityczne nie mogą być bowiem poprzedzone jedynie zwięzłą rozmową w partyjnych kuluarach, ale koniecznie otwartą dyskusją na krajowych i międzynarodowych forach.

Na koniec muszę podkreślić, że zawiodłem się filmie, ponieważ ten jest jednostronny i wyznacza niewłaściwą drogę do prawdy. Mimo jego potencjału i mocy oddziaływania, odnoszę wrażenie, że pracy Marie-Monique Robin nie przyświecał obiektywizm, a raczej pogoń za sensacją. Pamiętajmy więc na przyszłość - "Audiatur et altera pars" (z łac. "Niech będzie wysłuchana i druga strona").
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones