Recenzja filmu

Życie Pi (2012)
Ang Lee
Jerzy Dominik
Suraj Sharma
Irrfan Khan

Triumf formy nad treścią

W pewnym sensie "Życie Pi" Anga Lee przypomina skrajnie oceniany "Atlas chmur" rodzeństwa Wachowskich. Pod kolorową, piękną skorupką ozdobioną błyszczącymi kadrami i świetnymi efektami
W pewnym sensie "Życie Pi" Anga Lee przypomina skrajnie oceniany "Atlas chmur" rodzeństwa Wachowskich. Pod kolorową, piękną skorupką ozdobioną błyszczącymi kadrami i świetnymi efektami specjalnymi kryje się niezbyt imponująca treść. Oczywiście, twórca "Brokeback Mountain" stara się wmówić, że walka Pi ma wymiar metaforyczny, a jego dryfowanie po oceanie w towarzystwie tygrysa to nic innego jak rozwój duchowy, ale aspirujący do miana jednego z najlepszych filmów roku tytuł było stać na wiele więcej.

Nie tylko zresztą przerost formy nad treścią łączy "Life of Pi" z produkcją Wachowskich. Zrealizowany za 120 mln$ obraz nie zaimponował Amerykanom, którzy podczas pierwszych trzech dni wyświetlania wydali na bilety nieco ponad 20 mln$. Było to widać na sali kinowej, która świeciła pustkami nawet w dniu z obniżką wejściówek. Co więc zawiodło? Dlaczego ta wielobarwna podróż, podczas której kolejny raz człowiek musi zmierzyć się z siłą natury, nie udźwignęła ciężaru gatunkowego?

Być może jednym z powodów jest szalona zabawa obrazem. Ang Lee pokazuje na dużym ekranie wszystko. Intensywne kolory, naświetlanie życia podwodnego czy dokumentowanie pięknego piekła sztormu na otwartym ocenie, zdaje się tak pochłonęło twórców, że ci zapomnieli o budowaniu nieco mniej lakonicznej fabuły. Pod tym względem zdecydowanie lepiej prezentuje się podobny gatunkowo "Cast Away" Roberta Zemeckisa. Losy granego przez Toma Hanksa wyrzutka przejmują i nie są rozpraszane przez otaczające go krajobrazy.

Łatwo więc o monotonie w czasie projekcji, bowiem na dłuższą metę nawet najbardziej imponujące efekty wizualne stają się nudne. Ponadto człowiek postawiony w tak ekstremalnej sytuacji, w jakiej był Pi, siłą rzeczy zlewa się z dziką naturą, a jego instynkty społeczne - bezużyteczne w nowych warunkach - zostają wytępione. W tym scenariuszu jest na odwrót; bardzo nierealistycznie wręcz za słodko, dlatego nie wierzę.

W sukcesie kasowym nie pomoże też anonimowa obsada. Ang Lee kazał nawet wyciąć kilka scen z Tobeym Maguirem uznając, że aktor jest "za sławny" do jego filmu. Nie można napisać, że wcielający się w tytułowego bohatera, totalny debiutant Suraj Sharma, sobie nie poradził. Ale pozostaje otwarte pytanie, jak tę samą postać zinterpretowałby bardziej doświadczony aktor?

Na dokładkę dostajemy od reżysera porcję dysputy na temat Boga i wiary. Nie mam nic przeciwko, lecz w tym wypadku zaproponowano kilka drętwych haseł, które brzmiały jak wyrwane z kontekstu.  Było aż tak źle? Z tymi najmłodszymi odbiorcami warto się wybrać, bo jest na co popatrzeć. Nie sądzę jednak, żeby zaproponowana przez Anga Lee formuła zaspokoiła oczekiwania bardziej wygłodniałych kinomanów.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Życie Pi" w reżyserii Anga Lee (laureata Oscara za film "Tajemnica Brokeback Mountain" oraz twórcy... czytaj więcej
Oscarowe nominacje niejednokrotnie pokazywały, że Akademia docenia filmy z pogranicza komercji i kina... czytaj więcej
Jeżeli istnieje jakiś konkretny punkt zaznaczający moment wkroczenia w dorosłość, to z całą pewnością... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones