Recenzja filmu

Bardzo długie zaręczyny (2004)
Jean-Pierre Jeunet
Audrey Tautou
Gaspard Ulliel

Wiara czyni cuda

Ponad trzy lata po premierze bajkowej "Amelii" jej twórca Jean-Pierre Jeunet prezentuje kolejny film. Tym razem pod lupę wziął dzieje miłości, którą komplikuje I wojna światowa, a wszystko w
Ponad trzy lata po premierze bajkowej "Amelii" jej twórca Jean-Pierre Jeunet prezentuje kolejny film. Tym razem pod lupę wziął dzieje miłości, którą komplikuje I wojna światowa, a wszystko w oparciu o prozę Sébastiena Japrisota "A Very Long Engagement". Mathilde (Audrey Tautou) jest niepełnosprawną dziewczyną, którą łączy płomienne uczucie z młodym Manechiem (Gaspard Ulliel). Idyllę zakochanych bezkarnie przerywa wybuch okrutnej wojny. Mathilde wiernie czeka na ukochanego. Dowiaduje się, że pięciu skazańców zostało porzuconych na ziemi niczyjej na linii wymiany ognia między Francuzami a Niemcami. Jednym z nich miał być rzekomo właśnie Manech. Dziewczyna nie dopuszcza jednak do siebie myśli, że mężczyzna jej życia nie żyje. Postanawia sprawdzić, jakie naprawdę były losy Manecha i co się z nim stało. Jeunet zdecydował się na dosyć ryzykowny krok. Na warsztat wziął klasyczną powieść miłosną i nakręcił melodramat. Ale czy po wielkim sukcesie "Amelii" masy spragnionych jego twórczości widzów czekali na jego powrót z tym właśnie gatunkiem? Pewne jest jedno. Jean-Pierre Jeunet postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko, bo zdecydował się na film na pierwszy rzut oka tak różny od swojego poprzedniego dzieła. "Amelia" była surrealistyczną bajką o ludziach zwykłych i właśnie o tej niezwykłości ich prostoty. Opowiadając pozornie banalną historię dziewczyny, która pragnie dawać innym szczęście, całkowicie się banału wyzbył. Co więcej, stworzył coś niesamowicie oryginalnego. Dlatego właśnie zanim zobaczyłam "Bardzo długie zaręczyny" zastanawiałam się, czy Jeunet postawił na prostą, ludzką naturę człowieka czy na wzruszający melodramat? I czy uda mu się ostrożnie wydozować ilość nutki sentymentalizmu i patosu, którego, jak soli do zupy, należy dodawać ostrożnie i rozważnie, by nie zepsuć całego dania? Nasuwa się przy tym proste pytanie - cokolwiek Jeunet z tym fantem zrobił, czy mu się udało? Nowy obraz Jeana-Pierre'a Jeuneta okazał się być oparty na trudnej sztuce kompromisu, który polega na umiejętnym łączeniu gatunku, w jaki dana historia się wpisuje, z własną konwencją. Jest to niewątpliwie melodramat, ale autor nie narzuca się widzowi z kiczowatymi deklamacjami miłosnych frazesów płynących z ust bohaterów w niemal co drugim kadrze, ale typowe dla Jeuneta spojrzenie na to uczucie-proste, piękne, szczere. Miłość przedstawiona w tak niekonwencjonalny jak na dzisiejsze czasy sposób wręcz fascynuje. Już w drugim jego filmie sposób postrzegania tego uczucia jest krystaliczny, pozbawiony zbędnych "obrzydników". Tę ludzką część natury człowieka widać także w scenach w okopach, gdzie autorzy wcale nie próbują zalać widza hektolitrami czerwonawego płynu imitującego krew, ale gdzie mimo cierpień i niepewnego, tak często okrutnego losu panuje nawet w pewien sposób atmosfera przesiąknięta dowcipem. Wszystko to z malowniczymi zdjęciami Bruna Delbonnela, którego zdjęcia niczym żywe, tętniące magią pejzaże zapisują się na kartach pamięci widza. Czy do tej krainy mieszanki gatunkowej, której dwoma głównymi składnikami są melodramat i film wojenny można dorzucić coś o zupełnie odmiennym smaku, barwie i zapachu? Okazuje się, że jak najbardziej tak. Jeunet czyni swoje postaci dowcipnymi (tak jak brawurowo zagrana przez Chantal Neuwirth postać Benedicte) w typowym dla siebie, trochę ironicznym i pieklenie inteligentnym stylu. Doskonałe dialogi są właśnie tym rzadko spotykanym w podobnym repertuarze dodatkiem, który czyni z obrazu Jeana-Pierre'a Jeuneta nie jakiś tam film o wojnie i miłości, ale o dzieło pełnowymiarowe. "Bardzo długie zaręczyny" to wielka próba nie tylko dla Jeana-Pierre'a Jeuneta. To ogromna szansa dla 26-letniej Audrey Tautou na uwolnienie się od, co prawda popartego sukcesem, ale ciążącego jej mitu Amelii. Wielu dopatruje się w postaci Mathilde, jak i w najnowszej roli Tautou, synonimu bohaterki tytułowej poprzedniego filmu Jeuneta. Jest to bardzo krzywdząca dla tej aktorki teza. Po pierwsze, Audrey udaje się zagrać tę postać w sposób zdecydowany. I to właśnie zdecydowanie jest w niej od początku do końca. Nieśmiałej Amelii zdecydowanie go brakowało. Mathilde ma w sobie determinację, nie boi się stawić czoła wszystkim znakom na niebie i ziemi, które wskazują, że rzeczywistość jest okrutniejsza niż by sobie tego życzyła i to okrucieństwo dotyka właśnie jej. Wierzy w coś, co innym nie pozostawia cienia wątpliwości i wykorzystuje wszystko (nawet swoje kalectwo), by nawet w najbardziej oportunistyczny sposób zrobić krok do przodu, ku prawdzie. Na dobrą sprawę jedynym, co łączy Mathilde i Amelię to nieustanne poszukiwanie szczęścia. Wszystko inne dzieli je na kategorie zupełnie od siebie odmiennych bohaterek. Najbardziej magnetyczną i przykuwającą wzrok postać wykreowała Marion Cotillard, która zagrała prostytutkę Tinę Lombardi. Cotillard w parze ze swoimi kocimi oczami i nienawiścią, jaka je wypełnia, tworzy wizerunek mściwej femme fatale, której jednak trudno nienawidzić. Zasłużenie przypadła jej w udziale statuetka Cezara, jaką w tym roku odebrała za swoją drugoplanową kreację. Pomijając moim zdaniem o wiele gorszą ścieżkę dźwiękową niż w przypadku "Amelii" (wówczas liryczne połączenia akordeonu i fortepianu zaprezentował Yann Tiersen) ten film jest naprawdę godny uwagi. I może niekoniecznie tego spodziewam się po melodramatach, ale od Jeuneta właśnie tego oczekuję.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Review(title=Zdjęcia w sepii z albumu babci, teaser="Bardzo długie zaręczyny" zabierają nas w sentymentalną podróż do doskonale odtworzonego Paryża lat 20. i brutalnie przerzucają na front pierwszej wojny światowej. Film stanowi dzieło satysfakcjonujące w każdym aspekcie, od rewelacyjnej warstwy wizualnej, przez wielowątkową i wciągającą fabułę aż po skłaniające do refleksji i czytelne, choć nie podane na tacy, przesłanie., content=[person=10757]Jean-Pierre Jeunet[/person] dał się poznać w swoich poprzednich filmach jako perfekcjonista – w świetnych "[film=30859]Delicatessen[/film]" i "[film=674]Mieście zaginionych dzieci[/film]" wykreował własne, surrealistyczne światy z dbałością o najmniejsze szczegóły, zaś w najbardziej przystępnej dla szerszej publiczności "[film=31416]Amelii[/film]" stworzył uroczy, magiczny klimat dzięki wielu drobnym, słodkim motywom. Tym razem wziął na warsztat poważniejszy temat i dysponował zdecydowanie większym budżetem, dzięki czemu mógł stworzyć obraz epicki, wciąż jednak mocno zakorzeniony w jego charakterystycznym stylu i bogaty w drobne, ledwo zauważalne smaczki, które nadają jego kinu niepowtarzalnego, baśniowego klimatu. [center][filmPhoto=300343,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] Adaptacja powieści [person=77558]Sébastiena Japrisot[/person] opowiada o losach Mathilde, młodej dziewczyny, która uparcie poszukuje swojego ukochanego zaginionego w czasie pierwszej wojny światowej, nie przyjmując do wiadomości informacji o jego śmierci. Nie dostajemy tu jednak smętnego, wojennego melodramatu – reżyser z gracją porusza się między gatunkami, serwując nam historię w strukturze przypominającą kryminał, co rusz podrzucając nowe tropy i żonglując nielinearną, pełną retrospekcji i przedstawiania tych samych wydarzeń z różnych punktów widzenia narracją. Wplatając w to mnóstwo ozdobników (perełkę stanowi tutaj scena zapalania i gaszenia zapałek przez parę kochanków), opowieść zaczyna mieć charakter baśni. Konwencja filmu jest lekka i pełna urokliwego, typowego dla filmów [person=10757]Jeuneta[/person] humoru – choć czasem czarnego, to jednak nigdy nie przekraczającego pewnych granic. Oprócz głównego wątku poznajemy tutaj mnóstwo barwnych postaci pobocznych, których losy krzyżują się z naszą bohaterką – najciekawsza jest historia femme fatale Tiny Lombardi mszczącej się za cierpienie, jakiego zaznał na froncie jej kochanek. Całość okazuje się bardzo logiczna i spójna, dzięki czemu wciąga i angażuje emocjonalnie widzów – choć z początku może wydać się nieco pogmatwana i narracyjnie ciężka, co jest właściwie jedynym zarzutem, jaki mogę postawić temu filmowi. Natomiast tym, co od pierwszej do ostatniej sceny najbardziej rzuca się w oczy, jest rewelacyjna warstwa artystyczna obrazu [person=10757]Jeuneta[/person], co zresztą nie powinno dziwić amatorów francuskiego reżysera znających jego wcześniejsze filmy. Scenografia dopracowana jest z taką pieczołowitością, że widząc zbliżenie na ziarenka piasku można mieć wrażenie, iż każde z nich zostało starannie ustawione właśnie w taki sposób. Znów otrzymujemy stworzony na potrzeby filmu cały świat pełen małych drobiazgów, które dostrzeżemy dopiero przy wtórnym sięgnięciu po tę produkcję. Również zdjęcia [person=48520]Bruno Delbonnela[/person] stanowią klasę same w sobie – największe wrażenie robią dalekie plany ukazujące malownicze pejzaże skalnej wyspy z latarnią morską, rozległe pola zboża czy pociągi filmowane z lotu ptaka. Sekwencje dziejące się na froncie są także bardzo sprawnie zrealizowane – klimat jest tak doskonale uchwycony, że prawie czuć zapach dymu, martwych ciał i stęchlizny. Warto zwrócić tutaj uwagę na zastosowane przez twórców filtry, dzięki którym sceny te ukazane są w zimnych barwach – co kontrastuje z ciepłymi żółciami scen z życia Mathilde, przywodzącymi na myśl przeglądanie starego albumu podczas herbatki u babci. Mamy tutaj również bardzo naturalnie wypadające efekty specjalne, zrealizowane mieszanką techniki tradycyjnej i komputerowej – najbardziej imponuje pod tym względem wybuch w szpitalu zlokalizowanym w olbrzymim hangarze z wypełnionym helem sterowcem. Całość dopełnia muzyka [person=11380]Angelo Badalamentiego[/person], współpracującego już wcześniej z [person=10757]Jeunetem[/person] oraz znanego przede wszystkim ze współpracy z [person=68]Davidem Lynchem[/person] – subtelna, nigdy nie pchająca się na pierwszy plan, jednak zawsze delikatnie podkreślająca wydarzenia na ekranie i wpadająca w ucho. [center][filmPhoto=300330,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] W kwestii obsady reżyser po raz kolejny sięga po swoich stałych współpracowników – w roli głównej mamy znaną z "[film=31416]Amelii[/film]" [person=48521]Audrey Tautou[/person], której rola pozornie może wydawać się zbliżona do poprzedniej – Mathilde jednak jest śmiała i pewna siebie, uparcie dąży do celu i bezwzględnie wykorzystuje do tego swoje lekkie kalectwo. Charakterystyczną cechą jej postaci są kompulsywne zakłady z losem, dzięki którym chce sama siebie przekonać, że jej ukochany wciąż żyje – zawsze kończące się dwuznacznym rezultatem. Poza nią nie mogło zabraknąć [person=3895]Dominique Pinona[/person] w roli sympatycznego wujka dziewczyny oraz [person=5968]Jean-Claude Dreyfusa[/person] i [person=3684]Rufusa[/person] w pomniejszych rolach. Z pozostałej obsady na największe uznanie zasługują [person=6373]Marion Cotillard[/person] w roli mściwej femme fatale i [person=118755]Gaspard Ulliel[/person] w roli zaginionego kochanka Mathilde, Manecha. Choć nie dostaje on zbyt wiele czasu ekranowego i wypowiada jeszcze mniej kwestii, to poprzez samą mimikę zdecydowanie rozwija tę postać, zaś jego przygnębiająca deklaracja na pograniczu szaleńczego majaczenia i głębokiej refleksji wypowiedziana w oczekiwaniu na wyrok zapada w pamięć. Największym atutem filmu jest jednak jego pozytywny – niezależnie od zakończenia – przekaz. Miłość pomiędzy Mathilde i Manechem to uczucie szczere, krystaliczne i bez skazy, które dojrzewa poprzez trudy wojny i wyrasta ze swej nastoletniej naiwności, a zamiast na górnolotnych deklaracjach opiera się na konkretnych czynach i napędza bohaterów do prawdziwego heroizmu. Trudno mi wskazać drugi przykład tak pięknego ukazania miłości i nadziei w kinie. Historia stroni od tanich ckliwości, a przy tym naprawdę wzrusza. Kontrastem dla tej sielanki jest sposób ukazania wojny. Pozbawiona jest ona jakiegokolwiek patosu, dumy czy wyższych wartości – to po prostu fabryka zamieniająca młodych, obiecujących mężczyzn w trupy na rozkaz starców zasiadających w sztabach. Świadczy o tym już sama bestialska kara, jaka spotyka Manecha i czwórkę jego kolegów – za mniej lub bardziej przypadkowe samookaleczenie zostają wysłani na ziemię niczyją, oczekując egzekucji ze strony jednej lub drugiej ze stron. Dobitnie natomiast podkreśla to scena, w której jeden ze skazańców desperacko krzyczy, że nie jest Francuzem, co skutkuje zastrzeleniem go przez byłego kompana z okopów. Charakterystyczny dla [person=10757]Jeuneta[/person] sposób wprowadzania bohaterów do historii – poprzez retrospekcje obrazujące zarówno ważne, jak i bardzo drobne szczegóły z ich życia – pozwala widzom na nawiązanie z nimi głębszej więzi, przez co jeszcze mocniej uwypuklona zostaje tragedia jednostki, której jedyną winą jest urodzenie się w złym miejscu i czasie. [center][filmPhoto=300332,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] "[film=96099]Bardzo długie zaręczyny[/film]" zabierają nas w sentymentalną podróż do doskonale odtworzonego Paryża lat 20. i brutalnie przerzucają na front pierwszej wojny światowej. Stanowią historię o tyle wiarygodną, że przez cały film gdzieś z tyłu głowy czujemy, że pomimo całej bajkowości tej historii, podobne losy rzeczywiście spotykały wiele osób rozdzielonych przez wojnę. Film stanowi dzieło satysfakcjonujące w każdym aspekcie, od rewelacyjnej warstwy wizualnej, przez wielowątkową i wciągającą fabułę aż po skłaniające do refleksji i czytelne, choć nie podane na tacy, przesłanie. Z czystym sumieniem mogę ten obraz polecić każdemu – to dobra propozycja zarówno na romantyczny wieczór filmowy we dwoje, jak i do indywidualnego seansu, dla wrażliwców i twardzieli. , filmId=96099, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=Ledsbourne, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Jean-Pierre Jeunet dał się poznać w swoich poprzednich filmach jako perfekcjonista – w świetnych... czytaj więcej
Review(title=Magia miłości, teaser=null, content=Amerykanie, być może zazdrośni o popularność, jaką zyskał sobie film "[film=96099]Bardzo długie zaręczyny[/film]", dwa lata później nakręcili "[film=237006]Zapomniany lot[/film]", opierając go na analogicznej historii i tylko zakończenie, po hollywoodzku, wymyślili w pełni szczęśliwe. Jeśli ktoś myśli, że i tym razem napiszę, że amerykańskie kino to kicz niedorównujący europejskiemu, to się pomyli. Obraz [person=512544]Terriego Farley-Teruela[/person], chociaż o wiele prostszy, to jednak przepiękny i ciepły. Natomiast propozycja [person=10757]Jeana-Pierre'a Jeuneta[/person] po raz kolejny pokazuje poziom i ambicje francuskiego kina. W obu tych filmach poznajemy młodą parę, która zna się od dzieciństwa, kocha i chce związać się na całe życie. Joe i Cliare pobierają się tuż przed II wojną światową, Mathilde ([person=48521]Audrey Tautou[/person]) i Manech ([person=118755]Gaspard Ulliel[/person]) zaręczają się zanim on wyjedzie na front w 1917 roku. Joe zaginął i został uznany za zmarłego, Manech za samookaleczenie trafił przed sąd polowy i został skazany na śmierć przez porzucenie na ziemi niczyjej. Obie kobiety pozostały z informacją o śmierci swoich ukochanych, wspierane przez najbliższych, Dziadunia i wujostwo. Głęboka wiara, miłość i nadzieja nie pozwoliły im zawierzyć świstkowi papieru. Rozpoczęły poszukiwania, w których na każdym kroku słyszały, że znajdą tylko grób, a jednak nie poddały się. Fabuły tych filmów w zasadzie niczym się nie różnią. Pierwszy z nich charakteryzuje się specyficznym klimatem i prostotą, która również jest jego atutem. Obraz [person=10757]Jeana-Pierre'a Jeuneta[/person] ma zupełnie inny klimat i na pewno nie jest prosty. Mamy tu jeden motyw przewodni, ale wiele wątków. Mathilde prowadzi poszukiwania z pomocą rodzinnego prawnika, wynajmuje również prywatnego detektywa "szybkiego jak kuna" Célestina Pouxa ([person=62292]Albert Dupontel[/person]), zamieszcza też ogłoszenie w gazecie. Te same poszukiwania prowadzi, niezależnie od Mathilde, Tina Lombardi ([person=6373]Marion Cotillard[/person]), ukochana Korsykanina, który również został skazany na śmierć. Mamy tu więc mnóstwo źródeł informacji, często sprzecznych, często tragicznych. Pojawia się wiele postaci, mamy wiele różnych miejsc akcji. Ta różnorodność i wielowarstwowość fabuły jest mocnym atutem filmu. W chaosie informacyjnym widz wiele razy godzi się już ze śmiercią Manecha, a jednak akcja trwa dalej, pojawiają się nowi świadkowie, nowe opowieści. Jednak nie tylko scenarzysta wykonał jednak swoje zadanie. Aktorzy również spisali się znakomicie. [person=48521]Audrey Tautou[/person] jako chora na polio Mathilde Donnay wypadał świetnie. Na uwagę zasługuje również [person=6373]Marion Cotillard[/person], która wcieliła się w żądną zemsty kochankę Tinę Lombardi. Sceny przedstawiające morderstwa, które popełniała, były rodem z filmu science fiction. Warto również wspomnieć o rólce [person=90246]Jeana-Paula Rouve[/person], który jako listonosz dodawał całemu obrazowi smaczku komediowego. Mocną stroną filmu są również sceny wojenne. Reżyser przedstawił nam okrucieństwo i bezsens I wojny światowej. Młodzi żołnierze zabrani od rodzin, kobiet, gospodarstw, musieli gnić w okopach lub uzbrojeni w karabin z bagnetem biec na strzelającego z karabinów maszynowych wroga. Ci, co chcieli wrócić do domów, mogli okaleczyć się i liczyć na wyrozumiałość lub na karę śmierci, karę za tęsknotę. Manechowi się nie udało, chociaż kompani z oddziału wstawili się za nim, sierżant oddał go pod sąd. Jakże przerażające są słowa, które wypowiada jakiś czas przez wykonaniem wyroku: "Dobrze, że nas skazali. Nie będziemy musieli czekać do końca wojny. Po egzekucji pojedziemy do domu". Jest to produkcja warta obejrzenia, i to nie tylko przez kobiety. Nie jest to zwykły melodramat, ale film kobiecej wierze w miłość, magię, zaklęcia i intuicję, o wrażliwości, której nie są w stanie zabić nawet okrucieństwa wojny i wreszcie o okrucieństwach, które niszczą. Przede wszystkim jest jednak film o nadziei, która nie umiera nawet nad grobem ukochanego. , filmId=96099, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=czarrna, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Amerykanie, być może zazdrośni o popularność, jaką zyskał sobie film "Bardzo długie zaręczyny", dwa lata... czytaj więcej