Recenzja filmu

Afera poniżej zera (2001)
Brendan Malloy
Emmett Malloy
Jason London
Lee Majors

Mniej niż zero

Jak każdy widz po wyjściu z kina mam różne przemyślenia na temat właśnie obejrzanego filmu. Czasem są to skojarzenia z literaturą, czasem jestem tylko niemo zachwycona obrazem. Po wyjściu z <a
Jak każdy widz po wyjściu z kina mam różne przemyślenia na temat właśnie obejrzanego filmu. Czasem są to skojarzenia z literaturą, czasem jestem tylko niemo zachwycona obrazem. Po wyjściu z "Afery poniżej zera" zastanawiałam się tylko nad jednym: "Za jakie grzechy musiałam ten film obejrzeć?". Ani to śmieszne, ani fajne, ani interesujące. Można było odnieść wrażenie, że temperatura na Alasce koreluje z IQ bohaterów... O czym opowiada ów film o dość znaczącym tytule? Grupa młodych ludzi - Rick, Anthony, Luke i Chlewik (!) mieszkają w małym miasteczku Bycza Góra na Alasce. Razem jeżdżą na snowboardzie, piją piwo w miejscowej spelunie i marzą o poznaniu tłumu atrakcyjnych i chętnych dziewczyn. Ich wymagania nie są zbyt duże, a ambicje wygórowane, z resztą czego można pragnąć mieszkając w malutkim miasteczku, w którym życie wydaje się idyllą...? Sytuacja zmienia się, gdy umiera dotychczasowy właściciel Byczej Góry umiera, a jego syn postanawia sprzedać górę Johnowi Majorsowi, bogaczowi z Kolorado. Okazuje się, że Majors zamierza przekształcić malutkie miasteczko w drugie Aspen - snobistyczny ośrodek sportów zimowych. Rick i przyjaciele muszą działać, aby ich ukochana Góra pozostała taka jak zawsze. "Afera poniżej zera" to bardzo słaba komedia przeznaczona dla amerykańskich nastolatków. Nie denerwuje nawet standard, jaki serwują bracia Malloy: wrażliwy bohater, otoczony przez grupę bezmyślnych kumpli, myślących wyłącznie o alkoholu i seksie. Do takiej sztampy i tandety przyzwyczaili nas rodzimi dystrybutorzy. Denerwuje za to sposób opowiadania - można odnieść wrażenie, że fabuła jest tylko pretekstem do zaprezentowania kilkunastu dość nieświeżych dowcipów, które mają jeszcze jedną cechę wspólną - są głupie i obrzydliwe. Filmowi "Afera poniżej zera" bardzo daleko do obrazów takich jak "American Pie", który z pewnością nie jest wysokich lotów, ale przynajmniej ma jedną zaletę - świeżość. Występu młodych aktorów nie można nawet nazwać graniem. To co robią na ekranie jest bezładnym i bezsensownym strojeniem min do kamery. Przypomina to trochę manierę, z jaką gra Matthew Lillard ("Krzyk", "Scooby-Doo") czy Seann William Scott ("American Pie", "Ostra Jazda") i to dość nieudolnie naśladowaną. Niewiele ciekawiej prezentują się starsi aktorzy - Will Garson i Lee Majors. Garson znany jest przede wszystkim jako Stanford z serialu "Seks w Wielkim Mieście". Jestem wielbicielką tego programu, dlatego też trudno mi było nie kojarzyć Garsona z postacią homoseksualisty i wielbiciela mody, a łatwo zauważyć denerwującej maniery w jego grze. Również postać, którą gra Majors jest niepotrzebnie przerysowana. Na szczęście film ma zalety, choć niewielkie. Pierwszym plusem jest udział mistrzów snowboardu. Ich niesamowite, kaskaderskie niemal wyczyny są godne podziwu. Druga zaleta to...czas. "Afera..." trwa tylko 89 minut i jeśli liczyć małe spóźnienie, wyjście po popcorn i colę, jest to długość całkiem znośna. Również forma filmu - zdjęcia i muzyka - jest przyzwoita. Na szczęście w Ameryce panują pewne standardy, które spełnia większość obrazów. Nie ma więc udziwnień, egzotycznych ustawień kamery, które utrudniłyby dodatkowo odbiór filmu. Wszystko, co zobaczycie w "Aferze poniżej zera" widzieliście w innych filmach w ciekawszej, mniej prostackiej wersji. Szkoda więc czasu i pieniędzy na oglądanie filmu, który pozostawia tylko niesmak.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Małe miasteczko Bull Mountain na Alasce. Czworo przyjaciół: Rick, Luke, Anthony i Pig Pen, uprawia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones